Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2017, 22:47   #51
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Dziennik Mossa zapowiadał się świetnie. Autentyczne zapiski człowieka żyjącego dziesiątki lat wcześniej, nawet jeśli pozbawione polotu, obiecywały ekscytujący wgląd w cudze życie, a to Saoirse lubiła zawsze. Szybko wyleciały jej z głowy zmarnotrawione przetwory na zimę, nawet obecność Gwen nie przeszkadzała jej bardzo. Historia szybko ją wciągnęła i wtargnięcie pokojówek, a potem Henrego niosącego jakąś zakrwawioną kobietę popsuło wszystko. Że też musieli się bawić w szpital akurat tutaj. Próbowała wrócić do czytania, ale obecność innych nieustannie ją rozpraszała, aż straciła ochotę na bezproduktywne mordowanie się z tekstem.
Przyglądała się z daleka fachowej pracy doktora i odczuła swego rodzaju podziw dla jego umiejętności. Ją krew zawsze brzydziła i o ile mogła, starała się unikać jej widoku, a on potrafił sprawnie i szybko poskładać i pozszywać ludzkie ciało, nie tracąc przy tym przytomności. Przemogła swój opór wobec obcych i rozpytała pokojówki, o to, co przydarzyło się kobiecie. Jak się domyśliła, to właśnie ona darła się wniebogłosy. W sumie, stwierdziła Seer, trudno się dziwić. Henry skończył swoją pracę i mogli udać się na dalsze czytanie historii Mossa.

Siedli razem w pokoju Gwen (w końcu udało jej się zapamiętać imię) i redaktorka zaczęła czytać. Dzieło wyglądało jak tani horror, tyle, że jak wynikało z historii, trupy były całkiem realne. Moss brzmiał całkiem przekonująco. W każdym razie z pierwszych stron opowieści nie wyglądał na człowieka, który byłby w stanie zmyślić coś takiego.
To co zwróciło uwagę Seer na samym początku, to fakt, że dziennik nie był pisany ciągiem. Dla każdego, kto pisze pamiętnik przez dłuższy czas, takie rzeczy są widoczne. Wczuwała się w historię bohatera zastanawiając się jak on to wszystko zniósł. W końcu, w którymś momencie mu uwierzyła. W zasadzie nie wiedziała dlaczego tak się stało, ale przekonał ją do siebie. Nie miała zamiaru z tym walczyć i choć jakaś część świadomości podpowiadała jej, że to idiotyczne poczuła się częścią jego opowieści. Wszystko to musiało się wydarzyć. Od tej chwili była po stronie Mossa. Walczyła z nim o życie i kibicowała jego wysiłkom.

Wtedy też zaczęła dostrzegać zagadkowe punkty w jego opowieści. Coś, czego Moss nie wyjaśniał. Czy piwnica, w której się schował była bezpieczna? Jego demon nie zdołał w niej dopaść. Dlaczego był tam sam? Dlaczego one w piwnicy odczuły obecność jakiejś siły.
Oddziaływanie w domu było zarówno materialne, w postaci dźwięków, ale też wpływało na ich umysły. Natomiast wydawało się, że nie może ich kontrolować, co pomimo tego, że ogarniały ją strach i niepewność, było uspokajające. Zatopiła się we własnych myślach, to analizując, to słuchając opowieści. Zastanawiała się, czy obok zła istniała też jakaś dla niego przeciwwaga. Musiało coś takiego być, bo Moss ostatecznie dał radę zamknąć demona w jego klatce. O amulecie wspominał tak lakonicznie, jak by można go zrobić z byle czego.

W pewnym momencie jej rozmyślania zakłócił jakiś dźwięk. Wydawało jej się, że jakaś pokojówka ciągnęła coś po podłodze. Wszyscy na chwilę zamilkli, ale to nie wyrwało Seer zupełnie z analizy faktów. Dlatego gdy nagle, ktoś pociągnął za klamkę pisnęła przerażona...
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 06-04-2017 o 22:52.
druidh jest offline  
Stary 07-04-2017, 13:46   #52
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
- Co do cholery… - zaczęła Gwen, kiedy nagle do jadalni wpadł mały tłum ludzi i zaczął przestawiać stoły, a zaraz za nimi pojawili się Henry, Wes i Emma w towarzystwie ledwo przytomnej kobiety. Reporterka nie skończyła więc swojego pytania, tak samo jak nie dokończyła analizowania tekstu z dziennika Mossa.
Przyjrzała się młodej kobiecie z paskudną raną na plecach. Skrzywiła się lekko, bo wyobraziła sobie jak okropnie musiało boleć to dość głębokie i krwawiące zadrapanie. Co jej się stało? Gdzie to się stało? Została zaatakowana przez jakieś dzikie zwierzę? To było bardzo prawdopodobne. Nie raz słyszało się o atakach przerażonych szopów czy innych małych bestii, które szukały schronienia w ciepłych budynkach - tym bardziej, jeśli nierozważnie zostawiało się otwarte okna. Spojrzała ukradkiem na Seer i w tym momencie nawiązała się między nimi niema nić porozumienia - obie żałowały, że nie zdołały doczytać treści dziennika do końca.
Kiedy cała ta afera dobiegła końca, a sytuacja została w miarę opanowana, Gwen wypytała Wesleya o to, co zaszło. Okazało się, że ranną kobietą była Virginia Dalber, jedna z gości hotelowych. Nie wiadomo było, jak nabawiła się tych ran. Kiedy ją znaleźli, kobieta była w głębokim szoku, niezdolna do wyartykułowania choćby jednego słowa.
- Być może jak trochę odpocznie będziemy w stanie z nią porozmawiać. Na przyjazd pogotowia nie ma co liczyć, więc będzie na to czas jutro. Przez pogodę zostaliśmy odcięci od reszty świata - stwierdziła Gwen, kiedy Wes skończył opowiadać. - Chodźmy do mojego pokoju. Myślę, że wszyscy powinniśmy dowiedzieć się, co takiego Moss zawarł w swoim dzienniku - zaproponowała, skinęła głową do Saoirse i ruszyła przodem, prowadząc grupę do swojego pokoju.

Gwendoline otworzyła drzwi i weszła jako pierwsza.
- Rozgośćcie się - powiedziała do reszty, po czym sama usiadła na brzegu łóżka. Nie wiadomo kiedy, ale ostatecznie Gwen skończyła w posiadaniu dziennika, więc zdecydowała, że zacznie czytać wszystkim jego zawartość. Miała dobrą dykcję i przyjemnie słuchało się jej głosu - zapewne za sprawą dobrego wyćwiczenia w pracy w telewizji.
Treść dziennika okazała się być całkiem osobliwa. Człowiekowi racjonalnemu, mocno stąpającemu po ziemi, tak jak Gwen, ciężko było uwierzyć w słowa, które zawarte były w tym starym zeszycie. Mowa tam była o mitycznym stworze, o magicznych rytuałach i innych, równie nieprawdopodobnych rzeczach. Wszystko brzmiało jak paplanina jakiegoś szaleńca, który miał obsesję na punkcie starych, indiańskich wierzeń. Gwen doczytała z niedowierzaniem w głosie do końca, po czym z cichym plasknięciem zamknęła dziennik i spojrzała po pozostałych.
- Rytuały? Potwory? Magia? To bardziej brzmi jak scenariusz do odcinka The Twilight Zone - skomentowała, przewracając oczami.
Intuicja, która nigdy jej nie zawodziła, podpowiadała jej zgoła coś innego. Tym razem postanowiła jednak jej nie posłuchać, kierując się zdrowym rozsądkiem. Nie wierzyła w magię, nie wierzyła w nadprzyrodzone moce. Wiele w swym życiu przeżyła okropieństw, by móc ot tak uwierzyć w rzeczy, o których pisał Moss.

Wtedy rozległ się hałas na korytarzu. Wszyscy zamilkli, wstrzymując oddechy i wsłuchując się w nieprzyjemny dźwięk zza drzwi. Brzmiało to jakby ktoś ciągnął coś ciężkiego po podłodze. Gwen od razu pomyślała, że któraś z pokojówek lub nawet sam Robert wziął się za kolejne porządki, taszcząc jakiś ciężki mebel. Im bliżej źródło dźwięku było drzwi pokoju Gwen, tym wyraźniej słyszeli niepokojący, nieludzki charkot. Marrows utkwiła wzrok w drzwiach, wyczekując jakby nieuniknionego. Właściwie nie wiedziała czemu zastygła bez ruchu. Dlaczego nie wstała i nie otworzyła tych drzwi, by jak normalny człowiek sprawdzić, kto tak sapie i hałasuje na korytarzu?
Charkot ustał, a wtedy ktoś zaczął szarpać za klamkę. Przecież Gwen nie zamykała drzwi na klucz, więc skąd ten nagły problem z ich otwarciem? By wzbudzić w nich strach i wzmocnić napięcie? Ktoś musiał robić sobie głupie żarty. Na chwilę nastała dojmująca cisza, by zaraz potem drzwi otworzyły się powoli z nieprzyjemnym dla ucha skrzypnięciem. Jednocześnie wszędzie wokół zgasło światło.

- To chyba jakieś żarty… - stwierdziła Gwen i westchnęła. Miarka się przebrała, a w niej wezbrała frustracja i wrodzona ciekawość i żądza prawdy.
Po omacku dotarła do szafki przy łóżku i wyciągnęła z szuflady latarkę, której chciała użyć poprzedniej nocy do włamania się na komisariat.
Wycelowała strumieniem światła w drzwi i znajdujący się za nimi korytarz i bez wahania ruszyła w tamtą stronę. Nie zamierzała czekać na spekulacje pozostałych o tym, że zaraz z szafy wyskoczą potwory.
Saoirse zdenerwowana wyciągnęła karty i zaczęła je przekładać. Miała kompletny mętlik w głowie i rzeczywistość mieszała się jej z wyobraźnią. ‘Kto to wszystko robi?’ pytanie przemykało jej się przez głowę w różnych formach. Jej wiara w zbiegi okoliczności i przypadki zdawała się być na wyczerpaniu. Twarde trzymanie się tego co wiemy, czasami jest zdrowym rozsądkiem, a czasami ślepotą. Rzuciła okiem na górną kartę i zamyśliła się (było całkiem ciemno, więc niewiele też mogła spostrzec). Na pewno nie miała zamiaru podążać za latarką Gwen, której światło szybko opuszczało pokój.
Wesowi wiele różnych myśli przelatywało przez głowę i sam nie wiedział do końca, co o tym wszystkim myśleć.
- Na żarty mi to nie wygląda - powiedział poważnym głosem, gdy odezwała się Gwen. - Wiem, że te zapiski w dzienniku wyglądają na brednie szaleńca, ale może rzeczywiście jest w tym ziarno prawdy. Jak inaczej wytłumaczycie to, czego byliśmy świadkami przed chwilą? Halucynacje?
Prychnął, po czym ruszył za dziennikarką. Zerknął na pozostałych.
- Nie powinniśmy się rozdzielać w takiej chwili. Tutaj dzieją się podejrzane rzeczy i lepiej, jeśli będziemy mieć się wszyscy na oku. Dla wspólnego dobra.
Skinął na nich głową, by podążyli za nim. Nie miał zamiaru nikomu niczego narzucać, ale prawda była taka, że razem zawsze raźniej.
- Kiepski dowcip jakiegoś fanatyka tanich horrorów - odparła obojętnie Gwen. Nie zamierzała wierzyć w brednie o potworach czy duchach, przynajmniej do czasu, aż nie zobaczy czegoś z tych rzeczy na własne oczy. Otwierające się drzwi i niezidentyfikowane odgłosy nie były dla niej naocznymi dowodami na istnienie mitycznych bestii czy zjaw z piekła rodem. Nie wykluczała możliwości ich istnienia, ale też nie miała zamiaru ślepo popadać w paranoję i bać się własnego cienia.
Rozświetliła snopem latarkowego światła korytarz i wyszła z pokoju.
- Super - w ciemnościach rozległ się głos Saoirse - chodźmy sprawdzić, czy za drzwiami jest demon morderca i czy próbuje dostać się do środka. Skoro to wszystko normalne odgłosy to co chcecie udowodnić? I komu? - sapnęła. - Ustalmy jakiś plan i zacznijmy go realizować.
Była jednak gotowa pójść za wszystkimi. Zostawanie samemu w tym domu, jak dowodziła praktyka, było obecnie bardzo złym pomysłem.
Gwen jednak całkowicie zignorowała już słowa Saoirse, mijając próg drzwi i wychodząc na korytarz. Nawet nie skomentowała słów Taggarta, bo była zbyt zaabsorbowana tym, by zbadać ziejący ciemnością korytarz. Czuła niepokój, ale fakt, że tuż za nią szedł Wesley, dodawał jej nieco otuchy, bo odwagi jej na pewno nie brakowało. Nie pierwszy raz w swoim życiu ryzykowała i nie zamierzała dać się zastraszyć.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 09-04-2017, 21:05   #53
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Emma wzdrygnęła się, słysząc jak spłuczka sama się spuściła. Cofnęła się na krótką chwilkę, by jeszcze raz na nią spojrzeć. Gdy odkryła, że w łazience kompletnie nikogo nie było, chłodny dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa.
Nie podobało jej się to. Gdy powróciła do reszty, była raczej mocno zamyślona.

***

Udał się do jadalni, gdzie odbywała się cała akcja ratunkowa dotycząca rannej obiety. Nie miała problemu z obserwowaniem jak Henry szył, choć nie stykała się z takimi ranami u ludzi, widziała parę raz takie u zwierząt i też dawała sobie radę. Przyglądała się jak skończył i nadal nie była za bardzo pewna co mogło wywołać takie skaleczenia. Ewidentnie jednak żaden przedmiot.
Obserwując jak Robert miotał się sam ze sobą niespokojnie, było jej go bardzo szkoda. Nie wiedziała jednak, czy dobre słowo po prostu by poprawiło mu nastrój, a taka ilość ludzi z zewnątrz wcale nie ułatwiała sytuacji. Z jednej strony pomagali, a z drugiej pewnie też rozpraszali właściciela hotelu, przez co nawet nie było opcji, by mogli sobie spokojnie porozmawiać jak to miało miejsce odkąd się tu przeprowadził.

Gdy wszyscy już byli wolni i podjęli decyzję gdzie będą odczytywać zapiski z dziennika, oczywiście Emma zabrała ze sobą Sue na miejsce. Emma przysiadła na parapecie, gdzie co prawda było nieco chłodniej, ale miała dobry widok na zewnątrz i na całe pomieszczenie. Collie leżała blisko jej stóp. Brązowowłosa skrzyżowała ręce pod biustem i na wzmiankę o zimie, zerknęła za okno. Reszta opisów była dość mocno krążąca wokół jakichś indiańskich legend. Cóż. Rozumiała, że to możliwe, by indianie maczali palce w jakichś dziwnych zjawiskach związanych z tym miejscem, w końcu nie raz w telewizji mówiono o takich rzeczach, ale to głównie w tych dziwnych programach dokumentalnych, albo rozrywkowych. Kwestia rytuału trochę ją nachmurzyła, bo brzmiało to dość pogańsko, już nie mówiąc o fakcie, że potrzeba było jakiegoś amuletu i płonącego życia, którym trzeba go było pokryć. Zagadka, która była raczej dość trudna dla osób, które nie wiedziały jak ją nawet zinterpretować. Czy to miała być jakaś ciecz? Czym miał być amulet? Żadnych wyjaśnień.
Początkowo kroki tylko częściowo zwróciły jej uwagę. Po chwili jednak, kolejne osoby zaczęły cichnąć, bo te zdawały się powoli zbliżać, a do tego brzmiały dość nietypowo. Sue podniosła głowę i wpatrywała się w drzwi, powarkując lekko. Kładła jednak uszy po sobie, jeżąc futro na grzbiecie, co dało Harrison do zrozumienia, że jej suczka się bała. Zaskoczona podniosła się i wyprostowała, czując jak nieprzyjemny ścisk w jej żołądku rośnie. Po chwili pojęła również, że warczenie Sue, nie było tym charkotem. Teraz wyraźnie było słychać, nieprzyjemny dźwięk docierający do wszystkich od strony drzwi.
Na Boga, co to miało być?!
Zapadła głucha cisza.
Nic więc dziwnego, że gdy coś szarpnęło gałką, Emma podskoczyła i automatycznie cofnęła się, znów wpadając na parapet, przy którym wcześniej stała. W panice obserwowała gałkę i czekała. Pamiętała przecież, że drzwi nie są zamknięte. Albo był to słaby żart, albo coś poważnego naprawdę się działo, zwłaszcza że Sue, skuliła się i cofnęła zaczynając ujadać wściekle. Nie pomagało to w całej sytuacji zanadto, tylko podkręcając napięcie w pomieszczeniu.
Gdy drzwi uchyliły się powoli i już w kompletnej ciszy, Emma przykucnęła, obejmując Sue ramionami i uspokajając ją i siebie, zaczęła uciszać powoli głaszcząc. Gdy światła zgasły, zamknęła na moment oczy i policzyła do trzech, by nieco opanować swój niepokój. Widząc po chwili jak Gwen wstaje i podchodzi do drzwi z latarką, wyprostowała się
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł. To nie brzmiało zbyt przyjaźnie, a nie sądzę, żeby ktoś miał broń w kieszeni… - rzuciła, ale gdy pozostali jednak zaczęli również powoli kierować się do wyjścia, sama nie wiedziała co robić. Zerknęła na Sue. Zacmokała na nią, by psica ruszyła się i była gotowa nawet wziąć ją na ręce jeśli odmawiała posłuszeństwa, by ruszyć z pozostałymi. Racją było, że nie powinni się rozdzielać, a ona ewidentnie nie chciała zostać teraz sama.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 09-04-2017, 22:01   #54
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Henry westchnął, był zmęczony i najchętniej napił by się kawy.
Nieprzespana noc i całe to zamieszanie z kobietą nie wprawiało mężczyznę w najlepszy nastrój. Na całe szczęści żadna z tętnic nie został naruszona, ranny dały się łatwo zszyć a leki dobrze działały na pacjentkę. Jedyne co martwiło Henrego to to że trzeba by wykonać zastrzyki przeciw tężcowi i wściekliźnie, a to było po za jego zasięgiem i gdyby nie opady śniegu już dawno znajdowali by się w szpitalu. Co do ran Henry z dużą dozą prawdopodobieństwa mógł uznać najprawdopodobniejszym winowajcą ataku jest szop pracz Procyon lotor lub co gorsza szczur wędrowny Rattus norvegicu.
Henry kazał tylko komuś zostać z poszkodowaną, a w razie gdyby kobieta się obudził lub działo by się z nią coś niepokojącego nakazał się natychmiast o tym go informować. Po czym wraz z resztą towarzystwa udał się by zająć się sprawą tajemniczego dziennika.

***

Wysłuchawszy lektury Pani Dziennikarz, Henry nie wiedział co myśleć. Cała ta historia z mściwym duchem, plemieniem Indian i osadnikami brzmiała tak jak jakaś kiepska powieść grozy lub opowieść szaleńca.

-Brzmi to jakoś mało racjonalnie, nawet jeśli założymy istnienie tej bestii czy też duchów to jak zdobyć amulety czy co tam jest napisane? To jakieś bzdury, może ten cały Moss oszalał...

Wypowiedz Henrego przerwał dziwny i nieprzyjemny dźwięk na korytarzu, mężczyzna aż się wzdrygnął przerażony. Zaraz potem zgasło światło, a do drzwi szarpiąc klamkę próbował coś się dostać. Henry zamarł przerażony, po chwili jednak oprzytomniał i tak jak Gwen poszukał swojej latarki. Widząc że kobiet i reszta rusza ku drzwiom, Henry nie czekał ruszył szybko za całym towarzystwem.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 10-04-2017, 12:37   #55
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Wyszli na pogrążony w półmroku cichy korytarz, rozświetlany tylko białymi wstęgami światła z latarek. Sue skomlała, próbując zostać w pokoju, zatem Emma nie miała innego wyjścia, jak wziąć przyjaciółkę na ręce. Ranczerka czuła, jak psina sę trzęsie - to nie było normalne zachowanie, a skoro collie tak reagowała, musiało dziać się tu coś złego. Korytarz był pusty; ktokolwiek szarpał za gałkę od drzwi, dawno zniknął. Ich uszy atakowała uporczywa, nienaturalna cisza. Z wyostrzonymi niepokojem zmysłami przeszli po skrzypiących deskach do schodów i zachowując czujność zeszli na dół.

Recepcja była pusta, tak samo, jak hall. Nikt nie kręcił się po korytarzu, nie słyszeli żadnych kroków, rozmów. Wszędzie panowała wszechobecna, dojmująca cisza. Czuli się nieswojo, sprawdzając jadalnię i salon - wszędzie pusto. W biurze nie zastali Roberta. Krótki rekonesans uświadomił im, że w hotelu są zupełnie sami. Ale jak to było możliwe? Przecież za oknem szalała potężna śnieżyca, nikt nie byłby w stanie się stąd wydostać. Nie przez blokujące drogą dojazdową hałdy zmrożonego śniegu. Mimo to, miejsce wyglądało na zupełnie opuszczone. Upewniwszy się raz jeszcze, że pomieszczenia na dole są puste, ruszyli, by sprawdzić pokoje na piętrze.

Stanęli zdjęci strachem u podstawy schodów, gdy w świetle latarek ujrzeli na półpiętrze kobietę. A właściwie coś, co tylko przypominało ją z wyglądu. Poczwara miała białą jak kreda skórę poznaczoną pajęczynką bordowych wybroczyn i spowite najgłębszą czernią oczy. W miejscu, gdzie kiedyś były usta znajdowało się groteskowe, szerokie cięcie niemal od ucha do ucha, prezentujące ostre, gnijące zębiska. Spomiędzy kłów i z podbródka skapywała jej świeża krew. I tylko opatrunek biegnący przez bark i pierś zdradzał, że mieli przed sobą coś, co kiedyś było Virginią Dalber.


Kobieta charczała i rzęziła pod nosem, wbijając w nich nienawistne spojrzenie, jednak nie były to te same paskudne dźwięki, które słyszeli zza drzwi na piętrze. Sue wyrwała się z objęć Emmy i pognała gdzieś w stronę skrytej za załomem jadalni. Czuli się jak w najgorszym koszmarze, zupełnie sparaliżowani strachem. Jeśli którekolwiek z nich jeszcze wierzyło, że zdarzenia w których uczestniczyli da się jeszcze jakoś racjonalnie wyjaśnić, teraz musieli zrewidować swoje poglądy. Nagle, jak na pstryknięcie palców, wróciła elektryczność i żyrandole oblały wszystkich bladożółtym, mdłym światłem.

W tym samym momencie Virginia warknęła ponuro, po czym ruszyła w dół schodów z nienaturalną szybkością i agresją. Z obnażonymi kłami i wyrzuconymi przed sobą dłońmi zakończonymi długimi pazurami spadła na nich, roztrącając. Gwen straciła równowagę i upadła, wypuszczając dziennik Mossa z rąk, Wes i Henry zostali rzuceni na blat recepcji, Seer uderzyła bokiem o szafkę stojącą pod ścianą, a Emma jako jedyna uniknęła rozpędzonej Virginii. Stwór jednak szybko wykręcił pod drzwiami wejściowymi i charcząc, szykował się do kolejnego ataku. Dalber była dzika, nieokiełznana, jakby coś przejęło nad nią kontrolę. I z pewnością żadne próby dotarcia do niej werbalnie nie mogły przynieść skutku. Pomimo przerażenia, które czuli, musieli coś zrobić, by ocalić życie.

 
Tabasa jest offline  
Stary 11-04-2017, 11:55   #56
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Z każdą kolejną chwilą, gdy przechadzali się po opustoszałym hotelu, Wes odnosił coraz mocniejsze wrażenie, że cokolwiek się tu dzieje, nie da się wytłumaczyć w żaden logiczny sposób. Nagle cały personel hotelu i właściciel wyparowali, chociaż nie byliby w stanie wydostać się z hotelu przez burzę śnieżną. Działy się tu rzeczy nadprzyrodzone, tego Taggart był pewny, choć jeszcze niedawno nie chciał przyjąć do siebie tych rewelacji. Nigdy nie wierzył w duchy, czy inne paranormalne pierdoły, jednak teraz był ich świadkiem... Ba! Uczestnikiem. Tak to sobie tłumaczył, gdyż innego wytłumaczenia nie znajdował.

Przeszukali cały parter i nikogo nie znaleźli. Albo to coś, co pomordowało rodzinę Mossa zabiło w krótkim czasie wszystkich pracowników hotelu włącznie z Robem, albo uczestniczyli w jakiejś posranej halucynacji. Masa nielogicznych myśli przelatywała mężczyźnie przez głowę. Próbował to wszystko tłumaczyć sobie na wiele różnych sposobów, ale wszystkie wydarzenia sprowadzały się do faktu, że hotel jest nawiedzony. Jakkolwiek durnie by to nie brzmiało.

Przypuszczenia okazały się całkiem trafne, gdy mieli sprawdzić piętro i natknęli się na blokującą im drogę jakąś postać. W pierwszej chwili Wes stężał w sobie widząc szkaradne oblicze tego czegoś i poczuł, jakby wzdłuż kręgosłupa ktoś przejechał mu soplem lodu. Serce biło mocniej, krew szybciej krążyła. Bał się. Bał się jak cholera, bo pierwszy raz widział na oczy coś tak paskudnego. Coś, co powinno pozostać jedynie w sferze koszmarów, a tymczasem było jak najbardziej rzeczywiste. Najgorsze było to, że rozpoznał w tej parodii kobiety Virginię Dalber. Czyżby rana na jej plecach przyczyniła się do tego, co właśnie oglądali?

Nie było czasu się nad tym zastanawiać, gdy tamta po prostu na nich runęła. Takiego paskudnego ryku, syku, czy co to właściwie było, mężczyzna nie słyszał nigdy i nie dało się tego porównać do niczego, co znał. Został zepchnięty na blat recepcji i po chwili z ulgą stwierdził, że żaden z pazurów nie przejechał po jego ciele. Reszta też chyba nie została ranna. Przynajmniej tyle dobrze. Przez chwilę miał zamiar uciekać na piętro i spróbować przekonać do tego pozostałych, ale kątem oka, na ścianie recepcji mignął mu spory, czerwony kształ. Gaśnica!

Po raz kolejny poczuł przepływającą przez ciało falę ulgi, przeskoczył szybko przez blat i w trzech krokach dopadł do gaśnicy. Z butlą w ręku przetoczył się na zewnątrz recepcji, by znaleźć się bliżej Virginii, wyciągnął szybko bezpiecznik i kierując wąż w jej stronę nacisnął dźwignię. Miał zamiar spowolnić to coś, by dać pozostałym szansę na znalezienie czegoś, czym będą mogli się skutecznie bronić. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia uda się zneutralizować pannę Dalber bez potrzeby ucieczki? Jego ściągnięty strachem umysł wypełnił się nagle pozytywnym myśleniem, jakby nie dopuszczał do siebie innej możliwości. Trzymał się na odległość, traktując stwora zawartością gaśnicy, będąc w razie czego gotowym do odwrotu na piętro, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli.
 
Kenshi jest offline  
Stary 13-04-2017, 16:28   #57
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
I wyszli w końcu wszyscy z pokoju na czele z Gwen, która rozświetlała drogę swoją latarką. Kiedy znaleźli się na ciemnym korytarzu na chwilę wstrzymała oddech. Nie wiedziała, co spodziewała się zobaczyć, jednak kompletna pustka nieco ją uspokoiła. Za rogiem nie kryło się żadne niebezpieczeństwo, a żadne potwory nie zaczęły wyskakiwać z każdego kąta.
Pewnie jakaś awaria, pomyślała Gwen, próbując sobie wytłumaczyć wszystkie te ciemności. Jedynym, czego nie potrafiła wytłumaczyć, była kompletna cisza i brak żywej duszy, oprócz nich samych. Czyżby wszyscy nagle opuścili hotel? Nie, to nie było możliwe. Byli odcięci przez śnieżycę, więc nie mogli ot tak po prostu wyjechać w jednej chwili. Zresztą, dlaczego mieli to robić? I dlaczego nigdzie nie było nikogo z obsługi? Ani recepcjonistki, ani pokojówek, nawet Roberta nie było w jego gabinecie.

Gwen, choć starała się wszystko wytłumaczyć sobie w racjonalny sposób, nie mogła dłużej ukrywać przed samą sobą, że w hotelu działo się coś dziwnego. O ile wszystkie poprzednie wydarzenia były dla niej całkowicie normalne, tak co do obecnej sytuacji zaczynała mieć zgoła inne zdanie. Czy traciła zmysły? Dała się ponieść wyobraźni i zbiorowej histerii? A może budynek naprawdę był nawiedzony przez jakieś pradawne indiańskie zło, które znowu, po wielu latach, postanowiło się zamanifestować? Gwendoline nie wykluczyła żadnej możliwości. Postanowiła jednak, że jakakolwiek będzie odpowiedź, ona za wszelką cenę pozna prawdę. Nawet jeśli miałoby to oznaczać, że wszystko to, co wypisywał Moss w swoim dzienniku było prawdą. Nie raz już ryzykowała własnym życiem i na pewno nie zamierzała dać się zastraszyć jakiemuś indiańskiemu potworowi, nawet gdyby faktycznie istniał.

Kiedy snop światła latarki padł na postać stojącą na półpiętrze, Gwen stanęła jak wryta. Na twarzy pojawił jej się grymas przerażenia wymieszany z lekką konsternacją. Jakikolwiek dźwięk ugrzązł jej w gardle, gdy przyglądała się bladej twarzy istoty, którą oświetlała latarką. Mimowolnie cofnęła się o jeden krok, wpatrując się w ziejące czernią oczy i wielką, krwawą szramę, która kiedyś musiała być ustami.
- Vir… Virginia? - wyszeptała Gwen, nie mogąc oderwać wzroku od potwornej sylwetki kobiety.
To musiała być ona. Miała wciąż opatrunek, który wykonał Henry. Co jej się stało? Czy to wciąż była ona? Czym była? Kto jej to zrobił? Jakim cudem wciąż stała na nogach, skoro wszelkie znaki na jej ciele wskazywały na to, że była martwa? Gwen nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Poczuła natomiast, jak niedawno zjedzone śniadanie podchodzi jej do gardła.
Wtedy wszystko rozświetliło się bladożółtym światłem. Gwen zmrużyła przyzwyczajone do ciemności oczy, osłaniając twarz dłonią i tylko kątem oka zauważyła, jak kobieta, która jeszcze niedawno była Virginią Dalber, rzuciła się w ich kierunku przeskakując wszystkie stopnie, zupełnie jakby była jakimś niezwykle zwinnym zwierzęciem. Wpadła w ich grupkę, roztrącając wszystkich na boki. Gwen upadła z impetem na podłogę, obijając sobie łokieć i wypuszczając z rąk dziennik Mossa. Zaklęła pod nosem, odgarniając z twarzy swoje blond włosy, które zakryły jej na moment całą widoczność.
Chwyciła szybko i pewnie za latarkę i zlokalizowała miejsce, w którym upadł dziennik. Czuła, że był on ważnym elementem i jeszcze będą musieli skorzystać z jego zawartości, więc nie chciała tak łatwo stracić go z posiadania. Nie było czasu, by przyglądać się temu, co robią pozostali. Gwen wiedziała, że każda sekunda zwłoki mogła przesądzić o jej życiu. Czuła adrenalinę, która dodała jej siły do kolejnych działań. Szybko podniosła się na równe nogi i puściła się biegiem do kuchni. Mogła się tam zamknąć, miała tam dostęp do wielu narzędzi, które mogła wykorzystać przeciwko zdziczałej Virginii, a w razie czego mogła spróbować ukryć się w piwnicy - tam, gdzie kiedyś ukrył się Moss.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 14-04-2017, 02:51   #58
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sytuacja nie była najweselsza. Napięcie rosło. Kiedy okazało się, że w całym hotelu jakby nie było żywej duszy, Emma zastanawiała się, czy może istnieć opcja, że ambulans przyjechał, czy że może jakimś sposobem komuś udało się tu do nich dostać, ale przecież ona znała te drogi jak własną kieszeń i w takiej pogodzie były po prostu niemal nie do przebycia. Więc o co chodziło? Zaczęła się poważnie martwić, a cały nastrój hotelu nie pomagał...

Emma, widząc kobietę na schodach, początkowo zmarszczyła brwi. Stała najdalej, ale jej uwaga została poważnie rozproszona, bo gdy wszyscy zostali sparaliżowani wyglądem twarzy tego... czegoś... Sue zaczęła się szarpać
- Sssssue...! - rzuciła kobieta, gdy collie wyrwała jej się i pobiegła w sobie tylko znanym kierunku. Nie było jednak czasu jej gonić. Maszkara z góry schodów postanowiła zaatakować. Światła włączyły się i to był jakby sygnał na start. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, choć Harrison była w takim szoku, że wydawało jej się, że tempo jest jakby spowolnione. Puls dudnił jej w uszach. Nic więc dziwnego, że zdołała jakimś cudem uniknąć staranowania przez rozpędzoną Virginię. Emma cały czas nie mogła ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie. A widząc to, co właśnie zamierzało się znów na nich, stojąc pod drzwiami, brązowowłosa wcale nie czuła się lepiej. Nie miała jednak czasu myśleć. Widząc, jak Wes łapie za gaśnicę, a Gwen za dziennik, ranczerka rozejrzała się za czymś, co można by było wykorzystać. Nie było wiele czasu. I choć martwiła się cholernie o Sue, widząc jak blondynka biegnie w stronę kuchni, Emma wolała pójść jej śladem.

