Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2017, 13:46   #52
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
- Co do cholery… - zaczęła Gwen, kiedy nagle do jadalni wpadł mały tłum ludzi i zaczął przestawiać stoły, a zaraz za nimi pojawili się Henry, Wes i Emma w towarzystwie ledwo przytomnej kobiety. Reporterka nie skończyła więc swojego pytania, tak samo jak nie dokończyła analizowania tekstu z dziennika Mossa.
Przyjrzała się młodej kobiecie z paskudną raną na plecach. Skrzywiła się lekko, bo wyobraziła sobie jak okropnie musiało boleć to dość głębokie i krwawiące zadrapanie. Co jej się stało? Gdzie to się stało? Została zaatakowana przez jakieś dzikie zwierzę? To było bardzo prawdopodobne. Nie raz słyszało się o atakach przerażonych szopów czy innych małych bestii, które szukały schronienia w ciepłych budynkach - tym bardziej, jeśli nierozważnie zostawiało się otwarte okna. Spojrzała ukradkiem na Seer i w tym momencie nawiązała się między nimi niema nić porozumienia - obie żałowały, że nie zdołały doczytać treści dziennika do końca.
Kiedy cała ta afera dobiegła końca, a sytuacja została w miarę opanowana, Gwen wypytała Wesleya o to, co zaszło. Okazało się, że ranną kobietą była Virginia Dalber, jedna z gości hotelowych. Nie wiadomo było, jak nabawiła się tych ran. Kiedy ją znaleźli, kobieta była w głębokim szoku, niezdolna do wyartykułowania choćby jednego słowa.
- Być może jak trochę odpocznie będziemy w stanie z nią porozmawiać. Na przyjazd pogotowia nie ma co liczyć, więc będzie na to czas jutro. Przez pogodę zostaliśmy odcięci od reszty świata - stwierdziła Gwen, kiedy Wes skończył opowiadać. - Chodźmy do mojego pokoju. Myślę, że wszyscy powinniśmy dowiedzieć się, co takiego Moss zawarł w swoim dzienniku - zaproponowała, skinęła głową do Saoirse i ruszyła przodem, prowadząc grupę do swojego pokoju.

Gwendoline otworzyła drzwi i weszła jako pierwsza.
- Rozgośćcie się - powiedziała do reszty, po czym sama usiadła na brzegu łóżka. Nie wiadomo kiedy, ale ostatecznie Gwen skończyła w posiadaniu dziennika, więc zdecydowała, że zacznie czytać wszystkim jego zawartość. Miała dobrą dykcję i przyjemnie słuchało się jej głosu - zapewne za sprawą dobrego wyćwiczenia w pracy w telewizji.
Treść dziennika okazała się być całkiem osobliwa. Człowiekowi racjonalnemu, mocno stąpającemu po ziemi, tak jak Gwen, ciężko było uwierzyć w słowa, które zawarte były w tym starym zeszycie. Mowa tam była o mitycznym stworze, o magicznych rytuałach i innych, równie nieprawdopodobnych rzeczach. Wszystko brzmiało jak paplanina jakiegoś szaleńca, który miał obsesję na punkcie starych, indiańskich wierzeń. Gwen doczytała z niedowierzaniem w głosie do końca, po czym z cichym plasknięciem zamknęła dziennik i spojrzała po pozostałych.
- Rytuały? Potwory? Magia? To bardziej brzmi jak scenariusz do odcinka The Twilight Zone - skomentowała, przewracając oczami.
Intuicja, która nigdy jej nie zawodziła, podpowiadała jej zgoła coś innego. Tym razem postanowiła jednak jej nie posłuchać, kierując się zdrowym rozsądkiem. Nie wierzyła w magię, nie wierzyła w nadprzyrodzone moce. Wiele w swym życiu przeżyła okropieństw, by móc ot tak uwierzyć w rzeczy, o których pisał Moss.

Wtedy rozległ się hałas na korytarzu. Wszyscy zamilkli, wstrzymując oddechy i wsłuchując się w nieprzyjemny dźwięk zza drzwi. Brzmiało to jakby ktoś ciągnął coś ciężkiego po podłodze. Gwen od razu pomyślała, że któraś z pokojówek lub nawet sam Robert wziął się za kolejne porządki, taszcząc jakiś ciężki mebel. Im bliżej źródło dźwięku było drzwi pokoju Gwen, tym wyraźniej słyszeli niepokojący, nieludzki charkot. Marrows utkwiła wzrok w drzwiach, wyczekując jakby nieuniknionego. Właściwie nie wiedziała czemu zastygła bez ruchu. Dlaczego nie wstała i nie otworzyła tych drzwi, by jak normalny człowiek sprawdzić, kto tak sapie i hałasuje na korytarzu?
Charkot ustał, a wtedy ktoś zaczął szarpać za klamkę. Przecież Gwen nie zamykała drzwi na klucz, więc skąd ten nagły problem z ich otwarciem? By wzbudzić w nich strach i wzmocnić napięcie? Ktoś musiał robić sobie głupie żarty. Na chwilę nastała dojmująca cisza, by zaraz potem drzwi otworzyły się powoli z nieprzyjemnym dla ucha skrzypnięciem. Jednocześnie wszędzie wokół zgasło światło.

