Makhar po raz wtóry przekonał się, że trafienie sztyletem poruszającego się, walczącego wroga może stanowić problem. Po prostu haniebnie chybił, i gdyby to przeciwko niemu stawał demon, to teraz miałby doskonałą okazję, żeby wypatroszyć wychylonego i wystawionego na ciosy Stygijczyka. Na szczęście demon walczył z Draugdinem...
Topór w ręce Vanira był zaiste okrutną bronią, ale poza umiejętnościami we władaniu orężem trzeba było mieć jeszcze trochę szczęścia. Tego Draugdinowi zabrakło i mimo furii z jaką walczył, nie udało mu się po raz kolejny dosięgnąć szybkiego, uchylającego się przed ciosami demona.
Theo krążył wokół piekielnego strażnika starając się być cały czas za jego plecami. W dogodnym momencie, trzymając oburącz miecz zadał pchnięcie, które miało być tym decydującym. I gdyby nie naturalna odporność demona na ciosy zadawane zwyczajną bronią, byłoby po walce. Miecz ugrzązł głęboko w ciele istoty, która natychmiast po ciosie szarpnęła się i odwróciła, wyrywając miecz z rąk Aquilończyka i pozostawiając go bezbronnego. Theo mógł tylko starać się uniknąć szponiastych łap zmierzających w jego kierunku. Odskoczył w tył... Jedno ramię przeszło bokiem, cios drugiego cisnął nim o ścianę, po której osunął się niemal nieprzytomny brocząc krwią z rozciętego ramienia.
Sytuację wykorzystał Vanir, chwytając oburącz topór i spuszczając go na miejsce, gdzie powinna znajdować się głowa demona. Rozległo się przerażające, mrożące krew wycie, które gwałtownie się urwało. Czarny obłok zafalował i rozwiał na setkę pasm, które uleciały we wszystkich kierunkach, niknąc w powietrzu, wnikając w podłogę, sufit i ściany. Na miejscu, gdzie powinno leżeć ciało pozostała tylko czarna, oleista plama i miecz Aquilończyka.
-
A gdzie kosztowności? Złoto? Diamenty? - zapytała Catalina, jakby nie rozumiejąc co tłumaczył jej Bossończyk. -
Nie wierzę! - Ignorując mężczyznę, przebiegła obok niego wbiegając do atrium. W tym momencie rozległ się przeraźliwy krzyk śmiertelnie ranionego demona, któremu zawtórował krzyk przerażenia Zamoryjki. Dziewka w rękach Berwyna zaczęła wyrywać się ze zdwojoną energią, gryźć i kopać.