By się ukryć? Zdecydowanie nie. Ona chciała broni, bo gołymi rękami z czymś takim walczyć się nie dało. Nie była strachajłem. Potrafiła strzelać do dzikich zwierząt. Tylko nie spodziewała się, by Robert miał tu gdzieś strzelbę, więc na razie tasak, albo chociaż długi nóż byłby już jakimś rozwiązaniem. Nie czekając więc na więcej, popędziła do kuchni jakby ją sam Czort gonił, licząc na to, że to co było wcześniej Virginią, bardziej zajmie się teraz gaśnicą, niż przegrupowaniem wszystkich w pomieszczeniu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 14-04-2017, 18:10   #59
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Saoirse nie lubiła ciemności. Głównie dlatego, że nie dało się w nich czytać. Poruszanie się, nie ma co ukrywać, też było utrudnione. Jako, że uznała, iż trzymanie się razem to prawdopodobnie najlepsza ochrona przed potencjalnymi problemami ruszyła nieco niechętnie za latarką Gwen. Nie żeby Seer uważała za konieczne siedzenie w jednym miejscu. Nie podobali jej się ludzie, którzy podejmowali działanie bez zastanowienia, zwłaszcza, gdy nie było takiej konieczności.
Na korytarzu było cicho i pusto. 'Zaraz, jak w amerykańskich szmirach, ktoś powinien wyskoczyć i krzyknąć: Niespodzianka!' pomyślała i zaczęła się zastanawiać, czy ktoś z nich nie ma przypadkiem urodzin. Nie żeby się nie bała, ale jakoś nie potrafiła się na tym skupić.

Dlatego też, gdy dotarli do hallu i zobaczyli na półpiętrze coś co przypominało tą operowaną niedawno kobietę, pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy, to gdzie ona ma urodzinowy tort. Trwało to zapewne jakiś ułamek sekundy, ale później gdy emocje trochę opadły myśl ta wróciła do niej. Zastanawiała się wtedy, czemu ma tendencje do wymyślania takich głupot.

Kobieta bez tortu i w zdecydowanie mało imprezowym nastroju ruszyła na nich nienaturalnie szybko. Saoirse czuła, że jej ciało skamieniało i przez jakąś godzinę albo dwie nie mogła się poruszyć nawet o centymetr. Kobieta biegła, biegła, biegła i Seer przed oczami stanęły jej własne rozszarpane zwłoki, zjadane bez wstępnej obróbki termicznej. Dopiero dotyk tej kobiety, a właściwie uderzenie, które odrzuciło ją na komodę przywróciło jej władzę w ciele. Następująca potem sekwencja myśli nie zajęła w czasie rzeczywistym dłużej niż sekundę: 'Fuj', 'Aua', 'Brawo, kretynko, jak dalej będziesz stać jak kłoda, gdy wpadają na ciebie zombi...', 'Wazon? Kurwa, wazon!' W tym momencie czas zwolnił jeszcze bardziej dając możliwość podjęcia wreszcie jakiegoś działania. Saoirse nie pamięta, czy wazon dotarł do drzwi wejściowych zanim kobieta zombi zdążyła się obrócić, ale z pewnością zrobił to szybko. Następnie złapała dwoma rękami za kant komody i wyszarpnęła ją spod ściany ustawiając się za jej przednią ścianą. Szarpnęła za szufladę, w której, łaska losu, znajdował się młotek i skrzynka z narzędziami. Z poderwanej skrzynki wysypała się zawartość na komodę, wnętrze szuflady i podłogę. Złapała śrubokręt z młotkiem i stanęła obrzucając wzrokiem pole bitwy. Dziewczęta uciekały do kuchni, a Seer zastanawiała się, czy kucharki też przypadkiem nie postanowiły zostać zombie. Nie miała jednak czasu na gadanie. Wes ruszał z gaśnicą więc Seer rzuciła śrubokręt i szarpnęła całą szufladę z komody. Uznała, że się przyda, wszak mniej obrzydliwie jest zabijać kogoś szufladą niż młotkiem.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 14-04-2017 o 18:18.
druidh jest offline  
Stary 14-04-2017, 20:01   #60
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Henry na widząc coś co kiedyś było Panną Virginią Dalber, wydał z siebie dziwny zduszony dźwięk - takiego obrotu spraw nie spodziewał się zupełnie i to było coś co całkowicie przeczyło jakiemukolwiek racjonalnemu wytłumaczeniu.
Rozgorączkowany pomyślał że jest to kolejny senny koszmar i za chwilę znów się obudzi w swoim łóżku.
Gdy tak się nie stało, a ożywiony trup bo inaczej tego nazwać się nie dało ruszył szybko w ich kierunku. Widząc to Henry zamarł, spanikowany zupełnie nie wiedział co robić i jak postępować - wyglądało ta tak jakby umysł Henrego na moment utracił władzę nad ciałem . Dopiero uderzenie i bolesne spotkanie z blatem recepcji wywołał u niego typową instynktowną reakcję obronny i ucieczki.
Mężczyzna nie miał zamiar czekać, rozgorączkowany i pod wpływem zaczynającej działać adrenaliny szukał czegoś co choćby na chwilę zatrzymało by to ''coś'' - jakiś ostry, tępy lub po prostu twardy przedmiot mogący powalić lub poranić dotkliwie. W razie czego Henry był gotowy do ucieczki, szybki bieg, unik i jest już w kuchni a tam na pewno znajdzie się coś co powinno powstrzymać potwora.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172