Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 16:18   #148
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc spojrzał na Lexi, a potem na zgromadzoną grupę. Mężczyznę i kobietę z dzieckiem.
Nie był zadowolony. Szukał siły z którą mógłby odnaleźć członków drużyny i wypędzić bandziorów od Feniksa. A nie trójki wystraszonych uchodźców.
- Noo... szlag by to trafił.-mruknął pod nosem do siebie. I zwrócił się do Lexi.-To może i w miarę bezpieczne miejsce, ale jakbym szukał bezpieczeństwa, to bym… pewnie zatrzasnął się na statku. Mam Vis, Leenę… mam całą załogę do odszukania i wolałbym odbić tą stację, a nie kryć się po kątach ze strachu.
Po czym zwrócił do się mężczyzny.- Bez urazy oczywiście…. Bronisz swojej kobiety przed niebezpieczeństwem, co jest godne pochwały. Ale moi towarzysze zostali po drugiej stronie tych drzwi.

- No cóż… tymi drzwiami już chyba nie wyjdziemy - Odpowiedziała Lexi, wzruszając ramionami - To jedyne z Ambulatorium...
- Są jeszcze kanały! - Pisnęła nagle mała dziewczynka.
-Super… w takim razie wiem którędy wyjdę. Tyle że jeszcze nie wiem gdzie iść. Macie jakieś sugestie, gdzie powinienem się skierować?- zapytał Dave.
- Ty? - Zdziwiła się Lexi - Czy może raczej my? - Wyszczerzyła ząbki, po czym dodała - Masz jakieś granaty?
-Nie będę ciągnął tego faceta i dziecka i jego matki. Są zamknięci i są bezpieczni. Nie mają powodu by się narażać. Ty natomiast… jeśli chcesz, to zapraszam- stwierdził Bullit spoglądając na mężczyznę i zastanawiając się czy zaprzeczy jego słowom.-Mam jeden grawitacyjny. Ale skoro siedzimy w ambulatorium, to weźmy tyle medkitów ile zdołamy wziąć. Może będzie okazja kogoś podleczyć.
- Ja zostanę, w końcu ich tu samych nie zostawię - Powiedział typek.

Po kilku chwilach udało się zebrać 5 medkitów, które wylądowały w niewielkim plecaku. Bullit był gotowy do dalszej rozwałki, Lexi również była gotowa, więc nie pozostawało nic innego, jak wcisnąć się w wentylację bazy… i naprawdę było cholernie ciasno. Dzięki niej jednak byli w stanie opuścić Ambulatorium, pozostawało jednak podjąć decyzję przy pierwszym rozwidleniu, czy wychodzić już na korytarz, czy może pełznąć dalej wentylacją w kierunku najbliższych pomieszczeń mieszkalnych.

Pomieszczenia mieszkalne wydawały się Docowi bardziej sensowne, bo wychodzenie na korytarz było wystawianiem się na odstrzał. Więc tam się skierował. Gorzej, że nie wiedział co dalej. Nie chciał wywoływać kogokolwiek bojąc się narazić. Nie wiedział gdzie szukać Vis, ani reszty… a co gorsza Lexi nie wydawała się wiedzieć gdzie tu siły asteroidy stawią opór napastnikom.
Niestety w pomieszczeniu owym, do którego Doc i Lexi dotarli nie było nic… Nic użytecznego w każdym razie. Bullit jakoś nie miał ochoty na przeszukiwanie czyichś rzeczy w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Był może piratem, ale nie pospolitym złodziejaszkiem. Pozostało więc wczołganie się z Lexi z powrotem do wąskich i brudnych szybów wentylacyjnych wraz z całym ich sprzętem i klnąc pod nosem przedzierać się z powrotem przez ciasne zakręty w tym klaustrofobicznym otoczeniu.

Nic dziwnego, że brudny i poobijany Doc z ulgą opuścił wentylację i z radością rozprostował kości obiecując sobie, że szybko tam nie wróci.
Wydostali się z zamkniętych pomieszczeń, ale nadal byli dwójką uzbrojonych ludzi w bazie pełnej wrogów i nie wiedząc, gdzie jest reszta. Co zresztą Bullita bardzo irytowało.
Pewnie mógł się skomunikować poprzez ich komunikatory, ale… nie ufał technologii. Ktoś mógł podsłuchiwać ich częstotliwości.
Bądź co bądź Doc pod całą tą skorupką cywilizacji był rewolwerowcem z Axionu. Plany dzikiej i prymitywnej.
Był też przyzwyczajony do działania samemu. Owszem zdarzało mu się działać w różnych bandach, ale to były tymczasowe sojusze. Nawiązywały się na konkretne akcje i rozwiązywały po nich. To tutaj… było chaosem, nad którym nic nie panował.
Gdyby Doc miał na głowie uratowanie tyłko swego tyłka, nie byłoby problemu. Ale na głowie miał kuperek Vis i… pozostałych członków załogi, choć taki Night, Bix i Leena potrafili o siebie zabdać.
Dlatego też skierował się tam, gdzie spodziewał się zastać Darakankę.


Doc wraz z Lexi zaczęli więc skradać się korytarzem w kierunku “Salki” i kuchni, nie wiedząc, iż pakują się prosto w totalną kabałę. On przy jednej ścianie korytarza, ona przy drugiej, z karabinami gotowymi do strzału, a lufą skierowaną tam, gdzie i kierowali wzrok.

I nagle prosto z “Salki” wyszedł jeden z tych palantów na korytarz, spoglądając z rozdziawioną gębą na skradającą się parkę. Bullit miał jednak szybkie palce i szybką reakcję, nim więc przyjemniaczek zdołał drgnąć, oberwał w tors, a Lexi poprawiła w biodro. Typek zginął, choć same strzały, oraz jego przedśmiertny jęk, zaalarmowały chyba jego kumpli. Od wspólnej sali, a i chyba z kuchni, rozległy się wrzaski w obcym języku i łomoty biegających buciorów.
- Za mną.- syknął Doc i pognał do tyłu. Potrzebowali się cofnąć i… może wrócić do statku? W każdym razie i tak wygodniej byłoby im odpierać ataki zza winkla. Więc Bullit tam się właśnie skierował.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline