Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 22:30   #146
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Seria z karabinu strzelca dopadła pierwszej z brzegu parki przyjemniaczków w śluzie, aż zaiskrzyło… wytrzymali to jednak, Night więc poprawił drugi raz, i dwóch Blorelin padło martwych z łoskotem pancerzy na podłogę. Wtedy też, Bix obrzucał resztę swoją własną bronią, po czym upuścił torbę z niespodzianką na podłogę, wiejąc w jasną cholerę… po chwili nastąpił kolejny wybuch, połączony z wyładowaniem elektrycznym oraz ogniem. W śluzie zrobiło się bardzo, bardzo nieprzyjemnie, i znów posypały trupy. Dwóch z nich jednak wybiegło z wrzaskiem, od razu waląc seriami w kierunku Bixa i Nighta. W pancerzach pokiereszowanych odłamkami, osmoleni od ognia… spudłowali. Obaj spudłowali z ledwie dwóch metrów. Za pierwszą dwójką było słychać kolejnych, ilu ich tam padło, ilu jeszcze żyło?

Fenn doskoczył do trójki przeciwników, dobywając miecza… a oni zamiast odpowiedzieć ogniem karabinów, skoczyli na niego z łapami, chcąc go pochwycić, obalić, i zabić. Suzh odpędzał się od ich bliższej znajomości mieczem, nagle zrobiło się jednak wyjątkowo ciasno, i nie miał ani jednej okazji, by zadać porządny cios ostrzem, poza odtrącaniem łap wyciąganych w jego kierunku… i nagle poczuł okropny ból w plecach, połączony z wystrzałem. Pewnie jeden z tych, których zostawił za sobą, wrednie do niego strzelił od tyłu.

Twarde z nich były konserwy. Night obserwował przedmiot, który wyrzucony ze śluzy odbił się dwukrotnie od ścian korytarza i potoczył po posadzce. Ze złośliwą satysfakcją stwierdził, że po ostatnich próbach otwarcia, z nazwy Space Combat Armor można już śmiało wymazać "Space". Tak pogięte i dziurawe, że o lotach w próżni mogły co najwyżej pomarzyć. Co więcej płyty klinowały się najprawdopodobniej w stawach i nie dało się prawidłowo złożyć do strzału - wytłumaczył spartolenie stuprocentowej sytuacji.
- Wycofaj się Bix, osłaniam - zniekształcony cyfrowym przetwarzaniem głos wydał komunikat.
Przez kilka uderzeń serca przeciwnicy mierzyli się wzrokiem, nim strzelec ponownie nacisnął spust i rozpętał gorące piekło. Unosząc się lekko nad podłożem, niesiony na błękitnych strumieniach z dysz jetpacka, cofał się pod wpływem siły odrzutu, aż zrównał z odnogą prowadzącą do warsztatu. Silnik kierunkowy zepchnął go w bok i strzelec zniknął za rogiem. Mógł tak długo.
Znalazła się. Całkiem już wytraciła prędkość i zatrzymała niemal pod nogami mężczyzny. Pozostając jeszcze w stanie chwiejnej równowagi, nie potrafiła zdecydować o wykonaniu ostatniego obrotu. Pirat pochylił się i podniósł zgubę na wysokość oczu. Była to głowa oderwana od reszty ciała, z żuchwą wciąż zwisającą na kawałku skóry i ściekającą po odłamku kręgosłupa mózgopodobną substancją. Kołysała się pod badawczym spojrzeniem opancerzonej postaci.
- Nieźle - Nightfall skomentował nawałnicę, którą wywołał Młot. - Brzydkie, cuchnące ścierwa.
Wyciągnął rękę z zaciśniętą pięścią w celu przybicia z Bixem "żółwika".
- A teraz jazda się opatrzeć. Nie wiem ile krwi nosisz, ale w kałuży na podłodze można już kaczki puszczać. Wy tam przygotować się! - uderzył w ścianę doradzając braciom Paddock zajęcie pozycji, jednocześnie upuścił łeb aliena wprost na but i kopniakiem odesłał drogą, skąd przyleciał. Poprawił chwyt karabinu, mecz się jeszcze nie skończył. Czujnie obserwował głębię korytarza.


- Aaa, że to - Bix pogardliwie spojrzał na rany - No, trochę boli. Dobra, idę. Ale zostaw mi kilku.
I Młotek poleciał szukać kogoś, kto go opatrzy. Może bracia Paddock będą coś mieli? Bo gdzie jest Doc to nie wiadomo.

Fenn właśnie znajdował się u wrót ciemnej dupy, normalnie powinien sobie z tymi chłystkami poradzić, bez jakichś większych dramatów. Ale w momencie kiedy wsparcie szfankuje, i nie osłania mu pleców? Ale tak naprawdę to jakie wsparcie? Był sam, mógł liczyć tylko na siebie. Jak mógł o tym zapomnieć? Nie było tutaj jego dawnego oddziału. Musiał to przyznać, miał przejebane. Sam przeciw pięciu i do tego w zasadzie otoczony. Na chuj znów zakładał ten pancerz?
Odwrócił się bokiem do środkowego, odpalił silniki odganiając jednego, i miał nadzieję też przypalając, i poleciał w stronę swojego pokoju po drodzę zamahując się mieczem na rannego w nogę sukinsyna.
Cóż, pewnie go załatwią, ale przynajmniej pomęczy ich trochę.
 
Raist2 jest offline