Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 08:26   #548
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Nico położyła rękę na ramieniu Kate próbując ją uspokoić po czym odpowiedziała Runnerowi
- A ja dla towarzystwa - Nico nawet nie starała się uśmiechnąć, zachowywała obojętny wyraz twarzy.

Weterynarz wydawała się być podniesiona na duchu tym, że nie musi iść w tej chwili do własnego domu sama. - No to towarzysz. - odpowiedział już mniej przyjaźnie Runner wskazując głową na otwarte drzwi do domu. Kate podjęła się roli przewodniczki choć nadal wydawała się iść z duszą na ramieniu. Przeszły kilka nerwowych kroków ulicy, potem z jeden czy dwa po drewnianym chodniku wokół podejścia do domu i znalazły się wewnątrz. Kate zatrzymała się chyba odruchowo rozglądając się po pewnie znajomych kątach. Teraz zewsząd spoglądały na nich obce twarze mężczyzn i kobiet ubranych w tak lubianym przez Runnerów militarno - motocyklowym stylu obwieszonych różnymi koralikami, piórami, naszywkami i pacyfkami. Gangerzy przyglądali się kobietom tak samo jak one przyglądały się im. Ktoś palił papierosa, ktoś pstryknął petem do puszki robiącej chyba za popielniczkę inny przydeptał butem na deskach podłogi. Kate zacisnęła szczęki widząc ten ruch ale chyba nie odważyła się skomentować.
- Muszę zabrać kilka rzeczy. Z góry. - powiedziała przyciszonym głosem niezbyt wiadomo czy do nich czy do Nico. Runnerzy zachowywali obojętność ani ich nie zachęcając ani nie przeszkadzając.

Między postaciami w skórzanych kurtkach pojawiło się drobne poruszenie, gdy niewielka ruda Runnerka przeciskała się między kolejnymi grupkami, rzucając im krótkie przeprosiny za każdym razem i uparcie podążając w stronę schodów - tam gdzie stały weterynarz i zastępczyni szeryfa. Uśmiechała się i próbowała trzymać plecy wyprostowane, lecz mimo tego cienie pod oczami, a także sztywność ruchów wskazywały na zmęczenie.
- Dzień dobry paniom - przywitała się, kiwając lekko głowa, ledwie znalazły się w odległości umożliwiającej komunikację - Proszę wybaczyć, że zajmuję paniom czas, jednak chciałabym spytać - na moment przymknęła oczy, odetchnęła i zaraz podjęła z uprzejmą miną - Rozumiem że ze względu na zaistniałą sytuację osoby po obu stronach rzeki uważane są za frakcje wrogie, lecz… proszę, jeżeli macie jakiekolwiek informacje na temat kapitana Yordy, co z nim, jak się czuje? W jakim jest stanie? Może słyszałyście coś od żołnierzy. To… - zamilkła, zagryzając wargę, by dokończyć wyjątkowo zrezygnowanym tonem - To mój pacjent i odpowiedzialność… lecz status nie pozwala mi na zbliżenie się, ani udzielenie jakiejkolwiek pomocy… ledwo pozwolili zbadać przed zabraniem. Odzyskał przytomność? Tak mi przykro Kate - dodał cicho, skupiając uwagę na poznanej przedwczoraj Chebance. Powiodła dyskretnie dłonią w koło - To nie był mój pomysł, nie miałam nic do powiedzenia. Najwyżej mogę cię przeprosić, choć niewiele to zmieni i jeśli sobie życzysz zostanę obok aby żaden z chłopaków was nie zaczepiał - zakończyła z cieniem optymizmu.

- No chyba cię gnie Brzytewka. Może to i jej kurnik, ale sama z obcymi nigdzie nie latasz. Jeszcze cię ukradną i co wtedy? Znowu kurwa będziemy musieli za tobą latać i szukać. Albo wpadną na inny debilny pomysł. - z drugiej strony do grupki doleciał kolejny kobiecy głos. Ten należał do wysokiej, czarnowłosej kobiety w płaszczy i naszytym na nim mobilnym cmentarzu. Podeszła z rękami wbitymi w kieszenie spodni, szczerząc się i gapiąc spode łba na elementy bez runnerowych kurtek. Stanęła przy małolacie, kładąc opiekuńczo dłoń na jej ramieniu, a wzrok zatrzymała na brunetce, która wcześniej gadała na ganku. - Nix mówił że jesteś spoko. Co potrzeba?


Kate wydawała się zareagować z ulgą na widok jakiegoś choć trochę nie tak obojętnego Runnera. Zwłaszcza, że twarz nie była całkiem obca. Wtrącenie się Czachy jednak chyba trochę ją speszyło bo spojrzała na Nico jakby szukając w niej oparcia, wsparcia i otuchy. Za San Marino wyszedł też podporucznik Pazurów. Stanął z drugiej strony Alice biorąc ją niejako w środek.
- Cześć. - przywitał się młody Pazur z obydwoma przybyłymi kobietami.

- Cześć. - odpowiedziała trochę zmieszana gospodyni chyba ogólnie do całej trójki niż do kogoś z nich w szczególności. - Gabby jest bardzo chory. Ciężko powiedzieć co mu jest. Jakby szok pourazowy albo głęboka trauma. Zapada w śpiączkę, majaczy, śpi, budzi się. A fizycznie nic mu właściwie nie jest. Wojskowi lekarze też są bezradni. Ja nie spotkałam się jeszcze z takim przypadkiem. - westchnęła z ciężkim głosem szczupła brunetka obecnie zatukana w ciężką kurtkę.

- Śmieszek! Gdzie tam się włóczysz? Nie masz zajęcia? - odezwał się wciąż stojący na zewnątrz domu Runner o krótkich, czarnych włosach patrząc nieprzychylnym wzrokiem na młodego Pazura. Temu poruszyły się ciężko mięśnie szczęk i posłał rozmówcy neprzyjemne i prawie jawnie wrogie spojrzenie.

- Dobra ja muszę lecieć. Fajnie was widzieć w jednym kawałku. Trzymajcie się dziewczyny. - Nix pożegnał się pewnie głównie z Nico i Kate po czym gdzieś utnonął wśród wielu otaczających ich grupkę Runnerów. Nie zapomniał jednak przed odejściem pocałować Emily. Kate wydawała się być znowu głównie oszołomiona, zaskoczona i zdekoncentrowana tym wszystkim.

- Możemy pójść na górę? Tam mam swoje rzeczy. - zapytała otaczających ją kobiet delikatnie wskazując palcem gdzieś na sufit.

- Budzi się, nie doszło do wylewu? Obrzęk głowy, wybroczyny pod skórą, źrenice reagują na światło? Da się z nim porozmawiać, reaguje na bodźce zewnętrzne? - Savage szybko wypluła z siebie krótką litanię pytań, nim zmitygowana założyła ręce na piersi i pochyliła głowę - Wiem, byłam tam wczoraj przy całym zajściu. Fizycznie doznał wstrząsu, był w szoku. Jeżeli nie dojdzie do powikłań neurologicznych, powinien z tego wyjśc. Potrzebuje czasu, odpoczynku. Mam nadzieję, że jego podkomendni przekazali lekarzom w obozie raport… i że tamci cokolwiek zrozumieli - westchnęła ciężko, uśmiechając się nagle uprzejmie - Oczywiście, przecież to twój dom. Chodźmy, jeżeli sobie życzysz pomogę ci spakować co potrzeba. Potrzebujesz czegoś z innych części domu, choćby toreb lub ubrań? Milly… Gabby to niezwykle porządny, uprzejmy i czarujący mężczyzna. Na pewno byś go polubiła - obróciła się do kobiety w czerni, ujmując ją pod ramię i kontynuowała z prośbą w oczach, ciągnac ją na schody - Kwestie parapsychiczne mi umykają, da mu się pomóc wrócić do stanu stabilnego?

- Głos Duchów nie dla Żywych… po to są Mówcy - nożowniczka wzruszyła ramionami, przewróciła oczami i pokazała pozostałym na pięterko, dając się holować rudzielcowi - Kontakt ze Światem Popiołu nigdy nie jest przyjemny. Zabiera ci oddech, okupujesz go krwią. Mówcy… są przyzwyczajeni, a pierwszy raz zawsze jest najgorszy. - zamyśliła się, a jej oczy zrobiły się puste - Otrzymał wiadomość od Rose. Powinien się cieszyć, że zapłacił tylko połowę zwyczajowej ceny - prychnęła niechętnie - I tak do nich idę, jeżeli mundury nie będą takie sztywne… zobaczę co z Jastrzębiem. Czas. Czas, wódka i ciepło. Najlepsze remedium na chłód umarłych. Cienie są zimne i martwe.

Grupka kobiet ruszyła po schodach na górę. Kate bez problemu poruszała się po swoim w końcu domu. Widok buszujących po nim obcych w skórzanych kurtkach wydawał się ją peszyć i czuła się nieswojo nawet gdy byli już na dole o kilka kroków od niej. Drzwi sypialni, tej samej w której końcówkę nocy spędziła i Alice i Guido otworzyła pewnie i chyba z mieszaniną niepokoju i nadziei. Zatrzymała się na chwilę z jakiś krok dalej. Obejrzała swoją sypialnię w której dłuższą chwilę przyglądała się skotłowanej pościeli na łóżku z wyraźnie smutną miną. Potem przeniosła spojrzenie na nocny stolik na którym wciąż stał dzbanek z kompotem. Pokręciła głową. - To w piwnicy też już byli. - westchnęła wciąż kręcąc w niezadowoleniu głową. - Muszę zabrać tylko kilka rzeczy. - pokręciła głową ale tym razem energiczniej jakby chcąc odłożyć na bok troski i zmartwienia o swój dom.

Ruszyła do szafy ale wzrok przyciągnął jej rzucone pod oknem i na parapecie pety. Znowu pokręciła głową ale już z wyraźną złością. Otworzyła szafę i ukazały się tam głównie ubrania. Z dołu sydobyła jakąś większa torbę jakąrzuciła na łóżko.

- Ten raport to taka kartka? To jakąś oglądali ci ich lekarze ale ja jej nie widziałam. - rzuciła nagle zdenerwowana brunetka chwytając nerwowymi rękami ubrania z szafy i przekładając je prędko do torby. - Nie wiem czy coś zrozumieli bo nie rozmawiają ze mną. Czyli obcym cywilem co im zaśmieca obóz i do tego wydaje mu się, że jest lekarzem. - prychnęła nie wiadomo czy do swoich myśli czy do swoich wspomnień dorzucając kolejny zestaw ubraniowy do torby. - Nie pozwalali mi się zająć ani obejrzeć Gabbym. Dlatego nie wiem osobiście co z nim. Ale widziałam i słyszałam wystarczająco dużo by wiedzieć, że pewnie nie dam rady mu pomóc. Oni też nie. I bez urazy Alice ale nie sądze bys ty mogła coś wiecej poradzić niż oni. Słuchałam i rozmawiałam z nimi trochę to są lekarze, prawdziwi lekarze z wojska. I nie wiedzą co jest Gabby’emu choć oczywiście nie przyznają tego. Ale ja sama nie wiem co mu jest. Ale chce być przy nim jak się obudzi. I zająć się nim póki się nie obudzi. Gdyby nie Gabby to bym tam pewnie nic nie załatwiła. - Kate chyba skończyła zajmować się ubraniami z szafy bo podeszła do jakiejś szafki, kucnęła i zaczęła wyjmować z niej bardziej osobiste części garderoby. Wyglądało jakby szykowała się do podróży na co najmniej kilka dni z tymi ubraniami.

Nico starała się trzymać blisko Kate i dodawać jej otuchy ale głównie stała i wyglądała ponuro, wychodziło jej to całkiem dobrze, przynajmniej to drugie. Nie uśmiechała się słuchała uważnie i rozglądała starając ocenić ilu jest gangerów jak są uzbrojeni i w jakim stanie spodziewała się że zdążą zamienić dom w melinę gdzie większość będzie zalegać pokotem w kałużach wymiocin. Była zaskoczona, nie pozytywnie bo ktoś taki byłby łatwym przeciwnikiem ale musiała trochę dostosować swoją opinię do zastanych faktów. Skorzystała z chwili gdy brunetka się oddalała i zagadała do lekarki wskazując kciukiem
- Ona tak zawsze?

Kąciki ust Alice wygięły się nieznacznie ku górze. Obróciła głowę, spoglądając na zastępczynię szeryfa, poznaną na wyspie kilkadziesiąt godzin temu. Rozłożyła bezradnie ramiona w uniwersalnym geście bezradności.

- Ciężko stwierdzić - przyznała cicho, wychylając się lekko w jej kierunku - Nie znamy się za dobrze… ale wiesz. Każdy ma swoje przyzwyczajenia i nawyki. Manierę i maniery. Stres również dokłada do kompletu swoje trzy grosze. Moje słowa niewiele znaczą, jednak chciałam wyrazić podziw i ci serdecznie podziękować, że w nocy nie zostawiłaś tych ludzi w rzece… w tamtym domu na brzegu, to było wasze ognisko? Wiele ryzykowaliście… powiedz proszę, udało się wam kogoś wyciągnąć? Ktoś z łodki poza Talbotem przeżył… masakrę zaserwowaną przez te cholerne kutry? Co z Brianem i szeryfem, jak się trzyma Eryk? Udało się wam odpocząć choć trochę? Wiem… noszę kurtkę, jestem gangerem, wrogiem… ale gdybyście potrzebowali bandaży, po prostu przyjdź i powiedz, dobrze? Coś wymyślimy - uśmiechnęła się szybko, wracając do poprzedniej pozycji.

Obserwowała jak Kate pakuje się pospiesznie i choć Savage ssało w dołku, nie spytała Emily, czy ta poczęstuje jej papierosem. Zamiast tego westchnęła ciężko.
- Odrzucili pomoc i konsultacje innego medyka tylko dlatego, że nie ma munduru? - rude brwi skrzywiły się krytycznie. Spoglądała uważnie na gospodynię, kręcąc z naganą głową - Mundur nie jest wyznacznikiem wartości człowieka, tak samo jak papiery i tytuły. Liczy się wiedza, zaangażowanie, doświadczenie i oddanie. Po nich rozpoznaje się dobrych lekarzy, nie po pagonach. Chciałabym zobaczyć który z tych nowojorskich cwaniaczków ma pełne wyższe wykształcenie i odbyty pełnoprawny staż, że tak im muchy w nosach się zalęgły. Nie są wcale tak cudowni jak się im wydaje - prychnęła, opierając się plecami o ścianę i zakładając ręce na piersi. Sposób w jaki Chebanka mówila o Yordzie nie pozostawiał niedomówień. Zaprzyjaźnili się, czemu ruda dziewczyna wcale się nie dziwiła, wszak blondyn z Armii należał do typów gentlemanów wyjętych rodem ze starych filmów: kulturalny, czarujący, szarmancki… i świetnie tańczył. Aby choć odrobinę poprawić drugiej medyczce humor, rozwiać część wątpliwości, postawiła na szczerość i przepływ informacji.

- Zawsze przy przekazaniu pacjenta należy sporządzić raport. Kiedyś to ułatwiało pracę, takie były procedury, dzięki którym w krytycznych sytuacjach nie marnowano czasu na powielanie już wykonanych zadań i skupiano na dalszej, ukierunkowanej na ratowanie życie pracy. W notce napisałam co na tamtą chwilę widziałam. Gabby był przytomny. Po wstępnym badaniu wykluczyłam hipotermię, mimo tachykardii i bladośc powłok skórnych, a także ich ochłodzeniu. Zimny, zlewny pot na powierzchni ciała, płytki oddech, rozszerzenie źrenic potwierdzały, że fizycznie doznał wstrząsu. Ze strony psychicznej doświadczył głębokiego szoku, należało postępować z nim delikatnie. Dać odpocząć, mówić i stworzyć bezpieczną przestrzeń w której poczuje się pewnie. Zbadałam jego odruchy podstawowe, nie okazywał objawów uszkodzeń neurologicznych. Przy wylewie wewnętrzczaszkowym miałby upośledzone podstawowe funkcje psychosomatyczne. To idzie rozpoznać po niekontrolowanych skurczach mięśni, ich sztywności w partiach najmocniej unerwionych: twarzy, dłoniach. Co prawda nie zmienia to faktu, że bez tomografu nie uzyskamy stuprocentowej pewności, istnieje niestety spory margines błędu. Krew mogła się gromadzić stopniowo, z czasem wywierając nacisk na ośrodek koordynujący, bądź asocjacyjny. Mózg, jak wiadomo, jest organem wyjatkowo delikatnym, w toku ewolucji wykształocnym przez większość zwierząt dwubocznie symetrycznych… wybacz, konkrety. - uśmiechnęła się przepraszająco, powstrzymując chęć mielenia ozorem po próżnicy.

