Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2017, 15:50   #10
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Need Advice: Red Devil, Rainbow Mo(m)



Mieszkanie Mazz w Bronx, poranek
- Jeść - zgodził się i wziął małego na ręce po czym posadził na szafce. - Zamawiamy coś? - Nalał sobie wody, którą pochłonął momentalnie. - Mazzie jeszcze śpi?
- Taaaak! -
Uśmiechnął się malec. - Śpi. - Pokiwał łebkiem ściskając miśka.
- Zamówię chińszczyznę, a Ty zrób jej kawy. W nocy była wściekła, może przynajmniej śniadaniową pobudką kupimy sobie możliwość egzystencji.
Alisteir zamarł z lekko otwartą buzią.
- Cemu ściekła? - Jego dobry humor gdzieś mu wyparował.
- A ja wiem? - Lucifer mruknął niewinnie w odpowiedzi. Jednocześnie z poziomu sieci wysyłał właśnie zamówienie do pobliskiej knajpki. - To kobieta Ali, niełatwo zrozumieć. Ale kawa może pomóc.
Malec najwyraźniej niewiele rozumiał z tego mamrotania ale widocznie przejął się sytuacją. Przytulił Crowa mocniej do siebie i przyglądał z namysłem ojcu.
- Byłeś niegzecny? - spytał cichutko niepewnym głosem, w łebku przekładając sobie na “po swojemu”.
- Troszeczkę. Hm... - Lucifer skrzywił się i zajął kawą. - Ciężko wytłumaczyć. - Mrugnął do chłopca pokazując, że motyw groźby sytuacji takim groźnym faktycznie nie jest.

Gaworząc tak wrócili do salonu, gdzie Ali koniecznie chciał oglądać anime. Solos mniej, ale i tak czekał na żarcie choć lekko coś przekąsić, bo ssało go mocno po popijawie z Edkiem i Kirą. Po dziesięciu minutach kurier-android zaanonsował się pod drzwiami, a w salonie w chwilę później zaczęły królować zapachy żarcia - to Ali dorwał się do swojej porcji.
- Zaniosę jej jedzenie - mruknął solos biorąc w rękę dwie paczki ryżu i sosu, oraz zrobioną wcześniej kawę.

Ruda spała jak to zwykle ona: Rozkopana jakby przez sen z kimś walczyła. Lucifer położył żarcie i kawę na stoliku obok łóżka i pochylił się by pocałować ją w czoło na pobudkę.
Szare, ledwo uchylone oko spojrzało nieprzytomnie na reportera. Drugie wciąż było zasłonięte poduszką w jaką Mazz wciskała twarz.
- Mmm? - spytała elokwentnie o poranku.
- Śniadanie, kawa, czy jeszcze pospać? - Lucifer wgramolił się na łóżko układając się obok.
- Mmmmm - odparła układając się nieco bliżej. - Ali? - mruknęła kontrolnie.
- Je i ogląda bajki, obudził mnie bo zgłodniał. - Solos pokręcił głową i przełknął trochę ryżu z sosem. - Po piątej rano, masakra…
- On mało sypia… -
podłożyła sobie ramię Luca pod głowę - ale może przyśnie jeszcze… - mamrotała coraz wolniej. Najwyraźniej ona sama potrzebowała snu nieco więcej od sześciolatka.
- Mhm… - Heen też nie potrafił wzgardzić snem.
Pochłonął jeszcze kilka kęsów i złożył głowę obok głowy Rudej i przymykając oczy. Odpływając w niebyt zastanawiał się ile czasu trwać będzie ta anime.




Obudził się po raz kolejny wtulony w plecy Mazz i z jej nogami zarzuconymi na niego. Lekkie uczucie deja vu przyniosły mu odgłosy japońskiego dobiegające z salonu. Poza tym panowała cisza. Być może to ona wybudziła go z oceanu letargu. Było lekko po dziewiątej, Ali dał im te kilka godzin snu bez marudzenia.
- Wstajemy? - mruknął do Mazz, która też wyglądała jakby półdrzemnała jedynie.
- Chyba trzeba. - Nie brzmiała zbyt entuzjastycznie nastawiona do tego planu. - Trzeba podjąć jakieś decyzje i ruszyć zady, zabezpieczyć się… - wyliczała, przygotowując plan działania.
- Gadałem z Edkiem, jest plan mała. - Pogładził ją po ramieniu. - Jeżeli udałoby się wejść w M. całą grupą, to będzie możliwość się wydostać gdyby zaszła taka potrzeba.
- To znaczy? -
Odwróciła się by spojrzeć na Luca spod rudej grzywki.
- No wejść całą grupą, w kilka osób. Jak M. okażą się ok, to spoko, ale jak okaże się to po jakimś czasie srogo upierdliwe, to łatwiej wyjść ekipą niż samemu.
- Czyli wznawiamy negocjacje? -
spytała odwracając się już całkiem do Heena. - Edek, my, Kira, Halo? - Widać było, że ją coś męczy w tym wszystkim.
- Mhm… - przytaknął. - Jesteśmy zagrożeni, myślałem o tym trochę. Bez M. szanse mocno chujowe. Stąd chciałem pogadać z Edkiem, montaż grupy… - urwał. - O co chodzi Mazz?
- Słuchaj… -
zaczęła niepewnie. Wysunęła się z ramion Luca i usiadła po turecku na łóżku - …to wszystko brzmi nieźle. Ale… jak to sobie wyobrażasz? Ja, Kira w pokojach obok? Ali między nami? Będą wydzielone dni dla mnie i dla niej? - Pokręciła głową, a Heen dopiero teraz zrozumiał o której Kirze mówiła. - Ja nie dam rady tak. Już… - zacięła się - już i tak opiekuję się waszym dzieckiem - dodała z cichym wybuchem, nie chcąc podnosić głosu przy Alisteirze. - Nie chcę tak, Luc.
- Myślałem o tym, by Kyle zabrał ją do NZ.
- I co dalej? Myślisz, że jak się ogarnie to nie będzie szukać syna? Albo, że przez nią nie dojdą do Ciebie? -
Minę miała niewesołą.
- Nie mam za dużo alternatyw. Nie uśmiecha mi się stracić Ciebie tylko dlatego aby mały mógł być jednocześnie z ojcem i matką. Jak masz jakieś pomysły to powiedz.
- Nie mam pomysłu, Luc. Chodzi mi raczej o jakąś decyzję. W tę albo we w tę. -
Wzruszyła ramionami. - M. ma oddział w NZ? - Sięgnęła po kubek z zimną kawą. Siorbnęła i skrzywiła. Najwyraźniej zimna ciecz nie była tym co w obecnej chwili podchodziło solosce.
- Nie wiem czy ma. Chodziło mi bardziej… - Machnął ręką. - Możliwe, że Ali będzie musiał wybierać. Możliwe, że poleci do NZ z nią. Będę musiał z nią pogadać.
- Nie sądzisz, że mały miał dość przeżyć przez ostatnie kilka tygodni? Czy wcześniej miesięcy?
- spojrzała na niego. - To Ty jesteś dorosły…
- Nie mam pomysłu -
powtórzył za nią. - A co, pomożesz mi wychować Aliego? Jak swojego?
- Jak mojego? -
Uśmiechnęła się. - Co to, Luc? Dziewiętnaste stulecie?
- Hm? -
Wyglądał jakby nie rozumiał.
- No to... - machnęła dłonią. - Serio uważasz, że masz opcję by Ali jechał z Kirą? - Spojrzała na niego. - I serio uważasz, że jeśli Ali zostanie, to ja odejdę?
- No liczyłem na to że nie. -
Przejechał dłonią po jej karku. - Najbardziej chciałbym tu scenariusza w którym wszyscy zadowoleni. Ty, ja, Ali, Kira...
- ...Eve… -
Mazz zmrużyła oczy.
- A ona co ma z tym wspólnego? - Lucifer zmarszczył brwi.
- Też się martwiła… bardzo - odparła zgryźliwie.
- Martwisz się, że się martwiła? - Luc zdecydował się odgryźć.
- Nie, cwaniaku. Martwię się, że takich Eve jest więcej. - Zlazła gniewnie z łóżka.
- No chyba popier… - urwał i pokręcił głową. - Jadę do Mo i Dave’a, wezmę małego. Jedziesz z nami?
- Mogę. -
Skinęła głową i nie oglądając się ruszyła do łazienki.

Lucifer mruknął coś pod nosem o babskich humorach na co usłyszał łupnięcie drzwiami do łazienki i też wyszedł z sypialni kierując się ku Alisteirowi oglądającemu bajki. Po drodze wziął swoją porcję żarcia.
- Ubierz się BigAl, pojedziemy do Mo i Dave’a - powiedział z pełnymi ustami.
- Po tym odcinku - chłopiec spojrzał na ojca i kiwnął zachęcająco główką. Poklepał siedzenie obok siebie.
- Jak Mazz zwolni łazienkę to i ja idę się doprowadzić do porządku. - Klapnął obok zajadając zimne już ‘śniadanie’. - Jak wyjdę, to będziesz gotowy do wyjścia, tak?
- Ok - kiwnął ponownie chyba z nawyku i wcisnął się pod ramię ojca, wpatrzony w ekran z mrugającymi na nim kreskówkami.




Warsztat Mo w Jersey, przedpołudnie
Pod warsztatem nie było miejsca by zaparkować. Kilka pojazdów czekało w kolejce na podjeździe, w środku czekała jeszcze dodatkowa fura. Kilkanaście minut zajęło Lucowi znalezienie miejsca do parkowania. Znalazł je jedynie dzięki wskazówkom dwójki klientów Mo, którzy pokierowali Heena dosłownie za dwa zakręty w dół nCatu. O dziwo, miejscówka nie była trefna. Stały tam kolejne dwie “fury”. Żadnej z nich nie brakowało kół. Żadna nie wskazywała też na wizyty nieproszonych gości. Gdy nReporter rozejrzał się nieco na murze pod którym parkował znalazł namazianego różowego słonia. Ewidentnie Mo oznaczyła swój nowy kawałek terenu jako prywatny parking.
Al wyskoczył bez szemrania z pojazdu i walnął drzwiczkami, a Mazz wysiadła za nim i zaczekała na Heena. Wcisnęła się pod jego ramię i objęła w pasie. Wolną ręką złapała łapkę chłopca. Do warsztatu Mo wkroczyli jak … rodzina…


Muza ryczała jak zwykle, śmierdziało specyfikami jak zwykle, miejscówka była silnie naznaczona obecnością kolorowej mamy i jej rodzinki. Na stole stały puszki z piwem i talerz zrobiony z aluminiowego pojemnika wypełniony krakersami, paluszkami i orzeszkami.
Ali rozejrzał się i wyrwał Mazz, gnając w kierunku pojazdu, przy którym kilkanaście dni wcześniej działał z Davem. Ruda spojrzała na solosa pokonując pierwszy odruch ścigania Heena juniora.
- Chyba nic nie popsuje. - Luc uśmiechnął się lekko, po czym pociągnął Mazz ze sobą w głąb warsztatu wypatrując przy tym kumpla-kurdupla.
- Moooo! Daaaaveee! - starał się przekrzyczeć ryk z głośników zaglądając pod podświetlone samochody.
Znalazł w końcu łysola pod jednym z pojazdów, gdy iskry ze spawarki sypnęły się im pod nogi.
Musiał zabębnić mocno w maskę auta by zwrócić na siebie uwagę mechanika.
Dave podniósł mini-maskę własnej roboty i spojrzał w górę wychylając się z dołu.
- LUC!!! - ryknął radośnie i zaczął gramolić się w górę. Wylazł w końcu upaćkany i spocony. Niezważając na szczegóły przyciągnął kumpla i walnął w ramię.
- Noo! Wiedziałem! - Poklepał jeszcze raz solosa po policzku. - Mo mówiłeś? - Rozejrzał się.
- Pewnie na górze jest z dzieckiem? Chodź Dave, przyda ci się chwilka przerwy, a chciałbym z wami pogadać.
- Hej!!! -
wrzasnął Dave do zgrai czekającej przy piwku. - Będę z powrotem za chwilę!!! Chodźcie. - Machnął na Luca i Rudą i ruszył w stronę schodów pośród pomruków niezadowolenia klienteli, która jednak nie śmiała protestować zbyt głośno.
- A Ali? - Mazzie przypomniała solosowi.
- Ali jest z wami? - Dave obrócił się uśmiechnięty rozgladając po zakładzie.
Lucifer bez słowa wskazał jeden z samochodów przy którym chłopiec kręcił się ciekawie oglądając zmiany jakie zaszły w pojeździe gdy widział go ostatnio.
- Ma chyba ochotę na dokończenie go, bo Tobie za wolno idzie. Ali! Dasz radę niczego nie dotykać i być grzeczny przez kolejny kwadrans? - Luc zawołał do syna.
Malec pokiwał blond czuprynką i odmachał Dave’owi. Rozglądał się przez chwilę po czym ruszył w kierunku kolejnej maszyny czekającej na naprawę. Heen nie do końca wierzył w tę ‘grzeczność’ i jej zapewnienie, ale z drugiej strony nie podejrzewał aby chłopiec mógł coś zmalować.
- Niczego nie dotykaj póki nie wróci Dave. - Pomachał mu palcem i skierował się z Mazz za mechanikiem prowadzącym ich na górę.

W mieszkanku oczywiście grała muzyka. Ciężko było sobie wyobrazić Mo bez muzyki. Tym razem kolorowowłosa tańczyła z mały Liamem na rękach. Bosa, potargana i z niezmiernie zadowolonym wyrazem twarzy nuciła “People are strange” Doorsów. Malec zaś niczego nie świadom spał w ramionach matki leciutko śliniąc się.
- Oj są dziwni, są… - Lucifer podszedł do rockmanki i ucałował ją w policzek. - Schudłaś coś jakoś Mo, czy mi się zdaje? - Uśmiechnął się łobuzersko. Jednak nie był to jedynie głupi komplement, faktycznie po ciąży nie było już prawie śladu. - Dobrze cię widzieć.
- Pewnie, całe pół kilo -
zaśmiała się ochryple. - Co słychać? Gdzieś się szlajał? - nadstawiła policzek do pocałunku i oddała pakunek Dave’owi. - Weź sobie piwo, ok?
- Chętnie. -
Solos otworzył lodówkę i wziął sobie oraz rudej po puszce, przy okazji rzucając po jednym Davowi i Mo.
- Przychodzę ostrzec i… po poradę też. Ty Mo niby postrzelona, a jednocześnie czasem zdajesz się najmądrzejsza z nas wszystkich… - urwał i skrzywił się sam słysząc jak to zabrzmiało.
Machnął ręką i zaczął opowiadać o wizycie na Posterunku 22, “wygaszeniu go”, o Chell i powrocie, oraz o ofercie Matrix. Robił to już po raz czwarty w ciągu ostatnich 24 godzin, przez myśl mu przyszło że mógł to spisać i rozesłać, ot oszczędność czasu i brak potrzeby strzępienia sobie języka.

- Boję się że jak odkryją, że spieprzyłem i mogę im tu bruździć, zaczną szukać mnie na full - dodał gdy już kończył. - M. wydaje się jedyną sensowną opcją, ale to jak sprzedanie duszy. Poza tym… martwię się o was. Nie mam za dużo przyjaciół, mogą uderzyć w tutaj. Żeby dowiedzieć się od was gdzie jestem, albo żebym się ujawnił.
- Hmmm… -
Mo przyjęła piwo bezalkoholowe od Dave’a. - My sobie damy radę - wtuliła się w mechanika - pytanie, czy wy sobie dacie?
- Nie wiem, ale trzeba spróbować. -
Solos spojrzał na Mazz. - Co sądzisz o tej propozycji M. Mo?
- Wiesz, sporo ludzi tam idzie. -
Rockerka nie była specjalnie zszokowana. - Chociaż mam wrażenie, że tam chodzi o coś więcej niż tylko walka o normalność. - Pociągnęła łyk piwa i skrzywiła się z obrzydzeniem. - Co to za świństwo….
- Tego się właśnie boję. Jesteście blisko nCat, Matrix w nCat starał się instalować. Wiecie coś więcej o nich?
- Nie. Nie bardzo. -
Mo pokręciła głową. - Nie interesowałam się tym aż tak bardzo, żeby wchodzić głębiej w szczegóły. Nie możesz przeszukać netu? - Spojrzała na Mazzy. - Halo nie może?
- Co innego net, co innego ulica. Skoro wiele osób werbują, gdzieś mógł się trafić taki co próbował wyjść, z powodzeniem lub nie. W tę stronę raczej pytam.
- No to może nie być zły pomysł. Spróbuj może też ponegocjować z nimi - wiesz zostawić sobie jakąś furtkę?
- Żeby tylko się dało -
mruknął Lucifer w odpowiedzi. - A wy? Na pewno nic wam nie grozi? Oni tu pacyfikują całe kwadraty wedle własnego widzimisię, “Zniknąć” troje ludzi z przedmieści to dla nich jak zjeść ciastko.
- Damy radę! Nie martw się - mruknęła Mo.
Dave pokiwał głową.
- Nie świruj, Luc. Załatwiaj co trzeba. No i jak dasz radę to się odzywaj od czasu do czasu. Żebyśmy się nie martwili.
- Za bardzo -
rockerka dorzuciła z radosnym wyszczerzem.
- Każda wojna się kiedyś kończy. Grunt to wrócić z niej w jednym kawałku. - Solos uścisnął kolorowowłosa i klepnął kurdupla w ramię. - Chodźmy zobaczyć czy macie jeszcze warsztat. Ali miał nic nie dotykać, no ale… - Rozłożył ręce bezradnie.



Wsiadali do samochodu, gdy Luc otrzymał powiadomienie o przychodzącym połączeniu. Edek dobijał się radośnie, zapewne obudziwszy się po zeszłonocnej imprezie.
- Co tam wielkoludzie? - solos spytał odbierając połączenie.
- Hej! - głos Edka rozległ się wyraźnie. - Chwilę. Czekaj.
Po chwili dało się słyszeć głos barmanki:
- Cześć, Kacperku. Wchodzimy w to - stwierdziła krótko.
- Okey, spotkajmy się dziś całą grupą. O której wam pasuje?
- Dzisiaj mam wolne. Ale jak ma się to dziać szybko, muszę pogadać z Lady J.
- Na razie obgadać strategię. I tak trzeba się będzie jeszcze skontaktować i czekać na odzew.
- Ok. O 13? U mnie? Pasuje?
- Nie wiem czy wyrobimy się na wczesne popołudnie. Lepiej gdzieś na uboczu. Znam jedną fajną miejscówke, prześlę koordynaty pocztą jak uzgodnię co i jak z Halo.
- Wyślij Rudemu -
odparła.
- Jestem! Jestem! - wrzasnął Edzio. - To co? Rock’n’roll, baby?
- Rock’n’Roll. Do zobaczenia.
- Edek i Kira chcą w to wejść - przekazał Rudej już podczas jazdy.
- To chyba dobrze, nie? Trzeba jeszcze Halo spytać co on sądzi. - Uśmiechnęła się lekko. - Nam się przydadzą wszyscy, którzy by chcieli. Kira zrezygnuje z pracy? Co ona będzie tam robić?
- Kira to dosyć zdolny fixer i to od nielegalnego staffu. Może tak ochoczo się zdecydowała, bo już jest na jakiejś lowlist NYPD. Okoliczności mogłyby wywindować ją na top. Halo…. hm… -
uśmiechnął się lekko. - Może pogadamy z nim razem?
- Ok. Możemy podjechać chyba, że masz coś w planach? Woodbridge? -
Skrzywiła się lekko.
- Mhm. Chciałem zajrzeć zobaczyć co tam się dzieje, mamy trochę czasu to można wykorzystać, że jesteśmy już po tej stronie Hudson.
- A potem do D.? -
pisnął z tyłu Alistair.
- Zobaczymy - pokiwał mu głową Heen. - Na razie poznasz parę osób.
Malec westchnął jakby mu kazano iść na ścięcie.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline