31-03-2017, 22:15 | #81 |
Wiedźma Reputacja: 1 | - Hej dzieciaczki, zbierać się tu do kupy, mamy prezenty - Odezwała się na otwartej częstotliwości do wszystkich Parchów Black05, po czym wlazła obładowana jak wielbłąd do klubu. - Dajcie mi zimne piwko... - Powiedziała już do przebywających w głównej sali, po czym zaczęła rozpakowywać zawartość wypchanego plecaka, odzywając się do osób, których obdarowywanie miało nastąpić: - Owain, mam tu dla Ciebie magazynki, ile chcesz? Możesz mieć 4, pomieścisz je? Hej, gdzie Chelsey, dla niej też mam… Hektor, rusz no tu dupę, mam ammo do CKM, Padre, niech mi fujara zgnije, ale dla Ciebie też przyniosłam.... - Uśmiechnęła się krzywo do Black00 - Mam też do rozdania 6 granatów zapalających, 2 medpaki i 4 stimpacki, kto chce, kto chce, wszystko świeżutkie, no gdzie te moje piwo? - Prysznic? Wodnych igraszek się wam zachciewa chłopcy? - Spojrzała w stronę mundurowych z wymownym uśmieszkiem na buźce pełnej blizn - No nie wiem, czy mamy czas, cholerny zegar tyka, chociaż... - Wzrok Isabell prześliznął się po ciele Brown0, zatrzymał jednak na Black8 - ... może te 15 minut na pięterku nas nie zabije... - Zaśmiała się. Wizja prysznica przemawiała do Ósemki, zgrzanej i śmierdzącej gorzej niż znaleziona wśród drzew padlina. Wszechobecny upał wysysał z ciała siłę, zostawiając strugi potu żłobiące jasne ścieżki w ciemnym szlamie, pokrywającym kanalarzy od stóp po czubki głów. - Mamy zdychać to nie ze smrodu - syntezator udźwiękowił wystukaną na holoklawiaturzę wiadomość, złote oczy uciekały ku sufitowi - Teraz wyczują nas z kilometra, nie ma co bydlakom ułatwiać zadania. Jest czas i okazja. Skorzystajmy. Mniej stracimy ogarniając się naraz. Ktoś tu z tych nieśmiałych? Ciebie nie pytam - złapała spojrzenie Piątki i uśmiechnęła się krzywo, aby zaraz prychnąć na Latynosa - Ani ciebie. Ruszcie się. - Dzięki za prezenty - powiedział Padre biorąc 1 stimpack i 1 medpack, granat i jeden magazynek. Od razu zaczął z niego wyjmować naboje i wpakowywać do swojego przełużonego. - Dwójka, czwórka i siódemka - nadał przez obroże - zwijać się na dół. Bierzcie co wam potrzeba i zwijamy się bo nam łby poupierdala. - A wy - powiedział do 3 kolesi bez obroży - to ci z kanałów. - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Ruszacie dalej z nami czy zostajecie tutaj? - Jebać to, dawaj zwijamy się stąd, czas w końcu ruszyć dupy we właściwym kierunku. - rzucił Owain do Siódemki, wywołując holotimer, gdy w komunikatorach zabrzmiał głos Piątki, oznajmiając wszem i wobec, że parchata akcja humanitarna wróciła do meliny. Następnie ruszył z powrotem na górę, nie czekając na decyzję Ortegi. - Biorę. Zwykła czy ekspandująca? - odpowiedział Piątce, wchodząc do głównej sali. - Co za nowe sierotki przygarnęliście? Wasze żywe tarcze? Słabo, nasz jeden jest w rozmiarze tej trójki razem wziętej. - uśmiechnął się drwiąco, sprawdzając magazynki. - Żywe tarcze przydają się przy potyczce na polu bitwy. Może widziałeś w holonecie o czym mówię - Brown 0 uśmiechnęła się do niego. Po głosie rozpoznała jednego z mówców znad włazu. Wzruszyła do kompletu ramionami, pokazując głową na górne piętro. - Jesteście pewni że są tam prysznice i się pomieścimy… tak jednorazowo? - spytała Isabell i Zoe, a także żołnierzy. Umycie się przed dalszą drogą brzmiało sensownie. - Właściwie to zamierzałem wziąć prysznic. Ale skoro wspomniałaś o wodnych igraszkach… - Latynos udawał głupiego siląc się na zachowanie powagi gdy usłyszał końcówkę wypowiedzi pobliźnionej blondynki odstawiającej rolę śnieżynki z marzeń każdego militarysty. - Okey namówiłaś mnie. - pokiwał głową na znak, że na pewno dopiero teraz pomyślał o prysznicu nie na solo. - Ty też. To co dziewczyny idziemy? - Elenio bezczelnie złapał najpierw blondynkę potem rudowłosą i sam w środku zaczął prowadzić je okiem znawcy i przewodnika w kierunku schodów. - A to ty przypadkiem nie jesteś ten bystrzak co puścił Asbiel samą w ten kanał? - zaciekawił się gliniarz w ubłoconym, śmierdzącą mazią mundurze patrząc na Black 0 obpakującego sie prezentami od Krunt. Zrewanżował mu się też pytaniem. - Na razie idziemy pod prysznic. A potem się zobaczy. - powiedział przenosząc spojrzenie na Black 4 który właśnie wyłonił się z korytarza i też zatrzymał się przy zabawkach przyniesionych przez Krunt. Sam ruszył w stronę baru. Otworzył jakąś lodówkę i wyjął z niej kilka oszronionych butelek zostawiając w zamian błotniste ślady dłoni na oszronionej szybie i kredytki w kasie ze swojego Klucza. - Hej Isabell! - krzyknął za odchodzącą już z Elenio i Nash Black 5. - Zapomniałaś o czymś. - uniósł oszronione butelki w ciemnym szkle do góry. Wyglądało jak zimne piwo. Prawdziwe piwo nie ten cholernie limitowany nawet na wyjściu produkt piwopodobny nieco szczypiący w gardło jakie serwowali im na statku - matce. - Sierotki? - Johan posłał krzywe spojrzenie przechodzącemu obok Owainowi. Określenie chyba nie przypadło marynarzowi do gustu. - Żywe tarcze? - przekrzywił nieco głowę dając znać, że to określenie też mu się nie podobało. - Uważaj sobie. Bo mi przyjdzie do głowy, że jesteś dla nas niemiły. I będę musiał się zrobić niemiły dla ciebie. - powiedział patrząc na Black 4 coś jakoś co brzmiało jak ostrzeżenie. Potem spojrzał na ostatnią prócz niego uczestniczkę rajdu po kanałach. Przygryzł jakoś wargi w dziwnym uśmiechu. - Nie bój się Maya pryszniców na górze jest pełno. Chodź, zaprowadzę cię. - powiedział wyciągając do niej rękę ale nagle jego ramiona wystrzeliły do przodu i zamiast ją zaprowadzić za rękę złapał ją bez większych trudności, podrzucił i śmiejąc się zaczął iść niosąc ją na rękach w stronę schodów. Drogę im wszystkim zastąpiła olbrzymia sylwetka Black 7. Zwalista sylwetka dominowała czernią i milczeniem nad wszystkimi ludźmi w barze. - Mówiłem zamknij kratę. By nic z dołu nie wylazło tu na górę. I mówiłem, że panel działa. Ale potrzebuję negocjatora. To taki ktoś kto negocjuje różne sprawy. Na przykład otwarcia bramy do kurwiej dziury. Jest tu ktoś kto się na tym zna czy trafiły mi się same bezużyteczne ciamajdy? Jakby tu była Diaz na pewno już by była sprawa załatwiona. - Ortega coś mówił jakby nie miał dobrego humoru. Właściwie brzmiało jakby był wściekły na postawy reszty grupy. Stał też jakoś tak z tym swoim ckm ale jakoś teraz nie szło nie myśleć, że jakoś tak stoi jakby miał świetną pozycję by pociągnąć serią po nich wszystkich. Black 8 czuła, że jeszcze sprawa waży się na ostrzu noża gdyby chciała odpyskować Ortedze. Padre musiał przyznać, że trafił im się twardziel nie tylko w ciężkim pancerzu i ciężką bronią ale i charakterze. Choć jeszcze czuł się na siłach by zareagować ostro na reprymendę niezadowolonego Black 7. Reszta wolała patrzeć gdziekolwiek niż na olbrzymią sylwetkę operatora pancerza wspomaganego i jeśli coś mu odpowiedzieć to lepiej grzecznie by go nie rozdrażniać bardziej. - Hej, spokojnie. Schron na dole jest zamknięty? A gadałeś z kimś stamtąd? - zapytał po chwili ciężkiego milczenia Karl. - No. Nie chcą kurwy otworzyć i taki bezkurwiaszczy ten burdel poza tą foczą co ją z Diaz wyciągnęliśmy z chujni. Ględzą coś o jakimś nadajniku. Chuj mnie to obchodzi. - odburknął Black 7 patrząc z góry na zdawałoby się drobnego gliniarza. Ale przy Black 7 nawet Black 1 wydawała się drobna o reszcie śmiertelników nie wspominając. - Okey spoko chłopie. Idziemy teraz na prysznic jak wrócimy to spróbujemy zobaczyć co tam jest grane. - odpowiedział gliniarz i dał znać amatorom pryszniców, że dobry moment by ruszyć na górę. - Ja pierdolę. Jestem Parchem. I gliniarz ma mi pomagać? A wy co? - odezwał się Black 7 patrząc swoim hełmem na trzech pozostawionych w barze Parchów.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
06-04-2017, 02:43 | #82 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
06-04-2017, 05:37 | #83 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
08-04-2017, 08:52 | #84 |
Reputacja: 1 | Black 6 siedział nad kubkiem kawy, chyba 6 razy musiał wciskać espresso żeby napełnić nią kubek, zwykłą kawę zrobił doktorkowi. Starał się być cierpliwy, z jakiegoś względu odczuwał sympatię do mężczyzny może przez wzgląd na jego oddanie sprawie? Za to że zagrożenie dla jego życia było dla niego sprawą marginalną wobec sprawy którą badał? - Wiem że to duża strata doktorze, z tą walizką, ale jak mawiają póty życia póty nadziei, rozumiem że strata artefaktu jest tragedią ale podejrzewam że nie mniejszą byłaby strata pana jako nośnika wiedzy… - No właśnie o ten brak wsparcia mi chodziło. - pokręcił głową uwalany kanałowym szlamem gliniarz i ruszył w stronę schodów. - A widziałem u May gdzie macie ten Checkpoint. Da się podjechać dość blisko. - dodał policyjny operator karabinu wyborowego wchodząc na schody. - Dobra,dobra, jeszcze przyjdziesz w łachę. - Latynos wzruszył ramionami i pokazał Isabell język jakby był nadal małym chłopcem. Choć chyba jednak był rozczarowany, że mu wspólna kąpiel przeszła koło nosa. Ruszył za Karlem znikając na schodach. Johana z Mayą już właściwie nie było widać. Za to z góry schodziły dwie kobiety z czego Black 5 i 8 rozpoznawały Black 2 ale idącą z nią długonogą blondynę widziały po raz pierwszy. - Chciałbyś być takim kotem jak my. - grupka czarnych i brązowych Parchów usłyszała w komunikatorach głos Hollyarda. W tym czasie dr. Jenkins siedział naprzeciw Mathiasa wciąż w podłym i przygnębionym nastroju. Westchnął ciężko słysząc jego próbę pozytywniejszego spojrzenia na sytuację. - Nie chciałbym by te potwory mnie tam dopadły. - przyznał zrezygnowanym tonem. - Ale nie rozumiesz. Ten artefakt jest jedyny w swoim rodzaju. O zobacz. - powiedział naukowiec i sięgnął do kieszeni po swoje holo. Grzebał coś przez chwilę i położył na blacie. Nad urządzeniem pojawił sie obraz… Czegoś. Właśnie jakaś skała czy skorupa, pewnie ta sama co ją w przelocie widział Black 6 tam w dżungli. Wyglądała niespecjalnie. Jakiś taki kawałek gruzu czy kamienia. Tu drgał trochę i był na wpółprzezroczysty jak każde holo ale jednak w oryginale też prezentował się dla niewprawnego oka jedynie ciutkę ciekawiej. - To jest… - doktor zaczął tłumaczyć z pasją ale prawie od razu się zaciął. Milczał chwilę i pokręcił głową. - No cóż. Tak na pewno to właśnie nie wiemy co to jest. - przyznał szczerze po chwili milczenia. - Ale jedna z teorii głosi, że jest ona powiązana z tą anomalią w tym układzie. - wskazał palcem na sufit pewnie mając na myśli wspomnianą anomalię. - Gdyby tak było to samo w sobie oznacza, że ten kawałek materii może pochodzić z początków formowania się tego układu. Czyli być starszy od Układu Słonecznego. To by bylo ciekawe dla geologów gdyby to był kawałek skały. Ale jeśli założyć, że ten artefakt jest sztucznego pochodzenia? Że ktoś go stworzył? - doktor astroarcheologii uniósł brwi do góry i palcem teraz wskazał na wyświetlany hologram. - Niestety ani skład chemiczny ani pod żadnym innym kątem nie przesądza o jego sztucznym pochodzeniu z całą pewnością. - naukowiec z wyraźnym żalem rozłożył ramiona chyba bardzo nieszczęśliwy, że nie jest to takie proste i jednoznaczne. - Ale spójrz tutaj. - doktor wskazał na hologram palcem. Palec poruszał się wzdłuż jakichś rowków czy pęknięć. - Widzisz tą fakturę? Jest bardzo kontrowersyjna. Być może są to naturalne pęknięcia skały jeśli to jest skała. Ale jeśli to twór sztuczny może być to jakiś nośnik informacji. Jak u nas pismo albo kod kreskowy. Dotąd jednak nie udało się znaleźć żadnej regularności a jeśli byłby to zapis danych musiałby jakiś wystąpić. Ale ja znalazłem! - doktor mówił coraz bardziej podekscytowany aż w końcu prawie krzyknął radośnie. - Ale nie zdążyłem potwierdzić gdy zaczęło się to! Nie mogę zweryfikować moich badań! Zwłaszcza jak ten barbarzyńca zniszczył walizkę! Taka wiedza! Takie skarby! Tyle mogliśmy się dowiedzieć! To klucz do niesamowitej wiedzy, do nie wiadomo ilu odkryć! - doktor znów był w pełni przeżywania swojej rozpaczy i tragedii. Wyrzucił desperacko ramiona w górę i opuścił je z trzaskiem na własne uda. Popatrzył z rozpaczą na holo i wyświetlany hologram. - Mam w nim namiernik na walizkę. Ale się chyba zepsuł. Dlatego nie mogłem jej znaleźć w lesie. Bez niego nie odnajdę walizki. A może artefakt wciąż tam jest. Można by go odzyskać. - powiedział przygaszonym głosem naukowiec patrząc na wyświetlany obraz. - Heh. Dobra to mnie pasuje taki układ. - mruknął Ortega, niby sam do siebie, i nieśpiesznie ruszył przez bar kierując się ku głównemu wejściu i tak rozwalonego jakiś czas temu przez latynoską piromankę. - Będę szczery doktorze, wątpię żeby artefaktowi coś groziło, cokolwiek to jest z czym walczymy bardziej interesuje się rozrywaniem ludzi na strzępy. Więc walizka tam leży i będzie leżeć, mamy jej dokładną lokalizację w zapisie naszych obroży. Jak tylko sytuacja będzie opanowana będzie można ją odzyskać. Nawet jeśli my zginiemy nasz statek posiada zapis z naszych obroży który zostanie przeanalizowany. I prędzej czy później kogoś przyślą. Wiem że to małe pocieszenie ale wątpie żeby koledzy zgodzili się ryzykować nasze życie po to żeby ekipa która przybędzie zebrała walizkę z naszych trupów kilkaset metrów od miejsca gdzie leży obecnie Padre wyszedł na zewnątrz. - Rozumiem twoje obawy młodzieńcze. - dr. Jenkins westchnął kiwając głową ze smutnym wyrazem twarzy. - Ale nawet jeśli tego nie zjedzą to jak zniszczą? Rozdepczą? Poniosą gdzieś? I tu tyle broni, wybuchów… - dłonie naukowca wykonały niezbyt skoordynowany ruch na chyba obce dla siebie tematy które jednak pewnie każdy człowiek wyczuwał intuicyjne, że pole walki nie sprzyja bezpieczeństwu kogokolwiek i czegokolwiek. Obserwował jak dwóch Parchów wychodzi na zewnątrz. W barze poza Black 6 został tylko Czwórka. - A nie poszedł byś tam ze mną? Przecież to niedaleko. Tylko ja sam to się tam zgubię i tego nie znajdę bez mojego namiernika. Ktoś by musiał mnie zaprowadzić. - Jenkins wrócił spojrzeniem na Mathysa gdy spytał go o tą przysługę. W końcu tak strasznie daleko to nie było. Ze setka może dwie od lokalu gdzie i tak siedzieli. Z czego część łatwym otwartym terenem parkingu i trawnika wokół klubu. W tym czasie Black 7 i 0 wyszli na zalany słonecznym żarem i ozdobiony tu i tam lejami parking przed frontem lokalu. Na zewnątrz wciąż krążyła Black 1 która dobrowolnie objęła wartę przed budynkiem. Hełm i front jej pancerza obrócił się na chwilę w stronę dwójki wychodzących Parchów ale Bradley nie zniżyła się do zaszczyczenia ich swoim głosem. Ortega w tym czasie nieśpiesznie wpakował się do “Pussywagon” i rozwalił wygodnie zaraz za siedzeniem kierowcy w sporej mierze blokując swobodny ruch przez przednie drzwi pojazdu. Jego sylwetka zdawała się być spokojna, zrelaksowana czy nawet znudzona. - Najwięcej wybuchów jest tam gdzie my jesteśmy, wątpię żeby te bestie zainteresowało coś co nie krwawi. Spróbuję zebrać jeszcze kogoś i może ruszymy. - powiedział Black 6 do naukowca. - Black 8 masz ochotę na trochę zbawiania świata? Tym razem na świeżym powietrzu - odezwał się na prywatnym. Odpowiedź przyszła po niecałej minucie. Krótka wiadomość, bez rozwodzenia na niepotrzebne tematy. “Co się urodziło?” Z góry przyszły odgłosy i okazało się, że wróciło dwóch mężczyzn którzy wcześniej poszli na górę. Teraz byli o wiele czystsi i dawało się rozpoznać ich pancerze. Jeden był z policji, ten z karabinem wyborowym, drugi zaś z Armii z panelem dronowym na ramieniu i szturmówką na plecach. - Policja! - dr. Jensen z ulgą i radością chyba rozpoznał oznaczenia policyjne jednego z przybyszy. Ten zwrócił ku niemu głowę z wciąż mokrymi włosami. Obydwaj pozostawiali po sobie mokre zacieki na podłodze. - Tak? - zapytał policjant pytająco unosząc brwi. - Chciałem zgłosić napaść! Kradzież! Rabunek! I morderstwo! - naukowiec prawie wykrzyczał swoją skargę gestykulując mocno. - Spokojnie. Kim pan jest? I o co chodzi? - zapytał gliniarz podchodząc do astroarcheologa i Mathiasa. Drugi, ten z Armii też podszedł. - Jestem dr. Saul Jenkins. A tamten barbarzyńca ukradł mi artefakt o niebywałym znaczeniu dla całej ludzkości! Ograbił nasze wspólne dziedzictwo! Proszę go aresztować, zamknąć i zrobić z nim coś strasznego! - pieklił się naukowiec wskazując na postać w egzoszkielecie z numerem 0 na napierśniku. - Więc zgłasza pan kradzież? - policjant i ten Latynos spojrzeli na Black 0 którego wskazywał doktor ale po chwili obaj wrócili spojrzeniami do naukowca. Właściwie to gliniarz bo ten armijny coś grzebał przy swoim naramiennym panelu. - Tak! Musicie mi pomóc! Muszę to odzyskać! Nim ktoś to zniszczy! To niedaleko! - doktor zaczął pokazywać gdzieś na ścianę choć pewnie chodziło mu o coś poza nią. - Niedaleko? A dokładniej? I co to właściwie jest? - zapytał spokojnie gliniarz spoglądając przez chwilę na wskazywaną ścianę. - W dżungli! Ale tu blisko! - wskazywana ściana była ta frontowa przez którą weszli wszyscy. Wyglądało, że doktorowi chyba kojarzyła się ze wszystkim co było na zewnątrz. - A chodzi o walizkę z artefaktem. Wygląda jak taka dziwna skała czy skorupa ktoś nie obeznany mógłby wziąć za zwykły kamień. Ale ja go rozpoznam od razu! O tu mam holo! - powiedział zapalczywie i z wiarą naukowiec pokazując znane już Mathiasowi holo z artefaktem. - No dobrze. Ale panie doktorze dżungla, nawet bliska, to trochę mało precyzyjny adres. Przykro mi ale musielibyśmy mieć coś konkretniejszego. - gliniarz popatrzył przeciągle na naukowca i ten wyglądał przez chwilę jak chłopiec który dowiedział się, że to tata z mamą podkładają pod choinkę prezenty. Ale nagle się rozpromienił. - Ten kulturalny młodzieniec tam był! - twarz mu się rozjaśniła i wskazał na stojącego obok Black 6. - Jedyny kulturalny z tej całej bandy. Na pewno wie jak tam trafić no ja to się wszędzie dość łatwo gubię te wszystkie drzewa są dla mnie takie same. - naukowiec z nadzieją spojrzał na Mathysa a za nim powędrowało spojrzenie policyjnego strzelca wyborowego. - To prawda? Wiesz jak tam trafić? Zaprowadziłbyś nas? - zapytał policjant bezpośrednio Mathysa. - Tak, możemy się przejść. - odpowiedział Mathys. - Dobra, to idziemy. - odpowiedział gliniarz. Doktor wydawał się być uradowany taką decyzją bo cieszył się jak dziecko. Dwaj mundurowi zachowywali znacznie więcej powagi i powściągliwości. Ruszyli więc we czterech. Mathys bez większych trudności odnalazł miejsce gdzie wyszli z dżungli. Im bliżej dżungli się zbliżali tym naukowiec wydawał się być bardziej zniecierpliwiony i zdenerwowany. Gdy zagłębili się w ścianę lasu tropikalnego znowu jakby znaleźli się w kompletnie innej krainie. Ze świata ucywilizowanego świata zalanego tropikalnym Słońcem asfaltu i betonu pod olbrzymią, zielonkawą tarczą gazowego olbrzyma który zajmował większą część nieboskłonu przeszli w półmrok plątaniny drzew, krzewów i pnączy rosnących chaotycznie jedne na drugich, i walczące bezustannie o brakujacą przestrzeń. Doktor astroarcheologii od razu wydawał się znacznie bardziej zagubiony i mniej pewny siebie. Policyjny strzelec wyborowy zmienił broń w rękach z karabinu wyborowego na ciężki rewolwer. Latynos operował bardziej uniwersalną szturmówką więc nie potrzebował zmieniać broni. Co jakiś czas zerkał na panel na swoim ramieniu sprawdzając pewnie czy dron czegoś nie wykrył. W końcu dał znać, że wykrywa ślady ciepła, cały rejon, jakby po pożarze. Black 6 zorientował się, że gdzieś tu chyba biegnący Black 4 cisnął pościgowi na pożegnanie granaty. Wkrótce dotarł do nich charakterystyczny zapach wypalonego napalmu i spalonej dżungli. Przez wypalony kawałek lasu szło się trochę łatwiej. Wśród nadpalonych drzew i wypalonych krzaków znaleźli kilka podobnie częściowo spalonych trucheł na pewno żadnych ludzkich czy ziemskich stworzeń. Widocznie granaty musiały objąć eksplozją choć część pościgu. Co by oznaczało, że były w chwili ataku już dość blisko uciekających Parchów. Wkrótce na wyczucie Black 6, bo doktor mimo, że też tu był niedawno chyba kompletnie nie miał orientacji gdzie się znajdują więc musieli polegać na wyczuciu Parcha. Ale chyba byli “gdzieś tutaj” gdzie chyba była ta cała scysja o walizkę. Czwórka mężczyzn zaczęła więc przeszukiwać zarośla licząc na swoją spostrzegawczość i zwykły fart. Bez detektora jaki miał Black 4 a doktora najwyraźniej nie działał nie mogli dokładniej doprecyzować “adresu” walizki a więc i artefaktu. Szczęście im jednak dopisało. Mathys wśród zarośli dostrzegł nienaturalny błysk w tych półmrokach i regularne linie tak nie pasujące do matki natury. Znalazł walizkę. Nadal zdeformowaną pociskami z broni Black 0. Artefakt leżał z krok dalej, pewnie tam gdzie i poleciał przy upadki. Naukowiec wydawał się być wniebowzięty z radości z odzyskania artefaktu. Wpakował go szybko z powrotem do walizki. Wyglądał jak nieregularna skała czy podobny obiekt o rozmiarach trochę mniejszych o klasycznej piłki futbolowej. Zostawało wrócić. Powrót przebiegł jednak bez zakłóceń. Znów pokonali te kilkadziesiąt metrów mrocznej dżungli by wyjść na zalany słonecznym blaskiem parking z którego była widać odległą o ostatnie kilkadziesiąt kroków bryłę klubu Haven. Światło dnia wszyscy chyba powitali z ulgą. - Naprawdę! Naprawdę wam dziękuję! Cała ludzkość wam dziękuję! Ocaliliście skarb dla ludzkiej wiedzy i cywilizacji! - naukowiec wciąż kurczowo przyciskając poszarpaną pociskami i obklejoną liśćmi walizkę jedną ręką drugą gratulował i dziękował całej trójce mężczyzn. Stali między zdewastowanym frontem klubu a zaparkowanym busem do którego zaczynały pakować się Parchy.
__________________ A Goddamn Rat Pack! |
08-04-2017, 18:23 | #85 |
Reputacja: 1 | Post wspólny MG, Cohena, Mike'a, Zombianny, Buki Przed częściowo zrujnowanym klubem Haven stał, częściowo zrujnowany i spalony żółty, szkolny bus z nabazgranym na burcie napisem “PUSSYWAGON”. Wewnątrz za siedzeniem kierowcy siedział leniwie rozwalony operator ciężkiego pancerza wspomaganego z grupy Black o numerze 7. Przy busie stała niewiele drobniejsza postać w podobnym ciężkim pancerzu o numerze 1. Reszta grupy Brown i Black wychodziła z klubu lub inaczej dochodziła do pojazdu. Czas się zaczynał robić wąsko krótki. Wedle każdej z Obroży grupy Black zostało im 10 min oryginalnego czasu, 60 min rezerwowego i około 2 km do przebycia. Owain schował otrzymane magazynki do kieszeni pancerza, po czym ruszył na zewnątrz za Padre. Tuż przed speluną stał wehikuł, który wcześniej zauważył z daleka. Wtedy wyglądał zdecydowanie lepiej i nawet chałupniczy tuning niespecjalnie podnosił ocenę pojazdu. No, ale był i podobno działał. To wystarczy. - Parchy i parchy, autobus na linii Wybuchowa dekapitacja - Życie na kredyt odjeżdża teraz. Proszę wsiadać. Bez broni nie wpuszczamy. - rzucił beztrosko na otwartym kanale. Padre wsiadł, rozejrzał się po wnętrzu i powiedział: - Kto chce miejsce przy oknie? Grupa Black skompletowała się w końcu w żółtym pojeździe. Poza nimi miejsce obok Isabell zajął Karl który przejął rolę pilota wycieczki. Pokierowana jego wskazówkami Black 5 dojechała niezbyt daleko od zjazdu na parking przed klubem. Tam gliniarz kazał jej zwolnić intensywnie wpatrując się w lewą stronę drogi która wyglądała jak jednolity pas dżungli taki sam jak non stop odkąd droga przechodziła z sawanny w ten tropikalny las. - O. To tutaj. - wskazał w końcu glina na jakiś fragment lasu. Gdy Krunt zatrzymała pojazd okazało się to być słabo widocznym przecinką w ścianie dżungli. Wyglądało jak wjazd w polną drogę podobny z jakiego wyjechali wcześniej po naprawieniu żółtego pojazdu. Tyle, że bez drogi i znacznie bardziej zarośnięty. Obroża nadal w tym miejscu pokazywała jednolitą dżunglę. - Dobra to kiedyś miało być nie wiadomo w sumie co bo jakieś przekręty z inwestycjami były i każdy miał inny pomysł. Więc w sumie nic nie powstało. Ale dżunglę wstępnie wykarczowano. Droga jest prosto na północ ale szczerze mówiąc nie byłem tam od lat więc nie wiem jak to wygląda teraz i co tam może być. Więc uważajcie. Ale nie wiem jak inaczej mielibyście dojechać jakimś pojazdem do waszego Checkpoint. Patrzcie na mapę kiedy się zatrzymać. Powinniście dojechać chyba na jakieś kilkadziesiąt metrów. Dalej musielibyście pewnie przejść. - policjant poinstruował jak to jest z tą drogą która drogą właściwie nie była. Na oko i rękę Krunt to się szykował niezły off road z taranowaniem krzaczorów w roli głównej. Dżungla jak dżungla, pewnie błota i wody pełna. Rozpędzoną maszyną była jednak szansa by to przejechać. No i rozpędzoną maszyną mieli jeszcze szansę by pokonać te 2 km w te ostatnie 10 min czasu podstawowego. Jednak duża prędkość nie sprzyjała rozpoznaniu i ułatwiała wpadnięcie na co czy kogokolwiek. - Ja wracam do klubu. Powodzenia. Przyda wam się. - Karl pożegnał się i wysiadł z autobusu. Ruszył z powrotem drogą jaką dopiero co przyjechali. Obsada autobusu została wewnątrz przed wjazdem w dżunglowy tunel którego nie było na żadnej mapie. - Znajdź ładowarkę, podłącz telefon - syntezator mowy wyręczył Nash w przesyłaniu informacji. Gapiła się na gliniarza z dziwną miną, by finalnie wzruszyć ramionami i dorzucić - Są tam linki z Super Bowl. Chcę obejrzeć. - parsknęła, zamykając komunikator. - Spoko, pamiętam. - uśmiechnął się gliniarz i machnął przyjaźnie dłonią do Black 8. Potem Isabell ruszyła. Gdy zanurzyli się w półmrok gęstej dżungli znowu znaleźli się w innym świecie. Bus wierzgał na każdym wyboju, do wnętrza na kierowcę i pasażerów przez rozbite okna wpadały liście, gałązki i całkiem spore gałęzie staranowane przez pojazdy przedzierający się przez kolejne przeszkody. Widoczność była raczej słaba. Krunt widziała czasem i dłuższy kawałek ale często nie było za wiele widać za najbliższych krzaków jakie zdołały wyrosnąć w wolnej przesiece. Najbardziej ryzykowne było to, że nie było widać najczęściej w ogóle powierzchni po jakiej jadą. Więc gdy wjeżdżali w jakąś kałużę czasem płytką a czasem głęboką, że bagnista woda wlewała się na podłogę dość wysokiego w końcu pojazdu, Black 5 i reszta dowiadywali się gdy w nią wjeżdżali. I nią i resztą pasażerów trzęsło na tych wybojach tak bardzo, że musieli się trzymać siedzeń a i tak wierzgali po nich jak bus po tej drodze. Głowy też rzucało im na wszystkie strony utrudniając koncentrację na czymkolwiek. Jednak mimo wszystko licznik odległości zaczął maleć. 2200 m… 1900 m… 1600 m… 1300 m… 1000 m… I to malał w takim tempie, że nadzieja rosła na to, że jednak zdążą w tym podstawowym czasie. Jednak gdzieś na tym 1 km od celu Isabell zahamowała gwałtownie, zatrzymując wóz. Wszystkimi rzuciło w przód ale po chwili sytuacja się uspokoiła. Okazało się, że drogę tarasuje przewrócone drzewo którego bus nie dałby rady ominąć czy przesunąć. Para Parchów w ciężkich pancerzach wspomaganych spojrzała na siebie i w końcu wyszła na zewnątrz bu usunąć przeszkodę. Owain opuścił pojazd za Jedynką i Siódemką, rozglądając się dookoła i ruszył za nimi, sprawdzając tyły. Gdy doszli do drzewnego szlabanu, a chodzące wózki widłowe wzięły się do pracy, Owain ominął przeszkodę i zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, przyklękając w błocie i sprawdzając teren po bokach i przed sobą detektorem. - Te wasze fagasy powiedziały coś konkretnego o całym tym kramie? - odezwał się na ogólnym kanale, częściowo, by zabić czas, a częściowo licząc, że może trójka przydupasów Federacji okazała się lepszym źródłem informacji, niż jajogłowy wypłakujący sobie oczy za starymi kamykami. Parchata 05 klepnęła od niechcenia dźwignię biegów w pozycję parkującą, po czym przyglądała się uprzątaniu drogi... ścieżki przed busem. Czas się kończył, bombki tykały. Odpaliła fajka, po czym podniosła się z siedzenia kierowcy, przechylając nieco w przód, w kierunku kręcących się przed pojazdem. - Jak tam dziubaski, dajecie radę? - Zagadała. - Ale wiesz, że te fagasy cię słyszą nie? - w słuchawkach grupy Black rozległ się głos gliniarza. - Masz okazję sam się spytać. - burknęła Black 1 zmagając się do spóły z drugim operatorem pancerza wspomaganego. Drzewo musiało tu leżeć nie od wczoraj więc nieźle już wplotło się w poszycie lasu. Para operatorów ciężkiego sprzętu z trudem radziła sobie ślizgając się w miękkiej gliniastej glebie by przenieść zawalidrogę. - Taa… Damy radę. - stęknął Ortega w odpowiedzi na pytanie Krunt. Widać było, że dają radę bo przestrzał robił się coraz większy. Choć szło im dość opornie to jednak chyba faktycznie powinni uporać się z tą przeszkodą. Gdzieś w tym momencie gdy Black 1 i 7 zmagali się z zakleszczonym w błocie i obrośniętym zielskiem drzewem przenosząc go na pobocze a reszta grupy Black wciąż znajdowała się w busie Black 4 dostrzegł pewną nieprawidłowość. Detektor pykał uspokajająco więc, nie mogło chodzić o żaden ruchomy obiekt. A mimo to gdzieś w mrokach dżungli, po jednej stronie drogi usłyszał jakiś dźwięk. Coś co prawie na pewno nie było naturalnym odgłosami dżungli. Raczej brzmiało metalicznie lub jak jakiś mechanizm. Cichy i na granicy słyszalności więc albo bardzo daleko albo bardzo cicho. Brzmiało podobnie jak pancerze wspomagane obok ale kierunek w ogóle się nie zgadzał. I nie robił tyle hałasu z łamaniem gałęzi i jękiem przeciążonych serwomotorów. Owain wzrokiem nie był w stanie w tej chwili nic zlokalizować. Drzewo już prawie zostało przesunięte i droga dla “Pussywagon” była już prawie wolna. Black 5 stojąc w swojej szoferce miała wrażenie, że poza rumorem jaki wydawała para opancerzonych pracusiów chyba słyszy coś jeszcze gdzieś z głębi dżungli. Coś co kojarzyło jej się z silnikami, metalem i mechanizmami. Siedzący przy rozbitym oknie Black 0 nie był pewny ale chyba jakby coś tam w dżungli oprócz mozolących się z takim trudem operatorów ciężkich pancerzy było coś jeszcze. - Zaklinowało się gówno. - warknął rozzłoszczony Latynos z numerem 7 na pancerzu. - Weź z tej i pchnij. Ja pociągnę z tamtej. Jak się przeważy to powinno pójść. - odpowiedziała tak samo zdyszana i zirytowana Bradley. Przeszła na drugą stronę pnia i obydwoje zaczęli jeszcze raz zmagać się z tym cholernym drzewem. Gdyby odsunęli go o ten ostatni kawałek droga powinna być już wolna. - Taki masz super słuch, to gadaj, a potem wypad z naszego kanału. - zabrzmiała odpowiedź Czwórki, który jednocześnie wstał i podszedł do linii drzew, po stronie z której dobiegło go tak niepasujące do naturalnych dźwięków dżungli brzmienie. - Możliwy kontakt, mechaniczne odgłosy, kierunek wschodni, na razie brak ruchu. - poinformował, wchodząc między pierwsze drzewa i wycelowując detektor we wzmiankowaną stronę.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" Ostatnio edytowane przez Cohen : 08-04-2017 o 18:26. |
08-04-2017, 22:30 | #86 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena Ostatnio edytowane przez Zombianna : 08-04-2017 o 22:35. |
08-04-2017, 23:17 | #87 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
08-04-2017, 23:17 | #88 |
Reputacja: 1 | Jednak nie zawinął się i nie rzucił “nara”...to było takie miłe. Pytanie już mniej. Dziewczyna zaczerwieniła się, uciekając wzrokiem na ubłoconą wannę. Wcisnęła rękę między ich ciała i podstawiła mu ją po chwili na widok koło twarzy. Palce i śródręcze były czerwone.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
09-04-2017, 03:32 | #89 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 12 - Parchata Śmierć (Bradley) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; przesieka w dżungli; 900 m do CH Black 1 Czas: dzień 1; g 32:55; 5 + 60 min do CH Black 1 “Pussy Wagon” - Coś słabo ci ta prośba wyszła. Bo kazać to możesz coś reszcie tej swojej bandy. - Karl odpowiedział na kanale grupy Black ironicznym prychnięciem. Metoda zdobywania informacji przyjęta przez Black 4 podziałała podobnie jak wcześniej podobna użyta przez Black 1. Głos Karla zamilkł ale czy zmienił kanał czy po prostu przestał mówić tego nie było wiadomo. W międzyczasie Graeff podszedł do miejsca gdzie kiedyś wycięta w dżungli przesieka która sama z siebie była już rozróżnialna tym, że nie było w jej pasie rosnących pełnokalibrowych drzew a jedynie drobnica. Drobnica w skali lasu deszczowego czyli na piechotę nadal trudny do przebycia teren. Ale rozpędzony i prowadzony pewną ręką Krunt autobus jakoś sobie radził. Niemniej i tak było trochę chociaż jaśniej i luźniej niż parę kroków dalej w tej pełnowymiarowej dżungli. Owain przystanął te parę kroków dalej i wycelował detektor w miejsce gdzie wydawało mu się, że dochodziły odgłosy. Ściana gęstej roślinności utrudniała sprawdzenie czegokolwiek. Detektor nadal pykał miarowo nie pokazując żadnego niepokojącego ruchu. Na słuch też jakby przestał słyszeć cokolwiek od strony dżungli. Na jego ostrzeżenie zareagowali chyba tylko operatorzy pancerzy wspomaganych. Pozostała obsada autobusu jakoś nie reagowała zbyt znacząco. Siedzieli lub stali tam gdzie siedzieli lub stali przed chwilą obserwując jak dwa pancerze wspomagane zawahały się w swoich ruchach na ten alarm a główny zwiadowca całej grupy od razu staje się mniej widoczny ledwo zszedł z przesieki i zagłębił się parę kroków w ścianę dżungli. A w końcu wiedzieli, że tam właśnie wszedł i jest. Jak dobrze mogło być ukryte coś co mogło być gdziekolwiek wokół można było tylko gdybać. - Dawaj, kończymy to i spadamy! Już prawie koniec! - Bradley wydawała się być zdecydowana na dokończenie swojej pracy mimo wszystko. Ortega kiwnął głową i przesunęli wreszcie zarośnięte mchem i bluszczem drzewo o ostatni kawałek. Krunt widziała, że zawalidroga została uprzątnięta więc mogli ruszać dalej! Te z łoskotem łamiąc drobniejsze rośliny gruchnęło wzburzając tornado liści, błota i odłamanych gałązek. Jeśli gdzieś tam w dżungli nawet coś wydawało jakieś dźwięki to przez ten rumor i tak pewnie nie dałoby się usłyszeć. Drzewo potoczyło się albo zsunęło kawałek i Black 1 która była od strony dżungli odskoczyła i odbiegła by uniknąć przywalenia. Black 7 który nie musiał robić takich uników zaczął sięgać po swój ckm wciąż stojąc przy krawędzi przesieki. Ręczny detektor Graeffa nadal nie pokazywał nic prócz dwójki Parchów obok niego. Ale w jednym momencie wszystko się zmieniło. Detektor wykrył ruch co oznajmił błyskawicznym i coraz szybszym pykaniem. Ale źródło błyskawicznie zbliżającego się światła i ryk silnika rakietowego zauważyć już się dało nie tylko przy pomocy detektora. I Graeff i reszta Parchów zdołała zauważyć nowe niebezpieczeństwo ale już nic nie zdołali zrobić. - Bradley padnij! - wrzasnął Black 7 zaczął obniżać lufę właśnie dobytej ciężkiej broni. Black 1 która akurat kończyła swój odskok i jako chyba jedyna z całej grupy była tyłem do pędzącej rakiety i była najbliżej nie miała żadnych szans. Rakieta te kilkadziesiąt metrów pokonała zdecydowanie szybciej niż jakikolwiek człowiek zdołałby zareagować. Black 1 zaliczyła bezpośrednie trafienie przyjmując na siebie cały impet uderzenia. Duża sylwetka ciężkiego pancerza wspomaganego przez moment prawie całkowicie zniknęła w jaskrawej eksplozji. Siła podmuchu zarzuciła wszystkie Parchy i ich pojazd odłamkami i falą gorąca. Black 1 wyrzucona siłą uderzenia grzmotnęła bezwładnie, przebijając się przez krzaki i łamiąc pomniejsze młode drzewka jak wykałaczki i zderzyła się z impetem w burtę żółtego pojazdu. Siła uderzenia była tak duża, że pancerny kolos zniekształcił burtę w miejscu zderzenia po czym odpadł bezwładnie na gliniastą ziemię. Black 1 upadła na twarz więc teraz ku niebiosom były zwrócone zniszczone plecy pancerza. Fragmenty wokół dziury wciąż żarzyły się w miejscu gdzie poszarpana obecnie pancerna plaststal napotkała siłę większą od siebie. Pocisk nie przebił się na wylot więc po trafieniu w cel i przebiciu się przez pancerz wypalił go od środka na pozbawioną życia skorupę ze spieczonymi, doczesnymi resztkami Helen Bradley w środku. Obroża zareagowała bezbłędnie i precyzyjnie. Ładunki wewnątrz niej zdetonowały upewniając się, że Parch na pewno jest martwy. Status Black 1 też od razu zmienił się gdy pod jej zdjęciem kolorowe linie życia wyprostowały się w naprężone kolorowe nitki a jej ikonka została przysłonięta literkami KIA. Walka jednak nie skończyła się a dopiero zaczęła. Z dżungli posypały się serie z broni maszynowej. Pociski siekły po pniach wgryzając się w nie, lub odłupując gdy trafiły na drobniejsze gałęzie. Przedzierały się bez większych trudności przez blachy karoserii, wypruwały wykładzinę z siedzeń, wzbijały się z furą w gliniastą glebę i uderzały o parchowe pancerze. Krunt poczuła jak uderzenie pocisków rzuca ją z powrotem na fotel kierowcy. Zrobiło jej się słabo i pociemniało w oczach gdy ból zapanował nad jej ciałem. Ruszać a nawet oddychać było ciężko. Widziała jak jej pancerz, rękawice, kierownica, siedzenie i wskaźniki są uwalane czerwonymi rozbryzgami. Te które właśnie wytrysnęły i nadal wypływały z niej. Prawie. Prawie ją załatwili. Ale jeszcze nie. Jeszcze mogła z trudem ale jednak oddychać. Nash też oberwała. Siła uderzenia serii pocisków zwaliła ją z siedzenia na podłogę. Ale chyba była cała. Pancerz jakoś jednak wytrzymał. Kolejnym pechowym farciarzem był Zcivicki. Seria pocięła także i jego razem z blachami karoserii przy oknie której siedział. Pociski nie zdołały przebić się przez jego egzoszkielet z oznaczony numerem 0 ale zrzuciły go na siedzenia po drugiej stronie busowego korytarza. - Tam jest! - wrzasnął nagle Ortega i otworzył ogień w kierunku celu. Krzyczał raczej chyba odruchowo bo nie zabite Parchy też już zauważyły stanowisko strzelającej broni maszynowej. Już pierwsze serie Black 7 musiały w coś trafić a ciężkie karabinowe pociski cięły i kosiły krzaki i drobniejsze drzewka jak jakieś zapałki. Cel z każdym takim trafieniem robił się coraz bardziej widoczny, zwłaszcza, że sam też prowadził ogień do grupy Black samemu też kasując dotychczasową osłonę zieleni jaka go zasłaniała. Kanciaste, regularne kształty zdradzały jakiegoś drona lub robota o wymiarach pozwalających na zamontowanie dwóch czy trzech ciężkich broni piechoty. Sądząc z przekrzywienia sylwetki i braku ruchu który przy takim kontrogniu powinien mu nakazać elektroniczne algorytmy lub żywy operator musiał być pewnie uszkodzony. Nie na tyle jednak by nie otworzyć ognia gdy cel spełniał odpowiednie warunki. Black 4 miał nieco inną sytuację. Też już widział cel ale nadal miał w ręku detektor. Od celu dzieliło ggo z kilkadziesiąt metrów. Ale jako jedyny obecnie Parch nie był na przesiece. Drugi z nich, Black 7, był też poza busem ale o wiele bliżej i mógł liczyć, że wskoczy nawet jakby Black 5 zdecydowała się ruszyć od razu. On będąc o kilka ale jednak kroków w głębi dżungli nie mógł być tego taki pewny. Krunt po trafieniu nadal na w pół leżała na fotelu kierowcy ale jednak nadal też i żyła. Czuła się parszywie i wiedziała, że następne trafienie pewnie ją załatwi na dobre. Ale jednak mogła też i ruszać, tyle, że Siódemka stał dość blisko szoferki ale Czwórki nigdzie nie widziała. Nash leżała na podłodze autobusu gapiąc się w sufit. Żyła. I chyba wyszła z tego całego strzelania cało. Na razie. Zcivicki odzyskał oddech i wraz z nim swobodę manewru. Tak jak się spodziewał zostali zaatakowani. Black 1 nie żyła. Byli pod ostrzałem z broni ciężkiej. Ile tamten robot miał jeszcze rakiet nie wiedział. Dwóch Parchów było na zewnątrz pojazdu. Kierowca pojazdu właśnie oberwał i to poważnie sądząc po wykresach pod ikonką. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Haven - Hell; 1750 m do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 32:55; 110 + 60 min do CH Brown 3 - Eee… Jasne. Bierz co chcesz. - Mahler zawahał się chyba nie czując się w temacie ubrań, i to kobiecych i jeszcze różowych zbyt pewnie. W końcu więc przybrał ugodowy ton zgadzając się na pomysł Vinogradovej. Pocałunek i przyjemne słowa odebrał na pewno zdecydowanie raźniej i z wyraźniejszym zadowoleniem. - Też cię lubię Mayu. Nie sądziłem, że w tych Parchach może się trafić taka fajna dziewczyna. - powiedział przyciągając ją na chwile do siebie. Ale na chwilę. Teraz gdy jakby dostali wezwanie w ruchy marine wkradł się pośpiech. Ubierał się szybko też korzystając z dobrodziejstw szafy. Męskich ubrań było zdecydowanie mniej ale znalazł jakieś uniwersalne, bezpłciowe dresy. Poza tym spod nałożonego pancerza i tak niewiele z tego było widoczne. --- Spotkali się we czwórkę na dole. We czwórkę to z Elenio i jakiś starszy człowiek kurczowo ściskając częściowo zdewastowaną walizkę. Wyglądała jakby ktoś do niej strzelał. Starszy mężczyzna nie był Parchem bo nie miał Obroży ale też i nie był żadnym wojskowym. Nawet chyba żadnej broni nie miał. Właściwie wyglądał jak jakiś naukowiec, nauczyciel albo inny biurokrata. Obaj stali przed zamkniętymi drzwiami. Te były też na piętrze ale z innej strony klubu niż prysznic gdzie brali z Mahlerem. Napis “SECURITY CONTROL ROOM” był raczej jednoznaczny. Tak samo jak to, że są zamknięte, wyglądają całkiem solidnie, mają panel sterowniczy i kilka odciśniętych śladów podeszwy buta na sobie. - Dobra, to ja zasuwam do Karla a potem pomyślimy co dalej. - Johan pożegnał się z nimi i nie zapomniał na wyjściu pocałować czarnowłosą kobietę. Starszy pan który przedstawił się jako dr. astroarcheologii Saul Jenkins nie wydawał się tym jakoś poruszony ale Latynos się artystycznie wręcz skrzywił. - Uważaj na marynarzy złotko. To same niedobroty. Nie to co fajne chłopaki z Armii. - pokręcił ciemnowłosą głową Latynos nie darując sobie komentarza. - Dobra, możesz to jakoś otworzyć? Bo mi granatu szkoda. - powiedział szybciej jakby chciał zmienić temat wskazując na zamknięte drzwi. Brown 0 chciała i mogła. Mając dość komfortowe warunki pracy i bez presji czasu na karku tak proste zabezpieczenia jakie mieli tu w drzwiach pokonała właściwie od ręki. No a przynajmniej dla niej to była prościzna. Gdy drzwi otworzył się żołnierz który dotąd stał przy niej zerkając na korytarz i raz nawet odsuwając doktora pod ścianę jakby się bał, że mu pod lufę nagle wyskoczy teraz położył dłoń na barku dziewczyny i odsunął ją lekko wchodząc z wycelowanym przed siebie karabinkiem do środka. Ten środek jednak za duży nie był i szybko okazało się, że najwyraźniej morderczych obcych tu nie ma. Mogli więc we trójkę wejść do środka i zobaczyć jak ten środek wygląda i co tu działa a co nie. Pokój kontrolny nie wydawał się zbytnio odbiegać standardem od tego typu miejsc. Stanowiska z obrotowymi fotelami, monitory, holoklawiatury, system lokalnej komunikacji głośnikowej i wszystko to co ocalało z dotychczasowych walk. Nawet był kącik do robienia kawy, mała umywalka i wylany na fotel kubek zaschniętej już kawy. Kilka chwil obojgu operatorów wystarczyło by mieć orientację jak wygląda sytuacja. Elenio najbardziej interesowała łączność i kamery. Łączność co prawda była. Ale tylko tutaj w sterówce. Pewnie musiały być przekaźniki zniszczone. Czarne pola na schemacie oznaczały brak danych. Co prawda zwyczajnie linia do panelu mogła być gdzieś przerwana ale równie dobrze mogło oznaczać, zniszczenie tych przekaźników. Vinogradova zlokalizowała je na dachu. Udało jej się też znaleźć na schemacie rozpiskę z której wynikało, że w magazynie jest potrzebna część. Gdyby tam dotrzeć i zdobyć tą część można byłoby liczyć, że nadajniki da się naprawić. Obraz z zachowanych kamer dawał nadzieję, że sam magazyn został w miarę cały ale bez pójścia tam więcej to można było tylko zgadywać. Druga rzecz interesująca Latynosa to kamery. Tu sprawa była bardziej oczywista choć niekoniecznie tak radosna. Całkiem sporo kamer się uchowało. Właściwie na tyle sporo, że pojedynczy operator musiałby być dość skoncentrowany i czujny by ogarnąć na bieżąco obraz z tych wszystkich które działały. Mniej pocieszające było to, że Latynos najbardziej chyba liczył na kamery na zewnątrz budynku pokazujące podejścia do niego a te podczas walk i ostrzału oberwały najbardziej. Większość z nich nie działała. Za to im niżej tym więcej z nich działało choć też nie wszystkie. Nie było też żadnej kamery ze schronu który najwyraźniej był odcięty od sieci bezpieczeństwa reszty klubu. Z wszystkich działających kamer widać było ten samej obraz milczącego chaosu i porzucenia. Ściany, podłogi, korytarze, lampym i te świecące i nie. Oraz stoły i zwykłe biurka i stoły w kasynie i stojące i przewrócone, zasypane porzuconymi kartami, sztonami, ubraniami czasem błyszczącymi łuskami. Na podłodze były porzucone, nieruchome teczki, torby, zgubione przy ucieczce buty, ubrania i wymowne, nieregularne plamy i zacieki i krwistym lub brunatnym kolorze w zależności od materiału na jaki padły czy to ściana, kafelki, dywan, metal, szkło czy drewno. Tylko ludzi nigdzie nie było widać. - To co? Albo idzie ktoś po te przekaźniki albo czekamy na nich. - Patino spojrzał z zastanowieniem po krótkiej wymianie zdań z dwójką na zewnątrz i naukowcem siedzącym obok. Dr. Jenkins zgodził się pomóc przy kamerach czyli mieć oko tutaj i bawić się w operatora ochrony. Karl i Johan dotarli do wraku i jednak jakieś rakiety znaleźli więc mieli przy czym grzebać. Wydawali się ucieszeni możliwością uzupełnienia amunicji rakietowej do drona. Mogli wrócić w parę minut albo i kwadrans. Elenio rozważał chyba sprawę czy warto czekać na nich czy zaryzykować samemu tym co mieli teraz i tutaj. Gdyby obydwaj mundurowi z zewnątrz wrócili wyprawa razem na pewno byłaby bezpieczniejsza. Ale musieliby czekać aż wrócą. Mogli też spróbować “w międzyczasie” spróbować załatwić sprawę z nadajnikiem co powinno załatwić sprawę z odzyskaniem łączności. Ale była ich trójka z czego tylko jeden z nich nadawał się do eskorty pozostałych. I jak już to ich trójkę można było podzielić na parę sposobów albo i nie. W końcu właściwie nigdzie przecież nie musieli chodzić. - Ojej. - odezwał się nagle dr. astroarcheologii zwracajac na siebie uwagę pozostałej dwójki. Naukowiec zaś podszedł do kącika o robienia kawy ale gdy przechodził obok tablicy ogłoszeń ta ożyła. Wyświetliły się holoobrazy. Głównie głowy i twarze, czasem nieco więcej. Mężczyźni, kobiety, staruszkowie i dzieci, różnych ras i w różnych ubiorach. Niektóre uśmiechnięte wesoło jak z jakiegoś przyjęcia czy wycieczki. Jak jakiś sympatycznie roześmiany, walczący z nadwagą pan w okularach ujęty jakby w pracy gdy koledzy zgotowała mu urodzinową niespodziankę. Albo dziewczyna ubrana w sprzęt do wspinaczki na tle jakiejś ściany. Weseli i uśmiechnięci. Ale były też poważne zdjęcia prawie na pewno dosyłane do jakichś oficjalnych dokumentów. Jakiś mundurowy z wąsami i poważną miną spoglądając gdzieś w przestrzeń za ścianą sterówki. Starszy pan w garniturze o szacownym wyglądzie, że mógłby uchodzić za szefa jakiejś firmy. Były też zdjęcia chaotyczne, pełne nerwów i strachu. Płaczu i błagań albo pogróżek. Wszystkie jednak miały podobnie uchwycony głos i komunikat. ...Znajdźcie go!... Odszukajcie ją proszę was! Nie wiem gdzie ona jest!... Proszę się uspokoić i mówić do kamery. Spróbuje pani nie płakać dobrze? Bo się słabo nagra.... Nie było ich! Wróciłem do domu i nie było ich! Nie wiem gdzie są!... Siedzicie tutaj i nic nie robicie! A tam za drzwiami giną ludzie! My giniemy!... To jeszcze dziecko, jest głucha mogła nie słyszeć komunikatów albo jak ktoś ją woła, czy panowie to rozumieją?... Ale powiedz coś do kamery, jak powiesz twoim rodzicom będzie łatwiej cię odnaleźć. No nie wstydź się.... - O rany… - odezwał się znowu z przejęciem starszy naukowiec. Gdy kalejdoskop twarzy i głosów wyświetlał się i znikał zastąpiony kolejnymi doktor cofał się powoli przytłoczony chyba tymi obrazami zarejestrowanych tragedii. W końcu wycofał się na tyle, że automat tablicy ogłoszeniowej uznał za wystarczające by się wyłączyć. Latynoski żołnierz też miał niewyraźną minę i szukał czegoś wzrokiem na podłodze nie mając chyba pomysłu jak i co powiedzieć. - Nie ma ciał. Gdzieś je zabierają. Prawie nigdy nie zostają po nich żadne ciała. - powiedział w końcu Latynos wstając z fotela i biorąc w dłonie karabinek jakby z nim miał się czuć bezpieczniej. Potarł nasadę nosa i przymknął powieki. A tak. Gadali przecież przed chwilą o czymś.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-04-2017, 17:16 | #90 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Leżąc na podłodze Padre zmieniał magazynek na pełny z przeciwpancernymi. Zwykły wsadzając do ładownicy. - To PS z uszkodzonym FoFS. Black 6, reanimuj kierowcę. Potem jak dasz radę wal w sensory albo broń. Piątka jak będziesz na chodzie gaz do dechy. Nie ryzykować. Mamy za mały kaliber by poważnie zaszkodzić PSowi. Jest szansa, że za bardzo uszkodzony by za nami pojechać. Czwórka, siódemka wskakiwać. I modlić się by nie jebnął drugą rakietą. Wystawiając się tylko tyle ile to konieczne do strzelanie wziął na cel wyrzutnie rakiet. - Suka... - Jęknęła Black05, zapadając się głębiej w fotelu kierowcy. Dlaczego powiedziała akurat tak, a nie inaczej? To wiedziała tylko ona… ból był okropny, odbierał jej świadomość, wprost powalał. Wzrok szwankował, a ciało było zalewane krwią z dziur w jej ciele, oberwała zdrowo i była w niezłym szoku. - Autostimpack… - Jęknęła do własnego pancerza, by ten ją ratował, jednocześnie poruszając drżącą rękę w kierunku biegów Pussy Wagon. - Karabin… mam granatnik… granatnik… - Mówiła skołowana do pozostałych Parchów przez komunikator, wśród ich krzyków, jazgotu karabinów, całego tego bajzlu. Czuła gorąco zalewające ją od torsu w dół, własną juchę wypływającą z wielu ran. Wbiła bieg, mało przy tym z wysiłku nie rzygając. Drugą dłonią chwyciła za kierownicę, but jakoś znalazł pedał gazu. Ruszyła do przodu, w stanie przedśmiertnym, a jazda ta mogła okazać się jej ostatnią. Owain zanurkował między drzewka, zmienił magazynek na zwykły, po czym przekradł się do najbliższego pnia dostatecznie grubego, by zapewnić przynajmniej jednorazową osłonę. Wychylił się, przycelował i posłał kilka serii w pozostałe rakiety. - EMPnijcie gnoja w atmosferę, gnoje! - zasugerował przyjaźnie, przekrzykując terkot ciężkich karabinów obu stron. Mechanicznego napastnika zalała lawina ołowiu ze strony żywych przeciwników. Jadący postrzelany, żółty bus ze spalonym dachem odpowiadał zmasowanym ogniem przypominając ruchomą fortecę. Karabiny, karabinki i granatniki słały kolejne pociski w stronę nieruchomego celu. Dżungla wokół robota zagotowała się od eksplozji i siekącego ją ołowiu. Podłoga i siedzenia busa zasypywane były kolejnymi złocącymi się rozgrzanymi łuskami. Sam robot również obrywał co chwilę kolejne razy. Szybko zmienione na przeciwpancerne pociski z karabinu Black 0 trafiły i odłupały od robota najgroźniejszą jego zdaniem broń robota która upadła na jego strop. Kryjący się za drzewem Black 4 posłał też kilka bezpośrednich trafień w korpus mechanicznego przeciwnika. Widział jak tam mu coś odpadło czy przebiło się do środka. W tym czasie mimo ciężkiego stanu Black 5 zdołała uruchomić pojazd i ruszyła z impetem godnym prawdziwie rajdowego kierowcy. Kolejne kałuże, i błoto znów było rozchlapywanie przez koła żółtego autobusu a młode drzewka i krzaki taranowane przez pokancerowaną askę “Pussy Wagon”. Najgłośniejszym i chyba najbardziej efektywny trafieniem jednak mogła pochwalić się Black 8. Mimo bezpośredniego trafienia miała więcej wojennego farta niż Isabell i poza siłą która zrzuciła ją na podłogę nic właściwie jej się nie stało. Zdołała przeładować granatnik ładując go przeciwpancernym pociskiem. Następnie gdy się podniosła do pionu wycelowała z szarpanego już wybojami pojazdu naramiennym granatnikiem by posłać pocisk w zasypywany przez resztę grupy cel. Trafienie było chyba bezpośrednie bo robot zniknął w eksplozji błysku, ognia i dymu. Zaczynali już go zostawiać z tyłu za sobą gdy przez płomienie i dym unoszący się do zielonkawego baldachimu nad nimi zaczęły się pokazywać zdeformowane przez eksplozje robocie kształty. Podobnie jak i ich przeciwnik zaczął zostawać w tyle ostatni Parch będący poza jadącym coraz szybciej pojazdem z numerem 4. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |