Z oddali słychać było odgłosy chaotyckich pomiotów, przerywane hukami bębnów. Oskar siedział przy barykadzie, na w miarę stabilnej skrzynce. Próbował właśnie nalać sobie tutejszego, plebejskiego piwa, przyniesionego mu w dzbanku przez jedną z młodszych, całkiem ładnych dziewek. Dopiero po chwili zorientował się, że naczynie jest puste. -Nie lubię pustych naczyń- powiedział sam do siebie z kwaśną miną, odkładając dzbanek na trawę. Dosłownie w tym samym momencie, zobaczył dym, unoszący się nad młynem.
-"Pali się!"- krzyknął któryś z wieśniaków. Szlachcic szybko wstał, widocznie zdezorientowany nagłą sytuacją. Po kilku sekundach dotarło do niego, co się dzieje.
-Ani mi się waż!- krzyknął do strażnika, biorącego wiadro, będące częścią palisady-Wracać na miejsce, bo nogi z dupy powyrywam! Szykować broń, to pułapka!. Następnie zwrócił się do kobiety, stojącej niedaleko.
-Ty tam biegnij i pomóż zgasić pożar!
Powiedziawszy to, wziął swój miecz, sprawdził czy ma przy sobie kislevskie koktajle i wszedł na barykadę. |