Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 04:27   #549
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Więzień wrócił tam gdzie jego miejsce i chyba nikt się nie zorientował, że go nie było. Jedna dobra wiadomość na początek dnia… druga, jeżeli liczyć od momentu przebudzenia, a nie wyjścia z pokoju. Udało się załatwić problem bez wpadania w jeszcze większe tarapaty - choćby napatoczenie się akurat na Guido, albo którego z jego ludzi. Na razie prawie wszyscy Runnerzy grzali się i zbierali siły przed wypadem, rozlokowani w domu chebańskiej weterynarz imieniem Kate. Plama też gdzieś zniknęła, ale po słowach Rewersa o “zajmowaniu” szefa, można było przypuszczać, że kręci sie teraz przy nim i robi dobre wrażenie. San Marino zrobiła dobry uczynek, mogła go sobie odhaczyć na liście i wreszcie zająć swoimi sprawami.
- Krwawisz, niech Plama to obejrzy - mruknęła karcąco do Pazura, dla kontrastu przyciskając się do niego mocniej. Z głową opartą o jego ramię, wpatrywała się w krótkofalówkę. Parsknęła słysząc pytanie Boomer.
- Przerąbał sobie, co nie? - uśmiechnęła się do radyjka, widząc w głowie poruszającą intensywnie szczękami najemniczkę - Schodzi na złą drogę i gubi ją w ciemności. Dał się omotać… nie zrobię mu krzywdy - dokończyła odkładając ironię i przechodząc do powagi.

- No trochę mnie zacięła. Ale trochę. - powiedział Nix patrząc na rozciętą rękę. Sięgnął po coś do bocznej kieszeni spodni i po chwili wydobył z niego bandaż. Rozerwał paczkę zębami i zaczął owijać sobie jedną ręką drugą zranioną. Pracował w skupieniu przekazując krótkofalówkę narzeczonej. Szło mu wolno ale metodycznie raz za razem zawijał zranione miejsce.

- Oo… Znaczy nie. Przepraszam bo zaskoczyliście mnie. Gadam jak głupia! Gratulacje! Nie spodziewałam się. Po prostu… O rany… Ale numer… Tak! Znaczy tak dziękuję za zaproszenie. I że powiedzieliście i w ogóle. No pewnie, że będę! O rany ale numer… - Boomer po drugiej stronie eteru wydawała się wreszcie jakoś przełamać stupor zaskoczenia i chaotycznie zaczęła mówić, tłumaczyć się, dziękować nadal będąc chyba pod wielkim wrażeniem tej nowiny więc wciąż się plątała co chwilę próbując chyba powiedzieć na raz ze sto rzeczy od razu.

- Dziękujemy Emmo. Bez ciebie to by nie było to samo. No ale do tego nam ksiądz potrzebny - San Marino uśmiechnęła się kącikiem ust, patrząc na akrobacje narzeczonego. Radził sobie jakoś i powoli. Włączyła radio i powiedziała ciszej - Ten sierp był zasyfiony Pete… idź do Plamy. Może się zacząć paskudzić i co wtedy? Tak, mhm. To nic. Cięła płytko, gorzej obrywałeś. Nie ma się czym martwić i o co denerwować… ale proszę cię, daj to obejrzeć doktorowi. Skoro masz być moim mężem, muszę zacząć o ciebie dbać… i wybijać z głowy niemądre pomysły - pocałowała go dla podkreślenia słów.

- Nie spokojnie, pójdę do niej ale to tak tylko na teraz. - uspokoił narzeczoną oficer Pazurów ale dość niedbałym tonem bo jednak bandażowanie jedną ręką dość znacznie go absorbowało. Więc pocałunek trochę go zaskoczył ale bardzo przyjemnie. Uśmiechnął się zaraz potem i nie mogąc puścić bandaża puścił Emily chociaż oczko.

- No dziękuję, że pamiętaliście o mnie! I no tak ksiądz! No pewnie! Teraz rozumiem. A ja głupia myślałam, że to dla Alice! - Boomer chyba pacnęła się w czoło albo jakoś złośliwy trzask wciął się w eter co brzmiał bardzo podobnie. Najemniczka zamilkła na chwilę. - Ale naprawdę nie widziałam. - dodała po chwili przepraszającym głosem. - Przy moście nie było żadnego z koloratką. Chyba, żeby zdjął. - zawahała się jakby zastanawiała się nad czymś. - Spróbuję wziąć pod lupę biuro szeryfa. Tam czasem ktoś z NYA przyjeżdża ale nie do samego mostu. Jak jakiś będzie to na pewno wam powiem. I rany. Ale numer. I pamiętaliście o mnie. Tak się cieszę. Ojej… Ale ja nic dla was nie mam… Nie pomyślałam… - Boomer na chwilę jakby odzyskała zdolność racjonalnego myślenia gdy mówiła o obserwacji przeciwnika lub podobnym ale gdy temat jakoś jej zszedł na ślub znów dostawała słownego oczopląsu.

- Wystarczy że będziesz… że będzie ci się chciało przyjść. Będzie nam… bardzo miło - San Marino zapewniła szybko, uśmiechając się zdezorientowana. Prezenty? Po co prezenty? Jakie prezenty? - Pomożesz mi się uczesać i przygotować? Nie mam sukienki to chociaż… no nie będę straszyć jak zwykle - zrobiła się czerwona, wzruszając do Pazur ramionami mimo że ta nie mogla gestu dojrzeć.

- No pewnie, że będę! Za nic bym tego nie przegapiła! - zapewniła szamankę przez trzeszczące radio. - No jasne, że ci pomogę. - dodała łagodniej i uśmiech sympatii dało się słyszeć nawet przez krótkofalówkę. Nix zaś kończył chyba się bandażować, a przynajmniej tak to wyglądało. - Ach tak sukienka… - Boomer jakby znów się zawiesiła gdy uświadomiła sobie brak jednego z najbardziej charakterystycznych elementów ślubów jakim była biała sukienka panny młodej.

- To tylko ciuch… no i teraz to trudno o niego - San Marino straciła trochę zapału. Popatrzyła na Petera czujnie. On nigdy się nie hajtał, pewnie chciałby zobaczyć swoją żonę tak normalnie, jak się dawniej załatwiało śluby. Skrzywiła się i odwróciła głowę - Może ta laska co tu mieszka ma coś w szafie. Zobaczę. Obrączki… to się potem ogarnie. Są ważniejsze rzeczy - nagle wpadła na Pazura, obejmując go mocno.

- No tak, tylko ciuch, masz rację. - Boomer zgodziła się przez radio. Wydawała się zastanawiać nad czymś. Peter zaś przywitał się z przyszłą żoną obejmując ją jednym ramieniem. Drugim akurat właśnie chował końcówkę bandaża do kieszeni spodni skąd ją wyjął. Objął ją tym jednym ramieniem i przytulił uśmiechając się do niej.

- Nie przejmuj się jakimiś kieckami Emi. Dla mnie jesteś najpiękniejsza w tym czym akurat jesteś. - powiedział kończąc odpakowywać bandaż i obejmując jej kibić już pełnym chwytem. - Ale najpiękniejsza jesteś jak jesteś bez niczego. - szepnął jej prosto do ucha tak, że pewnie nawet Boomer nie powinna tego usłyszeć. Otarł się nosem i ustami przez jej szczękę kierując się ku jej ustom. - Ale tak pewnie ksiądz by nam nie dał ślubu. - roześmiał się wesoło a w oczach mieniły mu się wesołe iskierki.

Dziewczyna z Kalifornii wyłączyła radio, skupiając uwagę na Żywym obok. Zaśmiała się zaczepnie, okręcając się w jego ramionach żeby stanąć z nim twarzą w twarz.
- Nie dowiemy się póki nie spróbujemy. Dalton nie będzie robił problemów, ani zasłaniał oczu. Nie ślubował nic, żadnej tam czystości czy czegoś. Pójdę z tobą na łódkę bez niczego - przybliżyła się, szepcząc mu w usta i patrząc w oczy - No dobra, może wezmę nóż, tak dla bezpieczeństwa. Jakoś muszę cię bronić jakby coś nagle wyskoczyło… na przykład jakiś złamas - parsknęła - albo dwa złamasy. Jesteśmy teraz jednej krwi, ja i oni… a obrączki mogą być nawet z zawleczek od grantów. Ważne że od ciebie - pocałowała go krótko.

- Ty? Ty chcesz mnie bronić? - komandos z Pazurów uniósł do góry brwi patrząc rozbawionym i trochę ironicznym wzrokiem. - Och, Emi, jesteś niesamowita! - roześmiał się i bez trudu nagle złapał ją i podrzucił w górę tak, że poszybowała chyba z dobry metr w górę. Opadła zaraz na dół w już czekające dłonie Nixa. Ten płynnie złapał ją i przechylił w tył, wyginając ostro do ziemi, tak, że jej włosy prawie muskały drewniany chodnik w ganku. I pocałował ją wtedy chętnie, mocno i mokro.
- O złamasów się nie martw. Albo raczej tak, chroń, ale ich przede mną. - powiedział podnosząc ją z powrotem do pionu ale wciąż trzymając jakby tańczyli. Machnął tylko ręką gdzieś w stronę domu Kate gdzie pewnie byli Bliźniacy. Chyba uważał, że gdyby było trzeba to poradzi sobie z nimi. Trzymał ją znowu obydwiema dłońmi za jej kibić. - No jakby nie wyszło z księdzem to nie bój się, spróbujemy z szeryfem. Wydaje się być w porządku. - zgodził się na plan rezerwowy z szeryfem udzielającym im ślubu zamiast wojskowego kapelana z NYA.

- Oczywiście że niesamowita! I bystra i jeszcze wieszczy! - zgodziła się łaskawie, wyplątując z jego ramion. Pchnęła go w pierś, odsuwając od siebie i z szerokim wyszczerzem położyła pięści na biodrach - I będę cię bronić, ktoś musi . A co, myślisz że jak ktoś nie ma za sobą treningu u Pazurów i jest z gangerem to od razu go rozłożysz na łopatki jednym pierdnięciem? - udała wzburzenie, mrużąc oczy - No co, panie podporuczniku, my tu wszyscy dla ciebie cywilbanda do kopania rowów, tak?

- Oni wszyscy tak. Na nich bym nawet nie spojrzał i nie pamiętał na drugi dzień. No chyba, żebyśmy się strzelać mieli. - Nix najpierw się trochę zdziwił tym odpychającym ruchem i ironią przyszłej żony ale zaraz uśmiech zadowolenia wrócił mu na twarz. Odezwał się zgadzając się łaskawie ruchem głowy i machając obojętnie w stronę ściany gdzie znajdowali się inni głównie Runnerzy. - Ale ty. - uśmiechnął się szerzej idąc w stronę czarnowłosej kobiety. - Ty sprawiasz, że to miejsce jest wyjątkowe. I jesteś niesamowita. - dodał wciąż chyba będąc w świetnym humorze i wciąż idąc w stronę Otero.

- Zawsze musisz gadać o tym strzelaniu? - przewróciła oczami, podnosząc gardę w pozycji obronno-zaczepnej. - Skoro jestem taka niesamowita, super i wyjątkowa to myślisz że ot tak zaciągniesz mnie przed ołtarz? Musisz się trochę wysilić… tym razem w innym tańcu - Uśmiechała się szeroko - Chyba nie boisz się takiego pojedynczego gangera, co? Spoko, jesteśmy sami, nie narobię ci siary.

- Daj spokój Emi… - Nix zatrzymał się widząc swoją narzeczoną przybierającą bojową postawę. Uniósł brwi kładąc swoje ręce na biodrach. Trochę się uśmiechał a trochę jakby zastanawiał. Ale Runnerka wymusiła na nim reakcję uderzając pierwsza. Pazurowi zostało albo zrejterować albo przyjąć wyzwanie. Wybrał to drugie rozwiązanie i walka zaczęła się na dobre.

San Marino zepchnęła Pazura do defensywy. Ten zasłaniał się przed jej ciosami ale w pewnym momencie kontratakował. Choć niezbyt skutecznie. Chyba chciał stąpnąć na jej buta i prawie mu się udało. Jednak mokre błoto okazało się w tym miejscu nieco bardziej zdradliwe i na ułamek sekundy Nix stracił pełnie kontroli nad balansem swojego ciała. Emily wykorzystała to przebijając się przez jego obronę i uderzając pięścią w żołądek. Najemnik stęknął i oderwał się od niej. Krążyli wokół siebie z pół obrotu gdy Czacha zaatakowała ponownie. Jej pięść poszybowała przez powietrze razem z błyskawicznym wypadem ciała do przodu. Ale teraz przydarzyło jej się prawie to samo co moment temu Nixowi. But zagłębił się w jakimś głębszym miejscu i pięść co prawda sięgnęła celu, ale zeszła po żebrach otulonych kurtką i pancerzem. Czuła, że jej cios ledwo musnął najemnika prawie nie robiąc mu krzywdy i pewnie ledwo go poczuł.

Nix jednak znów spróbował ten swój trik i tym razem mu się udało. Jak szybko przekonała się szamanka nie chodziło o jakieś gówniarskie zabawy tylko początek jakiegoś kombo. Gdy but Pazura przydeptał jej but, jego ramię uderzyło ją w obojczyk a on jakoś przewinął się przy niej napierając jednocześnie na nią tak, że straciła równowagę. Gdyby nie przydeptana noga wystarczyłoby jej cofnąć czy odskoczyć by odzyskać swobodę manewru a tak poleciała na plecy. Nix próbował od razu wykorzystać korzystniejszą sytuację w jakiej się znalazł i rzucił się naprzód by pewnie wsiąść na sparingpartnera. Ale jednak napotkał na barierę z odpychających nóg San Marino której nie mógł sforsować tak lekko więc chwilowo przynajmniej jego atak utknął.
Pazur próbował znów ominąć barierę zrobioną z kopiących i odpychających nóg San Marino gdy szamanka nagle wykonała zaskakujący go wyrzut dolnej połowy ciała i jej nogi oplotły tułów najemnika. Siłą rzeczy prawie od razu zmusiło go to do przyklęknięcia na ziemię gdy wylądował między jej nogami. Emily wyprostowała nagle nogi przez co Nix znalazł się jakby w dziadku do orzechów zrobionym z jej ud. Nacisk na jego boki musiał być ogromny bo stęknął zaciskając zęby i na moment unosząc twarz ku niebu. Ale przezwyciężył słabość i ryzykowny plan Emily by osłabić sparingpartnera teraz obrócił się przeciwko niej. Pozbawione oparcia nogi były trochę słabszą przeszkodą dla ramion najemnika niż gdy były oparte o ziemię. Jego łokcie milimetr po milimetrze zdobywały przewagę, zaczynał się wyślizgiwać z matni, jego jedna noga coraz wyżej i mocniej uwalniała się z objęć ud San Marino i w końcu stało się! Nix się wreszcie uwolnił! Ale to oznaczało, że Emily też już jest wolna. Choć nadal leżała na plecach a Peter klęczał wciąż w pobliżu niej to jednak oboje mieli o wiele większą swobodę manewru niż przed chwilą.

Nożowniczka zarechotała jak szurnięta, czyli bez odchyłu od normy. Szczerzyła zęby przez przyspieszony oddech i gapiła się na Pazura. Nieźle, naprawdę nieźle się spisał. Mogli się tak szarpać jeszcze długo i miała wątpliwości kto by wygrał.
- No może być - powiedziała łaskawie - Popracuj nad refleksem, bo się ruszasz jak emeryt, ale poza tym… no może być. Nie masz się czego wstydzić - zamachała wesoło stopą, zakładając nogę na nogę.

- A ty nad techniką bo machasz odrostami jak paralityk. - Peter wciąż klęcząc w błocie nadal ciężko dyszał uśmiechał się jednak do leżącej przed nim kobiety. Chyba nie miał zamiaru wykorzystywać sytuacji, że odpuściła bo coś nie ruszał do kolejnego ataku widząc, że i ona spasowała. Powiódł oczami po jej położonej przed nim nodze w ubłoconych spodniach i w końcu się ruszył do przodu. Choć znacznie wolniej. - Ale no na tym polu też jesteś świetna - pokiwał głową i przesunął dłonią po jej spodniach zaczynając od okolic buta i kierując się do kolana. - Ale szczerze mówiąc Emi wolałbym z tobą pocić się przy innych ćwiczeniach. - uśmiechnął się i jego dłoń zaczęła wędrować po udzie szamanki kierując się ku jej biodrom.

- Mhmm, dałam ci fory żebyś się nie przestraszył i nie uciekł sprzed ołtarza. Musiałabym cię potem szukać i gonić… a dość się już nalatałam dziś za zbiegami - na bliźniakową modłę sprzedała odpowiednią wersję, obserwując wędrówkę ciepłej ręki. Nagle błoto przestało ziębić plecy, a robale wkurwiać.

- Oj Emi no coś ty! Przecież bym cię nie zostawił! - Nix popatrzył na leżącą na plecach kobietę z wyraźnym wyrzutem w oczach, że tak o nim myśli. Oparł się przy tym piersią o jej kolana zawieszając się trochę na jej nogach swój ciężar.

- W innych.. a niby w jakich? - udała głupią, przekrzywiając kark aż chrupnęło. Przecząc pytaniom powiodła dłońmi po kościanym pancerzu od góry piersi aż do brzucha. Tam zrobiła przystanek, rozpinając spodnie.
- I to ty jesteś świetny… we wszystkim. Przy tobie chce się… zostać żywym - mruknęła czule.

Twarz zawiesiła mu się gdzieś nad biodrami Otero, ale uwagę dość szybko przykuła mu ubłocona dłoń kobiety sunąca po jej czarnym i zachlapanym brązowawym błotem ubraniu.
- E tam, świetny, nie świetny, czegoś tam w tych Pazurach uczą. - mruknął trochę rozkojarzonym tonem pochłonięty obserwacją dłoni narzeczonej rozpinającej swoje spodnie. - I nie wiesz jakie ćwiczenia? - uniósł nieco ironicznie brew chyba świetnie zdając sobie sprawę z flirciarskiej zagrywki Emily. Zaczął przesuwać się niżej ku jej rozpiętym spodniom. - A na przykład takim. - powiedział i pocałował te odsłonięte przez zamek i guzik miejsce. Odsunął palcami co się dało i znów pocałował tym razem z dodatkowym użyciem języka. - No albo takim. - szepnął trochę zachrypniętym głosem gdy przesunął się nad jej ciałem by sięgnąć do jej ust które też pocałował. Najpierw samymi wargami, subtelnie i delikatnie jak na przywitanie wypadało, ale zaraz zrobił się bardziej zdecydowany nasycić swoje pragnienie.
Błoto i kamienie nie przypominały wygodnego łóżka, ani nawet prowizorycznego posłania z kurtek. Zasyczały rozsuwane suwaki, zaklekotały otwierane paski. Skrzypnęły drzwi na ganku, ktoś wyszedł, ale oni już tego nie słyszeli, pochłonięci ćwiczeniami wymagającymi o wiele więcej wysiłku i najbliższego możliwego dystansu.




Cała rozmowa z gospodynią i jej chebańską ochroniarz była dla San Marino... dziwna. Kate co chwila traciła wątek, wystarczyło walnąć czymś innym niż robale, a już robiła wielkie oczy i aż się zatykała, wodząc wybałuszonymi oczami po pozostałych kobietach. Dała im jednak to, co potrzebowały. Otero ostrożnie zawinęła kieckę, marynarkę i rękawiczki, uważając aby ich nie usyfić. Szybki numerek z Peterem zostawił na jej ciuchach warstwę błota, ale to się nie liczyło. Na samo wspomnienie Pazura, skrzywiona gęba złagodniała.
W tym czasie lekarka przyglądała się im z boku, a maska poważnego lekarza skutecznie skrywała wszelkie negatywne emocje.
- Nie, skoro przyniosła je burza raczej nie są z bunkra. Chodziło mi o to, co jest pod ziemią. Coś się tam... zagnieździło, chłopaki i Schroniarze mieli z tym kontakt. Postaram się zrobić zdjęcia i ci podesłać. Konsultacja specjalisty zawsze jest w cenie... i tak, za Guido który był tu w zimie. Przyjaźń, zaufanie, troska, człowieczeństwo, miłość - pewne zwroty nigdy nie powinny ulec dewaluacji, bez względu na pierwiastki otoczenia. - uśmiechnęła się uprzejmie, po czym uniosła nieznacznie brwi - Im więcej w kimś zła, tym bardziej trzeba go kochać. Pokazać inne ścieżki, kompletnie nowe podejście. Alternatywne spojrzenie na drugiego człowieka. Przecież to dla miłości ludzie zostali stworzeni, to ona jest w życiu jedynie najważniejsza i człowiek jest nieszczęśliwy naprawdę tylko przez jej brak. Więc jej szuka - jeśli ma wiarę, że znajdzie, że można ją znaleźć. Więc myli się, więc błądzi, więc bywa często ślepy albo po prostu nie widzi w sposób doskonały. Mylić się jest rzeczą ludzką. Ideały nie istnieją, a on... jest dla mnie taki dobry i ciepły. Szarmancki, cierpliwy, opiekuńczy, mądry i czuły. Nigdy nie podniósł ręki, nie zrobił krzywdy, ani przez niego nie płakałam. Potrafi mnie zaskoczyć, niewielu się to udaje - uśmiech stał się nieobecny, wzrok dziewczyny powędrował do okna.

- No blizny -nożowniczka przewróciła oczami - Nie każdy żyje bezpiecznie na uboczu, ukryty wśród lasów i za plecami ludzi podobnych jej - wskazała brodą ponurą brunetkę - Albo Daltona. Walczysz w pierwszej linii, obrywasz. Zostają ślady... czasem ktoś ci je robi specjalnie. Nie znikają, nie da się ich pozbyć. Po latach już nie da się ich ukryć. Każda jest pamiątką, nauką. Wspomnieniem, ostrzeżeniem. Lekcją na przyszłość - parsknęła, patrząc na owinięte bandażami ręce - Nie no, spoko. Pogadam z Boomer, ona coś wymyśli na te włosy. Wystarczy miednica i wiadro z wodą. I tak zajebiście pomogłaś z tymi ciuchami. Dzięki... i jak chcesz to wpadaj jak się będziemy hajtać. Brzytewka, łap ciuch, idziemy się ogarniać. Znajdź Emmę, ma krótkofalówkę to się dogadacie - uśmiechnęła się prawie jak człowiek, otaczając rudą ramieniem. Sępiła na Kate aż ta wyszła z pokoju i potoczyły się za nią na dół. Tam uwolniła rudą lekarkę spod kurateli, znikając za progiem. Pokręciła się po domu, aż wreszcie znalazła Bliźniaków, rozłożonych na poduchach, kocach i stercie kurtek. Zalegli w bliskim sąsiedztwie pieca, paląc skręty i naradzając się cicho.
- Co wy knujecie, złamasy? - Otero kucnęła przy nich, mrużąc czujnie oczy i gapiąc się podejrzliwie. Splunęła na ścianę i westchnęła - Ogarnijcie się, bo chciałabym żebyście byli obok jak się będę hajtać. Jesteśmy rodziną, nie? I będzie mi w chuj miło... i... ja pierdolę - wyciągnęła zmaltretowanego faja. - Dajcie wódki...
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline