Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2017, 21:34   #27
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Esmond znajdował się w niewiele lepszej sytuacji. Dał się podejść jak kompletny nowicjusz i znajdował się teraz na całkowicie odsłoniętej pozycji. Zakładał że pozostali również wpadli w tarapaty, co oznaczało brak pomocy.
-Czy ja wyglądam proszę kolegę na kogoś kto ma pieniądze?- zapytał retorycznie, kupując nieco czasu. Korzystając z tego, oszczędnymi ruchami, oglądnął się na boki, by upewnić się czy przypadło mu tylko dwóch przeciwników, sprawdził też odległość do najbliższej osłony. Było źle, ale bywało gorzej, chodź nie oznaczało to że i tym razem ocali skórę.
Panowie o ponurych minach nie przestali celować.
- Jesteś z wozem. A jak wóz to coś wiezie. Masz pieniądze, nawet jeśli jeszcze nie swoje - odpowiedział jeden zaskakująco spokojnie ponawiając gest.
- Bandyyyyciii! - zajęczał duch ponownie ujawniając się oczom łowcy. Jeden z mężczyzn rozejrzał się. Zaklął widząc drzewo.
- Ruszaj się albo cię nafaszerujemy bełtami - warknął. Pewnie dodałby coś jeszcze ale po lesie poniósł się pisk.
- Co do… - obaj rozproszyli się na moment odwracając spojrzenie.
Łowca zareagował instynktownie. Momentalnie w jego dłoni znalazł się łuk. Wyuczonymi i powtarzanymi po tysiąckroć ruchami, nałożył strzałę na cięciwę i wystrzelił w bandytę siedzącego na gałęzi. Nie przyglądał się efektowi, wierząc swoim umiejętnościom. Powtórzył czynność celując w kolejnego z mężczyzn, równocześnie szybkim krokiem w bok zbliżył się do osłony. Wypuścił strzałę w momencie gdy drugi z bandytów obracał się w jego stronę.
Pierwszy strzał był celny. Rozproszony bandyta skończył ze strzałą w oku spadając z gałęzi z głuchym hukiem. Hałas zwrócił uwagę drugiego lecz nim zdołał zorientować się co się stało strzała przeszyła jego ramię. Krzyknął z bólu zwalniając cięciwę kuszy. Bełt wbił się gdzieś w ziemię gubiąc w śniegu. Esmond unikając nie trafił idealnie, ale przeciwnik nie wyglądał na chętnego do dalszej walki. Łowca usłyszał szaleńczy śmiech ducha, którego kolory nagle zmieniły się w brudno brązowe i przypominał teraz humanoidalną postrzępiona plamę w powietrzu. Esmond schowany za drzewem nie dostrzegł co zrobił duch, ale dobiegły go słowa rannego bandyty.
- Co..? Co do kurwy?! - krzyknął i zaraz dało się słyszeć jak oddala się w pośpiechu.*
Przyzwyczajenia znów wzięły górę. Łowca wychylił się lekko, wprawionym wzrokiem namierzając mężczyznę, który ranny z trudem poruszał się w śniegu, wystrzelił w jego stronę. Zwiadowca nie mógł zostawiać świadków. Tego trzymał się na wojnie, a odruchów ciężko się pozbyć. Stłumione jęknięcie towarzyszyło odgłosowi trafienia. Nie patrzył na mężczyznę, który bezwładnie zwalił się do śniegu. Jego uwagę przykuł duch, który mu się objawił.
Esmond szybko zrozumiał czemu drugi bandyta zaczął uciekać. Choć łowca miał nieprzeciętne zdolności do strzelania, to nie one sprawiły, że uciekł. Truchło ze strzałą w oku było nieludzko powyginane, a twarz nienaturalnie wyschnięta i blada. Brunatna plama pożerała właśnie ulatującą duszę zabitego. Oszalały duch darł na strzępy delikatną świetlistą poświatę jaką wyrwał ze świeżych zwłok. A dzięki Esmondowi zaraz miał dostać kolejny posiłek. Łowca widział już coś takiego. Choć kapłani Pana Śmierci zapierali się, iż każda dusza zostaje zaprowadzona do toni, to nie była prawda. Mężczyzna widział już skutki braku pochówku lub śmierci w męczarniach. Kiedy umierający miał za złe i jego dusza topiła się w jego własnych negatywnych emocjach. Tak samo musiało być z kobietą przykutą do drzewa.*
Mężczyzna wzdrygnął się na ten widok. Dostał kolejny powód, by do spraw wiary podchodzić coraz bardziej sceptycznie. Wykonał krótki gest chroniący przed złem i obrócił się w stronę drogi. Trzy strzały się zmarnowały, ale nie miał zamiaru zbliżać się do upiora, nawet jeśli w teorii nie powinien mu zaszkodzić. Usłyszany chwilę wcześniej krzyk Diziego, zmotywował go do biegu.
Łowca pozostawił za sobą oszalałego ducha nie chcąc patrzeć na eteryczną scenę widoczną tylko i wyłącznie dla niego. Gdy dotarł do wozu zobaczył niespokojnie mleczące jataki i wóz. za przeszkodą z gałęzi leżał martwy bandyta z którego szyi wyciekała krew na biały śnieg. Gdyby nie ruch wewnątrz wozu można by pomyśleć, że pojazd został opuszczony. Gdy mężczyzna zajrzał do środka zobaczył maga z zakrwawionymi rękoma szyjącego pospiesznie ranę na barku małego człowieka. Dizi był blady, ale na widok łowcy słabo się uśmiechnął.
- Chyba będę potrzebował pomocy przy powożeniu - jęknął zaraz się krzywiąc. - Za stary na to jestem Hebaldzie. Nie wiem jak ty to jeszcze znosisz.
- Nie daję się postrzelić - odparł krótko mag. Spojrzał pytająco na Esmonda. - Potrzebujesz pomocy?*
-Zdążyłem sobie poradzić- odpowiedział łowca przyglądając się rannemu. Dizzy miał masę szczęścia. Bełt mógł rozejrzeć główna żyłe, lub przerwać nerw. Karzeł wciąż mógł utracić życie pod wpływem zakażenia, lub nigdy nie odzyskać władzy w ręce. Na razie jednak żył, a to wróżyło dobrze - gdzie reszta?
Ristoff zmarszczył brwi i zaklął cicho.
- Jeśli Lily tutaj nie ma to mam nadzieje, że poszła do utopca - mruknął ponuro - Jego wierzchowiec ściągnął go w las chwilę po tym jak ty poszedłeś.
-Sprawdzę czy są cali. Oczyść rany- odparł, podając magowi manierke z alkoholem- tylko nie wylej wszystkiego.
Łowca zszedł z wozu zakładając luk na plecy. Idąc po śladach w śniegu, podszedł do stosu gałęzi. Jego uwagę zwróciła spora ilość krwi. Na miejscu zastał bandyte z rozdartym gardłem, schylil się sięgając po kuszę i belty. Preferował łuki, ale siła kuszy zawsze mogła okazać się przydatna. Z nowym ekwipunkiem ruszył po śladach magini.
Wchodząc w las po przeciwnej stronie łowca usłyszał.
- ESMOND! ŻYJESZ!?*
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline