| Po jakimś czasie drużyna ponownie zeszła po linach do nawiedzonej kopalni. Plątanina górniczych korytarzy prowadziła ich tędy i owędy, czasem łącząc się z już spenetrowanymi korytarzami, a czasem prowadząc w ślepe zaułki wyfedrowanych złóż. W końcu najemnicy doszli do bardziej “cywilizowanej” części kopalni o czym świadczyły kamienne schody prowadzące na północ oraz kamienne drzwi na wprost. Prócz nich w półmroku ginęły kolejne załomy licznych tuneli. Joris odczekał, aż kapłan będzie w stanie stwierdzić, czy słyszy coś zza zamkniętych drzwi po czym odezwał się cicho: - Pierwszym rozgałęzieniem były schody. Ostatnio zostawiając za sobą niesprawdzone pomieszczenie zwaliliśmy sobie na głowę niedźwieżuki Pająka. Spróbujmy tym razem nie popełnić tego błędu. Sprawdźmy dokąd wiodą. - Jaki błąd? - Marduk cofnął się i syknął, bo mądrości towarzyszy zaczynały mu działać na nerwy. - To podziemia, gdzie byś nie poszedł któregoś kierunku byś nie sprawdził, chyba że miałbyś całą armię ze sobą. Coś tam siedzi, słyszałem trzask kości - wskazał drzwi. Joris ściągnął z pleców łuk. - A nie pomyślałeś Marduk, że jakbyśmy pierwej te żuki wybili, to Yarla mogłaby żyć? Ale jak coś już tu mamy żerującego to nie czekajmy aż się przemieści. Otwieramy drzwi. Wszyscy gotowi? - Nie, nie pomyślałem. Pomyślałem że może, jakbyśmy najpierw te żuki zaatakowali, to te ze świątyni z drowem i pająkami mogły nam na łeb spaść z jeszcze gorszym skutkiem - warknął Marduk. - Chwila, w jakim szyku wchodzimy? Myśliwy spojrzał na syczącego i warczącego kapłana jakby ten w jakimś dziwnym języku przemawiał, ale miast odpowiedzieć, pokręcił tylko głową. Zastanawiał się, czy elf w ten sposób się nieciepliwi, czy coś ukrywa. Niemożliwym dla Jorisa bowiem było, by aż tak nie mieć wątpliwości co do popełnionych czynów. - Ty, Tori, ja i Turmi. Selunitka bez słowa poprawiła uchwyt sejmitara i lepiej osłoniła się tarczą, którą niedbale nosiła przez całe krążenie po korytarzach. Yarla mogłaby żyć… gdyby ona nie zapomniała cholernej różdżki. Ilość wrogów i miejsca skąd przychodzili nie była kluczowym czynnikiem ich porażki podczas ostatniej bitwy. - Pilnujcie światła i tyłów. Ja sprawdzę czy drzwi są zamknięte, jeśli nie to może uda się wykorzystać Echo do niepostrzeżonego zerknięcia - Marduk przełożył rękojeść Talona do dłoni zwykle zarezerwowanej dla uchwytu tarczy i trochę niefrasobliwie - i zbyt mocno - poruszył klamką. Możliwe że miały na to wpływ nowe rękawice. - Sprawdź też to - w tym czasie myśliwy podał mu klucz Neezara. - Frikken hond! - syknął elf, odsuwając się od drzwi by dać innym miejsce do walki. Po naciśnięciu klamki trzeszczenie pękających kości umilkło, zamiast tego zza drzwi rozległo się szuranie, a Marduk przeklął swoją głupotę. - Szykujcie się! Torikha momentalnie przybliżyła się do Jorisa, jakby chciała go chronić lub… Jej dłoń chwyciła dłoń myśliwego, a kapłanka wypowiedziała ciche słowa w obcym mężczyźnie języku. Momentalnie nawiązał się między nimi dziwny przekaz i ten mógł poczuć jak tajemnicza siła zagnieżdża się w nim, wyostrzając jego zmysły. Zaskoczony tym gestem mężczyzna z początku nie zrozumiał o co chodzi. Gdy jednak elektryzująca moc spłynęła na niego, ścisnął jej dłoń odruchowo. - Tori, ja… - spojrzał na nią z czymś co mogło wyrażać po części podziw, a po trochu wyrzut, po czym nachylił się do niej opierając czoło o jej głowę - Tori, ja przecież przeżyję, jeśli Ty przeżyjesz… Oszczędzaj. Ochłonął czując jak mrowienie przemienia się w siłę i witalność. - I dzięki - uśmiechnął się. Turmalina stuknęła lekko kosturem i kryształowa powłoka okryła ją i zamigotała, po czym znikła, czarodziejska zbroja pewnie już nie raz uratowała jej życie, nie zamierzała rezygnować z tej ochrony. Nie miała jakoś nastroju na złośliwości, kłótnie i inne zwyczajowe rozrywki. Po prostu chciała zrobić co trzeba. Oczyścić kopalnię z paskudztwa. Wokół kostek zawirowały drobiny piachu, geomantka była wypełniona mocą ziemi. - Dajemy! Marduk kopnął drzwi pozwalając rozewrzeć się im na oścież i ukazując oczom najemników trzy paskudne, śmierdzące stwory. Nietrudno było w nich rozpoznać spotykane czasem trupojady, choć te tutaj raczej nie miały wiele do jedzenia. Dlatego też z miejsca rzuciły się do ataku na stojących w korytarzu żywych. [media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/8a/8e/a1/8a8ea1577d2052d8c7e8ca4068a301ec.jpg[/media] Starcie było krótkie i efektywne; najemnicy raz-dwa rozprawili się z ghoulami bez strat własnych. Znaleziona sala musiała być miejscem odpoczynku dla górników, gdyż wzdłuż ścian zbudowano kamienne prycze, a duży żelazny koksownik nadal był pełen węgla. Niestety obecnie spoczywały tu tylko stare kości krasnoludów i orków, przywleczone zapewne przez ghoule. Joris przeszukał pomieszczenie, lecz nie znalazł nic interesującego; skorodowane resztki uzbrojenia leżące wśród szczątków nie miały już żadnej wartości. Ale te kości nie dawały mu spokoju. - Dziwne, że trupojady zainteresowały się nimi - stwierdził po trochu do siebie, a po trochu do reszty - są równie stare co te szkielety górników. I co u licha robią wśród szczątek górników, szczątki jakichś orków? Turmalina ciskała ziemią i skałą w ciszy, uderzając falą gruzu pierwszego ghoula, a gdy walka zrobiła się zbyt ciasna - oślepiając drugiego. Geomantka po śmierci Yarli wyraźnie zapadła się w sobie, jakby ktoś usunął jej humor i złośliwość. Nawet fakt że pokonali pająka niespecjalnie poprawił jej nastrój. Marduk walczył z własnym ciałem, z drżeniem i ekscytacją które zmieniały rytm oddechu i zostawiały go urywanym i pospiesznym, nieefektywnym i grożącym wręcz zasłabnięciem od nadmiaru tlenu. Siłą woli rozluźnił palce zaciśnięte na rękojeści Talona, machnął ręką strząsając krople ohydnej krwi z ostrza które głęboko cięło wrogów Ojca Elfów. - Jeden z pierwszych nekromantów, wygnany ze swej ojczyzny za eksperymenty z użyciem krwi i magii śmierci, podbił pewien prymitywny lud i kazał mu pożerać ciała zabitych wrogów, by posiąść cząstkę mocy którą tamci posiadali za życia. Przez tę praktykę powstały pierwsze ghoule… a przynajmniej tak słyszałem - wyrecytował słoneczny elf, wpatrując się w ciała. Wstrząsnęło nim drżenie - elfowie nie bali się nieumarłych powstałych z innych ras, ale nadal czuł obrzydzenie i odrazę. Siłą woli zwalczył to i nachylił się nad pokonanymi, by ocenić zadane obrażenia. Taka wiedza mogła się przydać później. - Dobrze poszło, wykorzystajmy tę passę - spojrzał wreszcie na Jorisa. - Wstrzymam się z zaklęciem lokalizującym magiczne aury do momentu aż sprawdzimy jakieś następne miejsce. Decyduj. - A nam babka prawiła - ozwał się Joris przyglądając kolejnym zamkniętym drzwiom - że człeka w ghula może ino wąpierz, albo wiedźma przemienić. I że tylko na niegodziwców to działa i na takich co to sproś… a zresztą. Zawsze mieliśmy je za zwyczajne cmentarne szkodniki. Dziwne, że tu dotarły. Tunele to cholerstwo w ziemi kopie, ale widać przeryło się tu i przez skałę. Warto znaleźć, którędy się wdarły do kopalni i zawalić. Idźmy dalej tymi drzwiami. I bacznie rozglądajmy się dookoła. Marduk nie skomentował co sądzi o mądrościach babki Jorisa, zamiast tego złapał w dłoń wieczną pochodnię, wcisnął ją za pas po czym na powrót zbrojny podszedł do następnych drzwi. Jego zdaniem drużyna miała sporo szczęścia, zwalając z nóg trzy abominacje bez żadnego draśnięcia. A może wszyscy stawali się coraz sprawniejszymi zabójcami? Drzwi prowadziły do kolejnego poprzecznego tunelu. Naprzeciw nich był krótki korytarz rozszerzający się na końcu w coś, co wydawało się dużą jaskinią lub wyrobiskiem - w półmroku ciężko było rozróżnić. Myśliwy wskazał jeden z kierunków. - Po mojemu tam zachód jest. Czyli się wracamy do Gundrena. Zatem zawalisko najpewniej. Ale sprawdźmy. A potem do tej wielkiej jaskini. Nie zapominajcie oglądać się w górę i na boki. Co rzekłszy wyciągnął z plecaka ostatnią fiolkę wody święconej i wlał jej zawartość do wyłożonego skórą dna kołczanu. Marduk skinął głową na słowa tropiciela i po chwili omal sam się w nią nie walnął, zdając sobie sprawę iż zaniedbał nasłuchiwania przy drzwiach. Nie on jeden, ale dla słonecznego elfa świadomość własnej niekompetencji - normalnej dla innych ras - była nieznośna. - Posłuchajmy trochę nim wejdziemy dalej - wstrzymał towarzyszy. Tori westchnęła głośniej, ale zatrzymała się w połowie kroku, nasłuchując i spoglądając raz w lewo, a potem w prawo. Następnie zamarła. Najemnicy nie słyszeli nic prócz oddalonego szumu wody i Echa. Ruszyli więc na wprost, do kawerny, z której wychodziły trzy kolejne odnogi. Mimo, że jaskinia wyglądała na naturalną dawni właściciele kopalni ozdobili jej ściany prostymi reliefami, pokazującymi krasnoludy i gnomy w czasie podziemnej pracy. Wokół, w niszach wykutych w ścianach rozstawiono latarnie, jednak wszystkie były zgaszone. Drużynę jednak bardziej niż sztuka zainteresowały zaściełające podłogę szkielety; dwa tuziny, może więcej. Widać tu odbyła się walna bitwa o Kopalnię Phandelver. Na szczęście dzięki ostrzeżeniu Jorisa pamiętali by patrzeć w górę, toteż szybko dostrzegli niemal tuzin strzyg wiszących trzy metry nad nimi. Zauważone stwory ze skrzekiem rzuciły się na dwunogów by wyssać z nich krew. Stado opadło najemników skrzecząc i wsysając się w odkryte części ciała niczym przerośnięte komary. I choć dzięki wcześniejszemu starciu drużyna szybko zdołała się uporać z bestyjkami to te również zdażyły upuścić im krwi. |