Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2017, 21:27   #56
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
1 września 1503

Otwarcie oczy było bardzo przyjemne, jak zwykle zresztą. Signora błyskawicznie skonstatowała gdzie jest oraz że to bezpieczny pałac markiza Colonny. Markiza! Rozejrzała się szybko wokoło. Gilli nie było przy niej, ale pamiętała przecież, że zasypiały wspólnie, za to do drzwi rozległo się natarczywe pukanie.
- Agnese, Agnese, mogę? - dobiegł jej uszu znajomy głos młodego mężczyzny.

Wampirzyca naciągnęła na siebie kołdrę.
- Zapraszam.

Ale równie łatwo było się obronić przez Alessandro, jak przed szarżującą konnicą. Markiz wpadł, ubrany zresztą tylko w koszulę, szlafrok papucie oraz śmieszną szlafmycę z frędzelkiem, z nieopisanym szczęściem na twarzy po prostu skoczył na nią i zaczął całować po prostu niczym szalenie.
Agnese oddając pocałunki lekko się uśmiechając, zaczęła zdejmować z niego ubranie. była ciekawa, kiedy mężczyzna się zorientuje. Eee, chyba to przychodziło mu z trudnością.
- Moje najukochańsze, moje najwspanialsze, moje jedyne - po prostu zwyczajnie trudno było się oprzeć jego miłości, pełnej szalonego optymizmu oraz takiej cudownej natarczywości. Szlafrok został powoli zsunięty i markiz nawet nie zareagował jak Agnese zdejmowąła mu rękawy. - Moja szlaf … - chyba dopiero zauważył, kiedy spadła mu czapka, którą Agnese pociągnęła za frędzelek - A kij tam - i zabrał się za dalsze całowanie, teraz chyba najwięcej poświęcając uwagi jej policzkom, noskowi oraz uszkom.
- Ah.. ty najcudowniejszy z markizów, najwspanialszy z mężczyzn. - Wampirzyca sięgnęła do jego pośladków i chwyciła je mocno. - Jak się masz kochanie?
- Jeszcze dosyć średnio - przyznał przerywając na chwilę całowanie - ale przy tobie od razu niczym Herkules - uśmiechnął się, zaś wampirzyca czuła, jak mocno działają dłonie na jego pupę. Jak spina mięśnie, zaś jego penis zaczyna drżeć rosnąc niczym na drożdżach. - Przed chwilą był u mnie signor Kowalski i powiedział, że mogę śmigać, zaś pani Gilla od razu przyprowadziła mnie tutaj - Agnese zauważyła, że wcześniej mówił o ghulicy wyłącznie po imieniu. Obecnie dodał “pani”, może dlatego, iż spostrzegł że kobieta jest dla niej ważna. Agnese z uśmiechem ucałowała jego policzek by mu nie przerwać. - A jak ty się czujesz? Wszystko dobrze? Oraz dziękuję, przyjechałaś po mnie … jestem pełen szczęścia - wyznał całkowicie szczerze. Zresztą akurat to było widać doskonale na jego prawym obliczu.
- Mój drogi zeszłabym po ciebie do najgłębszych piwnic piekieł. - Wampirzyca spojrzała mu prosto w oczy, w jej głosie było słychać powagę, mimo lekkiego uśmiechu, który zdobił jej oblicze.
- Ja za tobą także - to brzmiało dziwnie pewnie w ustach młodego człowieka. - Proszę, powiedz że nie rozwiejesz się nagle niczym dym … - wyszeptał przepełniony tęsknotą.
- Właśnie to dla ciebie ryzykowałam, mój drogi.
- Wiem, wybacz, powinienem jak rycerz bronić swojej damy, tymczasem wyszło, że to dama musiała bronić rycerza - widać było, jak głupio się poczuł wychowany w etosie dzielności, szacunku dla dam oraz rycerskości.
Agnese przeczesała jego włosy dłonią. Będzie musiała mu powiedzieć. Jemu i Sophie. Jednak na razie… Wampirzyca mocno przyciągnęła biodra mężczyzny do swoich. Nachyliła się do jego ucha.
- Masz chwilę by zaspokoić moją tęsknotę, nim udam się na pierwsze spotkanie, mój rycerzu?
- Jestem dla ciebie odtąd na zawsze, na każdą chwile, którą będziesz miała - był przy niej i widać było, że to dla niego najważniejsze. Oraz że pragnął jej ust oraz ciała. Mogła doskonale poznać, gdyż męskość markiza zaczęła się unosić zdradzając podniecenie oraz pragnienie spełnienia. - Kocham cię, pragnę cię - wyszeptał szczęśliwy, że nie dzieli ich już nic, ani jego strój, ani kołdra, którą początkowo kobieta się mocno otulała, która jednak została odrzucona na bok. Agnese leżała pod nim naga, jak ją mama urodziła, on zaś pragnął ją tak bardzo jak kochał. Dostrzegła doskonale to w jego ogarniającym ją spojrzeniu, takim, które mówi: nie chcę czekać, nie chcę faz wstępnych czy innych, pragnę cię oraz kocham niczym ostatni wariat. Wampirzycy zrobiło się przyjemnie gorąco, kochała tego wariata.
Mężczyzna poczuł jak kobieta rozchyla pod nim nogi.

- Chodź tutaj do mnie, zanim zapomnę jak to jest cię mieć w środku. - Uśmiechnęła się do markiza zawadiacko.

Gdyby nie to, że obydwoje byli już podnieceni, zaś ich intymności zostały zroszone pierwszymi kropelkami miłosnych soczków, to mógł być dla Agnese ból. Dla niego zresztą także. Przez moment czerwony czubek jego miecza czaił się na przeciwko jej pochwy, aż nagle gwałtownym ruchem wszedł w nie, tak mocno prosto, do końca. Agnese wygięła się pod nim w łuk. Teraz bardzo cieszyła się, ze Gilla pracowała nad nią pod jego nieobecność. Czułą jak gwałtownie rozdymają się jej płateczki. Był cudownie twardy oraz przede wszystkim, żywy, pulsujący, odpowiadający na uścisk jej mięśni. Tak wspaniale dopełniający ją.

- Ah… - Agnese oparła mu ręce na ramionach, jednocześnie unosząc nogi i delikatnie otaczając nimi jego biodra, tak by nie utrudniać mu poruszania się. Spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem. - Mój wspaniały Alessandro.
- Moja cudowna Agnese - odparł jej uśmiechnięty radośnie, ale powoli tracił kontrolę. Po prostu oddał się wspólnemu aktowi miłości. Chyba potrafili się już zgrać, bowiem jego biodra uderzały w nią, zaś jej symultanicznie wychodziły mu na przeciw doprowadzając do najpotężniejszej, możliwej bliskości. Jego jądra docierały do jej płatków ocierając się o nie gwałtownie, ich intymne włoski niemal splatały się, zaś męskość markiza wdzierała się głęboko, gdzie nie docierała nigdy żadna dłoń czy języczek. Czuła go na swojej ostatniej, najgłębszej części, na najdalszej ściance, jak dotykał jej, przesuwał się po niej, zderzał z nią powodując kolejny wystrzał rozkoszy. Z ust Agnese wyrywał się cichy jęk za każdym razem gdy markiz się z nią zderzał. Był wielki, ale przede wszystkim, co sto razy ważniejsze, kochający. Może nie potrafił żadnych specjalnych sztuczek miłosnych, ale dawał z siebie wszystko w swojej prostocie. Właśnie dla niej, dla najcudowniejszej kobiety świata, którą pokochał bardzo. Oddawała mu się, on zaś rozciągał jej ciało tak, że pasowało idealnie. I pomimo tych gwałtownych, niemal rozpaczliwie szalonych uderzeń całował ciągle jej usta tak samo mocno, tak samo niesamowicie, jakby starał się nadrobić tą noc, którą wcześniej stracili z wielką, gigantyczną nawiązką. Wampirzyca obejmowała go mocno, przyjmując na siebie wszystko co mężczyzna miał jej do zaoferowania.

Całowała go namiętnie by w pewnym momencie przeciąć sobie język własnym klem, vitae wypełniło ich usta, jednak tak jak poprzednio markizowi to nie przeszkadzało. Po prostu łączyła się ich ślina, krew, która dostawała się także do ich gardeł. Markiz zaś stanowczo był zbyt pijany rozkoszą, by odbierać jakikolwiek dyskomfort. Czuła że zbliża się do tej swojej cudownej granicy, jej ciało zaciskało się na nim tylko potęgują odczucia wampirzycy. Czuła jak jej język goi się, ale chciała więcej, chciała mieć go całego dla siebie. I miała, dawał jej wszystko, co mógł teraz, choć może kiedyś mógłby więcej … Nagle wstrząsnęło nią, pocałunek markiza zastygł, jego ciało sprężyło się, tylko biodra szybciej uderzyły, zaś w jej wnętrzu jego penis sprężył się niczym bicz, napiął, żeby wystrzelić, później jeszcze raz ponownie, za każdym uderzeniem które trafiało mocno w jej wewnętrzne, wrażliwe ciało. Agnese krzyknęła z rozkoszy i zacisnęła na nim nogi. Jej ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Mocno przycisnęła swoje ciało do mężczyzny, chcąc wydłużyć ten moment, ciesząc się jego ciepłem i bliskością.

Wspólnie przeżywali tą chwilę i to było dziwne, takie zjednoczenie nie tylko ciał, ale również czegoś bliższego. Jakby łączyły się ich myśli oraz istnienia, jakby tworzyli wspólną bańkę cudownego obłędu, którą zamieszkiwali wspólnie. Która nie mogłaby istnieć bez żadnego z nich. To naprawdę było dziwne, bardzo dziwne. Dopełniał ją jak nikt inny. Pewnie jeszcze nie rozumiał wielu spraw, nie był wyrafinowany jak Gilla, która uwielbiała nowinki oraz ciekawsze, urozmaicone formy seksu, bardziej wyrafinowane. Alessandro dopiero rozpoczynał swoją przygodę z erotyką, dopiero odkrywał własne potrzeby oraz potrzeby Agnese. Mógł wiele rzeczy się nauczyć, przyjąć, rozkoszować nimi. Teraz cuda działał jego młodzieńczy entuzjazm oraz miłość, którymi nadrabiał braki. Gdyby jednak do nich dodać większe doświadczenie, któż wie, co mógłby ofiarować Agnese, może też Gilli … Jednak nikt nie uzyskał tego typu doświadczenia czytając jedynie książki, lecz Agnese mogła być jego przewodnikiem, wskazującym mu, co jest piękne, co wspaniałe oraz co naprawdę wyjątkowe. Kusiło ją to… bardzo. Jednak chciała by wiedział. Chciała mu dać to co daje Gilli.
Jej dłonie zaczęły wędrować po jego ciele.

- Chcę ci powiedzieć wszystko, mój piękny. - Uśmiechnęła się i ucałowała jego spocone czoło. - Jestem ciekawa czy nadal będziesz mnie kochał, mój wspaniały markizie.
- Będę, będę, cokolwiek to jest - powiedział gorąco całując ją oraz odzyskując jakąś kontrolę nad sobą. - Tamten drań mówił mi coś dużo, ale odpowiedziałem mu … właściwie - zarumienił się - nie jak szlachcic tylko jak pijany najemnik - wyrwało mu się. widać było, że trochę czuł się głupio, że nawet podczas takiej sytuacji nie potrafił się zachować jak 100%entowy gentleman. - Kochamy się, reszta nie ma jakiegokolwiek znaczenia, nawet jeśli zaś ma, będę się patrzył przez pryzmat uczuć. Bo niby co możesz mi powiedzieć, masz ukryte kurzajki? - uśmiechnął się wesoło markiz.

Agnese uniosła brew.
- Za brzmiało jakby liczył się dla ciebie tylko mój wygląd. - W jej głosie bez problemu dało się wyczuć żartobliwy ton. - Myślę, że jestem w stanie powiedzieć ci dużo gorsze rzeczy. Ale będziesz musiał na to zaczekać.
Uniosła się i ucałowała mężczyznę, który całą energią oddał jej słodkiego buziaka.
- Zaczekam - odpowiedział gorąco Colonna - ale dla mnie się wszystko liczy. Wygląd także - przyznał - ale nie potrafię go oddzielić od tonu głosu, od tego, jakie uczucia tym głosem przekazujesz, jak spoglądasz, jak się uśmiechasz, jak patrzysz chwilami pełna takiej dumy, niczym królowa, jednocześnie zaś umiesz być taka bliska. Jesteś mądra, dzielna oraz szlachetna. Przy tobie staję się kimś wyjątkowym. Pragnę być przy tobie szaleńczo. Nawet gdybym jednak cię nie kochał, lubiłbym oraz szanował. Tamci, nawet nie pamiętam, co mówili, nie pamiętam, ale pamiętam swoją odpowiedź, że kochałbym cię, nawet gdybyś była afrykańską dżdżownicą, a przecież nie jesteś. Ponadto, że mam ich … wtedy ponownie się nie popisałem - przyznał. - Ale to nieważne. Cokolwiek to jest tajemnicą twoją. Powiesz mi, kiedy zechcesz, bo ja szanuję sekrety moich bliskich. To drobnostka, bo jest ważniejsza sprawa - dodał poważnie. - Czy mógłbym cię prosić o przyklęk i podparcie się dłońmi, ten … sposób … znaczy tobie się także podoba, prawda? - dodał szybko, zaś kobieta dostrzegła niepewność w jego głosie. Czy pozycja na pieska jest dla niej wygodna, akceptowalna, miła, choć jemu się ewidentnie spodobała.


Wampirzyca roześmiała cię ciepłym śmiechem. Jakoś udało się jej zapanować nad tym by z jej oczu nie popłynęła krwawa łza. Po dłuższej chwili spojrzała na markiza. Ona tu myśli o spokrewnieniu go, zabiciu go. Powiedzeniu mu o tym, że jest mordercą bo jak inaczej opisać wampiry?
- Gdybym nie widziała cię wczoraj nie uwierzyłabym, że otarłeś się o śmierć, skarbie. - Wampirzyca sięgnęła do jego twarzy i ucałowała go ponownie. - Znów masz na mnie ochotę, mój piękny?
- Ja po prostu … bardzo ciebie kocham i kiedy jesteśmy, no wiesz, blisko, czuję że jestem jak najbliżej. Przecież to normalne, że chce się być z osobą, którą się kocha jak najbliżej, prawda? - Agnese gdy markiz mówił oparła mu ręce na ramionach i przyglądała mu się ze szczerą czułością. Uwielbiała tego niewinnego chłopca. - A tamto … właściwie miałem szczęście, jak wspomniałem, ni za bardzo pamiętam. To wszystko … najpierw początek to tak. Bałem się szalenie … myślałem, że mogę ciebie już nie zobaczyć nigdy. Potem fragmenty urwane. Szczęśliwie - westchnął - przynajmniej tak mówił Kowalski oraz tak wynika z twoich słów. Dobrze, że nie pamiętam. Jakieś wiry, jakby wszystko się obracało, tylko kawałeczki wspomnień. Pojedyncze sceny, jakieś poszczególne zdania … - uśmiechnął się. - Jeśli miałoby to nam przeszkodzić, chyba dobrze, że nie pamiętam, prawda kochanie?
- Najważniejsze, że nic ci nie jest.
- Podobno solidnie oberwałem - przyznał - ale daję słowo, że teraz jestem w prawie dawnej formie. Jeszcze czasem trochę czuję się słabiej, ale przysięgam, nie teraz - może nieco nadrabiał miną, ale jednak faktycznie nawet początkową bladość na twarzy zastąpił rumieniec. Niewątpliwie był jej na tyle spragniony, że nawet niewielka słabość ciała nie mogła go powstrzymać.

Agnese puściła go i obróciła się na brzuch, powoli uniosła pośladki tak jak ją prosił Alessandro.
- Sprawdźmy jak tam twoja forma skarbie. - wampirzyca nadal była rozbawiona. Młodość… cudowna, wspaniała młodość. Oraz pewnie naturalny optymizm, bowiem ewidentnie markiz należał do tych, co mając szklankę wypełniona do połowy, uważają, że jest bardziej pełna niz pusta oraz chciał w życiu szukać jaśniejszych stron. Co więcej, wydawało się to troszeczkę zaraźliwe, bowiem signorze nieczęsto przydarzyło się, że chciała po prostu się śmiać, tak zwyczajnie śmiać.
- Przy tobie moja forma rośnie, niczym tygrysa, whrłałał - zawarczał Alessandro nie zdając sobie sprawy, że może tygrysy robią to bardzo często w rui, ale jedynie po piętnaście sekund, a z tego Agnese pewnie nie byłaby zadowolona. Z ust wampirzycy znów wyrwał się cichy śmiech. To było szaleństwo. Nie pamiętała kiedy tak często zdarzało się jej śmiać.

Przez chwilę wampirzyca była ustawiona tak, że mógł kontemplować jej tyłeczek, nóżki, plecki oraz rozkwitający kwiat, który lśnił kropelkami rosy pomiędzy udami. Dosłownie czuła, jak ją pieszczotliwie obmacuje spojrzeniem, jak zachwyca się nią, jak mocniej wali jego serce pompując krew. I nagle poczuła jego dłonie na swojej pupie, ułożone tak z góry i troszkę z boku. Ustawiał się starając się trochę rozłączyć jej smukłe nóżki i samemu klęknąć pomiędzy nimi, ku swemu zaskoczeniu wampirzyca czuła, że się niecierpliwi. Chciała go mieć w sobie i wtedy nagle poczuła jego dotyk, tej męskiej części ciała, którą nagle zaczął przesuwać się pomiędzy jej pośladkami w dół od kości ogonowej. Zamruczała głośno z przyjemności. Może nie był jeszcze tak super twardy i dla niego była to tyleż przyjemność pieszczenia swojej ukochanej, co powrót do najsilniejszej formy. Agnese czuła, że zajmuje mu to trochę więcej czasu niż zwykle, ale skoro stracił sporo krwi, tak właściwie musiało być. Była specjalistką od krwi i doskonale wiedziała, co jak gdzie przesuwa się oraz jakie organy musi wypełnić. Nawet jednak, jeśli obawiała się o jego formę, to chyba niepotrzebnie. Czuła wręcz, jak rośnie przy przesuwaniu się po jej ciele i mijając tylną dziurkę był już prawie na najwyższym poziomie. Chwilę zadrżała czując go w miejscu, w którym tak cudownie zabawiała się nią Gilla. Będzie musiała go doszkolić. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Delikatnie poruszyła swymi pośladkami.

- Och, jakaś ty obłędna - wyrwało mu się, a ona czuła w jego głosie potęgę burzy pozytywnych uczuć. Ruszanie tyłeczkiem, jak widać, działało doskonale. Jeszcze delikatnie przesuwał po jej płatkach, rozdzielając je powoli purpurową końcówką. Czuła gorąco, jak ją dotykał, jak się przesuwał, jak rozdzielał jej kwiat, który musiał ustąpić pod lekkim naciskiem. Pieścił ją swoją męskością w słodkim rowku.
- Ach - jęknął nagle czując zapewne, że jest już odpowiednio twardy.

Wampirzyca także uczuła to, jak zaatakował jej jamkę rozciągając gwałtownie ciało wewnątrz kobiety. Agnese zadrżała i rozchyliła szerzej nogi, by ułatwić mu wsunięcie się, gdy tylko lekko się zanurzył naparła na niego, sprawiając, że błyskawicznie znalazł się w niej cały. Ona ruszyła do tyłu, on pchnął i jeszcze pociągnął jej biodra. Trzy gwałtowne ruchy sprawiające, że zespolenie było niczym grom, docierające do jej tylnej ścianki, uderzające niemal, bolesne prawie, ale tym bardziej obłędnie podniecające. Jęknęła jednak już po chwili bolesny jęk przerodził się w pomruk przyjemności. Poczuła, jak jego penis wbija się w nią, zaś naprężony woreczek pod nim wręcz uderza w jej napęczniałe wargi. Alessandro chyba zaskoczony, przez chwilę, jakby się zatrzymał, a potem odetchnął głęboko
- Jakże ja cię kocham … - powiedział bardzo poważnie, jakby kompletnie nie przystawało to do chwili, ale słowa ow zgrały się z ruchem jego ciała. Niemal wysunął się z niej wycofując.
- Też cię kocham mój piękny. - Czuła jak jej ciało szarpane jest przyjemnymi, rozpalającymi dreszczami, że zaciska się na nim nie chcąc wypuścić jego gorącej, pulsującej męskości ze swego wnętrza.

Poczuła ponownie jego najszerszy, czerwony czub u swojego ciasnego wylotu. Ale nie wyszedł, tylko później ponownie pchnął dochodząc i tak znowu i jeszcze znowu. Raz mało co nie wypadł przy gwałtowniejszym ruchu, ale jakoś udało mu się utrzymać w pochwie. Lecz to już nie miało znaczenia. Chyba czuł obłędny wir, bowiem odbierała, jak jego ciało działa już samo, że reaguje na nią tak naturalnie, że jego biodra uderzają raz po raz w obłędnym tempie, zaś jego wypielęgnowane dłonie, naciągają ja na siebie. Może niespecjalnie zgranie, może nie najlepiej pod względem ars amandi, ale na pewno ze szczęściem, radością, pożądaniem, pragnieniem i przede wszystkim miłością. Był taki gorący w niej, tak bardzo i tak bardzo prężył się zdrżał falował. Agnese zaparła się mocno rękami o łoże dając mu się w siebie wbijać, nie chciała mu przeszkadzać swymi ruchami. Brał ją długi czas, którego nikt nie mierzył, bowiem wszystko wokoło stanęło. Agnese niemal czuła jak tonie w rozkoszy, jak jej słodkie soki wypływają z niej i ściekają po jej udach, całe ciało, a szczególnie spore piersi, falują z każdym ruchem. Była tak blisko, ale nie chciała dojść przed nim. Spięła się, czując jak gorąc doprowadza ją do obłędu. Z jej ust wyrywały się ciche jęki, nad którymi już nie panowała. Nogi zsunęły się potęgując te wspaniałe uczucia, aż wreszcie uszu jej doszedł jęk markiza zwiastujący zbliżanie się. Poddała się przyjemności i krzyknęła głośno dochodząc ponownie. Zaś jej krzyk zlał się w jedno z głośnym okrzykiem markiza, z którego wystrzeliły strumiemienie jasnego, gęstego nasienia, które uderzyły w jej ciało wewnątrz. Doskonale to czuła oraz jeszcze bardziej podnosiło to jej wspaniałą rozkosz. Tym bardziej, że on gnany jakąś siłą, jeszcze się poruszał, jeszcze sprężał, jeszcze rozdymał w niej przy każdym strzale nowym, którzy ze względu na ruch, trafiał w inne miejsce jej wewnętrznego kwiatu. Tam bardzo w głębi. Jej wrażliwe ciało odbierało teraz stukrotnie mocniej wszystko co robił, a nawet jeśli jej i jemu, tak się zdawało, to było to coś, czego mogą doświadczyć jedynie prawdziwie kochający się, pijani sobą wzajemnie kochankowie. Wampirzyca opadła na łóżko, jednak resztkami sił zmusiła się by utrzymać swoje pośladki w górze. Nie chciał by jego pulsująca męskość opuściła jej rozpalone wnętrze. Jej ciało drżało bez kontroli, przytłoczone odrobinę tą przyjemnością. To było szaleństwo… ona nieśmiertelna.. a ten młodzian doprowadzał ją do granicy.

- Alessandro już nigdy cię nikomu nie oddam. - Cichy szept Agnese przerwał ciszę.
- Nie potrafiłbym żyć bez ciebie - wywestchnął, jeśli tak można nazwać sapiący, łamiący się, pełen jęku głos spełnionego mężczyzny, który jest szczęśliwy, że zaspokoił swoją ukochaną, co dało mu tym samym jemu zaspokojenie. Stanowili jedno i on to jeszcze przeżywał. Jeszcze chwilę był tak do niej przytulony od tyłu, nie wyjmując swojej męskości, ale wampirzyca czuła, że ten twardy oręż powoli się zmniejsza w niej, staje coraz bardziej wiotki oraz słabszy, że gdyby ktoś w tej chwili go obejrzał, nie uwierzyłby, jak wielki był oraz hardy przed momentem. Wreszcie sam wyśliznął się z jej płateczków, one zaś ciepło powiedziały mu do widzenia, otulając miło, kiedy tak wychodził.
 
Aiko jest offline