Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2017, 23:19   #29
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To było szaleństwo.. Długie intensywne szaleństwo zakończone dzikim niemal zwierzęcym finałem. Leżąc wczesnym rankiem w łóżku Carmen czuła całym ciałem poprzedni wieczór.


I co najgorsze, dobrze wiedziała że gdyby Orłow po prostu chciał ją posiąść tego poranka, prawdopodobnie pozwoliłaby mu na to. Rosjanin stawał się jej narkotykiem. Czy byłaby w stanie mu odmówić, gdyby przyparł ją do muru? Przypuszczała, że nie… a nawet jeśli opierałaby się pragnieniom tego mężczyzny, to niezbyt długo. I coraz łatwiej było poddawać się mu i przekraczać kolejne bariery. W dodatku ostatnie noce pełne dzikiej rozpusty bynajmniej nie zaspokoiły apetytu, ani jego… ani jej własnego. Im więcej smakowała nowych doznań, tym bardziej pragnęła kolejnych.
Niemniej jeśli to Rosjanin był jej narkotykiem, to Carmen czekał na razie krótki odwyk. Na który zresztą została spakowana przez Gabrielę. A więc w bagażu znalazły się dwie szminki sygnałowe, suknia z dyskretnie wszytą w niej uprzężą do mocowania broni/liny wspinaczkowej. Do tego wszyte były w nią tajne kieszenie na noże, balistyczne wkładki żelowe, które dodatkowo chłodziły ciało. Oprócz sukni Gabriela dostarczyła walizeczkę, w której oprócz ubrań ukryty był pod fałszywym denkiem crusader. Ten obrzyn którym tak się Gabriela chwaliła, również więc trafił do bagażu. Doliczając do tego serum od Yue, Barona i jej własne noże, to był już całkiem spory arsenał. Carmen szykowała się na ten wyjazd jak na wojnę.
Oby niepotrzebnie...


“Podwózka” Goodwina jaka rano stała przy hotelu z pewnością zaskoczyła Victorię. Był to dość stara ciężarówka, w dodatku wyładowana po brzegi towarami. Na szczęście, jak zapewnił William, nie mieli nią odbyć całej drogi. A jedynie do pociągu i z pociągu do wykopalisk przy Abydoss. Goodwin bowiem dowoził na wykopaliska zapasy żywności i potrzebnych materiałów.
Zaś większość podróży Victoria miała spędzić z Goodwinem w wygodnej salonce. Wysłuchując jego drętwych komplementów i szczerząc zęby w fałszywym uśmieszku. Bo ani Goodwin był ważny, ani interesujący. Na szczęście sama podróż była wygodna i szybka...


Na tej trasie łączącej północną Afrykę z Etiopią, a następnie południową Afryką kursowała duma angielskich kolei Saharian Express. Potężna maszyna o olbrzymiej mocy i rozwijająca zawrotne prędkości. Ów potwór potrafił prześcignąć wszystkie sterowce, ale Carmen miała nadzieję, że Skylord poradzi sobie z tym problemem. Parowóz w końcu ruszył ze stacji i agenta brytyjska mogła podziwiać widoki w postaci bezbrzeżnych pustyń kraju faraonów, istniejących od starożytności pól zalewanych przez życiodajne wylewy Nilu, samą wielką rzekę i trzy piramidy gdzieś na horyzoncie. Przemierzała w pociągu ten tajemniczy kraj prowadząc jednocześnie small talk z Williamem. Był już co prawda nieistotny w tej układance, ale nie wypadało go do siebie zrazić.


Abydoss był mniejsze od Kairu, o wiele mniejsze… o wiele bardziej nieeuropejskie. Tu przeważali miejscowi. Tu nie było hoteli dla gości. Tu był tłok i turbany dookoła. Tu królowały dwa języki, egipski i arabski. Z czego Carmen władała biegle tym drugim, a “Victoria” nie znała żadnego. Więc zdawała się na swego dzielnego Wiliama, który opanował oba te języki… albo przynajmniej cały zasób ich przekleństw.
Przejazd przez zatłoczone uliczki Abydoss był koszmarem. Było głośno, gorąco i duszno. Zrobiło się jednak lepiej, gdy już wyjechali z miasta i odbili na południe. Od razu zrobiło się też chłodniej, gdy ciężarówka ruszyła szybciej kierując się do obszaru wykopalisk.profesora Langstroma.
Ciężko je było zauważyć, bo dojeżdżając do nich Carmen nie zobaczyła żadnej piramidy, ani żadnych ruin. Dopiero z bliska można było dojrzeć szereg namiotów, oraz wielbłądy.


A także uzbrojonych w długie strzelby wojowników pustyni. Pilnowali oni całego terenu wykopalisk, jakby w środku tkwił skarbiec pełen złota. Dość intrygujący widok, ale jak Goodwin poinformował Victorię, nie było w nim nic niezwykłego. Archeolodzy nie byli klubem gentlemanów. Wszelkie sabotaże, kradzieże, ataki… wszelkie szwindle były na początku dziennym. Nic więc dziwnego, że tutejsze stanowisko archeologiczne było obozem warownym.


- Samuel L. Langstrom. Profesor archeologii na uniwersytecie bostońskim.- przedstawił swego pracownika Goodwin. Profesor okazał się dziarskim mężczyzną w dość zaawansowanym wieku, z siwiejącą brodą.


Archeolog szarmancko ucałował dłoń Victorii, ale nie był tak oczarowany brytyjką jak William. Powód był oczywisty.
- A to moja asystentka, sekretarka i tłumaczka. Aisha.- przedstawił z dumą młodą kobietę którą obejmował w pasie tuląc do siebie. Bardzo piękną miejscową kobietę, która swy ubiorem cieszyła, zwłaszcza męskie, oko, oraz kusiła spojrzeniem oczu i to mimo skromnego pochylania głowy.
“-Sypiam z nią.”- Langstrom nie powiedział tego, ale też nie musiał. Carmen umiała czytać między wierszami.
Był to więc problem dla agentki brytyjskiej. Spodziewała się bowiem wyposzczonego naukowca, którego łatwo byłoby okręcić sobie wokół palca i nakłonić do wszystkiego subtelnymi aluzjami i okazywaniem zainteresowania. Teraz jednak okazywało się, że Vicky miała konkurencję do profesora. I to dość ciężką konkurencję. Aisha była piękna i zmysłowa. I wiedziała jak podkreślać swe atuty. Nie pasowała do profesora… nie była więc to miłość, a wyrachowanie z jej strony. Cóż… nie byłaby pierwszą sekretarką na świecie sypiającą z własnym szefem.
- Langstrom poznają panią Victorię Sant Pierre. Jej mąż sponsoruje nasze wykopaliska od niedawna.- wyjaśnił Goodwin przedstawiając Victorię profesorowi.
- Nowy? A co z tym tajemniczym Szwajcarem? - zapytał Langstrom zaskoczony słowami Goodwina. Sam William zbladł jak ściana dodając. - On dalej nas sponsoruje, tyle że ja szukam nowych źródeł finansowania.
- Serio? Ostatnio narzekałeś na to że Szwajcar żąda kontroli nad wszystkim w zamian za finansowanie. Czy on wie o tym, że….- zaczął profesor, ale Goodwin blady jak ściana przycisnął palec do swych ust.- Ciiii… nie zanudzajmy drogich pań takimi mało interesującymi szczegółami. Aisho… może pokażesz pani Sant Pierre namiot w którym mogłaby złożyć swoje rzeczy i odświeżyć się przed kolacją?
- Oczywiście panie Goodwin… pani Sant Pierre, czy mogę wziąć pani bagaże?- zapytała Aisha zmysłowym i miłym dla ucha głosem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline