Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2017, 13:13   #256
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Po opatrzeniu ran drużyna ponownie została postawiona przed wyborem dalszej drogi. Prócz bocznych korytarzy widać było też równy tunel prowadzący na południe. Według opisu Gundrena tam mogło znajdować się oryginalne (zasypane) wejście do kopalni. W półmroku widać tam było dwie wnęki, które mogły być drzwiami prowadzącymi do jakichś pomieszczeń gospodarczych lub strażnic.

Gdy ostatnie z komarzysk z plaśnięciem uległo Turmalinie, myśliwy od razu kontrolnie spojrzał na Torikhę. To było nawet dziwne dla niego. Była w nim jakaś pewność, że kapłanka jest za twarda na tę kopalnię. Że mimo naprawdę licznych i śmiertelnych niebezpieczeństw, ona już pokonała Jaskinię Echa i nic jej tu nie grozi. A jednak za każdym razem upewniał się, że jest blisko. A najlepsze było to, że za nic w świecie by nie chciał tego porzucić. Wrócić do życia które zostało za nim. Od zwierzyny do kupca, potem gospody i nazad do lasu. I tak w koło. Nie żeby mu to wcześniej przeszkadzało. Och co to to nie. Ale wonczas jakby jaka dziewczyna mu w oko wpadła to Joris by po prostu z nią najchętniej potańcował na zabawie jakiej i na sianie, a potem cześć i do lasu. Tu “do lasu” nie było. Tu byłą stara zapomniana kopalnia i Torikha Melune u jego boku. I Joris syknąwszy z bólu oglądając ślad po przyssaniu się strzygi jakąś częścią swojej prostej duszy zamarzył by kopalnia ta nie miała końca.
- Znać w kim słodka krew płynie, a czyja kwaśna i pić się jej nie da - zażartował zezującv na jedynego niepogryzionego Marduka po czym spojrzał na szczątki dawnych wojowników - Czekajcie chwilę… Musi być niezłą tu batalię stoczono.
Słoneczny elf podniósł spojrzenie znad buta, którym przyciskał do posadzki połamanego przez tropiciela, ale ciągle jeszcze żywego wampirka.
- Intrygujące spostrzeżenie - odezwał się po krótkim namyśle. - Z jakiego powodu wnioskujesz że jakiegoś rodzaju słodycz we krwi ma przyciągać te stworzenia, a nie kwasota?
Starannie dawkując nacisk, z satysfakcją zgniótł czaszkę istoty - wedle jego wiedzy było to coś nienaturalnego, stworzonego bardziej dzięki magii niż zrodzonego w wyniku ewolucji i nie zasługującego na załamywanie rąk nad miejscem w ekosystemie. Popatrzył na ludzko-półludzką parkę po czym oszacował pobojowisko.

- To akurat proste. Robale do słodkiego lgną. Przedstaw sobie takie pieczone jabłko, czy placek z miodem. Położysz go w lesie na godzinę, a mrówki, żuczki, czy meszki wszelkiej rozmaitości zlezą się do niego i zjedzą szybciej niż się zdaje - odparł Joris pochylając się nad dawno temu poległymi wojownikami - U nas nieopodal wsi mądra kobieta mieszka. Wiedźma jedni mówią. Inni zielarka. Bez znaczenia. Czasem wszak prosiła mnie co bym jej takich zielonych chrząszczy nałapał. I najlepszą metodą był bukłak po miodzie na mchu ostawiony. Nazajutrz zawsze pełen był skubańców.
Ponownie odwrócił się do Marduka ocierającego podeszwę z resztek “wampirka”.
- I choć to mi tak całkiem na robala nie wygląda, to kto wie czy się od niego wywodzi. Czterysta lat w tych zaczarowanych jaskiniach i może z komara właśnie takie coś powstaje?
Marduk z ociąganiem pokiwał głową.

Zmurszałe kości krasnoludów, gnomów i orków tworzyły w jaskini jedno wspólne cmentarzysko. Nikt nie pochował ani najeźdźców, ani obrońców. Jedynym zwycięzcą były tu ghule i żerujące na nich najprawdopodobniej komarzyska.
- Szkoda - stwierdził Joris - Ludziom w okolicy napewno lepiej by się żyło jakby kopalnia się wtedy obroniła.
Przeszukał pobieżnie pobojowisko, ale w tym półmroku nie znalazł niczego czego by ząb czasu nie przeżuł. Jego oko od razu napotkało resztki starych latarni zatkniętych w ściany. Niewiele się namyślając pożyczył od Marduka ich pochodnię płonącą prawdziwym płomieniem i podpalił wszystkie. Stara zjełczała oliwa niechętnie poddała się ciepłu, ale po chwili kawerna po czterystu latach mroku, wypełniła się ciepłym blaskiem jaki ongiś ją wypełniał. Reliefy aż zalśniły odbitym światłem płomieni ukazując małą cząstkę dawno zapomnianego kunsztu i wielkości brodatych władców tych podziemi.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/c2/a0/ff/c2a0ff09f8137a846e3a251c10a03ba2.jpg[/media]


- Oooo psia jucha… - szepnął Joris - Turmi… kopnij mnie w dupę jak jeszcze kiedyś zaśmieję się z krasnoludów…

Światła latarni nie starczyło jednak na długo. Po kilku zaledwie minutach, płomienie zmalały i zgasły na powrót pogrążając jaskinię w mroku.
- Idźmy w stronę wejścia - powiedział Joris - Turmi, może dałabyś radę określić co je zawaliło? Wypatrujcie też załomów na suficie. Te paskudy są trochę jak nietoperze. Jak będzie bezpiecznie sprawdzimy też tamte obie odnogi. Ale najpierw - skinął głową elfowi - posłuchamy przy drzwiach, czy nic nie słychać.

Marduk zastrzygł elfimi uszami, ale nic nie wysłuchał. Przy kolejnym Echu ostrożnie otworzył jedne drzwi, ukazując oczom kompanów niewielkie pomieszczenie, biuro czy magazyn… Przedzielała je kamienna lada z zakurzoną żelazną wagą. Wykute w skale półki zaściełały zakurzone resztki pergaminów, a podłogę szkielety kilku gnomów i orków.

Joris powoli obszedł ladę odnajdując za nią zamkniętą żelazną skrzynkę z zamkiem, który niestety w przeciwieństwie do innych znajdujących się tu sprzętów, zdawał się działać świetnie. Bez narzędzi i umiejętności mogli zapomnieć o otwarciu. Co jednak nie oznaczało, że nie można było z czystej ludzkiej ciekawości zatrzepotać pudełkiem. Co też myśliwy uczynił rozdźwięczając dookoła brzdęk całkiem sporej sumy monet. Na razie jednak jedyne co mogli to wepchnąć skrzynkę do magicznej sakwy i liczyć na pomoc kowala w Phandalin.
Torikha w tym czasie rzuciła okiem na pergaminy zalegające na kamiennych półkach, ale spośród nich wszystkie rozpadały się pod wpływem dotyku ze starości. Wyglądało na to, że niczego więcej interesującego tu nie ma.
Turmalina natomiast nie była w stanie stwierdzić, co zawaliło wejście do kopalni. Za dużo upłynęło czasu i erozja postąpiła zbyt daleko. Jedno było pewne. Zawalenie zadecydowało o zniszczeniu najeźdźców, obrońców i samej kopalni.
Krasnoludzica nadmieniła jeszcze tylko, że choć sama waga była ciężka, mogłaby znaleźć kupca na przykład w Halli w Phandalin. Choć i tu nie należało sobie robić większych nadziei, bo nie była to precyzyjna waga alchemiczna, czy jubilerska a narzędzie do szacowania wagi urobku przyniesionego przez górnika.

Joris wygonił ekipę na korytarz i ostrożnie otworzył kolejne drzwi. Ten pokój był najwyraźniej salą przeznaczoną dla strażników, która częściowo się zawaliła. Wśród resztek mebli, broni i gruzu walały się kolejne krasnoludzkie i orcze szczątki. Te jednak poruszyły się gdy tylko Joris wszedł do pomieszczenia, formując dziewięć gotowych do walki szkieletów. Tropiciel szybko wycofał się na korytarz, podobnie jak to zrobili wcześniej chcąc spowolnić licznego przeciwnika blokując go w drzwiach i wąskim tunelu. Thorika chwyciła za medalion Selune i jej mocą kapłance udało się odgonić ponad połowę szkieletów. Wzmocniony magicznymi rękawicami Marduk gruchotał kolejne stare kości, w czym sekundowała mu Melune. Z tyłu Turmalina waliła w nich z arbalety, a Joris poświęconymi strzałami. Nim wszystkie truposze ponownie spoczęły na posadzce wojownicza para została lekko ranna, czemu szybko zaradziła kurmalińska różdżka. Można było ruszać dalej - a raczej wstecz, gdyż tutaj korytarz kończył się zawaliskiem. Może gdy Rockseekerowie na powrót otworzą kopalnię przekopią się tędy na powierzchnię, ale póki co potężne głazy skutecznie zagradzały drogę.

Marduk jeszcze przez chwilę przyglądał się roztrzaskanym szczątkom, uspokajając oddech i opanowując drżenie mięśni. Niszczenie szkieletów nie dawało nawet ułamka tej satysfakcji jaką czuł zabijając niedźwieżuki czy zmiennokształtnego, ale w tej chwili co innego skupiało jego uwagę - wśród atakujących ich nieumarłych były zarówno pozostałości krasnoludów, jak i orków. Oznaczało to, najpewniej, że zostały one ożywione już po upadku kopalni… czyżby znajdowało się tu jakieś źródło nekromantycznych mocy? Czym zajmowali się mieszkańcy Jaskini przed jej zdobyciem przez orków? Rozejrzał się po korytarzu, ale nie dojrzał nic interesującego; należałoby sprawdzić czy jakaś magiczna aura nie przesyca pomieszczeń - i czy jakieś ciekawe drobiazgi gdzieś się nie zapodziały. Ale to mogło poczekać - nie chciał jeszcze używać modlitwy wykrywającej takie energie. Wszak Ojciec Elfów obdarzył go tylko drobną cząstką swej mocy.

Joris w tym czasie ponownie, choć już bez większych nadziei, przejrzał uzbrojenie szkieletów i stróżówki, ale widać było, że niczego nie znalazł.
- Nic tu po nas - mruknął - Wracajmy do komnaty z reliefami. Prowadziło tam jeszcze jedno wyjście na wschód. Gundren wspominał coś o grzybach - westchnął - Nie wiem. Ghule i robale to jedno, ale… Widzieliście w ogóle kiedyś jakieś łażące grzyby?
- Co niektóre sztuki broni tutaj można spróbować naprawić - Marduk zauważył, spoglądając na resztki zaściełające posadzkę. Machnął ręką. - Później. A co do grzybów to będziemy się martwić jak je znajdziemy. Mam pomysł.

 
Romulus jest offline