Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 18:23   #85
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Post wspólny MG, Cohena, Mike'a, Zombianny, Buki

Przed częściowo zrujnowanym klubem Haven stał, częściowo zrujnowany i spalony żółty, szkolny bus z nabazgranym na burcie napisem “PUSSYWAGON”. Wewnątrz za siedzeniem kierowcy siedział leniwie rozwalony operator ciężkiego pancerza wspomaganego z grupy Black o numerze 7. Przy busie stała niewiele drobniejsza postać w podobnym ciężkim pancerzu o numerze 1. Reszta grupy Brown i Black wychodziła z klubu lub inaczej dochodziła do pojazdu. Czas się zaczynał robić wąsko krótki. Wedle każdej z Obroży grupy Black zostało im 10 min oryginalnego czasu, 60 min rezerwowego i około 2 km do przebycia.

Owain schował otrzymane magazynki do kieszeni pancerza, po czym ruszył na zewnątrz za Padre.
Tuż przed speluną stał wehikuł, który wcześniej zauważył z daleka. Wtedy wyglądał zdecydowanie lepiej i nawet chałupniczy tuning niespecjalnie podnosił ocenę pojazdu. No, ale był i podobno działał. To wystarczy.
- Parchy i parchy, autobus na linii Wybuchowa dekapitacja - Życie na kredyt odjeżdża teraz. Proszę wsiadać. Bez broni nie wpuszczamy. - rzucił beztrosko na otwartym kanale.

Padre wsiadł, rozejrzał się po wnętrzu i powiedział:
- Kto chce miejsce przy oknie?

Grupa Black skompletowała się w końcu w żółtym pojeździe. Poza nimi miejsce obok Isabell zajął Karl który przejął rolę pilota wycieczki. Pokierowana jego wskazówkami Black 5 dojechała niezbyt daleko od zjazdu na parking przed klubem. Tam gliniarz kazał jej zwolnić intensywnie wpatrując się w lewą stronę drogi która wyglądała jak jednolity pas dżungli taki sam jak non stop odkąd droga przechodziła z sawanny w ten tropikalny las.

- O. To tutaj. - wskazał w końcu glina na jakiś fragment lasu. Gdy Krunt zatrzymała pojazd okazało się to być słabo widocznym przecinką w ścianie dżungli. Wyglądało jak wjazd w polną drogę podobny z jakiego wyjechali wcześniej po naprawieniu żółtego pojazdu. Tyle, że bez drogi i znacznie bardziej zarośnięty. Obroża nadal w tym miejscu pokazywała jednolitą dżunglę.
- Dobra to kiedyś miało być nie wiadomo w sumie co bo jakieś przekręty z inwestycjami były i każdy miał inny pomysł. Więc w sumie nic nie powstało. Ale dżunglę wstępnie wykarczowano. Droga jest prosto na północ ale szczerze mówiąc nie byłem tam od lat więc nie wiem jak to wygląda teraz i co tam może być. Więc uważajcie. Ale nie wiem jak inaczej mielibyście dojechać jakimś pojazdem do waszego Checkpoint. Patrzcie na mapę kiedy się zatrzymać. Powinniście dojechać chyba na jakieś kilkadziesiąt metrów. Dalej musielibyście pewnie przejść. - policjant poinstruował jak to jest z tą drogą która drogą właściwie nie była. Na oko i rękę Krunt to się szykował niezły off road z taranowaniem krzaczorów w roli głównej. Dżungla jak dżungla, pewnie błota i wody pełna. Rozpędzoną maszyną była jednak szansa by to przejechać. No i rozpędzoną maszyną mieli jeszcze szansę by pokonać te 2 km w te ostatnie 10 min czasu podstawowego. Jednak duża prędkość nie sprzyjała rozpoznaniu i ułatwiała wpadnięcie na co czy kogokolwiek.

- Ja wracam do klubu. Powodzenia. Przyda wam się. - Karl pożegnał się i wysiadł z autobusu. Ruszył z powrotem drogą jaką dopiero co przyjechali. Obsada autobusu została wewnątrz przed wjazdem w dżunglowy tunel którego nie było na żadnej mapie.

- Znajdź ładowarkę, podłącz telefon - syntezator mowy wyręczył Nash w przesyłaniu informacji. Gapiła się na gliniarza z dziwną miną, by finalnie wzruszyć ramionami i dorzucić - Są tam linki z Super Bowl. Chcę obejrzeć. - parsknęła, zamykając komunikator.

- Spoko, pamiętam. - uśmiechnął się gliniarz i machnął przyjaźnie dłonią do Black 8. Potem Isabell ruszyła. Gdy zanurzyli się w półmrok gęstej dżungli znowu znaleźli się w innym świecie. Bus wierzgał na każdym wyboju, do wnętrza na kierowcę i pasażerów przez rozbite okna wpadały liście, gałązki i całkiem spore gałęzie staranowane przez pojazdy przedzierający się przez kolejne przeszkody. Widoczność była raczej słaba. Krunt widziała czasem i dłuższy kawałek ale często nie było za wiele widać za najbliższych krzaków jakie zdołały wyrosnąć w wolnej przesiece. Najbardziej ryzykowne było to, że nie było widać najczęściej w ogóle powierzchni po jakiej jadą. Więc gdy wjeżdżali w jakąś kałużę czasem płytką a czasem głęboką, że bagnista woda wlewała się na podłogę dość wysokiego w końcu pojazdu, Black 5 i reszta dowiadywali się gdy w nią wjeżdżali.

I nią i resztą pasażerów trzęsło na tych wybojach tak bardzo, że musieli się trzymać siedzeń a i tak wierzgali po nich jak bus po tej drodze. Głowy też rzucało im na wszystkie strony utrudniając koncentrację na czymkolwiek. Jednak mimo wszystko licznik odległości zaczął maleć. 2200 m… 1900 m… 1600 m… 1300 m… 1000 m… I to malał w takim tempie, że nadzieja rosła na to, że jednak zdążą w tym podstawowym czasie. Jednak gdzieś na tym 1 km od celu Isabell zahamowała gwałtownie, zatrzymując wóz. Wszystkimi rzuciło w przód ale po chwili sytuacja się uspokoiła. Okazało się, że drogę tarasuje przewrócone drzewo którego bus nie dałby rady ominąć czy przesunąć. Para Parchów w ciężkich pancerzach wspomaganych spojrzała na siebie i w końcu wyszła na zewnątrz bu usunąć przeszkodę.

Owain opuścił pojazd za Jedynką i Siódemką, rozglądając się dookoła i ruszył za nimi, sprawdzając tyły.
Gdy doszli do drzewnego szlabanu, a chodzące wózki widłowe wzięły się do pracy, Owain ominął przeszkodę i zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, przyklękając w błocie i sprawdzając teren po bokach i przed sobą detektorem.
- Te wasze fagasy powiedziały coś konkretnego o całym tym kramie? - odezwał się na ogólnym kanale, częściowo, by zabić czas, a częściowo licząc, że może trójka przydupasów Federacji okazała się lepszym źródłem informacji, niż jajogłowy wypłakujący sobie oczy za starymi kamykami.

Parchata 05 klepnęła od niechcenia dźwignię biegów w pozycję parkującą, po czym przyglądała się uprzątaniu drogi... ścieżki przed busem. Czas się kończył, bombki tykały. Odpaliła fajka, po czym podniosła się z siedzenia kierowcy, przechylając nieco w przód, w kierunku kręcących się przed pojazdem.
- Jak tam dziubaski, dajecie radę? - Zagadała.

- Ale wiesz, że te fagasy cię słyszą nie? - w słuchawkach grupy Black rozległ się głos gliniarza.

- Masz okazję sam się spytać. - burknęła Black 1 zmagając się do spóły z drugim operatorem pancerza wspomaganego. Drzewo musiało tu leżeć nie od wczoraj więc nieźle już wplotło się w poszycie lasu. Para operatorów ciężkiego sprzętu z trudem radziła sobie ślizgając się w miękkiej gliniastej glebie by przenieść zawalidrogę.

- Taa… Damy radę. - stęknął Ortega w odpowiedzi na pytanie Krunt. Widać było, że dają radę bo przestrzał robił się coraz większy. Choć szło im dość opornie to jednak chyba faktycznie powinni uporać się z tą przeszkodą.

Gdzieś w tym momencie gdy Black 1 i 7 zmagali się z zakleszczonym w błocie i obrośniętym zielskiem drzewem przenosząc go na pobocze a reszta grupy Black wciąż znajdowała się w busie Black 4 dostrzegł pewną nieprawidłowość. Detektor pykał uspokajająco więc, nie mogło chodzić o żaden ruchomy obiekt. A mimo to gdzieś w mrokach dżungli, po jednej stronie drogi usłyszał jakiś dźwięk. Coś co prawie na pewno nie było naturalnym odgłosami dżungli. Raczej brzmiało metalicznie lub jak jakiś mechanizm. Cichy i na granicy słyszalności więc albo bardzo daleko albo bardzo cicho. Brzmiało podobnie jak pancerze wspomagane obok ale kierunek w ogóle się nie zgadzał. I nie robił tyle hałasu z łamaniem gałęzi i jękiem przeciążonych serwomotorów. Owain wzrokiem nie był w stanie w tej chwili nic zlokalizować. Drzewo już prawie zostało przesunięte i droga dla “Pussywagon” była już prawie wolna.

Black 5 stojąc w swojej szoferce miała wrażenie, że poza rumorem jaki wydawała para opancerzonych pracusiów chyba słyszy coś jeszcze gdzieś z głębi dżungli. Coś co kojarzyło jej się z silnikami, metalem i mechanizmami. Siedzący przy rozbitym oknie Black 0 nie był pewny ale chyba jakby coś tam w dżungli oprócz mozolących się z takim trudem operatorów ciężkich pancerzy było coś jeszcze.

- Zaklinowało się gówno. - warknął rozzłoszczony Latynos z numerem 7 na pancerzu.

- Weź z tej i pchnij. Ja pociągnę z tamtej. Jak się przeważy to powinno pójść. - odpowiedziała tak samo zdyszana i zirytowana Bradley. Przeszła na drugą stronę pnia i obydwoje zaczęli jeszcze raz zmagać się z tym cholernym drzewem. Gdyby odsunęli go o ten ostatni kawałek droga powinna być już wolna.

- Taki masz super słuch, to gadaj, a potem wypad z naszego kanału. - zabrzmiała odpowiedź Czwórki, który jednocześnie wstał i podszedł do linii drzew, po stronie z której dobiegło go tak niepasujące do naturalnych dźwięków dżungli brzmienie.
- Możliwy kontakt, mechaniczne odgłosy, kierunek wschodni, na razie brak ruchu. - poinformował, wchodząc między pierwsze drzewa i wycelowując detektor we wzmiankowaną stronę.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 08-04-2017 o 18:26.
Cohen jest offline