Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2017, 12:06   #47
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Następnego wieczora Andre wezwał Sophie do swojego gabinetu. Tutaj znów spotkała Mię, która tym razem nie tyle stała w drzwiach jako ochroniarz, co wychodziła z pokoju szefa, poprawiając ubranie. Na jej szyi Sophie dostrzegła kilka malinek. Kiedyś sama takie miała w skutek swoich kontaktów z panem Burthem... gdy była jeszcze żywa.

- Dobry wieczór - przywitała się wesoło czarnowłosa dziewczyna, rozpinając włosy i burząc ostatecznie rozwichrzony kok, w który były upięte.
- Dobry wieczór. - Sophie odpowiedziała uśmiechem mimo, że prawie się w niej gotowało. Nienawidziła tego. To była kolejna rzecz jaką straciła stając się wampirem. Straciła wolność, przydatność dla istoty, którą kochała. Miała ochotę uciec od tego wszystkiego. I tak nie wiedziała czym właściwie jest dla Butha.

Otworzyła drzwi i weszła do środka.

- Dobry wieczór. - Zmusiła się by jej głos brzmiał spokojnie, prawie radośnie.
- Sophie... - Andre wymówił miękko jej imię, uśmiechając się przy tym delikatnie. Miał na sobie spodnie i koszulę. Marynarka i krawat wisiały na oparciu krzesła koło lustra. Więc tam musieli to robić...
- Dziękuję za wczoraj. - powiedział wampir - Wiem, że nie przepadasz za takimi pokazówkami, ale to naprawdę się przydało. I mnie, i tobie. Jeśli chcemy działać, musimy działać w sieci pajęczych powiązań. Inaczej każde z nas może się nagle obudzić w roli muchy.

Kanarek przynajmniej mówił jej, że nie potrzebuje żadnej innej. Kochała Andre, ale coraz bardziej zdawała sobie sprawę ze swojej zachłanności. Chwilę wpatrywała się w jego marynarkę by w końcu przenieść wzrok na wampira. Czemu jej to robił? Po co ją ranił. Odezwała się, wciąż się uśmiechając.

-Jestem twoją dłużniczką. Kilka uśmiechów i pustych rozmów to nie problem. - Zmusiła się by jej głos nadal był lekko radosny. Co za beznadziejny początek nocy. - Czemu mnie wezwałeś?
- Cóż, zostałem poproszony o pomoc. Jak wiadomo, w przypadku podejrzeń o łamanie Maskarady nasi spokrewnieni zwracają się do Rady, by ta udzieliła im wsparcia wysyłając archontów lub egzekutorów. Jest jednak masę problemów nie kwalifikujących się lub odrzuconych przez radę, a całkiem bolących dla lokalnych książąt. Jeden z nich - Mark Ouversonn poprosił mnie o pomoc w rozwiązaniu serii morderstw, jaka ma miejsce na Wyspach Owczych, gdzie urzęduje. Teoretycznie są to tylko 3 zabójstwa, ale ich natura jest bardzo... makabryczna. Chciałem więc spytać, czy nie masz ochoty rozprostować kości i przyjrzeć się temu. Mark może nie jest księciem metropolii, ale ma pod sobą całą wyspę... choć na uboczu. Jego wdzięczność nie jest więc bez znaczenia dla nas.
- Jasne, wyjazd dobrze mi zrobi.
- Sophie w ruszyła ramionami. Nie chciała opuszczać Andre ale i tak nie mogła go mieć tak jak tego pragnęła. Chyba wolała za nim tęsknić niż patrzeć na kolejne radosne laski. Była zła, zazdrosna… było jej cholernie smutno. A uśmiechała się i udawała, że wszystko jest ok. Idiotyzm.
- Bardzo się cieszę. Powiadomię więc księcia Marka i myślę, że jutro zaraz po obudzeniu zorganizujemy ci prywatny przelot. Zatem ten wieczór i tą noc masz jeszcze dla siebie. - Andre otworzył laptopa i zaczął coś klikać na klawiaturze. Najwyraźniej audiencja dobiegła końca.
- Andre, chciałbyś mi tylko wyjaśnić po co mnie ratowałeś. Wiem, mówiłeś że dlatego że zrobiłabym to samo, ale wybacz ja raczej nie sprawiałabym ci bólu na każdym kroku. - Sophie wpatrywała się w niego, troszkę ciesząc się na zapas jego widokiem.

Nie zareagował. Pisał dalej. I gdy już wydawało się, że ją zignorował, odezwał się, nie odrywając oczu od ekranu.

- A jesteś pewna, że to ja cię ranię, a nie ty sama siebie? Nie możesz mnie winić za to, że świat nie spełnia twoich oczekiwań, Sophie. Nie jesteś dzieckiem. Możesz go jednak zmieniać, by był bardziej przyjazny dla ciebie. - wreszcie na nią spojrzał - Zamiast skupiać się na swoich smutkach, zastanów się czego chcesz i wyciągnij po to rękę. Pamiętaj, że nie musisz się śpieszyć. Masz całą wieczność. Możesz wykorzystać ją, by zdobyć to, czego pragniesz lub roztrwonić w smutkach i żalach do innych.
- Jaki ojciec taki syn.
- Sophie spoważniała. - Tak. Jestem pewna, że to ty mnie ranisz. Związałeś mnie jako ghula, związałeś jako wampira. Jedyne czego obecnie pragnę to ty i to jedyne czego nie mogę dostać. - obróciła się i podeszła do drzwi. - Jutro tak? To idę na spacer. Udanej pracy.
- Baw się dobrze. I pamiętaj... Mamy całą wieczność, Sophie. Ja ci nigdzie nie ucieknę.
- to rzekłszy Burth znów całą uwagę poświęcił przenośnemu komputerowi.

Sophie opuściła gabinet wampira. Wcale by ją nie zdziwiło, gdyby wampir spokrewnił sobie kogoś innego.

Wyspy Owcze… czemu nie. Musi się w końcu uwolnić. Ja najszybciej. Uwolnić od swoich własnych, cholernych uczuć. Wpadła do pokoju i chwyciła skórzaną kurtkę. Po namyśle chwyciła też paczkę papierosów i zapalniczkę. Jedyne co jej zostało po Tybecie to nałóg.

Wychodząc z rezydencji odpaliła papierosa.

[MEDIA]http://40.media.tumblr.com/b21fc2102c44cdfbb70fbf8140ecbb35/tumblr_n8z23sMaoS1tumptho2_1280.jpg[/MEDIA]

Pogrążona w myślach Sophie obeszła całe jezioro. I choć zajęło jej to prawie dwie godziny, okolica tchnęła spokojem nocy, w jej sercu nie było spokoju. Ten wyjazd to była dla niej szansa. Wiedziała, że kocha Andre, to uczucie dotarło do niej gdy była na odwyku od jego krwi. Wierzyła w nie tak jak wierzyła w to, że kochał ją Martin. Chciała zdobyć swego dziadzia ale … nie zrobi tego po prostu mu to mówiąc. Wygasiła kolejny papieros o drzewo i tak jak dwa pozostałe wrzuciła do kieszeni. Jakoś… rozejrzała się po okolicy. Nie mogła tego rzucać ot tak pod siebie.
Była spragniona dotyku. Jednak nie chciała by był ktoś inny niż Andre. Tylko ile będzie mogła czekać? Musi się przede wszystkim oderwać od tego wszystkiego. Znaleźć coś dla siebie. Tak jak mówiła kanarkowi - doskonalić się.

Kiedy wróciła w okolice posiadłości, zauważyła, że w oknie Elliota wciąż pali się światło. Mężczyzna, mimo że dziś miał wolną nockę, jeszcze nie udał się na spoczynek. Wchodząc przeszła przez kuchnię i wyrzuciła papierosy. Chciała pogadać… jednak jakoś ciężko było się jej do tego przyznać. Eliott kiedyś proponował jej wsparcie, tyle że już nie byli partnerami. Zastukała nerwowo w blat kuchenny i ruszyła w stronę pokoju ochroniarza.
Lekko zestresowana stanęła przed drzwiami pokoju. Oparła dłoń o drzwi i wyostrzyła zmysły. Niech będzie sam… Patrzyła na swoje zabłocone buty i nogawki. Niechlujną koszulkę i lekko zniszczoną kurtkę. Wolała sobie nie wyobrażać w jakim stanie są jej włosy.

- Najwyżej pójdę do siebie
… - szepnęła i zapukała, wyczuwając, że w pokoju ochroniarza nie ma nikogo poza nim.

Nikt nie odpowiedział, a wyostrzone zmysły podsunęły jej odgłos spadających kropli. Elliot prawdopodobnie brał prysznic, więc faktycznie mógł nie zauważyć, że ktoś puka do jego pokoju. Nacisnęła na klamkę. Może jej wybaczy. Weszła do środka. Pokój Elliota był urządzony minimalistycznie. Były tu tylko potrzebne sprzęty: łóżko, szafa, stolik, dwa proste krzesła. Żadnych ozdób, żadnych zbytków - typowy żołnierski styl. Drzwi do łazienki były zamknięte. Sophie zamknęła za sobą drzwi. Z uśmiechem rozejrzała się po pokoju. Przysiadła na jednym z krzeseł, czekając aż ochroniarz skończy się myć. Była bezczelna ale nie aż tak. Po kilku minutach szum wody umilkł, za to Sophie słyszała jak mężczyzna raz po raz podnosi jakieś przedmioty. Przy okazji Elliot zaczął nucić Marsyliankę i trzeba mu było przyznać, że ma całkiem niezły głos i świetne wyczucie rytmu. Uśmiechnęła się. Przypomniał się jej kanarek, ryczący w łazience. Już się pogodziła z tym, że go nie ma. Jednak to były nieliczne chwile gdy była szczęśliwa. Wpatrywała się w drzwi łazienki. Po chwili wreszcie uchyliły się i stanął w nich Elliot ubrany w podkoszulek i luźne bokserki, które najwyraźniej służyły mu za piżamę.

- Sophie... coś się stało?
- zdziwienie jej obecnością szybko zostało zastąpione przez zawodową czujność.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline