Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2017, 23:29   #15
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zgodzili się, choć nie puścili ich samych. Na tylne siedzenie wsiadł ten sam, który rozmawiał z Shade, wyjmując pistolet i na wszelki wypadek mierząc do Cracka. Ten pojechał, zgodny i milczący od samego początku. Kiedy zatrzymali się na szczycie, wśród kilku drzewek i rozstawionego tam namiotu z radiostacją i kilkoma skrzynkami, rebeliant kazał Valerie iść z nim kawałek. Przy terenówce został jeden z żołnierzy, najmłodszy i najniższy stopniem zapewne, bo pozostali trzej mogli skupiać się na ciele najemniczki. Wzgórze pozwalało sięgnąć okiem znacznie dalej, w stronę łuny i coraz gwałtowniejszych wystrzałów. Dowódca porozmawiał z tym, którego tu zostawili, ale Shade nie słyszała słów. Dopiero te skierowane do siebie.
- Musimy poczekać. Wasza sprawa nie jest bardzo istotna, a teraz dowództwo ma inne problemy.
- Mam nadzieję, że działania nie przeniosą się w to miejsce. - W głosie kobiety słychać było wahanie. - To mogłoby być niebezpieczne, prawda? Co się właściwie stało? Zostaliście zaatakowani?
- Nie mogę powiedzieć - odpowiedział od razu. - Proszę powiedzieć swojemu koledze, aby wyszedł i usiadł tu na otwartym terenie - wskazał trawę. - Będziemy musieli chyba przeszukać państwa samochód… - zawiesił spojrzenie na sterczących sutkach Valerie. W tej wilgotności wszystko szybko robiło się mokre, jej top również.
- Długo będzie trzeba tak czekać? - Shade przejechała dłonią po talii, niby przypadkowo jeszcze bardziej obciągając wilgotny materiał. - Może jednak dałoby się sprawę jakoś przyspieszyć?
- Nie wiem, nie mogę niepokoić dowództwa w takiej sprawie - nie odrywał od niej wzroku. - Kilka godzin. Chyba nie dłużej.
Skinęła głową i ruszyła w kierunku samochodu. Wsunęła się do środka od strony pasażera, pozostawiając na zewnątrz nogi i wypięty tyłek.
- Każą ci wyjść i usiąść w odsłoniętym miejscu. - Powiedziała do Cracka - Możemy tu przesiedzieć nawet kilka godzin, ale najgorsze jest to, że będą mieli sporo czasu na przeszukanie samochodu. - Mówiąc te słowa sięgnęła pod siedzenie i wyjęła ukrytą tam broń. - Chyba nie mamy więc wyjścia. Veha, masz na celu tego z radiostacją?
- Widzę wszystkich oprócz tego przy naszym wozie - zameldował krótko Veha. Lloytz puścił jeszcze spojrzenie rebeliantom.
- Nie możesz go uwieść i przekonać, żeby puścił? Wyglądało to jakby jadł ci z ręki, nawet dużo nie musisz mówić - mrugnął do niej. Żołnierze aktualnie patrzyli się głównie na jej wypięty tyłek.
- Jestem wybredna jeśli chodzi o seks. - Powiedziała z zimnym uśmiechem. - Nie mam nic przeciwko, ale to ja decyduję z kim i kiedy. Twój jest ten przy wozie, Samaya telegrafista, ja zajmę się pozostałymi.
- Nie sądzę, by seks był potrzebny do tego by nas puścił - odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - Ale twój wybór.
Sięgnął pod siedzenie po swój pistolet.
Słysząc jego słowa zawahała się. Zabijanie było proste, by działać inaczej trzeba się było bardziej wysilić. Może warto było czasem spróbować? Popatrzyła na swoją rękę, w której trzymała broń i lekko nią potrząsnęła:
- No dobrze. Spróbuję, ale jeśli nic z tego nie wyjdzie nie miej do mnie pretensji. - Powiedziała wsuwając pistolet z powrotem do schowka. - Musisz i tak wysiąść.
Wysunęła się z powrotem i rozkołysanym, wolnym krokiem podeszła z powrotem do żołnierza, który z nią wcześniej rozmawiał:
- Myśl o czekaniu w miejscu, gdzie w każdej chwili może zacząć się strzelanina jest przerażająca. Na tym wzgórzu widać nas jak na dłoni. Zdecydowanie wolałabym się oddalić i ukryć w bezpiecznym miejscu. - Popatrzyła mu w oczy. - Może jednak moglibyśmy jechać dalej. Bardzo proszę…
Przy tych słowach położyła mu dłoń na torsie i uśmiechnęła się lekko. Zawahał się, spoglądając na dłoń, a potem znów wędrując wzrokiem po jej ciele. Lloytz wysiadł, ale nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Rebeliant wyjął znowu ich dokumenty i przyjrzał się im.
- No nie wiem… bez przepustki to nie mogę, bo potem za to oberwę… ktoś mógłby potwierdzić te dokumenty? I musisz.. - rozejrzał się - ...może przejdziemy się tu kawałek na bok? - zaproponował, zerkając w stronę drzew. Nie wiedziała, czy po to, by coś jej zaproponować, czy aby inni rebelianci nie usłyszeli.
Skinęła głową ruszając we wskazanym przez niego kierunku:
- Można zadzwonić do agencji Reutersa, by potwierdzić nasza tożsamość. - Zastanowiła się nad różnicą czasową. - Jest tam późny wieczór, ale chyba powinien być tam ktoś obecny.
- Ale oni nie mówią w naszym języku, prawda? - zapytał. - I skąd ja mam wiedzieć, że to do agencji zadzwonisz? - Wydawał się nie być głupi, ale też nie drążył tak jakby mógł. Za to trzymał się trochę z tyłu, aby oglądać zgrabny kobiecy tyłek.
- Numer agencji można znaleźć w sieci. Mówią po angielsku, a tłumacz, którego mam poradzi sobie z tłumaczeniem. - Fałszywa reporterka uśmiechnęła się poruszając lekko biodrami.
- No dobrze dobrze. To niech pani dzwoni, pokaże stronę i wszystko ustawi - zgodził się, sugerując, aby używała swojego holofonu. Jako żołnierz mógł swojego przy sobie nie mieć, lub nawet nie umieć zrobić tego wszystkiego o czym mówiła. - Ale myślę, że za puszczenie pani należy mi się coś w zamian - powiedział zupełnie wprost. Pożerał ją wzrokiem, ale Shade nie miała pojęcia czy mówi o przyjemnościach fizycznych czy zwykłej łapówce.
Wyszukała w holofonie numer zastanawiając się czy przykrywka Cracka, była naprawde tak dobra jak go zapewniono. Czekając na połączenie zapytała równie bezpośrednio:
- Jaka jest pańska cena?
- Coś, żeby mi się opłacało mówić innym, że mieliście oficjalne pozwolenie - uśmiechnął się równie bezpośrednio. - Zwłaszcza jak moi ludzie przekażą informację dalej. A pewnie to zrobią, kogoś takiego jak ty ciężko zapomnieć.
Po kilku sygnałach, zanim Shade odpowiedziała, odezwał się głos z holo.
- Reuters, słucham?
- Dobry wieczór, mówi Pauline Anthons. Jestem obecnie w Kambodży i potrzebuję potwierdzenia, co do mojej pracy, dla waszej agencji. - Odezwała się zwiadowczyni z perfekcyjnym bostońskim akcentem i wielką pewnością siebie w głosie.
- Dobry wieczór - odpowiedział męski głos, a włączony tłumacz przekładał to na tutejszy język na użytek żołnierza. - Oczywiście. Figuruje pani na liście płac. W jakiej formie chciałaby pani uzyskać nasze potwierdzenie?
- Czy wystarczy taka informacja? - Shade zwróciła się do stojącego obok mężczyzny.
- To zależy co dostanę wraz z nią - odparł bezczelnie, a jego oczy się zaświeciły. Teraz już nawet nie podejrzewał jej o bycie płatnym zabójcą, teraz liczyło się to, co mógł z tego zyskać.
- Bardzo dziękuję, wystarczyło pańskie potwierdzenie. Dowidzenia. - Valerie zwróciła się do rozmówcy w holofonie by zakończyć połączenie.
Połączenie się urwało, a żołnierz czekał z dłonią na rękojeści pistoletu. Zwiadowczyni popatrzyła wymownie na jego dłoń i zapytała spokojnie:
- Jaka więc będzie cena? Proszę ją określić, a ja zdecyduję czy warto ją zapłacić. - Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko. - Agencja zapewnia dość dobre środki na nieprzewidziane koszty dodatkowe.
- Dwa miliony albo ty - odpowiedział wprost.
Kobieta roześmiała się słysząc te słowa:
- 500E$ z jeden numerek? Naprawdę nieźle mnie wyceniłeś. To naprawdę miłe. Myślisz, że byłoby warto? Takie pieniądze mogą zapewnić ci dużo więcej chwil przyjemności.
- Za tyle nie kupię tu czegoś, co będę pamiętał tak długo jak ciebie - odpowiedział bez chwili wahania.
- Po za tym żyjesz w niebezpiecznym kraju. - Pokiwała głową. - Możesz nie doczekać okazji do wydawania pieniędzy. - Stwierdziła z brutalną szczerością. - Jak to sobie wyobrażasz? Pójdziemy w jakieś ustronne miejsce? A może masz ochotę zrobić to publicznie? - Zapytała patrząc mu prosto w oczy.
- Możemy odjechać kawałek - wytrzymał spojrzenie, ale przełknął głośno ślinę. W końcu była od niego starsza, na dodatek seksowna, a on mógł nie mieć kobiety od dawna. A tego typu jak Shade, nigdy.
Zastanowiła się. Mogli ich pozabijać. To nie byli doświadczeni żołnierze i nie spodziewali się ataku. Z drugiej jednak strony miała okazję, by pozostawić po sobie niezatarte wspomnienie. Może czasami warto było zmieniać zdanie? W końcu była kobietą, a ich przywilejem było właśnie takie postępowanie. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie miny Samaya i Lloytza, na wszelki wypadek, nie miała zamiaru wyłączać komunikatora, a to mogło im zapewnić ciekawe słuchowisko:
- Dobrze. - Skinęła głową. - Zgadzam się bo jesteś słodki. - Wyciągnęła dłoń i pogładziła go po policzku. - Kiedy ostatni raz byłeś z kobietą?
Otworzył szeroko oczy. Liczył zapewne na to, ale tak naprawdę nie spodziewał się. Była od niego wyższa, kiedy stali tak blisko.
- Kilka miesięcy temu - odpowiedział z pewnym wahaniem. Nie była dobra w czytaniu ludzi, ale tu wyczuła kłamstwo.
- Jesteś szalona lub zmywamy się kiedy go rąbniesz w łeb na osobności? - doszedł ją komunikat Vehy, który musiał kryć się gdzieś niedaleko.
Zaśmiała się znowu:
- Czasami człowiek powinien zrobić coś szalonego. - Te słowa, skierowane do przewodnika, mogły z powodzeniem pasować jako informacja dla żołnierza. - Prowadź. Pójdę z tobą.
 
Sekal jest offline