- Zaleciłam stałe monitorowanie stanu pacjenta przez najbliższe dwanaście godzin, odpoczynek, sen i posiłek. Ciało należy utrzymać w jak najlepszej kondycji, aby miało siłę zwalczać urazy. Dodatkowo podanie suplementów i witamin, doraźnie kroplówkę z glukozy i środków przeciwbólowych. Zapobiegawcze wykonanie próby krzyżowej i ustalenie dawcy do ewentualnej transfuzji w razie gdyby wystąpił kolejny krwotok, bądź potrzebna stała się operacja. Wtedy leki zmieniające napięcie układu adrenergicznego, alkalizujące, stosowane do wyrównania kwasicy metabolicznej, przeciwbólowe, inotropowe… Prewencja, standardowe procedury, nie ma się czym martwić - dodała szybko, zdając sobie sprawe jak to zabrzmiało. Westchnęła i nagle na jej twarzy pojawił się grymas jaki podpatrzyła u Bliźniaków, gdy właśnie wycinali komuś numer

- Wiesz co Kate? Skoro mają cię za cywila, nie lekarza… pamiętasz książkę, którą ci wczoraj dałam? W drodze do obozu otwórz ją sobie na stronie pięćset dwudziestej siódmej i doczytaj do pięćset trzydziestej drugiej. Masz tam opis zaburzeń neurologicznych i postępowanie w przypadkach zaburzeń percepcji i szoku posttraumatycznego. Procedury, leki, nomenklaturę jaką zna teraz może pare procent lekarzy. To dobra książka - wyszerzyła się wesoło, poruszając lewą brwia w górę i w dół - Poza tym cywilna lekarz, do tego kojarząca się pacjentowi pozytywnie stanowi najlepszą opiekę. Mundury kojarzą się z wojną i traumą, tak samo jak twarze z oddziału. Ty zaś jesteś uroczą, miłą i troskliwą dziewczyną. Gabby cię lubi… gdyby byli tak mądrzy na jakich pozują, wiedzieliby ile znaczy dla chorego pod wpływem wzburzenia odpowiednie zaplecze i warunki rekonwalescencji. Ile konkretnie… masz na to tabelkę na stronie pięćset piętnastej. Będziesz bez broni, w ich obozie… właśnie. Udało ci się znaleźć mikroskop, miałaś chwilę aby zbadać insekty? Wiesz coś nowego na ich temat, poza tym, że wyrosły im skrzydła? - mruknęła ponuro, chwytając jegnego z plastikowych najeźdźców i przyglądając mu się z niechęcią. - Masz rację, chirurg teraz nie pomoże Yordzie… ale ufam San Marino, jej osądowi. Musimy czekać… jednak jeżeli jego stan się nie poprawi, a te osły z Armii… na podanych stronach jest też opis symptomów wylewu i udaru. Nasz metalowy ekwipunek pożerają eukarionty… pod ziemią, w Bunkrze ich nie ma. Gdy zajdzie potrzeba przeprowadzenia operacji, przy użyciu instrumentów medycznych... Gabby je dostanie, mogę też pomóc doraźnie. - zawahała się, a zielone oczy prześlizgnęły się po pobojowisku na łóżku, petach przy parapecie i dzbanku kompotu, do którego z taką lubością Alice przyssała się z samego rana. Weszli do obcego domu, samego centrum… z butami. Przykmnęła oczy i dopowiedziała - Kiedy to wszystko się skończy i wyrazisz takie życzenie, mogę przekazać ci wszystko czego przez… parę ładnych lat się nauczyłam. Wiedzę sprzed wojny przy której już nigdy więcej żaden pajac w maskującym wdzianku nie spojrzy na ciebie z góry. Prium non nocere.

Nożowniczka nie bawiła się w dobre maniery. Bez cienia wyrzutów sumienia wyciągnęła peta i odpaliła go jak gdyby była u siebie. I tak w sypialni już jarali, co szkodził jeden więcej papieros? Najpierw stała przy drzwiach, opierając się barkiem o framugę. Potem przemieściła się w pobliże najwijającej lekarki, robiąc kunurencję w kategorii najbardziej ponura mina we wsi.
- Nowojorczycy lubią zadzierać nosa, pokazywać jacy to nie są wspaniali… pierdolenie. Nix załatwił trzech takich. Tutaj na dole. - wydęła wargi pokazując że o żołnierzach z przeciwnego obozu nie ma najlepszego mniemania. Zmruzyła oczy kiedy zapanowała cisza, a otwór gębowy rudej gangerki w końcu wziął wolne.
- Kolejny Żywy nawijający jak ty? Mało do chuja Stanleya mamy problemów? - popatrzyła na nią wyraźnie niechętna takiemu pomysłowi. W uszach dźwięczała jej podsłuchana rozmową Daltona i Rewersa. - I wybij sobie z głowy że poleziesz do tamtych, nawet jak kurwa połowa padnie, a druga będzie jęczęć na glebie o dobicie. Lepiej siedź z nami i sie nie wychylaj póki… no mało tu lekarzy. Idź zobacz co ze złamasami i Pitbullem. Pogadaj z tym łysym i szefem. Potrzebują cię - pociągnęła faja i z premedytacją machnęła ręką. Z rękawa wyleciał nożyk i szybko zaczął czyścić uwalane błotem paznokcie.
- A ty się tak nie trzęś, Żywa. Każdy z nas kogoś stracił, za kimś tęskni. Jastrząb… Yorda stanął kiedyś przed kapłanem i wypowiedział słowa przysięgi. Wiążące, potężne… jak każda obietnica składana drugiej połowie duszy przed Przedwiecznym. Słowa rodzą więź, której nawet śmierć nie jest w stanie przerwać. Jedna dusza w dwóch częściach, rozłączona, krwawiąca. Chcesz mu pomóc, bądź przy nim. Ciepło Żywych ma wielką moc. Znajdź sposób aby być blisko. Trzymać za rękę. Nie ma mowy żeby dopuścili Mówcę do jego łóżka, jednak Mówca idzie do ich obozu na wymianę. - zazezowała na tą cała Kate - Postara się sprawdzić. Zobaczy co i jak… ma swoje sposoby.

MG:

Nico miała na dole okazję obejrzeć gangerów z bliska. Było ich może z tuzin. Ciężko było oszacować bo widziała pewnie dość małą część domu. Ilu ich było gdzie indziej tego nie była pewna. Runnerzy wydawali się być dość spokojni i chyba bardziej zainteresowani widokiem z bliska dwóch młodych kobiet niż czym innym. Zachowywali się jednak spokojnie pozwalajac sobie na uśmieszki, spojrzenia różnej maści ale jednak właśnie właściwie byli bierni. Pewnie sporo wspólnego miało z tym słowa tego Runnera z czarnymi włosami jaki wyszedł im na spotkanie na zewnątrz.

Gangerzy prezentowali standard uzbrojenia trochę ponad przeciętny. Widziała klamki, automaty, strzelby ale i szturmówki. Jak w każdej bandzie ciężko było o jakiś jednolity standard. No i noże. Każdy z nich wydawał się mieć chociaż jeden nóż i to raczej z tych ładniejszych, solidniejszych i jak najbardziej praktycznych.

Przeciętna grupka Runnerów wydawała się mieć większą siłę ognia, zwłaszcza na bliski dystans niż ci żołnierze NYA z jakimi w nocy jechała. Na dalszy zasieg sprawa siętrochę wyrównywała. Nie widziała też ciężkiej broni u nich poza tymi zamontowanymi na transporterze zaś tutaj NYA zdawała się mieć przewgę. No tylko przeciętnie uzbrojony Chebańczyk poza szeryfem i jego zastępcami, wydawał się o wiele słabszą kategorią przeciwnika od którejkolwiek z tych dwóch grup. No i liczebność. Obydwie grupy przybyszy wydawały się przeważać liczebnie nad jakąkolwiek ekipą gospodarzy. Starcie zbrojne dla Chebańczyków z którąkolwiek z tych dwóch grup musiałby więc być skrajnie rzykowne dla nich bo byli tu najsłabszym elementem w tej triadzie. Między Runnerami zaś a NYA jak jednych widziała i tu i w nocy sprawa wydawała się niepewna. W zależności od sytuacji przewagę mogła zdobyć jedna ze stron lub druga.

- Alice tam są prawdziwi lekarze. Nie sprawili na mnie wrażenia osłów. - brunetka popatrzyła na Alice klęcząc przy szafce i pakując rzeczy do torby. Widać było, że ocena Alice nowojorskich lekarzy była chyba inna niż jej. - Ale jestem na nich zła, że mnie tam nie chcą dopuścić do Gabby’ego. - rzuciła ze złością jakąś koszulkę do torby. Trochę nie trafiła więc złożony dotąd materiał rozsypał się zsuwając się na zewnątrz torby. Weteryniara poptrzyłą na ten ruch i jego koniec przez kilka oddechów. W końcu podniosła się i wsadziła trzymane rzeczy do torby energicznym ruchem. - Ale teraz mam nadzieję skończyli. Więc pozwolą mi się do niego zbliżyć. - powiedziała zdecydowanym głosem podnosząc rzuconą przed chwilą koszulkę by z powrotem ją złożyć.

- A tą książkę. Dziękuję ci za nią będę miała co robić jak będę siedzieć przy Gabbym.
- uśmiechnęła się brunetka przyjemnym, ciepłym uśmiechem rzucając go i podobne spojrzenie nad składaną koszulką do rudowłosej kobiety w skórzanej kurtce i habicie pod spodem. Włożyła ponownie złozoną koszulkę do torby. - No właśnie mam nadzieję, że odpocznie i dojdzie do siebie. Wszyscy mu tego życzymy. On tam jest chyba bardzo lubiany. Ale nie dziwię się bo jest taki sympatyczny. I nie zadziera nosa. No i oficer. Na pewno zrobią wszystko co się da by go obudzić. - Kate zawahała się chwilę stojąc z pustymi dłońmi i patrząc na swoją otwartą torbę zamyślonym nagle wzrokiem. - Ale nie wiem, chyba nikt nie wie, czy się da. To taki nietypowy przypadek. - pokręciła głową przyznając się do swoich zmartwień i troski o kontuzjowanego ostatniej nocy Nowojorczyka.

- Ręcznik. Muszę zabrać jakiś ręcznik. - powiedziała nagle jakby się przebudziła z zamyślenia. Ruszyła do drzwi które prowadziły do jakiejś szafy wmontowanej w ścianę. Otowrzyła ją i cofnęła się ze wstrętem machając dłonią gdy nagle wyleciały prawie wprost na nią latające insekty. Machnęła dłonią po czym zrobiła krok w mroczną wnękę. W środku pewnie prawie nic nie bło widać więc pewnie bazowała na swojej wiedzy i pamięci. W końću była u siebie.

- Ah tak, te insekty. - powiedziała jakby mimochodem przeglądając chyba właśnie jakieś złożone ręczniki albo coś podobnego ułożone na półkach. - Właściwie to anatomicznie bazują na gatunkach pospolitej szarańczy. Przypuszczam, że mogły z niej ewoluować lub ktoś im w tym pomógł. - powiedziała wybierając jakiś ręcznik i odkładając go na bok. szukała jednak dalej. - Potrafią jednak asymilować plastik dzięki swoim enzymon na tyle, że staje się on częścią ich zewnętrznej powłoki. Mają bardzo ciekawe enzymy wewnętrzne. Przypuszczam, że potrafią asymilować bardzo wiele materiałów. Drewno, plastik czy metal. Prawdopodobnie też i białko. Ale każda fala składająca się z kilku czy kilkunastu pokoleń jest nastawiona na jeden typ pokarmu. Przypuszczam, że u nas jest to metal. A tam gdzie były wcześniej być może plastik był ich głównym źródłem pokarmu. - machnęła dłonią wyjmując kolejny ręcznik. Teraz zdawała się być spokojniejsza i bardziej skupiona gdy mówiła o temacie zgodnym ze swojej specjalizacji zawodowej.

- Teraz osiągnęły skrzydlatą, dorosłą formę. Myślę więc, że szykują się do odlotu na następne żerowisko. Ale nie potrafię powiedzieć kiedy by do dokładnie nastąpiło. - powiedziała wybierając ostatecznie kilka ręczników i wychodząc z szafy. Zamknęła ją i znów przeszła przez pokój by rzucić ręczniki na łóżko obok torby. Wzięła pierwszy i zaczęła wkładać go do środka. - Gabby się strasznie ucieszył z tej wiadomości. Mówił, że to bardzo ważne i że bardzo mu pomogłam. - Kate uśmiechnęła się jakby na wspomnienie tej pochwały czy rozmowy z nowojorskim oficerem. - I byłoby mi bardzo mi bardzo miło pracować i uczyć się od kogoś. Tutaj niestety nie mam zbyt dużo takich osób. - Chebanka o kręconych brązowych włosach uśmiechnęła się znowu do Alice i pomysł zdawał się jej przypaść do gustu.

Za to prawie zbladła momentalnie gdy w końcu odezwała się milcząca dotąd San Marino. Przełknęła głośniej ślinę i zasłoniła dłonią usta.
- J… Jaki Nix? Jak to z.. załatwił? Znaczy zabił? Tu? U mnie w domu? - Kate z obawą wydusiła z siebie słowa patrząc po swoje nogi jakby szukała plam krwi na podłodze albo chciała ją przebić wzrokiem i dojrzeć je o poziom niżej. Zdawała się chyba podejrzewać, że jej dom pod jej nieobecność stał się sceną jakiegoś strasznego, potrójnego morderstwa. - I jakiej przysięgi? O czym ty mówisz? Jaka więź? - patrzyła z obawą i dezorientacją na szamankę obwieszoną nożami.

- No Nix. No załatwił, unieszkodliwił. Mój narzeczony, widziałaś go na dole. Taki śliczny jak z plakatu i w czapce - San Marino wydłubała spod paznokcia coś bardzo interesującego i temu poświęciła uwagę. Przerwała tylko po to żeby posłać medyczce kwaśne spojrzenie - Czy Mówca kurwa mówi niewyraźnie? - warknęła i pociągnęła fajka. Wydmuchnęła ze złością dym, wracając do czyszczenia rąk - Miał żonę, wciąż o niej pamięta. A ona pamięta o nim. Tej więzi nie da się zerwać, zostaje w nas… u Żywych i u Duchów. Mówisz że majaczy, z kimś rozmawia. Kogoś woła… chodzi o nią. Rose. Ją widział i uslyszał wczoraj. Wiadomość została przekazana - złagodziła ton, odgryzając kawałek paznokcia i gapiąc się na swoje dzieło z uśmiechem aprobaty - Póki śmierć nas nie rozłączy… gdy należymy do dwóch światów, Więź… nie zrozumiesz - machnęła ręką, ostrze schowało się w rękawie, a ona milczała, dopalając papierosa.
- To było dawno, czas nie stoi w miejscu. Żywi potrzebują Żywych. To nie wbrew naturalnemu porządkowi - rzuciła czymś co chyba miało być pocieszeniem. Otworzyła okno i wywaliła kiepa żeby nie przydeptywać go na podłodze na oczach gospodyni - Mówca powiedział kiedyś Słowa, dziś powie je po raz drugi. Nie zapomni, ale chce żyć. Jastrząb też. Bądź przy nim. - uśmiechnęła się spode łba i wyprostowała plecy - Masz pożyczyć białą kieckę? Dwie kiecki. Ona też się hajta - pokazała palcem na Plamę.

Ta odkaszlnęła w zwiniętą pięść, czerwieniejąc na policzkach i uśmiechająć się nieobecnie. Szybko jednak wróciła na planetę Ziemia i do przyziemnch problemów.
- Nie, nie obawiaj się Kate. Nix ich rozbroił - odpowiedziała spokojnym tonem, unikająć słów takich jak “pobicie” - Dobrze, że zajęłaś się plagą. Świetnie, że tyle się o niej dowiedziałaś - uśmiech stał się ciepły, a ruda westchnęła z ulgą - Czyli są… naturalne, nie grzebał przy nich Moloch. Dziwi mnie tylko… zaatakowały w jednej chwili, jakby na impuls, ale może to tylko paranoja. Mnie również będzie niezmiernie miło, jesli poduczysz mnie o tutejszej faunie i florze. Ojciec Milton miał zielnik, znasz tutejsze tereny. Albo to wężydło - porkręciła głową z pochmurną miną - Ewolucja potrafi iść w dziwnym kierunku… i jeśli zechciałabyś użyczyć wspomnianych ubrań… obiecuję, że oddamy je w stanie bazowym.

Kate wydawała się być coraz bardziej zdezorientowana słowami obydwu rozmówczyń ale chyba głównie San Marino. Patrzyła na nią wyraźnie niepewnie co ma odpowiedzieć czy myśleć o jej wypowiedzi. Raz czy dwa spojrzała pytająco na zastępczynię szeryfa jakby chcąc sprawdzić jak ona reaguje na słowa dwóch Runnerek. Ale w końcu ostatnia informacja, że obydwie wychodzą za mąż chyba do reszty zbiły ją z tropu. Choć już przez chwilę wydawała się, że wyjdzie na prostą z tłumaczeniami o Gabbym i o insektach. To jednak wieść o ślubie ponownie strąciła ją w odmęty zdziwienia i niedowierzania.

- Wychodzicie za mąż?! Teraz?! Tutaj?! Za kogo?! - zapytała zaskoczona brunetka patrząc na przemian to na jedną to na drugą z kobiet w dominującej barwie czerni.

- Jak tutaj i teraz? No bez jaj, tutaj i teraz są same laski. Za naszych facetów, dzisiaj. Nie są stąd, ale widziałaś ich na dole. Mówiłam który jest mój. Myślisz że jak ktoś jest gangerem to tylko ćpa, morduje, klnie i sieje terror? Nie ma sumienia, serca, ludzkich odruchów… nie umie kochać, troszczyć się?
- San Marino odpowiedziała pokrótce na zadane pytania, uśmiechając się szeroko. Rzuciła rudej rozbawione spojrzenie i parsknęła - To ważne z kim konkretnie, pożyczysz kiecki? Jak chcesz to chodź i sama zobacz kto z kim i jak.

-Mazzal tow - mruknęła Nico na wieść o ślubach po czym przeszła do robali - Naturalne? Robale jedzące metal chyba nie są naturalne. Co właściwie było w tym schronie o który cała ta zabawa się toczy? Nie przypadkiem jakiś ośrodek badawczy albo inne cholerstwo? I pewnie ktoś z łomem szukając czegoś fajnego pootwierał jakieś włazy z kolorowymi naklejkami i teraz nowy eksperymentalny robal który miał wpieprzać kałachy talibów czy komu tam akurat US i A chciało dawać wolność w zamian za ropę…

- Aha. Ten w czapce. - skinęła głową Chebanka. Słysząc listę wymienioną przez szamankę ozdobioną kośćmi i czaszkami wydawała się być zaskoczona albo zdziwiona. Raczej chyba gangerzy nie kojarzyli jej się z niczym z tej listy. Jednak po chwili wahania gdy wyglądała, że chciałaby coś się odnieść czy powiedzieć ostatecznie zrezygnowała. Wróciła więc w rozmowie do partnerów obydwu kobiet. - On to wygląda jakoś inaczej niż reszta tamtych na dole. Ma inną kurtkę i w ogóle… - weterynarz miała chyba problemy z nazwaniem tego całego ekwipunku jakim Pazur różnił się od Runnerów więc poza kurtką wykonała ogólne machnięcie dłonią na tą całą resztę.

Kate podeszła do jednej z szaf i otworzyła ją. Zatrzymała się na chwilę mierząc sylwetki obydwu Runnerek.
- No prawdziwej ślubnej sukni to nie mam. Mnie się nigdy żaden nie oświadczył to i nie była mi potrzebna. - powiedziała trochę z zauważalną zazdrością czy żalem. - Ale coś białego bym chyba miała. Ale raczej nie tak krótkiego jak na ciebie Alice. - popatrzyła na rudowłosą gangerkę która była z dobrą głowę niższa od gospodyni. - A ty Alice za kogo wychodzisz za mąż? - spytała sięgając ramionami do wnętrza szafy. Zaraz strzepnęła jakieś latające insekty.

- A co do tych robali. Ehh… - zaczęła odpowiadać Nico ale westchnęła. Ledwo sięgnęła do szafy jeden z wieszaków upadł na dno szafy. Brunetka westchnęła i podniosła go. Gdy wydobyła na światło dzienne okazało się, że insekty widocznie przegryzły metalowy hak i ten właśnie odpadł przy dotknięciu.

- Mamy obecnie taką sytuację, że dość trudno rozróżnić co jak się ulęgło. Kiedyś być może. Ale teraz? Kiedyś to wężydeł nie było. A teraz są. I też nie wiadomo skąd się wzięły. - gospodyni wzruszyła ramionami przekładając ubrania z jednego wieszaka na inne.

- Chodziło mi o to, że mają budowę anatomiczną i zachowanie zbliżone do tego co kiedyś znano przed wojną. Absorbowanie różnych materiałów z otoczenia faktycznie jest dość nietypowe nawet jak na dzisiaj. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Ale nie potrafię stwierdzić czy to się samo zmutowało w jakiejś skażonej strefie czy ktoś temu jakoś pomógł kiedyś czy teraz. - Kate uporządkowała zasoby swojej szafy i znów wróciła do przebierania w zasobach ubrań. W końcu wyjęła jakiś kawałek białego materiału który ukazał rozpiętą na wieszaku sukienkę. I była naprawdę biała. Choć na pewno nie to co kiedyś uszłoby za ślubny standard to jednak obecnie chyba by zadowalało większość par w takiej sytuacji.

- Ta by chyba była na twój rozmiar. Właściwie musi bo więcej tak czysto białych nie mam. - powiedziała podchodząc do San Marino i podając jej wieszak z sukienką. - Mam z białego jeszcze parę rzeczy. - wróciła do szafy znów się koncentrując na jej zasobach. - Ale już nie tak całościowo. - powiedziała trochę zamyślonym głosem.

- A w tym Bunkrze na Wyspie to nie wiem co jest. Nie byłam tam nigdy. W ogóle chyba raczej mało ktoś od nas tam był. Ale jaja tych insektów przyniosła burza. Z jakiś tydzień temu. Nie są stąd. Tu nigdy takiego czegoś nie mieliśmy. Dlatego nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. - doprecyzowała Kate jak to widzi sprawę powiązania Bunkra na Wyspie z plagą insektów. Chyba raczej nie przekonywała jej ta teoria. Odwróciła się ponownie znów z jakimiś ubraniami. - Mam jeszcze to. - wyciągnęła ręce z kolejnymi wieszakami. Na jednym wisiała biała, zgrabna kobieca marynarka na drugim sukienka, też biała. Całościowo więc można było dosztukować biały komplet. - No i białe pantofle. Ale nie wiem czy wasz rozmiar. - dodała zerkając w dół na ciężkie, czarne buty obydwu kobiet. Zamilkła na chwilę jakby się nad czymś jeszcze zastanawiała.

- Jest jeszcze Claire. - powiedziała z wahaniem patrząc głównie na Alice. - Ona ma u siebie prawdziwą suknię ślubną. Jak u nas ktoś się żeni to często ją pożycza. Znaczy wynajmuje. Jest bardzo ładna. Mnie się bardzo podoba w każdym razie. Taka prawdziwa suknia ślubna jak kiedyś z jakichś gazet. Jak ja bym miała iść do ślubu to też właśnie bym chciała w takiej sukni. - Kate nawet uśmiechnęła się chyba do swoich marzeń albo na wspomnienie tamtej sukni. - No i Claire to czarodziejka igły i nożyczek. Od ręki może przerobić co trzeba by wyglądało jak trzeba. No jeśli chce. - dodała już przytomniejszym i poważniejszym tonem chyba zdając sobie sprawę jakie relacje łączą Claire, jej rodzinę z Runnerami. Nijak nie wpisywało się to w bezkonfliktowy schemat i wszyscy w Cheb o tym wiedzieli.

Nożowniczka przyjęła kiecke i długo się jej przyglądała. Biała, prosta, na cienkich ramiączkach i z dekoltem, do tego krótka… przy jej wzroście bardzo krótka, ale to jakoś nie robiło różnicy. Co trzeba zasłaniała, musiało wystarczyć.
- Ładna - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Przekładała materiał w rękach i w kończy przyłożyła do siebie. Będzie krótka, ale to i lepiej. Gorzej z górą - A miałabyś szal albo chustę? Na ramiona. Żeby zasłonić plecy… blizny. Wolę ich nie pokazywać - skrzywiła się, patrząc z niechęcią na obandażowane dłonie i westchnęła smutno, mamrocząc pod nosem - Wszystkiego nie ukryję. Kurwa - Warknęła, zgrzytnęła kłami i dorzuciła do Kate- Może jak będziesz się hajtać z Gabbym to Claire ci pożyczy tamtą kieckę i przerobi, my nie mamy czasu. Będzie dobrze… jak jest. Dzięki. O robalach nie wiem co powiedzieć. U nas czegoś takiego nie było, ten wasz Bunkier też… no nie było mnie w środku to nie wiem - wzruszyła ramionami i zmarszczyła czoło - Ale jak one asy… no zmieniają się w to co żrą, może da się je potraktować tym czym traktuje plastik albo metal. Żeby je zniszczyć. Chuj w to, mówiłaś że mogą odlecieć… to niech odlatuję. Jak najszybciej - ściagnęła z pleców ciężki płaszcz, rzucajac go na podłogę. Spojrzała pytająco na gospodynię - a włosy umiesz układać?*

- W tutejszym Bunkrze prowadzono przed wojną eksperymenty medyczne. - Savage skupiła się wpierw na tych ważniejszych sprawach. Przycupnęła na oparciu fotela, opierając plecy o ścianę i z uśmiechem patrzyła na zebrane kobiety - Przechowywano wirusy… coś na podobieństwo centrum epidemiologicznego. Nad czym konkretnie pracowano… brak danych - westchnęła, a humor się jej zwazył - Ale tak, alegoria z otwieraniem klatek jest jak najbardziej trafna. Część przetrzymywanych tam zwierząt laboratoryjnych uciekła, a wystawiona na działanie… masy zarazków i wironów...hm, słyszałam że ewoluowały w sposób dość… morderczy. Dziękuję Kate - przyjęła sukienkę, kiwając w podzięce brunetce głową. Ładna, jeśli się załozy dół i podepnie szpilkami rękawy powinno wygladać w porządku. Złożyła ubranie na pół, kładąc je na kolanach po czym założyła uprzejmą maskę i odpowiedziała na zadane pytanie, wszak i tak wszyscy już wiedzieli - Wychodzę za mąż za Guido.

- Blizny? - Kate powtórzyła pytanie San Marino trochę jakby niepewna czy dobrze usłyszała czy zrozumiała o czym tamta mówi. A trochę jakby zastanawiała się czy ma coś takiego. Podeszła do innej szafki i otworzyła szufladę. Przez chwile w niej grzebała i w końcu odwróciła się trzymając coś białego. - Mam coś takiego. - powiedziała wyciągając w dłoniach białe, satynowe rękawiczki. Powinny sięgać gdzieś do połowy przedramienia. - A coś na górę i plecy… - tu chyba problem był cięższy bo urwała i zamyśliła siez wyrazem konsternacji na twarzy. - Coś białego… - powtórzyła nadal zamyślona. - Mam tą marynarkę. I jeszcze jedną kurteczkę. I biały ręcznik. - wymieniła po kolei wskazując na już wyjętą wcześniej marynarkę, do tego wyjmując z szafy białą kurtkę o torsie zdecydowanie skróconym gdzieś do połowy korpusu więc i o wiele dłuższych wyglądem rękawach. No i jeszcze biały ręcznik który po rozłożeniu, ułożeniu czy złożeniu i przymknięciu oka mógł uchodzić za szal czy chustę.

- I no weź przestań… Gdzie tam do ślubu ja i Gabby… Przecież ledwo się poznaliśmy… Jeszcze nic nie wiadomo… - wybąkała zaczerwieniona nagle wterynarz tracąc wątek i bawiąc się końcówka swoich włosów w z wyraźnym zakłopotaniem nie wiedząc jak odpowiedzieć na zaskakujący pomysł samanki.

- Nie jestem fryzjerką. Alę mogę cię jakoś uczesać. Alee… No wiesz… Łatwiej by było na mokre włosy. No i nie wiem czy ułożę ci tak jakbyś chciała. - Chebanka odpowiedziała na nieco mniej kłopotliwy dla siebie temat choć jej spojrzenie jakie przesuneło się po zachlapanej błotnistymi rozmazami sylwetce Czachy wskazywało, że ma watpliwości czy inacej da się jakkolwiek ułozyć włosy szamanki.

- Ale ta szarańcza to chyba jednak nie z tego Bunkra. - odpowiediała Chebanka na podejrzenia lekarki. - Ale nie wiem co tam jest właściwie. - wzruszyła raionami przyznając się do swojej niewiedzy.

- Alice?! Wychodziszza Guido?! Tego co tu był w zimie?! - ostatnia informacja najwyraźniej komoletnie zaskoczyła i dezorientowała weterynarz.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline