Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2017, 08:42   #80
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Ruda nie była przygotowana, do tego typu śledztwa. Nie wiedziała, od której strony powinna się za to zabrać, co bardzo ją irytowała, a to, że nic nie przyniosło wymiernych skutków, tylko wzmogło rosnącą wewnątrz niej niepewność. Bała się, że się nie sprawdzi, że zawiedzie, że popsuje wszystko i to nie tak, że bała się odpowiedzialności, bo to zupełnie nie o to chodziło. Ona po prostu nienawidziła być bezużyteczna i jeśli się za coś zabierała, chciała to robić dobrze, a miała wrażenie, że tym razem błądzi we mgle jak dziecko, które zapuściło się w nieznane sobie strony i nie pamiętało drogi powrotnej do domu. Bawiła się telefonem w ręku, co i rusz wystukując numer Davida i kasując go zaraz, bo przecież nie może dzwonić do niego z każdą drobnostką. W końcu był jej przełożonym i przynajmniej do tej pory łączyły ich służbowe relacje, bardzo ciepłe, ale jednak służbowe. Ostatecznie więc, zamiast wybrać numer Lovana i nacisnąć zieloną słuchawkę, co zainicjowało by połączenie, pokręciła głową z rezygnacją. Przeciągnęła się na twardym krześle i miała już iść się przejść, by pomyśleć spokojnie, kiedy do pokoju wszedł mężczyzna w stopniu porucznika. Posłała mu blady uśmiech, a gdy wyciągnął kubek z kawą w jej stronę panna Dove uśmiechnęła się z wdzięcznością malującą się na piegowatej twarzy.
- Dzięki- odebrała od niego napitek i przekąskę. Wygryzła się w coś co przypominało przerośniętego pierożka i odetchnęła spoglądając na dokument w jego dłoniach.
- To, to? - Zapytała, a mężczyzna jedynie skinął głową w odpowiedzi. Przyjrzała się mu oceniając jego stan psychiczny i dokładnie rozumiała co czuje. Uznała jednak, że to nie jest moment by o tym rozmawiać. Odebrała od niego papier i wzrokiem przesunęła po nazwiskach, choć i tak nic nie mogły jej powiedzieć.
- Ilu z nich jest dzisiaj w pracy?
- Szóstka - zaznaczył ołówkiem nazwiska. - Mogę wezwać pozostałą dwójkę, będą w przeciągu godziny najpóźniej - zadeklarował.
Skinęła głową na znak zrozumienia, szykował się długi dzień, długich rozmów. Nabrała powietrza w płuca i przetrzymała je chwilę, by w końcu wypuścić ze świstem.
- Będę wdzięczna - mruknęła chwilę zastanawiając się nad czymś -Dobra. Nie ma co zwlekać. Trzeba ich wszystkich po kolei, zaprosić na rozmowę - wstała z miejsca upijając kawy z kubka.
-Tutaj? - dopytał. - To już po nich posyłam.
Poprawiła rudego kucyka, luźno opadającego na jej prawe ramię. Pokiwała głową do mężczyzny i wzięła ostatni kęs przekąski. Popiła to kawą, jednocześnie rozejrzała się po gabinecie. Dwa krzesła, jedno za biurkiem, jedno stojące przed biurkiem na którym leżały papiery. Poprawiła je, tak by równo leżały i dopiero wówczas usiadła na krześle, kubek z kawą odkładając na blat, tak by miała go pod ręką. Pozostało jej tylko czekac na pierwszego delikwenta.


Dobre dziewięć godzin później miała już ochotę tylko na prysznic i szybkie pójście spać. Była wykończona.
Jednak gdy spojrzała na swoje notatki, nie mogła ukryć satysfakcji. Wreszcie jakiś punkt zaczepienia.
Z każdą z wezwanych przez porucznika osób przeprowadziła podobną rozmowę, różniącą się oczywiście w detalach. Jednak całość pozwoliła jej odkryć charaktery pracujących tutaj. Dowiedziała się, kto z nich ma zadatki na dowódcę, kto jest typowym leniem, kogo zjada stres, kto podchodzi do pracy jak typowy urzędnik, dla kogo jest to rodzaj przygody i okazja do spotkania Obdarzonych, kto dostał posadę w bliski nepotyzmowi sposób, kto trafił do SPdO przez przypadek, kto dopiero zaczął tam pracę…
Piątkę z nich mogła zwolnić do domów, w końcu siedzieli teraz po godzinach i stresowali się niepotrzebnie, a czekała na nich rodzina w domach lub znajomi w knajpach.
Trójki z przepytywanych Dove poprosiła, by jeszcze zostali.
Miguel Fernandez, Oricia Satto i Laura Haye.
Każde z nich skrywało jakąś tajemnicę. Poznałą to po unikaniu w ich odpowiedziach kilku płaszczyzn, dotyczących życia prywatnego. Dochodziły do tego książkowe wręcz przykłady uciekania wzrokiem, kiedy kłamali. Co ukrywali? Tego dopiero musiała się dowiedzieć.

[MEDIA]http://www.cremonamondomusica.it/wp-content/uploads/sites/2/2016/05/organizz.-eventi.jpg[/MEDIA]

Odłożyła ołówek na blat biurka, kiedy tylko jej znanym szyfrem oznaczyała kluczowe dla siebie informację. Odchyliła się w krześle, przez chwilę bujając na jego tylnych nogach. Chciała wyjść do domu, ale to była ostatnia rzecz na jaką mogła sobie pozwolić. Burczenie w brzuchu przypomniało jej, że od bardzo dawna nic nie jadła ale musiała zignorować ssanie w żołądku. Rudowłosa jedynie westchnęła spoglądając na trzy nazwiska wypisane jej charakterem pisma na kartce, krzywiąc się przy tym nieładnie. Odwróciła w końcu od nich spojrzenie, była wycieńczona, a mijał dopiero dzień pierwszy na niechcianym stanowisku. Bała się myśleć co może być dalej.
Popatrzyła na swój zegarek i westchnęła ciężko. Było jeszcze całkiem wcześnie. Wiedziała, co musi zrobić i to wcale nie poprawiało jej samopoczucia dlatego chyba niewiele zastanawiając się nad tym podniosła leżący pod dłonią telefon, zamknięty w seledynowym etui i odblokowała ekran. Odetchnęła, czując, że serce przyspiesza, kiedy wystukiwała ostatnie cyfry znanego na pamięć numeru. Chyba musiała usłyszeć znajomy głos albo tak sobie wmawiała, bo nawet przed sobą bała przyznać się do prawdy. Przyłożyła słuchawkę do ucha, mając nadzieję że nie obudzi Davida.
Sygnał odezwał się raptem dwa razy, gdy po drugiej stronie odezwał się Lovan.
- Słucham? - był trochę zdziwiony tym, że dzwoni do niego nieznany numer. Jednocześnie wyczuła w jego głosie zmęczenie. Pewnie był po ciężkim dniu i jeszcze nie dał rady się położyć spać.
- Hey..- mruknęła do słuchawki i mimowolnie uśmiechnęła się, choć on nie mógł tego widzieć - W końcu mam telefon - dodała z nerwowym śmiechem.
- Jack?- wyraźnie się ożywił. - Dobrze cię słyszeć! Słyszałem, że jesteś w Chile? Aktualne to info?
- Niestety - odpowiedziała, zaraz jednak dodając- ale słyszałam, że Ciebie też czeka przeprowadzka w cieplejsze strony, to prawda?
- W rzeczy samej - odparł i zamilkł. - Skoro już przy tym jesteśmy… - zaczął powoli. - To chciałbym, abyś dołączyła do mnie w tamtych stronach. Jako moja prawa ręka.
Jack westchnęła ciężko uciskając kąciki oczu, u nasady nosa palcem wskazującym i kciukiem.
- Słyszałam podobne plotki, ale prawa ręka? Davidzie.. To nie przesada?
- Jack… Wiedz, że twoja samoocena jest niższa niż to co Światło o tobie sądzi. Nie chcę z tego robić rozkazu. - powiedział ciepłym tonem. - Po prostu zgódź się na moją propozycję. Więcej szczegółów ustalimy na miejscu w Buenos Aires. Będę tam za niecały tydzień. Uwiń się z swoim zadaniem w Chile i oczekuję cię na miejscu. Ok?
- To co myśli Światło czy Ty? Bo Kalipso raczej by się z Tobą nie zgodziła..a zresztą - mruknęła przymykając oczy - nieważne. Pogadamy o tym na miejscu.. Nie po to zresztą dzwonię - wyprostowała się w krześle spoglądając na notatki rozłożone na biurku, zastanawiając się od czego zacząć.
- O co chodzi w takim razie? - zapytał.
Głos Davida wyrwał ją z zamyślenia i przeglądania zebranych notatek
- To był ciężki dzień, mam potencjalnie podejrzaną trójkę do przesłuchania ale nie wiem czy wyciągnę z nich coś nie używając mocy - wyznała, a on jeden mógł wiedzieć, jakie może mieć przed tym opory i co może czuć w tej chwili.
- Tu chodzi o odnalezienie potencjalnego zabójcy Marco - głos mu nagle stwardniał. - Nie robisz tego dla własnej satysfakcji, tylko dla szybkiego rozwikłania sprawy i zapobiegnięciu potencjalnych zagrożeń w przyszłości. Nie miej żadnych obiekcji.
- Wiem to.. Rozumiem to wszystko.. - mówiła bardzo cicho i dało się słyszeć powątpiewanie w jej głosie - Naprawdę, rozumiem o co toczy się gra i co jest stawką ale.. Ale.. - nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa, czy argumentu dlatego w końcu jedynie westchnęła. - masz rację. Zapomnij, że o tym wspominałam, ok?
- Nigdy nie zapomnę. Twoje rozterki są dla mnie ważne - odparł. - Porozmawiamy, jak tylko się zobaczymy. Do tego czasu musisz być twarda. Stawka jest duża, ale tylko ty możesz to zrobić w naprawdę delikatny sposób.

- Davidzie, co z Lulu? Ktoś się nią zajmuje? - Jack zmieniła temat, bo tak było łatwiej. W ucieczce od własnych problemów i boleści była dobra, jak nikt inny.
- Śpi sobie teraz. Znalazła się jedna z twoich bluz i trzyma ją teraz w swoim legowisku - w jego głosie można było wyczuć, że się uśmiecha. Pewnie patrzył teraz na śpiącą suczkę.
- Jest z Tobą? - ewidentnie była tym zdziwiona, nie spodziewała się, że zajmie się jej psem osobiście.
- Oczywiście - odparł. - Dobrze, że pamiętałem jaką karmę jej podajesz i zoologiczny tutaj miał ją na miejscu.
Milczała, zupełnie zapominając języka w gębie. Nie spodziewała się takiego zachowania po Davidzie i chyba była w lekkim szoku. Rozejrzała się po biurze, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc i w końcu wydukała zakłopotana.
- Dziękuję… Odwdzięczę Ci się za to jakoś, naprawdę - poczuła się winna, że ktoś, a w szczególności, Jakiro, musi zajmować się jej psem.
- Nie martw się, coś wymyślę - zaśmiał się. - Muszę cię przeprosić, ale mam wyszarpane cztery godziny snu i muszę być na jutro gotowy. Zapiszę ten numer i będę się odzywał. Poproś SPdO o zabezpieczenie go przed malware.
- Zrobię tak - znów uśmiechnęła się zanim dodała - nim się pożegnam, mam małą prośbę. Chciałbym skontaktować się z Deanem, byłbyś mi w stanie to jakoś załatwić?
- Ten chłopak z tym dziwnym kryształem? On chyba gdzieś w Europie jest. Popytam i się odezwę - zapewnił.
- Super, myśl już nad tym, jak mogę Ci się za to wszystko odwdzięczyć - głos Jack nie był już tak ponury i nie było w nim niepewności, jak na samym początku rozmowy - a teraz rozłączam się już i daje Ci spać. Dobranoc Davidzie.
- Dobrej nocy Jack - odparł i się rozłączył.

Odłożyła telefon z uśmiechem błąkającym się po wargach. Na chwilę przymknęła oczy odliczając do dziesięciu i zupełnie uspokajając się. David wiedział kiedy trzeba zwrócić się od niej formalnym tonem, by sprowadzić ją na ziemię, a kiedy można zażartować, by choć trochę ją rozweselić. Kilka lat pracy nauczyło ich współpracować ze sobą, nie dziwiła się więc, że to właśnie ją chciał mieć obok siebie w Buenos Aires, choć ruda zupełnie nie podzielała jego entuzjazmu co do tego pomysłu, musiała przyznać, że był logiczny. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym coraz bardziej sama dochodziłą do wniosku, że praca w Świetle, w miejscu gdzie nie ma Lovana byłaby dla niej czymś nieznanym i niezbyt przyjemnym. Od pierwszych dni w swojej karierze to Jakiro był jej przełożonym i to on po prawdzie wyznaczał kierunek w jakim podążała, dlatego przeprowadzka do Ameryki Południowej wydała jej się mniej odstręczająca niż przed kilkoma godzinami. Nie mogła jednak poświęcić tej myśli, wystarczającej uwagi, bo miała ważniejsze rzeczy do robienia, niż siedzenie na dupsku i rozmyślanie. Stawką było życie innych obdarzonych, a ona nie miała zamiaru pozwolić by przez jej opieszałość, ktoś stracił życie czy zdrowie. Dopiła zimną już kawę spoglądając na zawalony papierami blat.

Zebrała swoje notatki, zamykając je w teczce, do której dorzuciła też ołówek. Wstała z krzesła, chowając telefon do kieszeni spodni, wolała nie zostawiać go tak leżącego bez nadzoru. Odruchowo przeczesała palcami rudego kucyka, opadającego na plecy i ruszyłą do gabinetu porucznika Galveza. Zapukała do drzwi, co było całkowitą formalnością, nim nacisnęła klamkę, wchodząc do biura funkcjonariusza. Nie było czasu, by stać i czekać, aż pozwoli jej wejść, nie było też czasu by owijać w bawełnę, dlatego jeszcze w progu powiedziała
- Potrzebuję pokoju, gdzie będę mogła dokonać bezproblemowo przemiany.
Zamrugał, jakby nie do końca zrozumiał o co jej chodzi. Hektolitry kawy przestawały zdawać egzamin.
- Och, przemiana. Wewnątrz to jedynie sala gimnastyczna się nadaje. Przygotować ją?
- Jeśli zmieści się tam pięciometrowa zbroja to tak.. Tu - z tymi słowami wyciągnęła w jego kierunku kartkę papieru z zapisanymi nazwiskami - są trzy nazwiska. Resztę puściłam do domu, ale ta trójka. Chcę ich dokładniej przesłuchać, a Pan, poruczniku.. - otaksowała jego sylwetkę wzrokiem, szczególnie skupiając się na zmęczonej twarzy - powinien chyba wrócić do domu i wyspać się, bo jutro będzie ciężki dzień.
- Fernandez, Satto i Haye… - miał zatroskany wyraz twarzy. - Ok. Załatwię. Ale chcę zostać do końca przesłuchania. To moi podwładni i jestem za nich odpowiedzialny - był ku temu zdecydowany.
Skinęła jedynie głową na jego ostatnie słowa.
-Potrzebuję też torby by schować ubrania.. W zasadzie to tyle. Miejmy to już za sobą - stwierdziła wychodząc z jego gabinetu. Wsunęła dłonie do kieszeni spodni, chcąc opanować ich drżenie. Nie mogła teraz pokazać, jak bardzo stresowa jest to dla niej sytuacja.

[MEDIA]http://potoczak.com.pl/wp-content/gallery/rabka-zdroj-sala-gimnastyczna/dscn3731.jpg[/MEDIA]

Pięciometrowa zbroja siedziała po turecku na podłodze sali gimeastycznej, przez co wydawała się mniejsza niż była w rzeczywistości. Jack zdążyła wcześniej przekazać instukcję Galvezowi oraz, oddać mu swoje ubrania i telefon, by przetrzymał je, gdy ona zajmie się podsłuchiwaniem jego ludzi. Porucznik pchnął drzwi sali, do środka, by wpuścić pierwszą z kobiet - Oricię Satto. Dove nie chciała na chama wchodzić jej do głowy, takie zachowanie kojarzyło jej się z gwałtem, umysłowym ale jednak gwałtem, dlatego na spokojnie przedstawiła jej sytuację w jakiej kobieta się znalazła. Miała dwa rozwiązania: jedno z nich kończyło się zachowaniem jej prywatnych myśli tylko dla niej, ale za ten luksus musiałby powiedzieć Chezie, wszystko, to co ukryła przed panną Dove. Drugie zaś, kończyło się brutalnym wydarciem z jej głowy, tego, czego nie chce powiedzieć. Amerykanka liczyła na to, że Chillijka postanowi współpracować i tym razem nie miała się zawieść. Kobieta niemal od razu zalała się łzami i pomiędzy łkaniami opowiedziała Dove, o tym, jak to wykorzystuje swoje stanowisko i jak zarabia na pomaganiu by przetargi, nad którymi trzymała pieczę, były wygrywane przez firmy jej znajomych. Wymieniła kilka nazwisk i nazw własnych, opowiedziała, jak dochodziło do całego procesu i jaki był w tym jej udział. Mechaniczne westchnięcie na koniec wyznania pracownicy SPdO wyrwało się z piersi Jack, kiedy patrzyła na zapłakaną twarz, po której płynęły łzy i makijaż. Dała znać Porucznikowi, że nie ma zamiaru wydzierać prywatnych myśli z głowy pani Satto, powiedziała, to co ukrywała i to na pewno nie miało nic wspólnego ze śmiercią Marco, a tym samym przestawało być jej problemem. Kiedy kobieta opuściła salę gimnastyczną, zbroja jedynie pokiwała głową na znak, by wprowadzić kolejną osobę.

Panna Laura Haye weszła do sali sztywnym krokiem i rozglądała się dookoła, jak królik zagoniony przez psy do narożnika. Dove nieznacznie poprawiła swoją pozycję przyglądając się świecącymi turkusowymi diodami oczami. Kobieta usiadła na brzegu krzesła, składając dłonie na kolanach. Historia, którą przedstawiła Dove, kiedy ta podobnie jak pannie Satto poinformowała ją o jej sytuacji, była całkowicie składna i logiczna. Jednak wcześniejsze odczucie Jack jakoby kobieta coś ukrywała, w formie zbroi pogłębiło się i wszystkie lampki ostrzegawcze w jej głowie rozgorzały ostrą, czerwienią, migając szalenie.
- Panno Haye - odezwał się głos przepuszczony przez uszkodzony syntezator mowy - Chciałabym prosić o pani współpracę. Rozumiem zdenerwowanie w tym momencie, ale ani ja, ani pani nie wyjdziemy stąd póki nie usłyszę prawdy. Jeśli nie usłyszę tego z Pani ust, sama zdobędę odpowiedzi, ale uprzedzam, to może być dla Pani nieprzyjemne, a bardzo chciałabym tego uniknąć - ciężko było rozpoznać emocję w tak zniekształconym głosie, ale Cheza wypowiadała je ze spokojem. Mimo to kobieta pokręciła jedynie głową, a Dove zauważyła, że zadrżała. Usłyszała przełykanie przez nią śliny nim funkcjonariuszka odezwała się łamiącym się głosem.
- Nie mam nic do ukrycia, naprawdę - kobieta przymknęła oczy, a Jack wbiła w nią spojrzenie, nic już nie odpowiadając. Widziała, że tym razem, nie obejdzie się bez wdarcia się do jej umysłu. Opuściła mentalne zasłony, które nie pozwalały na odbieranie myśli, skupiła się na umyśle podejrzanej i wślizgnęła się weń ledwie uchylając mentalne drzwi.

Chaos, wspomnienia, obrazy, odczucia.. Tak to najlepiej można było określić. Milion myśli, odbijających się od ścian umysłu, jak kauczukowe piłeczki. Gdzieś pomiędzy tymi skaczącymi myślami i próbą trzymania ich w ryzach, Dove dojrzała obraz, a raczej wrażenie łysego mężczyzny.. Tom, europejczyk - tak o im myślała Laura. Miał na sobie cywilne ciuchy, a Haye uważała go za tajnego agenta SPdO, który dał jej proste zadanie: jeśli Smaug i Dove w pośpiechu wyruszą, ma dostarczyć kartkę z rozkazem dla dyspozytora, a po tym wszystkim pozbyć się jej. Obraz palącej wiadomości zamigotał gdzieś na granicy świadomości. Niewidoczna dłoń przesunęła te myśli na bok, szukając odpowiedzi, którą Jack chciała poznać i niemal zaklęła, gdy okazało się, że kobieta nie znała tego mężczyzny, ale była przekonana, święcie przekonana, że to co rozkazał jej zrobić, było dobre dla niej, dla światła i dla SPdO. Myśl, że postąpiła słusznie unosiła się na powierzchni, wybijając ponad inne wrażenia i odczucia. Dove na palcach opuściła głowę kobiety zamykając za sobą mentalne drzwi. Laura zadrżała, choć nie odczuła bólu, przez, tą krótką chwilę, gdy w jej głowie był ktoś poza nią. Turkusowe diody w miejscu oczu przygasły, kiedy Dove niemal zamknęła oczy, analizując informacje, które wyciągnęła. Przez chwilę przyglądała się kobiecie nim w końcu zapytała
- Skąd pewność, że Tom jest pracownikiem SPdO?
Kobieta przymknęła ponownie oczy.
- Nie wiem, o czym pani mówi - odparła powoli. Starała się uspokoić oddech. W jej głowie zakołatały słowa Toma “żaden sąd nie weźmie pod uwagę czytania w myślach. Nie przyznawaj się do niczego”.
- Wykrywacz kłamstw potwierdzi moją wersję, dodatkowo proszę nie traktować mnie jako antagonisty tej sytuacji. - odrzekła Dove, by zaraz dodać - Chciałaby pomóc Pani oraz zapobiec ponownemu rozlewowi krwi.. Naprawdę współpraca zostanie jedynie rozpatrzona na Pani korzyść, jej brak zaś zmusi mnie do drastyczniejszych krokóww - metaliczne westchnięcie poniosło się w eterze.
Haye robiła wszystko, żeby opanować strach. Pomimo tego, ręce zaczęły jej drgać, a serce biło coraz szybciej. Wszelkie zapewnienia tajemniczego Toma zaczynały wydawać się bardzo odległe i mało realne. Dove czuła jak jej “pacjentka” się łamie. Obdarzona miała ją jak na talerzu. Wystarczyło poczekać i w odpowiednim momencie ponownie “przycisnąć”.
Dlatego niecałe dwie minuty później Laura Haye odpowiedziała:
- Dobrze… Będę współpracować. Chcę tylko powiedzieć, że wszystko co zrobiłam, było dla dobra ludzkości - do tego ostatniego była w stu procentach przekonana.

Głowa zbroi powoli pochyliła się, by zaraz powrócić do pozycji pionowej. Dove zgodziła się na takie rozwiązanie.
- Poruczniku Galveza - zwróciła się do obecnego za drzwiami i na pewno podsłuchującego funkcjonariusza. Drzwi jak na komendę otworzyły się i meksykanin wsadził przez nie głowę z pytającym wyrazem twarzy.
- Proszę odprowadź Panią Hayle do biura, które okupuje. Dotrzymaj jej tam towarzystwa i dla pewności i formalności, poproś jeszcze Pana Fernandeza by mógł spokojnie wrócić do rodziny. Z Panią - turkusowe diody zatrzymały się na twarzy kobiety - zaraz jeszcze porozmawiamy, w przyjaźniejszej atmosferze. Dla ułatwienia, może Pani spisać swoje zeznania podczas mojej nieobecności i tak będę ich potrzebowała na papierze. - dodała i gdyby mogła pewnie by się nawet uśmiechnęła - Dziękuję za współpracę - dodała nim dłonią wskazała drzwi, by kobieta miała pewność, że na razie może opuścić sale.

Dove uważała przesłuchanie mężczyzny za czystą formalność, ale wolała mieć pewność, że nie mają w SPdO dwóch kretów, a ona przegapi jednego tylko dlatego, że osiądzie na laurach po znalezieniu głównej winowajczyni, całego zamieszania. Poza tym, chciała dokładnie przemyśleć dalsze kroki postępowania z Laurą, a chwilowa rozmowa z kimś inny da jej czas na poukładanie myśli.
- Panie Fernandez, proszę usiąść - dłonią wskazała samotnie stojące po środku salki gimnastycznej krzesło.
 
Lunatyczka jest offline