Leopolda zamurowało z przerażenia. W normalnych warunkach już by był połowę mili od tego miejsca, ale nogi nie chciały z nim współpracować. W dodatku, miał wrażenie,że dołożył coś do ładunku transportowanego kanałowym ciekiem, zbyt jednak była zajęty swym wyjącym ze zgrozy mózgiem, by roztrząsać historie, które stały się w niższych okolicach. Poczuł na sobie palec Ranalda, kierujący go do włamań dokonywanych z dachów, nie z piwnic. Tak, w tym jednym krótkim uderzeniu serca Szkiełko poczuł, jakie jest jego złodziejskie przeznaczenie.... |