Sol poinstruował droida by skierował się do sporego sklepu spożywczego, położonego możliwie blisko kosmoportu. Śmigacz ruszył z kopyta i po chwili dołączył do ruchu. Zmienił kilka razy tory lotu, by skierować się do pożądanej przez Sola dzielnicy. W pewnym momencie jednak obniżył mocno pułap i skierował się w kierunku powierzchni planety, przyspieszając. Nagle droid uderzył pięścią w deskę rozdzielczą i urwał drążek sterujący. W następnej sekundzie się dezaktywował.
Śmigacz coraz bardziej przyspieszał, a czas do spotkania z gruntem uciekał.
Sol wyjątkowo nie zaklął siarczyście pod nosem, zwyczajnie nie miał na to czasu. Przebił się do przodu pojazdu i napędzaną adrenaliną siłą wypchnął droida z siedzenia prowadzącego. Koło drążków sterowniczych powinny być awaryjne hamulce, działające nawet jeśli silnik został wyłączony. I faktycznie, pojazd zaczął zwalniać, ale nowe oko arkanianina usłużnie podpowiedziało mu że hamowanie skończy się dwadzieścia metrów pod powierzchnią ziemi.
Cały czas zalewało go też falami informacji o trajektoriach i prędkościach poruszających się w pobliżu pojazdów. Zhar-kan miał lotny umysł i niezwykłą intuicję, które razem pozwoliły mu przetrwać Wojny Mandaloriańskie. Im dłużej czekał tym większego pędu nabierał i tym większa była szansa że nawet jeśli uda mu się wycelować w któryś z pobliskich pojazdów to pęd go zwyczajnie z niego zdmuchnie, musiał więc wybrać któryś cel teraz.
~ No Rycerzu, ciekawe czy się dziś spotkamy. ~ pomyślał i wyskoczył z pędzącego pojazdu.
[MEDIA]http://www.dvd.net.au/movies/s/05968-2.jpg[/MEDIA]
Wybrał lecący kilka poziomów niżej pojazd transportowy. Był to dobry cel, duży, niezbyt szybko się poruszający i z małą szansą na wykonywanie niespodziewanych zwrotów. Wymierzył niemal perfekcyjnie, zabrakło mu dosłownie metra do tego żeby wskoczyć przez otwarte okno do wnętrza pojazdu. Zamiast tego z impetem wylądował na pograniczu dachu i boku, wybijając go nieco ze swojej wcześniejszej trajektorii. Jego mechaniczne kończyny, ręka i noga, przebiły poszycie, wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ dało mu to wyśmienity chwyt na jakby nie patrzeć dość śliskim transportowcu. Kierowca pojazdu, gruby twilek posiądający przynajmniej pięć podbródków, wyjrzał kilkukrotnie i chyba zauważył Sola, ale kontynuował lot. Wyraźnie nie mógł się nigdzie w pobliżu bezpiecznie zatrzymać.
Natomiast taksówka, którą dopiero co zajmował, kontynuowała swój ostatni lot. Przebiła się przez kilka powietrznych chodników, roztrącając ludzi na boki i w końcu z głuchym impetem wbiła się w solidny beton, zmieniając się przy tym w poskręcaną kupę durastali strzelającą na wszystkie strony iskrami. Z odrobiną zawodu Zhar-kan odnotował brak eksplozji.
Arkanianin ciężko podciągnął się na dach pojazdu i zaległ na nim z rozrzuconymi na boki kończynami. W połowie po to by mieć stabilną pozycję, a w połowie by opanować nieco rozbiegane tętno. Był tak blisko głupiej, pozbawionej sensu śmierci, a wszystko dlatego że wsiadł do niewłaściwego, niesprawdzonego pojazdu. Gdy nieco ochłonął zaczął piąć się po dachu pojazdu do przodu i w końcu, ostrożnie, wślizgnął się do kabiny kierowcy przez uchylone okno.
- Ładny mamy dzisiaj dzień. - zagadał.
- K-kurwa - zaklął pilot i zdjął z uchwytu na drzwiach pałkę teleskopową. Nie miał jednak jak się nią dobrze posłużyć w tym ciasnym wnętrzu.
Sol z łatwością doświadczonego żołnierza rozbroił cywila.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Moja taksówka się popsuła i zaczęła spadać, przeskoczyłem na twój pojazd. Chcę tylko stanąć na twardym gruncie.
- N-nie zabijaj mnie. M-mam dzieci... - głos twileka drżał, a na spodniach wykwitła mu mokra plama.
- Nie chcę ci nic zrobić. - odparł powoli i głośno, niemal jakby mówił do niezbyt sprytnego dziecka
- Jesteś bezpieczny. Chcę tylko wyjść na twardy grunt.
- Z-zrobię co każesz... Twardy grunt... A-ale nie mogę w-wylądować na powierzchni. M-mogę p-podsadzić c-ciebie przy p-przejściu m-między strefami. N-nikomu nic nie p-powiem, p-przysięgam - trząsł się mówiąc to
- Spokojnie. - powtórzył Sol
- Wyrzucisz mnie tam gdzie tobie będzie najbardziej pasować. Powiedz mi jaki ładunek wieziesz. - uśmiechnął się przy tym uprzejmie i wyciągnął w kierunku Twi'leka pałkę.
- Proszę to twoje.
- K-koncentrat do alkoholu. Do smaku. - odpowiedział wciąż trzęsącym się głosem. Zhar-kan westchnął lekko. Nie było sensu prowadzić z obcym jakiejkolwiek rozmowy, był zbyt przerażony całym zajściem.
[MEDIA]http://wilkersonart.files.wordpress.com/2013/04/zone-6-industrial_bywilkerson.jpg[/MEDIA]
Twi’lek wysadził Sola na pograniczu strefy industrialnej i mieszkaniowej. Było to niezbyt estetyczne miejsce, ale było za to pełne barów w których bawili zmęczeni robotnicy. W okolicy były też spore lądowiska dla statków transportowych, oraz knajpy gdzie bywali piloci tych ostatnich. I to tam skierował swoje kroki Sol. Potrzebował w miarę szybkiego statku, a przede wszystkim osoby która nie będzie zadawała żadnych zbędnych pytań.
Do najbliższego takiego przybytku miał blisko dwa kilometry w linii prostej, ale musiał pokonać też kilka poziomów w dół, co oznaczało zwyczajnie że zajmie mu to sporo czasu… Chyba że zdecyduje się korzystać z transportu publicznego, co było dość ryzykowne. Krayt wyraźnie wciąż o nim pamiętał i miał zamiar zrobić wszystko co było w ich mocy by go dostać. Nie był to zbyt pocieszający prospekt, w końcu Czerwoni byli gigantyczną organizacją, z niemal nieograniczonym zapleczem finansowym i zerowymi skrupułami. Nie mieli zamiaru czekać aż Sol łaskawie wykorkuje. Cóż, popełnili błąd. Do tej pory sprawa nie była dla Zhar-kana osobista, ot zwykłe zlecenie które spieprzył. Nawet nie był specjalnie zły za to że go wystawili na Dxun, ale próba zabicia go w tak publicznym miejscu? Arkanianin nie miał zamiaru puścić tego płazem. Zrobi wszystko co w jego mocy żeby Krayt pożałował dnia w którym na niego trafili. Jeśli będzie to konieczne to wytropi każdego jednego ich wysoko postawionego członka i wypruje z nich flaki, znajdzie każdy ich projekt i go zsabotuje, będzie cierniem w ich boku. Jednak najpierw musiał odmeldować się do Mandalore'a.