Przez długą chwilę Szkiełko pocił się i trudził, żeby poznać wielce w jego mniemaniu obiecującą zawartość żelaznej skrzynki. Niestety nadaremno. Zamek, mimo całego złodziejskiego kunsztu Leopolda, nie ustępował. Co gorsza, Szkiełko w pewnym momencie poczuł na szyi mrowienie. Znak, że znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie. Wolno odwrócił głowę i spojrzał wprost w bezdenne otchłanie pustki znajdujące się w wpatrujących się w niego oczodołach demona. Zachował się tak, jakby nie było go przy skrzynce i niemal w tym samym momencie znalazł się w progu. Tuż obok wycofującego się Zinggera.
- No - demon, po odpędzeniu złodziejaszka był najwyraźniej zadowolony z siebie. - Ale z niego gnida, co? Tak za moimi plecami. Nie zagadujcie mnie, bo się pogniewam! A jak zwabiłem ten kościsty deser? Sam wlazł, na tych trzech kulasikach. Haha! Po prostu istoty o tak małych mózgach, znajdujące się na tak niskim poziomie rozwoju intelektualnego jak on, czy wy, nie są w stanie pojąć pewnych złożonych aspektów... Hahaha. Uhahahau! Też nic nie rozumiecie? Więc wynoście się, kurze móżdżki! Nie zdradzę Wam moich sekretów! - na koniec ryknął przerażająco. Z sufitu posypały się drobinki zaprawy i smużki kurzu. Przebywanie w piwnicy stawało się niebezpieczne. Jakby do tej pory nie było...