Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2017, 12:34   #50
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Nie wtrącał się w robotę Henry'emu, bo i nie znał się na leczeniu. Jasne, potrafił założyć opatrunek, z piętnaście lat temu przeszedł kurs pierwszej pomocy, ale szycie wolał zostawić profesjonalistom. W pierwszej fazie przyglądał się, jak Morgan dezynfekuje ranę i robi inne rzeczy, ale potem stwierdził, że jego samego wkurzałoby, gdyby ktoś zza pleców gapił mu się na ręce przy pracy, więc usiadł przy stole niedaleko miejsca "operacji" i co jakiś czas rzucał tylko okiem, jak im to idzie. Wciąż nie mógł dojść do tego, jak to wszystko się wydarzyło. Przecież Virginia nie mogła zranić się sama. Dużo o tym rozmyślał i nim się obejrzał, trzeba było zanieść nieprzytomną kobietę na piętro, by wypoczęła, a przede wszystkim wybudziła się z podanej narkozy.

Sytuacji nie poprawiała paskudna pogoda, która uniemożliwiała dotarcie służbom medycznym. Taggart widział, jak Roberta ruszyła ta sytuacja i nie zazdrościł mu. Nie pamiętał też, by w zeszłym roku zima uderzyła aż tak wcześnie i z taką mocą, to było dziwne, ale przecież anomalie się zdarzały. Próbując nie zaprzątać sobie tym głowy, poszli w końcu do pokoju Gwen, by przeczytać znaleziony w piwnicy dziennik. I pojawiły się kolejne rewelacje. Zabobonni osadnicy, ostrzeżenie Indiania, "dziwna" zima i ukryty pod domem stwór? Wes czuł się tym wszystkim przytłoczony i choć zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że to tylko wynurzenia jakiegoś szaleńca, który najpewniej napisał sobie ten dziennik, żeby nastraszyć rodzinę, czy kogokolwiek, kto kupi ten dom, to jednak jakaś część jego świadomości dopuszczala możliwość, że to prawda. Rodzina Mossa zginęła rozszarpana niby przez jakieś zwierzę, a dziś Virginia odniosła rany jak po spotkaniu z jakimś drapieżnikiem. Do tego te ocierające się o rzeczywistość sny... Dziwne zbiegi okoliczności.

Gdy Gwen przeczytała fragment o rytuale, Wes aż zacisnął zęby i westchnął ciężko. Wszystko wskazywało na to, że chcąc, czy nie chcąc, wpadli w wir nadnaturalnych wydarzeń. Nie mógł sobie tego inaczej wytłumaczyć. Już miał coś powiedzieć na temat ostatniego fragmentu, gdy usłyszeli dziwne szuranie na korytarzu, a potem przyprawiające o ciarki rzęrzenie zza drzwi. Wes nie był jakiś przesadni strachliwy, ale w tym momencie poczuł się nieswojo. Cofnął się o krok, gdy ktoś za drzwiami złapał za klamkę i próbował dostać się do środka. Rozglądał się po pokoju Gwen za czymś, co mógłby wykorzystać, gdyby przyszło im się bronić. Nie musiał, bo ten za drzwiami odpuścił, jednak te po chwili otworzyły się, skrzypiąc, że aż zęby bolały. Mężczyzna przez moment wpatrywał się w nie, jakby chciał znaleźć tam odpowiedzi na nurtujące go pytania, a z zawieszenia wyrwały go słowa Gwen. Kobieta chwyciła za latarkę i ruszyła na korytarz.

Po krótkiej wymianie zdań Taggart postanowił do niej dołączyć. Jednocześnie uważał, że to dobry moment, by podzielić się swoimi przemyśleniami.
- Wiem, że to będzie brzmiało idiotycznie, ale mam wrażenie, że jesteśmy już częścią tego, co tu się dzieje i chyba najlepiej będzie, jak nie będziemy zakłamywać rzeczywistości i udawać, że to halucynacje, czy inne pierdoły. Wszyscy widzieliśmy ranę Dalber, a teraz jeszcze to, co działo się z drzwiami... - Machnął na nie ręką. - No i dziennik Mossa. Nie trzeba być dziennikarzem śledczym, żeby połączyć kropki i zauważać pewne rzeczy. - Wes nie zamierzał wbijać tym stwierdzeniem szpileczki Gwen, po prostu rzucił luźną uwagę. - Mam wrażenie, że to wszystko może być prawda i że będziemy musieli odprawić ten rytuał, inaczej będzie coraz gorzej... Zauważcie, że najpierw były sny, potem zranienie tej biednej kobiety, a teraz ten charkot jak z taniego horroru i drzwi... To wszystko jest coraz bardziej intensywne, tak mi się przynajmniej wydaje. A ja nie zamierzam skończyć jak rodzina Mossa.

Przejechał przedramieniem po czole.
- Pisał coś o amulecie i płomiennym... nie, płonącym życiu, tak? Macie pomysł, gdzie można znaleźć jakiś amulet? Co by było potrzebne, żeby wykonać taki rytuał? Rzuciło wam się coś dziwnego w oczy? Co do tego płonącego życia... może chodzi o krew? Krew to życie, nie? Tak to sobie przynajmniej dedukuję. Tylko czy chodzi o krew, która jest tutaj, ukryta gdzieś w hotelu, czy o naszą krew? A może w ogóle chodzi o coś innego i tylko pierdolę bez ładu i składu? - Wzruszył ramionami. - Trzeba znaleźć Roba i zdać mu relację z tego, co się wydarzyło.
Na razie uciął, chcąc wysłuchać pozostałych. O dziwo, umysł miał jasny, choć zdrowy rozsądek podpowiadał zachowanie daleko idącej ostrożności. Wyszedł tuż za Gwen na korytarz, trzymając się blisko niej, w razie, gdyby trzeba było szybko reagować.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 06-04-2017 o 12:48. Powód: kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline