Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 01:57   #108
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- P-pragnę…

https://www.youtube.com/watch?v=pS-gbqbVd8c


Pośród drzew było tak spokojnie. Strzeliste topole, wysokie buki, smukłe olchy. Gałęzie ich wszystkich powiewały na wietrze niczym tancerki odziane w szmaragdowe szaty z liści. Za muzyków miały świerszcze, które wygrywały swoje pieśni w wysokich kniejach otulających Jezioro Bodom. A także szum wiatru.
Wzmagał się z każdą chwilą.

Imogen Cobham przeszła już pół kilometra. Znalazła porzuconą torbę, naprawiła pasek i kontynuowała przechadzkę. Krok za krokiem oddalała się od quada, kierując w stronę cywilizacji.

Minęło kilka sekund. Duży, czarny motor wychynął zza zakrętu za jej plecami. Odskoczyła od niego, obawiając się staranowania. Już myślała, że machina będzie kontynuować swoją szaleńczą jazdę, jednakże zatrzymała się. Przeniosła wzrok na kierowcę. Był nim wysoki, szczupły mężczyzna. Pod jego oczami wykwitły cienie, a włosy w odcieniach jasnego blondu utraciły dawny blask… jednakże to był on.

Andreas Dircks.
Niegdysiejszy kapitan MSC Poesii.
Człowiek, którego wprowadziła w świat paranormalny pełen strzyg i potworów.
Członek Kościoła Konsumentów.
Ojciec jej dziecka.

- Imogen - wychrypiał. Uśmiechnął się z ulgą. W jego oczach tliła się wilgoć oraz blask zachodzącego słońca. - Znalazłem cię!

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy mężczyzna opuścił motocykl i podszedł, aby przytulić ją mocno.

- Jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tak, znowu - zażartował. Jednak spoważniał, kiedy na twarzy kobiety nie pojawił się ślad uśmiechu. - Usłyszałem, że… Ponieważ… To znaczy... - westchnął, po czym zaczął od początku. - Kościół Konsumentów jest w Helsinkach. I ma kontakty z tutejszą mafią… lecz to jest mafia straszniejsza od wszystkich innych. Valkoinen - dodał. - Macie kreta w Oddziale w Portland, członka Kościoła Konsumentów. Skontaktował się z Lotte Visser i dał jej dodatkową, fałszywą misję. Niczego nie mogła podejrzewać! Imogen, w tych wytycznych napisano, że jesteś podejrzewana o zdradę IBPI i konszachty z nami, a ja… nasza wspólna przeszłość jakoby ma to potwierdzać - dodał. - Lotte Visser miała bacznie się tobie przyglądać i reagować, gdybyś uczyniła coś podejrzanego na szkodę IBPI. Mogłaby cię nawet zabić. Nie mogła podejrzewać, że ta misja była tylko manipulacją! I że nie została ona zlecona przez faktyczne IBPI, lecz przez wrogów oddziału. Kościół Konsumentów stworzył ten plan, żeby was skłócić i spętać ręce wam obojgu. A może nawet całej waszej drużynie. Oni boją się ciebie i Lotte po tym wszystkim, co miało miejsce na Wyspie Wniebowstąpienia. A jako że Kościół Konsumentów ma tutaj swoje cele, to obawia się, że mogłybyście je nam pokrzyżować, działając razem. Z tego właśnie powodu postanowił napuścić was na siebie - Andreas mówił to wszystko jednym tchem. - Koniecznie muszę wiedzieć od kogo Lotte dostała tę misję! Kto jest członkiem Kościoła Konsumentów w Portland! To ktoś na wysokim stanowisku… i prawdopodobnie to on rok temu wpisał do Zbioru Legend Russela Hayesa, dając mu fałszywe uprawnienia. Wtedy wszystko się zaczęło. Imogen, pomóż mi!

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy mężczyzna wpatrywał się w nią… wpierw przenikliwie, a potem znowu z uczuciem.

- Valkoinen ma oczy wszędzie w Helsinkach - Andreas kontynuował. - Spostrzegł, że Lotte Visser wcale nie inwigilowała cię tak wnikliwie, jak było w planach. Po tym, jak wyszliście z muzeum i skierowałaś się do sklepu… zupełnie straciła cię z oczu. To nie uszło uwadze Valkoinen. Miała napuścić na ciebie tak wnikliwe sidła, że nie powinnaś nawet ruszyć się, nie mając jej gdzieś za plecami. Takie otrzymała polecenia od kogoś, kogo uważała za przedstawiciela IBPI. W każdym razie nie była wystarczająco ostra względem ciebie. Mafia uznała, że pierwotny plan zawiódł i trzeba was po prostu zlikwidować. Kościół Konsumentów wzbraniał się przed takim rozwiązaniem, bo… oficjalnie dlatego, bo nie chcieliśmy przyciągać specjalnej uwagi waszej centrali do Helsinek, a śmierć dwóch detektywów mogłaby to zrobić. A nieoficjalnie z tego powodu, gdyż… ja na to naciskałem. Bardzo mocno - dodał i właśnie tak pochwycił zimną dłoń Imogen. - Jednakże teraz Valkoinen nie wierzy, że Lotte Visser będzie mogła efektywnie blokować twoje działania. W rezultacie spuścili swojego ogara ze smyczy - dodał. - Dobrze się czujesz? Może powinienem wpierw zabrać nas w jakieś bezpieczniejsze miejsce?

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy przez twarz mężczyzny przebiegł cień złości, że jest przez nią ignorowany.

- Ich ogar miał zaatakować Lotte Visser i ją zabić, pewnie już to zrobił - dodał. - A potem… skierować się na ciebie. Może być tu lada moment! On cię szuka! Uciekłem z naszej kwatery i przeszukałem cały camping, całe Oittaa, aby cię pierwszy znaleźć. Na szczęście udało mi się… - jego mowa plątała się ze szczęścia. - Tak bardzo się cieszę, że dałem radę… dałem radę znaleźć cię na czas. Ochronię cię, Imogen. Obiecuję ci to.

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy spostrzegła diabelskiego ogara na drodze przed nimi.

Andreas obrócił się w ostatniej chwili. Nienaturalnej wielkości monstrum skoczyło.
- Imogen, uciekaj!
Mężczyzna padł na kolana i uderzył dłońmi o ziemię. Spomiędzy jego pięści zaczęły rosnąć ogromne, krystaliczne sople. Jeden za drugim, błyskawicznie powstawały, tworząc szlak biegnący na spotkanie ogarowi. Momentalnie zrobiło się zimno, kiedy autostrada lodu wyrosła przed dwójką ludzi. Wnet trafiła wilka. Niestety wystarczyła tylko chwila, aby ogar wyswobodził się z niej.
- Do cholery, Imogen! - wrzasnął Dircks. - Jak nie uciekasz, to mi chociaż pomóż. Na pewno masz przy sobie broń!

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy po dwóch minutach walki okazało się, że mężczyzna sam nie wygra.

Andreas dyszał ciężko. Otarcia na ramionach, kolanach, udach, wielorakie siniaki, rany, z których sączyła się krew… pomimo tego wszystkiego wciąż bronił Imogen przed ziejącym ogniem stworem. Z trudem utrzymywał się na nogach, jednakże nie pozwolił, by włos spadł z głowy Cobham. Szeroko rozstawił nogi i zaczerpnął powietrza. Ostatkiem sił zionął strugą zera absolutnego. Minus dwieście siedemdziesiąt trzy coma piętnaście stopni Celsjusza. Ogar zawył z bólu. Jego tułów złapany w strudze mrozu oplotła błękitna skorupa oparzenia. Dircks opadł na przedramienia. Był asem Kościoła Konsumentów po utracie przez stowarzyszenie Katariny Romanovej, którą własnoręcznie zatłukła Imogen. Jednak nawet on nie mógł równać się ze stworem z czeluści piekieł. Z nozdrzy i pyska wilka buchała para, a ogromne słupy ognia, które z siebie zionął mogłyby stopić Słońce. Jednakże lód Andreasa do tej pory zdołał go powstrzymać.
- Cobham, do cholery - mężczyzna plunął krwią. - Jeżeli kiedykolwiek, cokolwiek dla ciebie znaczyłem, to odezwij się wreszcie! I uciekaj stąd, długo go nie powstrzymam.

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy spomiędzy kłów buchnął kolejny obłok inferna.

Andreas rozpłakał się. Wyciągnął z kieszeni scyzoryk i przesunął jego ostrzem po swoim ramieniu. Głęboko ciął w skórze, mięśniach i tkance. Wystrzeliła fontanna krwi. A kiedy mężczyzna na nią spojrzał, skrystalizowała się z niej burza maleńkich kolibrów. Skrzydła z cieniutkiej tafli szkarłatu trzepotały gorączkowo. Przepiękne, pozornie delikatne, jasnoczerwone stwory pofrunęły w przestworza. Światło zachodzącego słońca dodawało im koloru. Otuliły Andreasa. Jeden z nich przysiadł na ramieniu Imogen i wpatrzył się w nią wyczekująco.

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy flotylla szkarłatnych kolibrów natarła na ogara.

Ich cienkie, ostre niczym diamenty skrzydełka bezlitośnie cięły ciało istoty z koszmarów. Wilk próbował się od nich opędzić, waląc na oślep łapami, lecz nie był w stanie. Andreas padł bez życia na ziemię tuż obok Imogen.

- Pragnę… - wychrypiał.

Wysunął z kieszeni kurtki szkarłatną fiolkę. Podsunął ją Imogen.

- Rz-rzuć nią… - wychrypiał. - O-osłabiłem go. T-to go z-znisz.. z-zniszczy…

Jednak Cobham milczała.

- P-podobno… s-słyszałem, że urodziłaś dz-dziecko. M-moje dziecko - mężczyzna jąkał się z bólu i wyczerpania. Z jego oczu płynęły łzy… które już nie zamarzały. Jako Paranormalium wyczerpał ostatnią porcję energii, jaką posiadał. Teraz Imogen mogłaby dotknąć go bez obaw, że poparzy ją zimnem. Jednak tego nie zrobiła. Nic nie zrobiła.

- P-pragnę j-ją kiedyś przytulić - rzekł. Jego wzrok przesunął się na niebo. Wyglądał dokładnie tak, jak wtedy, kiedy byli razem torturowani przez Romanovą. - W-wziąć ją na r-ręce.

Jednak Cobham milczała.
Nawet wtedy, kiedy Andreas próbował jej dotknąć, lecz nie był w stanie. Jego wysiłki przypominały udręczonego Parkinsonem starca.


- D-dlaczego? - zapytał ją.
- Los uwziął się na mnie - Imogen przemówiła. - Notorycznie nic mi nie wychodzi. Cokolwiek spróbuję, kończy się porażką.
- T-to nieprawda - rzekł mężczyzna. - S-spróbuj. P-proszę cię. Dla mnie. Dla nas. Dla naszej dziewczynki.
Podsunął jej fiolkę, jednak Cobham nie pochwyciła jej.
- Cz-czyli… przez cały czas t-to nie miało dla ciebie ż-żadnego znaczenia - Dircks wychrypiał.

Ogar roztaczał wokół siebie ciepło. Wył z bólu, kiedy kryształowe kolibry cięły jego ciało, jednakże… były stworzone z lodu.
Topniały.

- D-dla nas - łzy Andreasa wsiąkały w grunt. Spoglądał na fiolkę, której już nie był w stanie utrzymać w dłoni. Upadła na drogę i potoczyła się gdzieś dalej. - D-dla nas mogłabyś próbować raz za razem. N-nawet, gdyby nie wychodziło. M-mogłabyś znajdować siłę, m-myśląc o mnie i o n-naszej c-córc… - jednak nie dokończył, gdyż to słowo było dla niego zbyt bolesne. - T-tak łatwo ci to p-przekreślić? Tak łatwo… zrezygnować?
Na tym etapie Andreas już nie oczekiwał odpowiedzi.

Jednak tym razem Cobham nie milczała.

- Rezygnuję - rzekła.
Jej słowo zabrzmiało, jak dzwon.

Ogar wyswobodził się.
Posłał falę zniszczenia.
Obróciła wszystko na swej drodze w proch.

- P-pragnę… - Andreas wychrypiał po raz ostatni.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 09-04-2017 o 03:28.
Ombrose jest offline