Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2017, 18:23   #57
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Markiz przeniósł się na bok, tak przy niej, leżąc i obejmując ją lewym ramieniem. Ciężko dyszał, ale na jego obliczu, faktycznie wymęczonym nieco, był uśmiech skierowany wyłącznie dla niej. Ale nie taki normalny uśmiech, raczej taki, niosący zapowiedź czegoś prawdziwie dobrego.
- Może prześpij się tutaj? Odpocznij troszkę. - Agnese z troską w głosie pogładziła jego twarz. Jakby nie patrzeć markiz był tylko człowiekiem oraz, jak wspominał mu Kowalski, był jeszcze osłabiony. Jednak nawet osłabienie nie pohamowało jego energii wobec niej. Brak mu nawet było tej odrobiny siły, którą miały jej ghule. Nachyliła się i ucałowała go lekko. A on oddał mocno buziak.
- Mogę tutaj? - spytał jakby odkrywając nową terra incognita. - Naprawdę? - na jego twarzy urosły usta zadowolone niczym banan. Westchnął głęboko. - A ty kochanie, jakie plany na dzisiaj, jeśli oczywiście możesz mówić - zastrzegł się.
- Mam spotkanie, o którym ci z przyjemnością później opowiem. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Jestem ciekawa czy będziesz mi mógł później pomóc, z kilkoma męczącymi mnie tematami. Nie możemy się cały czas tylko kochać, czyż nie skarbie? - Mrugnęła do niego i uniosła się sięgając po kołdrę. Markiz w tej sprawie miał chyba swoje zdanie, ale uznał to za żart i roześmiał się. Agnese dokładnie okryła leżącego mężczyznę.
- Ja mam się dzisiaj jeszcze rehabilitować, jak powiedział Kowalski - odrzekł Colonna, który czuł się nieco pewnie skrępowany narzuconymi przez maga ograniczeniami, nawet jeśli były sensowne. - Wiesz, właściwie nie wiem, jak to powiedzieć, ale on nie jest całkiem zwyczajny. Och, nie to, żeby mi to przeszkadzało, ale robił coś, mruczał nade mną i od razu robiło mi się lepiej. A moje plecy? Doskonale wiem, ile goi się uderzenie. Tygodniami. A tymczasem proszę. Czysto - zademonstrował. - Powiem ci szczerze, że bardzo się cieszę, mając go za sojusznika. Co tam moce, czy cokolwiek, ale ważne, że ktoś taki jest po naszej stronie. Inni cyrulicy to smarują czymś, międolą, nawijają po łacinie, szczególnie, jeśli uważają, że się nie zna tego języka, potem wydębiają pieniądze. Jednak Kowalski … dziwaczne, prawda? - spytał tak Agnese rozmyślając na głos.

Piękna wampirzyca podniosła się i przeciągnęła. Z jej wnętrza wypłynęło jeszcze trochę nasienia markiza i powoli spływało bo jej zgrabnym udzie. Obejrzała się uśmiechając się do leżącego mężczyzny.
- Kochanie, czy ja zdaję się ci być zwyczajna? - Spojrzała na niego opierając dłoń na biodrze. Jak dziwne to było. Z jednej strony wampirzyca była taka “dostępna”, zupełnie naga, wciąż wypełniona jego nasieniem, z tymi rozpuszczonymi falującymi włosami. Z drugiej jednak taka onieśmielająca, dostojna, dumna… można by rzec, że “monumentalna”. Na jej twarzy za uśmiechem krył się wzrok doświadczonego kupca, wojownika… pana. - W moim orszaku prawie nie ma “zwyczajnych” osób, Alessandro. - gdy wymawiała jego imię zdawało się, że je smakuje, trochę jakby było najsłodszym z daktyli. - Bardzo bym chciała byś i ty do niego dołączył.
- Zwyczajna? Czy ty się ze mnie …. rozumiem
- wybuchnął śmiechem - żartujesz. Pewnie, że nie jesteś zwyczajna. Przecież gdybyś była, bym cię nie pokochał. To oczywiste. Jesteś absolutnie wyjątkowa i wcale bym nie chciał, żeby było inaczej. Zaś twój orszak, no wiesz, wiem tylko, że jesteś blisko ze swoimi ludźmi oraz poszliby za tobą wszędzie. - Agnese uśmiechnęła się słuchając go i sięgnęła po przygotowaną na dziś bieliznę. - Gilla, ta kobieta jest szczególnie blisko, chociaż służąca, ale chyba … trochę ktoś bliski także. Borso również, dostrzegłem, że mu ufasz, ale on jest taki małomówny raczej. - Agnese przysiadła w samej halce na łóżku i pogładziła twarz mężczyzny, uśmiechając się do niego ciepło. - Albo lakoniczny, tak, lepsze słowo. Ja też ciebie bardzo kocham, masz moją miłość, oddałem ci ją ze szczerą radością. Oczywiście, że pragnę być przy tobie, widzieć cię, czuć cię, dzielić problemy mniejsze, czy większe oraz, znacznie będzie więcej, słowo, radościiiiiiii! - po prostu teraz objął ją obydwoma rękami tak mocno, mocno ściskając. - Myślisz że cię wypuszczę, nie ma mowy. Przynajmniej przez chwilkę- dodał. - Zaś nawet jeśli musisz gdzieś się udać, wewnątrz mojego serca zostaniesz.
- Ty zachłanna bestyjko
. - Wampirzyca uścisnęła go delikatnie. Troszkę nadal miała obawy o jego stan. Może słusznie, ale też bez przesady. Był osłabiony, co poczuła podczas gry wstępnej. Wszystko zabierało mu teraz dłużej. Jego organizm jeszcze nie odtworzył wszystkiej utraconej krwi, jednak pod wpływem czarów Kowalskiego był na dobrej drodze.
- Wrócę niebawem, a ty odpocznij w tym czasie. - Ucałowała jego czoło. - Poproszę Gillę by dopilnowała by nikt ci nie przeszkadzał.
- Będę czekać, bardzo czekać. Sophia jeszcze śpi. Kowalski zostawił ją na dzień dłużej śpiącą. Więc nie muszę teraz się nią opiekować, choć potem możemy na chwilę pójść oraz popatrzeć na nią
- dostrzegła, że cieszyłby się z tego, gdyby poszli razem. - Wspaniale, opowiesz mi po powrocie coś o sobie - dodał marzycielsko - dobrze?


Piękna Agnese delikatnie wyswobodziła się z uścisku i nachyliła się do jego ucha.
- Mogę ci już zdradzić jeden szczególik na zachętę. - W jej głosie znów zagościło rozbawienie.
- Ooo … ale jeśli chcesz powiedzieć, że się kochamy to już wiem. Poza tym to wcale nie szczególik, tylko coś wieeeeeelkiego. Więc może jakiś inny … - spojrzał na nią, jakby czekał na jakieś coś takiego wesołego.
Wampirzyca musnęła ustami jego ucha.
- Lubię jak się peneteruje oba moje otworki. - Odsunęła się i mrugnęła do niego. - Idę na to spotkanie.
Oj biedny markiz. ciśnienie mu podskoczyło, puls gwałtownie przyśpieszył, zaś czerwień wskoczyła na policzki niczym kardynalska czapka.
- Jaaaa chętnie, ale mam tylko jednego .... - chyba miał skołowaciały umysł, który potrzebował stanowczego objaśnienia. No rany, przecież trzy dni temu chłopak był jeszcze prawiczkiem. A może źle usłyszał.

Contarini ruszyła w stronę drzwi do garderoby.
- Wszystko ci wyjaśnię… może nawet Gilla pomoże mi w instruktarzu. - Posłała mu całusa, którego jej oddał takiego słodkiego.
- Ja … - wampirzyca wręcz czuła, jak przez umysł przelatuje mu sto tysięcy wizerunków i pewnie żaden ze stu tysięcy nie był prawdziwy. Markiz niewątpliwie był inteligentnym mężczyzną, jednak pod tym względem przypominał poczciwinę. Pewnie rezultat klasztornego wychowania oraz wewnętrznej czystości. - Gilla pomoże? - to było kolejne pytanie. - Jeśli kocha cię, ja ją też. Wszystkich, którzy cię kochają, ale … - instruktaż, o co chodziło, bowiem niewątpliwie drugi otwór … to musiała być jej p u p a. Taaaak, nawet wręcz bał się przed sobą pomyśleć o takiej możliwości. Czy ona naprawdę lubiła, czy sobie zażartowała? Trudno było rzec oraz chyba trzeba było poczekać … Agnese właściwie pozostawiła markiza w stanie gonitwy myślowej, aczkolwiek bardzo miłej gonitwy …Chwilę obserwowała mężczyznę, będąc niemal w stanie prześledzić jego pędzące myśli i dopiero po jakimś czasie opuściła pokój, przechodząc do garderoby.


Zamknęła za sobą drzwi i po chwili dołączyła do niej jedna z garderobianych. Dała się ubrać i upiła z niej nieco, co od razu poprawiło humor służącej, zaś jej zapewniło słodkie poczucie sytości. Pokoje wampirzycy jak wszystkie w pałacu umieszczone były w amfiladzie, z garderoby mogła dostać się do saloniku, w którym oczekiwała jej Gilla. Agnese stanęła progu i uważnie obserwowała swoją ghulicę. Oczywiście kobieta była natychmiast przy niej. Uśmiechała się.
- Witam signora, mam nadzieję, że miałaś miły poranek. Jakie rozkazy? - spytała swoją panią. Oczywiście dla nich poranek zaczynał się wieczorem
Agnese ucałowała ją.
- Wspaniały początek nocy. Choć smutno mi było obudzić się bez ciebie w łóżku. - Uśmiechnęła się do kobiety odsuwając się lekko.
- Jestem zawsze do twoich usług, zawsze!
- Powiedziałam markizowi, że pomożesz mi przy instruktażu, jak powinien się ze mną obchodzić
. - Wampirzyca wyszczerzyła się, zaś Gilla niemal otworzyła buzię ze zdziwienia, chociaż uśmiech nie zszedł z jej oblicza. Czyżby ghulicy się podobało to, że przy signorze będzie dwoje najbardziej kochających ją osób. Chyba tak. - A co do rozkazów. Przygotuj lektykę, muszę spotkać się z księciem.
- Oczywiście pani, zaraz będzie, zaś co do instruktażu, bardzo chętnie. Markiz cię bardzo kocha i .... - urwała - już idę po lektykę. Będzie czekać przy bramie - Gilla wyskoczyła biegiem niemal.

Wampirzyca podeszła do jednego z wielkich okien. Jakże kochliwi są ci ludzie. Uśmiechnęła się widząc krzątającą się służbę. Powoli opuściła pokój i ruszyła w stronę pokoi Alessio, ciekawa tego czy tam go zastanie, czy też faerie znów szuka szczęścia wśród wypełniających pałac kobiet. Ale Alessio nie zastała. Jakaś służąca wyjaśniła jej, że od rana nie pojawił się w pałacu. Podobno rozmawiał z signorem Kowalskim, później po prostu nikt go nie widział od kilkunastu godzin. Poprosiła by się z nią skontaktował i udała się w stronę lektyki. Oczywiście pewnie Kowalski nie zdążyłby przed jej wyjściem, gdyby nie fakt, że na korytarzu podszedł do niej mężczyzna kłaniając się w pas


Widać było, że się krępuje. Wampirzyca widywała go wcześniej pośród sług, ale nie zwróciła uwagi na jakiegoś pomocnika. Jednak teraz podszedł do niej.
- Szlachetna pani - skłonił się ponownie nie śmiejąc dotykać - czy mogę na słówko, jeśli byłaby pani taka łaskawa? - zapytał właściwie trochę ją nawet zaskakując.
- Oczywiście, ale przyznam, że czeka na mnie lektyka. - Wskazała jedno z pomieszczeń znajdujących się przy krużgankach.
- Oczywiście jaśnie pani - wykonał jej polecenie. Było to proste pomieszczenie, bardziej magazynowe, ale czyste oraz mające kilka mebli. tyle, że pod ścianami stały półki zawierające jakieś pakunki.
Kiedy weszli dosłownie do komnaty obok, ponownie się skłonił zaczynając mówić. Widać było jednak, iż idzie mu niesporo obawiając się, czy nie pozwala sobie na zbyt wiele.
- Znaczy moja żona oraz ja oraz ona i tego, jeszcze Ilsa wraz ze swoim Rufio, no by my chcieli prosić, we czwórkę, tyle że nasze baby jeszcze słabe, zaś Rufio tak się cieszył, że jeszcze nie może wstać. Znaczy wczoraj nasze kobiety powiły, tego … Znaczy chcielim prosić pokornie, żeby była jaśnie pani matką chrzestną naszych dzieci. Kiedy wola. My już rozmawiali z Kowalskim, to znaczy ja, bo ja nie piję dużo. I jeszcze będziemy chcieli z markizem, panienką Sophią. Oni nigdy nie odmawiają. To gdyby się jaśnie pani zgodziła, dwa dzieciątka miałyby rodziców chrzestnych, że hej, dwie matki i dwóch ojców, co to będą łaskawym okiem patrzeć - popatrzył prosząco, jednak jego spojrzenie zawierało trochę obawy. - Jeśli zbyt wiele prosim, proszę łaskawie przebaczyć nam głupim. Niewiele wiemy o florenckich obyczajach, boć wiemy, że jaśnie pani stamtąd przybyła - dodał jeszcze.
Wampirzyca uśmiechnęła się. Ona matką chrzestną… kto by pomyślał.
- Jeśli nie przeszkadzają wam godziny wieczorne, nie widzę przeciwwskazań. Roztocze opiekę nad tymi dziećmi.
- Tak tak
- sługa ponownie się skłonił - wiemy wiemy, że pani ma swoje godziny - próbował wypowiedzieć niełatwe oraz nieznane słowo - medymtamcji, ale za parę dzionków, kiedy baby dojdą do siebie oraz dzieciaki będą mogły wytrzymać, to szczerze dziękuję, dziękujemy jaśnie pani, dziękujemy - chyba właśnie zaczęło do niego dochodzić, ze się zgodziła. - Wszyscy się ucieszą, och, dziękujemy. Szczerze wiem dobrze, że nie powinienem pani przeszka … dziękuję jeszcze .... - nie wiedział, ile wypada dziękować, ile zaś nie przeszkadzać. Dlatego skłonów oraz podziękowań rzucił jeszcze kilka po czym wręcz podskakując radośnie popędził gdzieś, chyba do żony przekazać pomyślną nowinę.


Piękna Agnese opuściła pomieszczenie i ruszyła do swojej lektyki trafiając na Kowalskiego przy bramie. Zdążył przyjść poproszony przez pokojówkę, kiedy rozmawiała ze sługą przed chwilą.
- Signora? - spytał.
- Wybacz, że oderwałam cię od twoich zajęć, ale czy może nasz amant zdradził ci gdzie się udaje?
- I tak i nie
- ziewnął - drzemałem akurat - wyjaśnił Polak. - Powiedział mi rano, bowiem wtedy z nim rozmawiałem, że ma sprawę na mieście. Podobno coś odkrył. Rozmawiał z jakimś mężczyzną, którego ponoć przysłał kardynał Medici, ale to było za dnia, więc siłą rzeczy nie można cię było pani budzić. Alessio porozmawiał z nim, powiedział, że musi sprawdzić coś oraz wybył, jakby go coś goniło. Wspomniał, że może go dobę nie być, ale żeby się nie martwić. Tyle wiem. Znaczy, nie wiem signora, czy mógł tak postąpić, ale też nie miałem prawa go zatrzymać, zaś znając Alessio, jeśli nie chciałby powiedzieć więcej, to po prostu by nie powiedział - rozłożył ręce.
- Będę musiała porozmawiać z Filibertem by nie udzielał informacji bez mojej zgody. Słyszałam, że wybrano cię na ojca chrzestnego. - Agnese uśmiechnęła się.
- Tak, całkiem ładne dzieciaki, poród zaś lekki. Przypuszczam, że dziewczynki będą się bardzo zdrowo chować. Tak myślę - uśmiechnął się dumnie. - Zaś Filibert, rozumiem że to tamten rozmówca. Wiesz pani, jeśli faerie się uprze, właściwie chyba żaden człowiek nie oprze się takiej potędze. Alessio zachowywał się, jakby naprawdę mu bardzo zależało, więc spodziewałbym się wywierania przez niego sporej presji.
- Mój drogi
. - Agnese spoważniała. - Jakby jego powody nie były istotne i wola Filiberta słaba moje informacje, to moje informacje. Jeśli uważasz, że wywierał wpływ na mężczyznę kara należy się obu.
- Nie wiem, ale nie zdziwiłbym się.
- Udaję się na spotkanie
. - Na jej twarz powrócił uśmiech. - Wybacz, że przerwałam ci spoczynek.
- Właściwie dobrze, bowiem także chciałem porozmawiać. Uważaj na siebie, signora. Ktoś cię śledzi. Wiem na pewno.
- Jest teraz wiele osób dla, których to ważne. Chyba stałam się dosyć istotnym pionkiem w grze zwanej konklawe
. - Uśmiechnęła się do polaka niewinnie. - Niech twoi ludzie mają baczenie na ten dom, jest w nim wiele moich skarbów.
- Mają, ale … osoba, która cię śledzi, zna magię. Jest mocna oraz zła niczym wściekły pijak bez wódy
.

Contarini pociągnęła nosem, przymykając oczy, zupełnie jakby coś wyczuła.
- Palone drewno… może odrobina mąki. - Otworzyła oczy. - Kowalski to co wydarzyło się w tamtej wiosce nie zdarzyło się w tym czasie bez przyczyny. Nie wierzę w przypadki.
- Całkiem możliwe. Ktoś próbował wysłać szpiega tutaj do pałacu. Za dnia. To taka … dziura w przestrzeni, przez którą widać, słychać, czuć oraz nawet coś można wziąć. Kiedy wyczułem ją, zrobiłem figla przenosząc ją do dołu kloaczego. Tamten obserwujący musiał zostać zalany gów … znaczy tym, co się zwykle trzyma tam wiesz gdzie. Założyłem osłony na pałac, ale jeśli opuszczasz go, uważaj signora. Nie wierzę, że ktoś próbuje uderzyć markiza dla samego markiza. Raczej ty jesteś przyczyną oraz ty będziesz najpiękniejszym celem
- wyjaśnił poważnie oraz bardzo dobitnie.
- Ech… Kowalski jestem łowcą umiem o siebie zadbać, a wiesz co grozi miastu jeśli tym sierotkom tutaj się coś stanie? - Agnese uśmiechnęła się. - Zrównam je z ziemią, zdejmę każdy kamień by znaleźć każdego kto przyłożył do tego łapkę.
- Wydaje mi się signora, że tego kogoś miasto nie obchodzi. Tylko cieszyłby się, że niszczysz coś oraz radował, że podpuścił cię do tego właśnie uczynku
- powiedział - tacy są najgorsi właśnie dranie.
- Więc pilnuj ich, bym nie zrobiła czegoś co przyniesie mu satysfakcję.
- Robię co mogę, signora. Jestem twoim człowiekiem do końca kontraktu, chyba, że zechcesz go przedłużyć
- powiedział spokojnie.
Agnese obróciła się i wsiadła do lektyki.
- Kowalski najchętniej zająłbym was na stałe, ale to nie czas i pora na takie dyskusje.
- Wobec tego, signora, szczęśliwej podróży i naprawdę uważaj na siebie. Twoi wrogowie, kimkolwiek są, stąpają po ziemi myśląc tylko, jak mogą uderzyć.
- Yhym
. - Wampirzyca zamknęła drzwi lektyki i stuknęła w dach, dając znać by ruszali. Przymknęła oczy wyostrzając pozostałe zmysły. Wrogowie… całe swe nieżycie ma wrogów. Jest jakby nie patrzeć wampirem i jakby tego było mało ostrzem księżnej Florencji. Uśmiechnęła się… poza tym jatka raz na jakiś czas nie jest niczym złym.


Jednak póki co nic się nie działo, zaś droga przebiegła w miarę spokojnie. Zaskoczyło ją jednak poruszenie przy watykańskim pałacu. Przed nim stało kilku oficerów w eleganckich zbrojach, których pióropusze świadczyły o wysokiej randze. Zresztą samej takiej zbroi nie mógł mieć byle kto. Wspaniale wykuty metal zabezpieczał przed uderzeniami oraz pociskami, ale wymagał wielkiej pracy mistrzów kowalskich oraz umiejętności. Najlepszych kowali zbrojmistrzów na italskiej ziemi posiadał Mediolan, stąd często Sforzowie mieli doskonale wyposażone armie, aż oczywiście przyszły wojska francuskie. Potęga Sforzów została skruszona, ale kowale pozostali, wielu panów z całego kraju oraz zagranicy zamawiało tam swoje zbroje.


Rozmawiali ze sobą, poganiali żołnierzy, których również było sporo, jakieś dwie setki, którzy zaś tworzyli oddziały. Czyżby szykowali się do wymarszu?


Widać było, że wszyscy są jednolicie umundurowanie oraz uzbrojeni, co nie stanowiło zbyt częstego widoku. Mieli włócznie, kusze oraz lżejsze odmiany mieczy. Nosili skórzane zbroje oraz czerwień na okryciach, która pewnie była barwą tego oddziału. Musiały być to najwierniejsze gwardie Borgiów. Przygotowane było także kilka wozów, niewątpliwie na cenny dobytek oraz pieniądze. One stanowiły obecnie nerw sytuacji. Przedtem książę miał dostęp do szkatuły Aleksandra VI, teraz już nie. Oprócz tego oczywiście kręciło się kilkoro przybocznych księcia, wśród których wampirzyca rozpoznała Michelotto.

Wampirzyca wysiadła przed pałacem. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę Michelotto, skłoniła mu się lekko. Oczywiście oddał jej pokłon głębszy. Zarówno oddając cześć randze, jak pozostając pod wpływem Prezencji.
- Witaj signora - Michelotto spokojnie mówiący do kobiety był absolutnym wyjątkiem. Poza Lukrecją oraz Vanozzą raczej nie traktował blisko innych pań - witaj - powtórzył. - Czy przyszłaś odwiedzić księcia? Jeśli tak, trafiłaś właściwie. Jego miłość niedługo będzie wstawał. Wydał bowiem rozkaz, że dokładnie północą ruszamy.
- Witaj
. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Tak, chciałam się upewnić jak zdrowie, księcia. Czy mogę prosić byś mnie zaprowadził
- Ależ oczywiście, proszę za mną
- Prezencja działała niezawodnie - tylko musimy uważać, bowiem ciągle przenoszą pakunki do wozów. Proszę signora, utoruję pani drogę korytarzami pałacu.
 
Kelly jest offline