Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 08:52   #84
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Black 6 siedział nad kubkiem kawy, chyba 6 razy musiał wciskać espresso żeby napełnić nią kubek, zwykłą kawę zrobił doktorkowi. Starał się być cierpliwy, z jakiegoś względu odczuwał sympatię do mężczyzny może przez wzgląd na jego oddanie sprawie? Za to że zagrożenie dla jego życia było dla niego sprawą marginalną wobec sprawy którą badał?
- Wiem że to duża strata doktorze, z tą walizką, ale jak mawiają póty życia póty nadziei, rozumiem że strata artefaktu jest tragedią ale podejrzewam że nie mniejszą byłaby strata pana jako nośnika wiedzy…

- No właśnie o ten brak wsparcia mi chodziło. - pokręcił głową uwalany kanałowym szlamem gliniarz i ruszył w stronę schodów. - A widziałem u May gdzie macie ten Checkpoint. Da się podjechać dość blisko. - dodał policyjny operator karabinu wyborowego wchodząc na schody.

- Dobra,dobra, jeszcze przyjdziesz w łachę. - Latynos wzruszył ramionami i pokazał Isabell język jakby był nadal małym chłopcem. Choć chyba jednak był rozczarowany, że mu wspólna kąpiel przeszła koło nosa. Ruszył za Karlem znikając na schodach. Johana z Mayą już właściwie nie było widać. Za to z góry schodziły dwie kobiety z czego Black 5 i 8 rozpoznawały Black 2 ale idącą z nią długonogą blondynę widziały po raz pierwszy.

- Chciałbyś być takim kotem jak my. - grupka czarnych i brązowych Parchów usłyszała w komunikatorach głos Hollyarda.

W tym czasie dr. Jenkins siedział naprzeciw Mathiasa wciąż w podłym i przygnębionym nastroju. Westchnął ciężko słysząc jego próbę pozytywniejszego spojrzenia na sytuację.
- Nie chciałbym by te potwory mnie tam dopadły. - przyznał zrezygnowanym tonem. - Ale nie rozumiesz. Ten artefakt jest jedyny w swoim rodzaju. O zobacz. - powiedział naukowiec i sięgnął do kieszeni po swoje holo. Grzebał coś przez chwilę i położył na blacie. Nad urządzeniem pojawił sie obraz… Czegoś. Właśnie jakaś skała czy skorupa, pewnie ta sama co ją w przelocie widział Black 6 tam w dżungli. Wyglądała niespecjalnie. Jakiś taki kawałek gruzu czy kamienia. Tu drgał trochę i był na wpółprzezroczysty jak każde holo ale jednak w oryginale też prezentował się dla niewprawnego oka jedynie ciutkę ciekawiej.

- To jest… - doktor zaczął tłumaczyć z pasją ale prawie od razu się zaciął. Milczał chwilę i pokręcił głową. - No cóż. Tak na pewno to właśnie nie wiemy co to jest. - przyznał szczerze po chwili milczenia. - Ale jedna z teorii głosi, że jest ona powiązana z tą anomalią w tym układzie. - wskazał palcem na sufit pewnie mając na myśli wspomnianą anomalię. - Gdyby tak było to samo w sobie oznacza, że ten kawałek materii może pochodzić z początków formowania się tego układu. Czyli być starszy od Układu Słonecznego. To by bylo ciekawe dla geologów gdyby to był kawałek skały. Ale jeśli założyć, że ten artefakt jest sztucznego pochodzenia? Że ktoś go stworzył? - doktor astroarcheologii uniósł brwi do góry i palcem teraz wskazał na wyświetlany hologram.

- Niestety ani skład chemiczny ani pod żadnym innym kątem nie przesądza o jego sztucznym pochodzeniu z całą pewnością. - naukowiec z wyraźnym żalem rozłożył ramiona chyba bardzo nieszczęśliwy, że nie jest to takie proste i jednoznaczne. - Ale spójrz tutaj. - doktor wskazał na hologram palcem. Palec poruszał się wzdłuż jakichś rowków czy pęknięć. - Widzisz tą fakturę? Jest bardzo kontrowersyjna. Być może są to naturalne pęknięcia skały jeśli to jest skała. Ale jeśli to twór sztuczny może być to jakiś nośnik informacji. Jak u nas pismo albo kod kreskowy. Dotąd jednak nie udało się znaleźć żadnej regularności a jeśli byłby to zapis danych musiałby jakiś wystąpić. Ale ja znalazłem! - doktor mówił coraz bardziej podekscytowany aż w końcu prawie krzyknął radośnie.

- Ale nie zdążyłem potwierdzić gdy zaczęło się to! Nie mogę zweryfikować moich badań! Zwłaszcza jak ten barbarzyńca zniszczył walizkę! Taka wiedza! Takie skarby! Tyle mogliśmy się dowiedzieć! To klucz do niesamowitej wiedzy, do nie wiadomo ilu odkryć! - doktor znów był w pełni przeżywania swojej rozpaczy i tragedii. Wyrzucił desperacko ramiona w górę i opuścił je z trzaskiem na własne uda. Popatrzył z rozpaczą na holo i wyświetlany hologram. - Mam w nim namiernik na walizkę. Ale się chyba zepsuł. Dlatego nie mogłem jej znaleźć w lesie. Bez niego nie odnajdę walizki. A może artefakt wciąż tam jest. Można by go odzyskać. - powiedział przygaszonym głosem naukowiec patrząc na wyświetlany obraz.

- Heh. Dobra to mnie pasuje taki układ. - mruknął Ortega, niby sam do siebie, i nieśpiesznie ruszył przez bar kierując się ku głównemu wejściu i tak rozwalonego jakiś czas temu przez latynoską piromankę.

- Będę szczery doktorze, wątpię żeby artefaktowi coś groziło, cokolwiek to jest z czym walczymy bardziej interesuje się rozrywaniem ludzi na strzępy. Więc walizka tam leży i będzie leżeć, mamy jej dokładną lokalizację w zapisie naszych obroży. Jak tylko sytuacja będzie opanowana będzie można ją odzyskać. Nawet jeśli my zginiemy nasz statek posiada zapis z naszych obroży który zostanie przeanalizowany. I prędzej czy później kogoś przyślą. Wiem że to małe pocieszenie ale wątpie żeby koledzy zgodzili się ryzykować nasze życie po to żeby ekipa która przybędzie zebrała walizkę z naszych trupów kilkaset metrów od miejsca gdzie leży obecnie

Padre wyszedł na zewnątrz.


- Rozumiem twoje obawy młodzieńcze. - dr. Jenkins westchnął kiwając głową ze smutnym wyrazem twarzy. - Ale nawet jeśli tego nie zjedzą to jak zniszczą? Rozdepczą? Poniosą gdzieś? I tu tyle broni, wybuchów… - dłonie naukowca wykonały niezbyt skoordynowany ruch na chyba obce dla siebie tematy które jednak pewnie każdy człowiek wyczuwał intuicyjne, że pole walki nie sprzyja bezpieczeństwu kogokolwiek i czegokolwiek. Obserwował jak dwóch Parchów wychodzi na zewnątrz. W barze poza Black 6 został tylko Czwórka. - A nie poszedł byś tam ze mną? Przecież to niedaleko. Tylko ja sam to się tam zgubię i tego nie znajdę bez mojego namiernika. Ktoś by musiał mnie zaprowadzić. - Jenkins wrócił spojrzeniem na Mathysa gdy spytał go o tą przysługę. W końcu tak strasznie daleko to nie było. Ze setka może dwie od lokalu gdzie i tak siedzieli. Z czego część łatwym otwartym terenem parkingu i trawnika wokół klubu.

W tym czasie Black 7 i 0 wyszli na zalany słonecznym żarem i ozdobiony tu i tam lejami parking przed frontem lokalu. Na zewnątrz wciąż krążyła Black 1 która dobrowolnie objęła wartę przed budynkiem. Hełm i front jej pancerza obrócił się na chwilę w stronę dwójki wychodzących Parchów ale Bradley nie zniżyła się do zaszczyczenia ich swoim głosem. Ortega w tym czasie nieśpiesznie wpakował się do “Pussywagon” i rozwalił wygodnie zaraz za siedzeniem kierowcy w sporej mierze blokując swobodny ruch przez przednie drzwi pojazdu. Jego sylwetka zdawała się być spokojna, zrelaksowana czy nawet znudzona.

- Najwięcej wybuchów jest tam gdzie my jesteśmy, wątpię żeby te bestie zainteresowało coś co nie krwawi. Spróbuję zebrać jeszcze kogoś i może ruszymy. - powiedział Black 6 do naukowca.

- Black 8 masz ochotę na trochę zbawiania świata? Tym razem na świeżym powietrzu - odezwał się na prywatnym.

Odpowiedź przyszła po niecałej minucie. Krótka wiadomość, bez rozwodzenia na niepotrzebne tematy.
“Co się urodziło?”

Z góry przyszły odgłosy i okazało się, że wróciło dwóch mężczyzn którzy wcześniej poszli na górę. Teraz byli o wiele czystsi i dawało się rozpoznać ich pancerze. Jeden był z policji, ten z karabinem wyborowym, drugi zaś z Armii z panelem dronowym na ramieniu i szturmówką na plecach.

- Policja! - dr. Jensen z ulgą i radością chyba rozpoznał oznaczenia policyjne jednego z przybyszy. Ten zwrócił ku niemu głowę z wciąż mokrymi włosami. Obydwaj pozostawiali po sobie mokre zacieki na podłodze.

- Tak? - zapytał policjant pytająco unosząc brwi.

- Chciałem zgłosić napaść! Kradzież! Rabunek! I morderstwo! - naukowiec prawie wykrzyczał swoją skargę gestykulując mocno.

- Spokojnie. Kim pan jest? I o co chodzi? - zapytał gliniarz podchodząc do astroarcheologa i Mathiasa. Drugi, ten z Armii też podszedł.

- Jestem dr. Saul Jenkins. A tamten barbarzyńca ukradł mi artefakt o niebywałym znaczeniu dla całej ludzkości! Ograbił nasze wspólne dziedzictwo! Proszę go aresztować, zamknąć i zrobić z nim coś strasznego! - pieklił się naukowiec wskazując na postać w egzoszkielecie z numerem 0 na napierśniku.

- Więc zgłasza pan kradzież? - policjant i ten Latynos spojrzeli na Black 0 którego wskazywał doktor ale po chwili obaj wrócili spojrzeniami do naukowca. Właściwie to gliniarz bo ten armijny coś grzebał przy swoim naramiennym panelu.

- Tak! Musicie mi pomóc! Muszę to odzyskać! Nim ktoś to zniszczy! To niedaleko! - doktor zaczął pokazywać gdzieś na ścianę choć pewnie chodziło mu o coś poza nią.

- Niedaleko? A dokładniej? I co to właściwie jest? -
zapytał spokojnie gliniarz spoglądając przez chwilę na wskazywaną ścianę.

- W dżungli! Ale tu blisko! - wskazywana ściana była ta frontowa przez którą weszli wszyscy. Wyglądało, że doktorowi chyba kojarzyła się ze wszystkim co było na zewnątrz. - A chodzi o walizkę z artefaktem. Wygląda jak taka dziwna skała czy skorupa ktoś nie obeznany mógłby wziąć za zwykły kamień. Ale ja go rozpoznam od razu! O tu mam holo! - powiedział zapalczywie i z wiarą naukowiec pokazując znane już Mathiasowi holo z artefaktem.

- No dobrze. Ale panie doktorze dżungla, nawet bliska, to trochę mało precyzyjny adres. Przykro mi ale musielibyśmy mieć coś konkretniejszego. - gliniarz popatrzył przeciągle na naukowca i ten wyglądał przez chwilę jak chłopiec który dowiedział się, że to tata z mamą podkładają pod choinkę prezenty. Ale nagle się rozpromienił.

- Ten kulturalny młodzieniec tam był! - twarz mu się rozjaśniła i wskazał na stojącego obok Black 6. - Jedyny kulturalny z tej całej bandy. Na pewno wie jak tam trafić no ja to się wszędzie dość łatwo gubię te wszystkie drzewa są dla mnie takie same. - naukowiec z nadzieją spojrzał na Mathysa a za nim powędrowało spojrzenie policyjnego strzelca wyborowego.

- To prawda? Wiesz jak tam trafić? Zaprowadziłbyś nas? - zapytał policjant bezpośrednio Mathysa.


- Tak, możemy się przejść. - odpowiedział Mathys.

- Dobra, to idziemy. - odpowiedział gliniarz. Doktor wydawał się być uradowany taką decyzją bo cieszył się jak dziecko. Dwaj mundurowi zachowywali znacznie więcej powagi i powściągliwości. Ruszyli więc we czterech. Mathys bez większych trudności odnalazł miejsce gdzie wyszli z dżungli. Im bliżej dżungli się zbliżali tym naukowiec wydawał się być bardziej zniecierpliwiony i zdenerwowany. Gdy zagłębili się w ścianę lasu tropikalnego znowu jakby znaleźli się w kompletnie innej krainie. Ze świata ucywilizowanego świata zalanego tropikalnym Słońcem asfaltu i betonu pod olbrzymią, zielonkawą tarczą gazowego olbrzyma który zajmował większą część nieboskłonu przeszli w półmrok plątaniny drzew, krzewów i pnączy rosnących chaotycznie jedne na drugich, i walczące bezustannie o brakujacą przestrzeń.

Doktor astroarcheologii od razu wydawał się znacznie bardziej zagubiony i mniej pewny siebie. Policyjny strzelec wyborowy zmienił broń w rękach z karabinu wyborowego na ciężki rewolwer. Latynos operował bardziej uniwersalną szturmówką więc nie potrzebował zmieniać broni. Co jakiś czas zerkał na panel na swoim ramieniu sprawdzając pewnie czy dron czegoś nie wykrył. W końcu dał znać, że wykrywa ślady ciepła, cały rejon, jakby po pożarze. Black 6 zorientował się, że gdzieś tu chyba biegnący Black 4 cisnął pościgowi na pożegnanie granaty. Wkrótce dotarł do nich charakterystyczny zapach wypalonego napalmu i spalonej dżungli.

Przez wypalony kawałek lasu szło się trochę łatwiej. Wśród nadpalonych drzew i wypalonych krzaków znaleźli kilka podobnie częściowo spalonych trucheł na pewno żadnych ludzkich czy ziemskich stworzeń. Widocznie granaty musiały objąć eksplozją choć część pościgu. Co by oznaczało, że były w chwili ataku już dość blisko uciekających Parchów.

Wkrótce na wyczucie Black 6, bo doktor mimo, że też tu był niedawno chyba kompletnie nie miał orientacji gdzie się znajdują więc musieli polegać na wyczuciu Parcha. Ale chyba byli “gdzieś tutaj” gdzie chyba była ta cała scysja o walizkę. Czwórka mężczyzn zaczęła więc przeszukiwać zarośla licząc na swoją spostrzegawczość i zwykły fart. Bez detektora jaki miał Black 4 a doktora najwyraźniej nie działał nie mogli dokładniej doprecyzować “adresu” walizki a więc i artefaktu.

Szczęście im jednak dopisało. Mathys wśród zarośli dostrzegł nienaturalny błysk w tych półmrokach i regularne linie tak nie pasujące do matki natury. Znalazł walizkę. Nadal zdeformowaną pociskami z broni Black 0. Artefakt leżał z krok dalej, pewnie tam gdzie i poleciał przy upadki. Naukowiec wydawał się być wniebowzięty z radości z odzyskania artefaktu. Wpakował go szybko z powrotem do walizki. Wyglądał jak nieregularna skała czy podobny obiekt o rozmiarach trochę mniejszych o klasycznej piłki futbolowej. Zostawało wrócić. Powrót przebiegł jednak bez zakłóceń. Znów pokonali te kilkadziesiąt metrów mrocznej dżungli by wyjść na zalany słonecznym blaskiem parking z którego była widać odległą o ostatnie kilkadziesiąt kroków bryłę klubu Haven. Światło dnia wszyscy chyba powitali z ulgą.

- Naprawdę! Naprawdę wam dziękuję! Cała ludzkość wam dziękuję! Ocaliliście skarb dla ludzkiej wiedzy i cywilizacji! - naukowiec wciąż kurczowo przyciskając poszarpaną pociskami i obklejoną liśćmi walizkę jedną ręką drugą gratulował i dziękował całej trójce mężczyzn. Stali między zdewastowanym frontem klubu a zaparkowanym busem do którego zaczynały pakować się Parchy.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline