Seria z karabinu strzelca dopadła pierwszej z brzegu parki przyjemniaczków w śluzie, aż zaiskrzyło… wytrzymali to jednak, Night więc poprawił drugi raz, i dwóch Blorelin padło martwych z łoskotem pancerzy na podłogę. Wtedy też, Bix obrzucał resztę swoją własną bronią, po czym upuścił torbę z niespodzianką na podłogę, wiejąc w jasną cholerę… po chwili nastąpił kolejny wybuch, połączony z wyładowaniem elektrycznym oraz ogniem. W śluzie zrobiło się bardzo, bardzo nieprzyjemnie, i znów posypały trupy. Dwóch z nich jednak wybiegło z wrzaskiem, od razu waląc seriami w kierunku Bixa i Nighta. W pancerzach pokiereszowanych odłamkami, osmoleni od ognia… spudłowali. Obaj spudłowali z ledwie dwóch metrów. Za pierwszą dwójką było słychać kolejnych, ilu ich tam padło, ilu jeszcze żyło?
Fenn doskoczył do trójki przeciwników, dobywając miecza… a oni zamiast odpowiedzieć ogniem karabinów, skoczyli na niego z łapami, chcąc go pochwycić, obalić, i zabić. Suzh odpędzał się od ich bliższej znajomości mieczem, nagle zrobiło się jednak wyjątkowo ciasno, i nie miał ani jednej okazji, by zadać porządny cios ostrzem, poza odtrącaniem łap wyciąganych w jego kierunku… i nagle poczuł okropny ból w plecach, połączony z wystrzałem. Pewnie jeden z tych, których zostawił za sobą, wrednie do niego strzelił od tyłu.
Twarde z nich były konserwy. Night obserwował przedmiot, który wyrzucony ze śluzy odbił się dwukrotnie od ścian korytarza i potoczył po posadzce. Ze złośliwą satysfakcją stwierdził, że po ostatnich próbach otwarcia, z nazwy Space Combat Armor można już śmiało wymazać "Space". Tak pogięte i dziurawe, że o lotach w próżni mogły co najwyżej pomarzyć. Co więcej płyty klinowały się najprawdopodobniej w stawach i nie dało się prawidłowo złożyć do strzału - wytłumaczył spartolenie stuprocentowej sytuacji.
-
Wycofaj się Bix, osłaniam - zniekształcony cyfrowym przetwarzaniem głos wydał komunikat.
Przez kilka uderzeń serca przeciwnicy mierzyli się wzrokiem, nim strzelec ponownie nacisnął spust i rozpętał gorące piekło. Unosząc się lekko nad podłożem, niesiony na błękitnych strumieniach z dysz jetpacka, cofał się pod wpływem siły odrzutu, aż zrównał z odnogą prowadzącą do warsztatu. Silnik kierunkowy zepchnął go w bok i strzelec zniknął za rogiem. Mógł tak długo.
Znalazła się. Całkiem już wytraciła prędkość i zatrzymała niemal pod nogami mężczyzny. Pozostając jeszcze w stanie chwiejnej równowagi, nie potrafiła zdecydować o wykonaniu ostatniego obrotu. Pirat pochylił się i podniósł zgubę na wysokość oczu. Była to głowa oderwana od reszty ciała, z żuchwą wciąż zwisającą na kawałku skóry i ściekającą po odłamku kręgosłupa mózgopodobną substancją. Kołysała się pod badawczym spojrzeniem opancerzonej postaci.
-
Nieźle - Nightfall skomentował nawałnicę, którą wywołał Młot. -
Brzydkie, cuchnące ścierwa.
Wyciągnął rękę z zaciśniętą pięścią w celu przybicia z Bixem "żółwika".
-
A teraz jazda się opatrzeć. Nie wiem ile krwi nosisz, ale w kałuży na podłodze można już kaczki puszczać. Wy tam przygotować się! - uderzył w ścianę doradzając braciom Paddock zajęcie pozycji, jednocześnie upuścił łeb aliena wprost na but i kopniakiem odesłał drogą, skąd przyleciał. Poprawił chwyt karabinu, mecz się jeszcze nie skończył. Czujnie obserwował głębię korytarza.
- Aaa, że to - Bix pogardliwie spojrzał na rany
- No, trochę boli. Dobra, idę. Ale zostaw mi kilku.
I Młotek poleciał szukać kogoś, kto go opatrzy. Może bracia Paddock będą coś mieli? Bo gdzie jest Doc to nie wiadomo.
Fenn właśnie znajdował się u wrót ciemnej dupy, normalnie powinien sobie z tymi chłystkami poradzić, bez jakichś większych dramatów. Ale w momencie kiedy wsparcie szfankuje, i nie osłania mu pleców? Ale tak naprawdę to jakie wsparcie? Był sam, mógł liczyć tylko na siebie. Jak mógł o tym zapomnieć? Nie było tutaj jego dawnego oddziału. Musiał to przyznać, miał przejebane. Sam przeciw pięciu i do tego w zasadzie otoczony. Na chuj znów zakładał ten pancerz?
Odwrócił się bokiem do środkowego, odpalił silniki odganiając jednego, i miał nadzieję też przypalając, i poleciał w stronę swojego pokoju po drodzę zamahując się mieczem na rannego w nogę sukinsyna.
Cóż, pewnie go załatwią, ale przynajmniej pomęczy ich trochę.