WÄ…tek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2017, 23:38   #13
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zwiadowczyni dezaktywowała maskowanie, podeszła do pojazdu i wyłączyła napęd. Broń tego mężczyzny, w przeciwieństwie do tej na grobli, nie została zamoczona w wodzie, doskonale więc nadawała się na zapłatę dla staruszka. Postanowiła ją zabrać, przy okazji przeszukując wnętrze. Do broni potrzebna była amunicja, poza tym zawsze mogło się tam znaleźć coś ciekawego. Nie tylko ta jedna broń nadawała się do użytku. Tutejsi używali głównie prostych konstrukcji, do kupienia tanio na przykład w Rosji lub Chinach, a te zwykle były całkiem odporne. Pierwsze - oprócz może karabinu zabitego partyzanta - co rzucało się w oczy w środku pojazdu, to radio CB. Słuchawka od niego wisiała na kablu, wydobywały się z niej trzaski. Czy zdążyli coś zakomunikować? Shade nie była w stanie stwierdzić. Poza tym w środku był zapas amunicji, wody do picia, trochę żywności i mapy. Zabity nie miał przy sobie nic niezwykłego, o ile nie chciała zabierać tytoniu, zapalniczki czy wiszącego mu na szyi medalionu.

Kiedy wyszła z samochodu, zauważyła, że reszta już się pozbierała. Veha siedział i bandażował ramię, Crack i staruszek przeszukiwali zabitych. Tubylec przewieszał sobie przez ramię każdą sztukę broni, a do kieszeni upychał magazynki z amunicją.
Shade odwiesiła słuchawkę radia, zabrała broń i amunicję i ruszyła z powrotem do mężczyzn. Podała to co zabrała staruszkowi i podeszła do przewodnika:
- Rana jest czysta? Czy kula tkwi w środku? - Zapytała Kambodżańczyka. - Może ci pomóc?
- Tylko draśnięcie, ale nie odmówię - uniósł ramię, szczerząc się tak jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.
Crack wrócił do nich z kilkoma dodatkowymi granatami.
- To jedyna przydatna rzecz. Wyglądają jak ci wcześniej, bez osobistych rzeczy. Zwiad, dywersanci, cokolwiek. Nie da się już ich wypytać.
- Musimy szybko stąd znikać. - Powiedziała zwiadowczyni zabierając się za opatrywanie rany Samaya. - W samochodzie było radio CB z odwieszoną słuchawką. Nie wiadomo czy i kogo zdążył powiadomić tamten człowiek, zanim próbował ucieczki. Też nie miał przy sobie nic szczególnego. - Dodała jeszcze uzupełniając informacje.
- Zgadzam się, zwijamy się stąd - Crack myślał podobnie i wkrótce wszyscy byli już w wozie i ruszali w dalszą drogę. Gdzieś w oddali pojawiły się błyski i doszedł do nich huk wystrzałów, ale dochodziły z północy, jeszcze daleko. Jeśli jakaś ofensywa się zaczęła, to nie na całym froncie.

Zadowolony już ze swoich zdobyczy staruszek prowadził ich dość pewnie. Raz tylko Crack skręcił za szybko i samochód zsunął się odrobinę do wody i musieli wysiadać i wypychać go ponownie na groblę. Otoczyły ich zarośla, skończyły się pola i stały ląd. Dzięki przewodnikowi podążali płycizną, z trudem przemierzając kolejne metry. Nagle staruszek zatrzymał ich. Przed nimi krzaki kończyły się i zaczynała tafla jeziora. Na skraju zasięgu noktowizorów znów pojawiała się roślinność, tym razem wyższa.
- Tu dwadzieścia metrów głębszej wody - oznajmił tubylec. - W krzakach łódka, można przepłynąć. Ale samochód się zamoczy, trzeba przeciągnąć. Albo objechać, ale mniej bezpiecznie. Trzeba po ścieżce.
- Myślisz, że sprzęt przetrzyma głębszą kąpiel? - Zapytała Shade Demonda pełnym wątpliwości tonem. - Może lepiej zaryzykujmy ścieżką? Co to właściwie znaczy głębiej? - Skierowała pytanie do siedzącego obok niej, starego tubylca.
- Metr będzie - odpowiedział Shade, wpatrując się w nią i intensywnie mrugając oczami. Crack pokręcił głową.
- Przejechać nie przejedzie, ale można użyć wyciągarki. Najwyżej w środku trochę zamoknie, na czas przejazdu można przerzucić rzeczy na dach.
- My możemy w tym czasie sprawdzić jak jest po drugiej stronie - Veha zaproponował Valerie. - Weźmiemy linę.
- Przede wszystkim weźmiemy łódź. - Powiedziała zwiadowczyni. - Nie mam ochoty moczyć się w tej wodzie więcej niż to konieczne.
- To Kambodża. Będziesz ciągle mokra, dziewczyno! - Samay zaśmiał się cicho, przesunął wzrokiem po jej ciele i machnął na staruszka. Ten wskazał im łódź wiosłową.

Pięć minut później byli już na drugim brzegu. Tu poziom wody obniżał się i bardziej stąpało się w błocie niż w wodzie, a pomiędzy drzewami biegła jedynie ścieżka. Była na tyle szeroka, aby przejechać, ale na pewno nie bez przygód. Veha zaczepił linę z wyciągarki o jedno z drzew.
- Rajdy terenowe. Przypominają mi się czasy młodości. Mam nadzieję, że Crack ma jaja do tego - sprawdził stopą solidność gruntu. - Wóz raczej się nie zapadnie, ale przez to błoto nie będzie łatwo się przebić. To oznacza mnóstwo frajdy, aż szkoda, że nie ja prowadzę - przewodnik rozgadał się korzystając z chwili spokoju i tego, że byli tylko we dwójkę. - Jak się nie boisz to daj znać Lloytzowi.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem:
- Czego miałabym się bać? - Zapytała jednocześnie włączając komunikator:
- Crack. Możesz ruszać. - Powiedziała drugiemu najemnikowi.
- Ok - najemnik potwierdził i włączył wyciągarkę. Lina naprężyła się, drzwo skrzypnęło, a samochód zaczął wjeżdżać do wody.
- Błota pokrywającego całe twoje ciało - Veha wyszczerzył się. - Sprawdzimy kawałek do przodu?
Wskazał na ścieżkę. Nagle, nieco na północ, maksymalnie kilka kilometrów od nich, rozległy się strzały i na chwilę rozjaśniło się niebo od kalibru znacznie większego od karabinowego.
- Poczekamy, aż samochód przejedzie. Na wypadek ewentualnych problemów musimy pomóc. - Powiedziała Valerie spoglądając na rozświetlone ogniem niebo. - Są rzeczy gorsze od błota. - Dodała jeszcze z powrotem kierując swój wzrok na przeprawę.
Kanonada rozpoczynała się na dobre. Ofensywa musiała zacząć się przed świtem, ale z tej pozycji nie mieli nawet pojęcia kto kogo atakuje.
- Są gorsze, ale są też lepsze. Skoro zaczęli się strzelać, to będziemy musieli odbić na południe i ich objechać. Zanim dotrzemy do pierwszego celu to przyda się wasza historyjka.
Wyciągarka pracowała i po kilku minutach samochód wjechał na bardziej stały ląd, ociekając wodą. Co ważniejsze rzeczy Lloytz przerzucił wcześniej na dach. Kiedy otworzył drzwi, ze środka wylało się trochę wody.
- Trzeba to odrobinę osuszyć, ale nie było źle - skomentował mokre buty.
Staruszek też wysiadł, obwieszony bronią rebeliantów, pokazując na ścieżkę.
- Nią do przodu. Dalej tylko prosto. Ja już niepotrzebny?
- Powinniśmy sobie poradzić, jeśli to koniec terenu bez drogi. Prawda Samay? - Uśmiechnęła się do starego tubylca, który wyglądał teraz jak obwoźny handlarz bronią - Dziękujemy za pomoc i mam nadzieję, że ta broń ostatecznie nie będzie wam potrzebna. Szczęśliwego powrotu. Radzę uważać tam gdzie zabiliśmy rebeliantów. Mogli wezwać posiłki.
Pokiwał głową, klekocząc bronią.
- Dobry interes - zgodził się. - Nie ma obaw. Wrócić jeziorem. Niech się wam wiedzie.
- I nawzajem - Veha poklepał staruszka po ramieniu, obserwując jak ten wchodzi do łodzi, układając z tyłu cztery sztuki długiej broni i całkiem sporo amunicji, pistoletów i innego zrabowanego wyposażenia.
- No dobra, teraz już się nie cofniemy - podsumował Crack. - Więc lepiej się zbierać. Przedzierając się będę robił sporo hałasu. Sprawdzajcie lepiej teren.
Kanonada w oddali zagłuszała część odgłosów, ale nie na tyle, żeby pracujący na wysokich obrotach silnik i koła orające błoto nie były słyszalne.
- Mogę znowu zrobić rekonesans. - Powiedziała Shade oglądając swoje buty. - Dobrze że kupiliśmy dodatkowe obuwie przed tą wyprawą. Chodzenie cały czas z mokrymi stopami, nie jest zbyt przyjemne.
- Nie ma sensu używać twojej zabawki, pójdziemy we dwójkę. Ja się zajmę lewą stroną - stwierdził Veha, kiedy Crack jeszcze pozbywał się wody spod siedzenia kierowcy.
- Dobrze. - Zwiadowczyni sprawdziła broń i wsunęła ją za pasek kombinezonu. - Możemy iść. Ty prowadzisz. - Mrugnęła do przewodnika.
 
Sekal jest offline