- To chyba jakieś żarty… - stwierdziła Gwen i westchnęła. Miarka się przebrała, a w niej wezbrała frustracja i wrodzona ciekawość i żądza prawdy.
Po omacku dotarła do szafki przy łóżku i wyciągnęła z szuflady latarkę, której chciała użyć poprzedniej nocy do włamania się na komisariat.
Wycelowała strumieniem światła w drzwi i znajdujący się za nimi korytarz i bez wahania ruszyła w tamtą stronę. Nie zamierzała czekać na spekulacje pozostałych o tym, że zaraz z szafy wyskoczą potwory.
Saoirse zdenerwowana wyciągnęła karty i zaczęła je przekładać. Miała kompletny mętlik w głowie i rzeczywistość mieszała się jej z wyobraźnią. ‘Kto to wszystko robi?’ pytanie przemykało jej się przez głowę w różnych formach. Jej wiara w zbiegi okoliczności i przypadki zdawała się być na wyczerpaniu. Twarde trzymanie się tego co wiemy, czasami jest zdrowym rozsądkiem, a czasami ślepotą. Rzuciła okiem na górną kartę i zamyśliła się (było całkiem ciemno, więc niewiele też mogła spostrzec). Na pewno nie miała zamiaru podążać za latarką Gwen, której światło szybko opuszczało pokój.
Wesowi wiele różnych myśli przelatywało przez głowę i sam nie wiedział do końca, co o tym wszystkim myśleć.
- Na żarty mi to nie wygląda - powiedział poważnym głosem, gdy odezwała się Gwen. - Wiem, że te zapiski w dzienniku wyglądają na brednie szaleńca, ale może rzeczywiście jest w tym ziarno prawdy. Jak inaczej wytłumaczycie to, czego byliśmy świadkami przed chwilą? Halucynacje?
Prychnął, po czym ruszył za dziennikarką. Zerknął na pozostałych.
- Nie powinniśmy się rozdzielać w takiej chwili. Tutaj dzieją się podejrzane rzeczy i lepiej, jeśli będziemy mieć się wszyscy na oku. Dla wspólnego dobra.
Skinął na nich głową, by podążyli za nim. Nie miał zamiaru nikomu niczego narzucać, ale prawda była taka, że razem zawsze raźniej.
- Kiepski dowcip jakiegoś fanatyka tanich horrorów - odparła obojętnie Gwen. Nie zamierzała wierzyć w brednie o potworach czy duchach, przynajmniej do czasu, aż nie zobaczy czegoś z tych rzeczy na własne oczy. Otwierające się drzwi i niezidentyfikowane odgłosy nie były dla niej naocznymi dowodami na istnienie mitycznych bestii czy zjaw z piekła rodem. Nie wykluczała możliwości ich istnienia, ale też nie miała zamiaru ślepo popadać w paranoję i bać się własnego cienia.
Rozświetliła snopem latarkowego światła korytarz i wyszła z pokoju.
- Super - w ciemnościach rozległ się głos Saoirse - chodźmy sprawdzić, czy za drzwiami jest demon morderca i czy próbuje dostać się do środka. Skoro to wszystko normalne odgłosy to co chcecie udowodnić? I komu? - sapnęła. - Ustalmy jakiś plan i zacznijmy go realizować.
Była jednak gotowa pójść za wszystkimi. Zostawanie samemu w tym domu, jak dowodziła praktyka, było obecnie bardzo złym pomysłem.
Gwen jednak całkowicie zignorowała już słowa Saoirse, mijając próg drzwi i wychodząc na korytarz. Nawet nie skomentowała słów Taggarta, bo była zbyt zaabsorbowana tym, by zbadać ziejący ciemnością korytarz. Czuła niepokój, ale fakt, że tuż za nią szedł Wesley, dodawał jej nieco otuchy, bo odwagi jej na pewno nie brakowało. Nie pierwszy raz w swoim życiu ryzykowała i nie zamierzała dać się zastraszyć.
 
Pan Elf jest offline