Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 21:17   #58
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Michelotto Corella powiadał szczerą prawdę. Przez korytarze pałacowe oraz komnaty przetaczał się istny huragan zamieszania. Signora domyślała się, że na wozy trafiają nie tylko prywatne rzeczy Cesare, lecz także papieskie, które po prostu zabierał, żeby zwiększyć swoje szanse podczas przyszłej rozgrywki. Obydwoje szli mijając kolejnych sług oraz żołnierzy, aż dotarli do znanej komnaty, którą pilnowało dwóch żołnierzy. Michelotto zapukał.
- Tak? - odezwał się głos, który zapamiętała. Był właściwie identycznie słaby, jak wcześniej, no może troszeczkę mocniejszy, jednak naprawdę ciut ciut.
- Wasza wysokość, signora Contarini - zapowiedział zaufany sługa księcia.
- Ach, ona, wprowadź, wprowadź, najwyżej wyjedziemy chwilę później - coś tam jeszcze mruknął do siebie, ale nie mogła tego usłyszeć nawet swoim wampirzym zmysłem.


Chwilę później była już w komnacie. Także wewnątrz niej snuła się delikatna mgiełka bałaganu wyprowadzkowego. Książę siedział na krześle ubrany w lekkie stroje. Koszula, spodnie, szlafrok. Twarz miał może nieco mniej bladą, ale nogi dalej straszliwie opuchnięte. Dłonie przykrywał pasującymi rękawiczkami.
- Witaj signora, wybacz że nie wstaję na powitanie, ale rozumiesz, jeszcze nie doszedłem do siebie, choć medyk dał mi znać, że dam radę podróżować na lektyce.
Wampirzyca skłoniła się nisko.
- Cieszę się widząc cię w lepszym zdrowiu, książe.
- Powoli ku lepszemu na pohybel wrogom, nieprawdaż - spojrzał na nią pytająco. - Dziękuję pani za miłe słowa - powiedział z ironią dając do zrozumienia, iż według niego słowo jest sprawą ulotną.
- Z przyjemnością przekaże Jego Królewskiej Mości tą dobrą nowinę. - Dopiero teraz Agnese wyprostowała się i skupiła wzrok na mężczyźnie.
- Proszę siadać - wskazał na wolne krzesło. - Dziękuję za odwiedziny, ale spytam wprost, czy coś ciekawego zaszło po naszych rozmowach? - takie pytanie także wcale nie było wprost, ale książę był znanym krętackim draniem.

Wampirzyca zajęła wskazane miejsce. Usiadła wyprostowana, uśmiechała się lekko.
- Nic ponad to, że rozważyłam prośbę, którą skierował do mnie książe.
- Ach pani, jakie to łaskawe z pani strony, ale zapewne nie odwiedziłaby mnie pani, gdyby to były wyłącznie filozoficzne rozważania, godne Platona, a nie naszej nowoczesnej epoki. Czyżbym się mylił? Jeśli nie mylę, podziel się signora, ze mną owymi rozważaniami - stwierdził książę ostro trzymający karty przy orderach.
- Pańska sprawa jest wielce kłopotliwa i może być problematyczna, lecz nie uznałam by zagrażała interesach mega Pana, jednak… - Wampirzyca zamilkła i z uśmiechem obserwowała księcia, który zmarszczył lekko brwi oraz ściągnął usta.
- Kłopotliwa, problematyczna, te słowa, signora pasują do ludzi pospolitych, lecz nie do nas. Im więcej owych kłopotów oraz problemów, tym nagroda mogłaby być większa, jeśli rozumie pani, co mam na myśli - złożył jej pierwszą ofertę osobistej łapówki, aczkolwiek bez szczegółów.
Wampirzyca uśmiechnęła się jakby nie miała pojęcia o co mu chodzi. Powoli kontynuowała swoją wypowiedź.
- Jednak naraża to na szwank moje osobiste interesy, zagraża też mojej osobie. - Jej głos był spokojny. - Książę, opuszcza Rzym, jednak ja pozostaję tutaj i będę musiała się zmagać z konsekwencjami tej decyzji.
- Tak, to rzeczywiście mógłby być dla pani problem, ale być może korzyści oraz środki do przełamania owych konsekwencji mogłyby być znacząco większe, jeśli zaś nawet nie, to nagroda obfitsza, z rąk Jego nowej Świątobliwości oraz od księcia Romanii - podkreślił, jako że władał naprawdę solidnym kawałkiem północno wschodnich Włoch zamkniętych pomiędzy ziemiami Wenecji i Florencji aż na południe do Rzymu.
- Czym jest książe, gotów przełamać moje obawy? - Wampirzyca wpatrywała się w mężczyznę. Była ciekawa czym rzuci jej w twarz książe Romani.
- Czy chciałaby pani zostać księżną na swoim własnym mieście? - spytał z uśmiechem. - W Romanii jest dużo miast oraz ziem. Wyłączenie jednego, wspaniałego dla przyjaciółki byłoby wielką przyjemnością dla mnie. Oczywiście zaraz po wyborze odpowiedniego Ojca Świętego. - Urbino - zaproponował jedną z największych pereł swojej kolekcji. Większą byłaby jedynie Bolonia. Chyba liczył, iż tak szczodra oferta powali ją na kolana.
Twarz Agnese nawet nie drgnęła. Urbino… chyba nie pamiętała kto był tam księciem. Miała na myśli oczywiście jej wampirzy świat. Wolałaby jednak nie wchodzić w tą o ile cięższą od ludzkiej politykę.
- To wspaniałą oferta, jestem jednak kupcem i osiąście na tronie nie sprzyjałoby moim interesom.
- A może jednak - kusił - Frederico di Montefeltro już dawno nie żyje, zaś nikt spośród jego rodziny nie ma tyle sił, żeby próbować odzyskać moją zdobycz z zeszłego roku.

Faktycznie, rodzina Montefeltro była wcześniej mocno rozrodzona, ale obecnie słaba. Zresztą ostro tłukła się przede wszystkim między sobą, zaś mieszkańcy Urbino radośnie przyjęli innego władcę, byle się tylko pozbyć walczących między sobą krewniaków Frederico. - Jeśli zaś nie ty, może któryś z twoich krewnych. Oddałbym ci do dyspozycji po prostu tron Urbino wedle twej chęci.

- Ah potrafi książe, skusić kobietę, lecz jak sam wspomniał, to otrzymam po ewentualnym zwycięstwie… ciężko nazwać to zachętą.
- Czyli cóżbyś miała ochotę otrzymać wcześniej, jako zadatek do książęcego stolca? Pieniądze, tytuły ...
- Coś co osłodzi mi ten czas spędzony w zamieszaniu związanym konklawe. - Agnese uśmiechnęła się. - Wierzę w książęcą dobroć.
- Tak, hm, mam pałac w dzielnicy Borgo - mogę ci go użyczyć na czas pobytu w Rzymie - zaproponował dość śmieszną cenę. Chwilę dumał - Jeśli zaś wolisz pozostać tam, gdzie jesteś, powiedzmy dziesięć tysięcy złotych florenów - powiedział zaciskając usta, bowiem dla księcia pieniądze były obecnie superważne. Kwota była dosyć poważna, choć nie oszałamiająca. - Mam także w dyspozycji kilka opactw, które mogłyby cię zainteresować, listy polecające do hiszpańskich kardynałów. Warto przyjacielem moim być, nadobna pani - wyszeptał spokojnie, jakby dając tym samym podtekst, że dalej jest wielkim graczem. Właściwie tak nawet było, aczkolwiek biorąc pod uwagę jego stan oraz możliwości, spadło to naprawdę mocno. Raczej pytanie brzmiało, co Cesare zdoła utrzymać, niżeli co uda mu się powiększyć. Inna kwestia, iż jeśli papież zatwierdziłby go na stanowisku … pytanie jednak dalej, na jak długo, biorąc pod uwagę słowa kardynała Medici. Książę Romanii musiał, po prostu musiał mieć przychylnego papieża, choćby spłukując się na zero, bowiem właściwie bez niego straciłby cały swój dorobek oraz wspaniałą pozycję.

- Pięć tysięcy i listy polecające. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - A co do twej przyjaźni… mam nadzieję, że połączy nas po wspólnym zwycięstwie.
- Dobrze, kancelaria dostarczy ci pani pisma polecające do kardynałów. Prawdziwie zacni mężowie Carvajal, Serra, Castro, Pedro Luis de Borja, Francisco de Borja, Castellar, Remolino, Desprats, Casanova, Vera i Lloris otrzymają także ode mnie dodatkowe listy, by traktować cię jak przyjaciółkę oraz wdzięczną córę zacnego Kościoła oraz miłośniczkę Hiszpanii - trochę za dużo chyba mówił. Prawdopodobnie zastanawiał się już, jak ją oszukać nie wywiązując się z żadnej obietnicy, jeśliby wszystko poszło po jego myśli. Cesare znany był z łamania wszelkich reguł oraz ustaleń, jeśli tylko byłoby to dla niego korzystne. Choć jednocześnie z drugiej strony nie mógł puścić jej kantem, jako wysłanniczki króla Ludwika. - Zaś pieniądze, będą do odebrania w Banku Andrettich. Kwit do odbioru będzie razem z listami polecającymi. Czy może tak być? A jeśli tak, to rozumiem, iż wesprze pani odpowiedni wybór kardynałów?
- Tak toż od tego zależą losy mego księstwa. Oczekuje listów i zabiera się do pracy. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Teraz już szeroko.
- Oczywiście signora. Wiedziałem, że księstwo ci się spodoba - jednak cóż, agnese wiedziała, że jeśliby wszystko zagrało jak mówił Cesare, chybaby mógł zwyczajnie nie dotrzymać słowa. Urbino było przepiękne oraz całkiem mocny, jak na środkową Italię. - Wyekspediowanie takiej porcji korespondencji trwa, dlatego jutro, powiedzmy o tej samej porze będą w pałacu markiza di Colonna. Notabene, śmieszny chłopaczek, nieprawdaż? - uśmiechnął się do niej jakoś groźnie, albo przynajmniej starał, jakby chciał powiedzieć, mam oko na twoich przyjaciół, więc uważaj sobie. - Ale ma ładną siostrę.
- Wspaniały gospodarz. - Agnese podniosła się. - Moja praca też trwa, książę, ale wierze, że masz to na uwadze. Tak samo jak naszego “ wspólnego pana”.
- Ależ oczywiście - chyba księżę Romanii pojął, że leciutko się zagalopował. Grożenie agentce Ludwika XII mogło być błędem nawet dla Borgii. Potężna armia pod dowództwem La Tremuilla dalej stała na północy Lacjum oraz wywierała znaczący wpływ na Rzym. - Nie oczekuję od pani niczego, dopóki nie otrzyma pani listów. Zrozumiałe, księżno, bowiem chyba już tak mogę do pani mówić - próbował wziąć ją pod włos i chyba z większością kobiet by mu się to udało.
- Ależ książę… tytuł otrzymuje się dopiero siadając na tronie. - Agnese skłoniła się nisko. - Bezpiecznej podróży i szybkiego powrotu do zdrowia.
- Myślę, że kiedy dojdzie do wyboru, ależ jestem przekonany że dojdzie. Właściwie dokumenty przekazania miasta zostaną przygotowane razem z innymi. Zatrzymam je tylko tak dla większego porządku - odpowiedział Cesare. - Dziękuję oraz miłego czegokolwiek … - machnął dłonią odprawiając ją. Chyba nie był całkiem zadowolony z negocjacji, ale też nie całkiem przegrał, tak jak zazwyczaj bywa.

Agnese opuściła pokój i dała się odprowadzić do drzwi. Teraz czekała ją ta cięższa rozmowa. Być może właśnie przed nią signora odczuwała niepokój, który jakoś tak wypływał z niej, kiedy ruszyła ku swojej lektyce.


Kiedy usiadła zamyślona, służba ruszyła, zaś niepokój się potęgował. Jak zareaguje markiz, co powie Sophia, choć dziewczyna jeszcze miała dzisiaj spać po ziółkach Kowalskiego. Wprawdzie Colonna wydawał się bardzo zakochany, lecz raczej nie przypuszczał, że jego ukochana jest na płynnej diecie. Tak dumała pełna niepokoju. Aż naglejej uszy zarejestrowały lekki trzask gdzieś obok lewej strony. Taki, jakby się coś łamało, chrupało, ruszało.
- Awaaaaaaaaga! - wrzasnął ktoś stojący nieopodal. - Dom się wali.
Jednak to niezupełnie walił się dom, raczej jego górna kondygnacja, ot starej nieużywanej kamienicy, która pewnie przez przypadek mogła się rozlecieć. Kamienna rudera, stojąca pewnie od lat, która postanowiła teraz właśnie trzasnąć.

Wampirzyca dała sygnał by wstrzymać lektykę i wyjrzała co właściwie się dzieje.Górna ściana kamienicy przechylała się niebezpiecznie i gdyby nie fakt, iż usłyszała ów chrobot oraz oczywiście okrzyk człowieka, który tam przypadkiem stał, po prostu wlazłaby wraz z orszakiem prosto w klasyczną pułapkę.

Dała sygnał by lektyka ruszyła rzucając tylko hasłowo informację o zmianie kierunku.
- Prawo, bieg!!!

Sama wyostrzyła zmysły i wyglądajqc z lektyki rozejrzała się po okolicy, szukając życzliwej osoby, która zapewniła jej tą rozrywkę. Jeśli można to było zrobić w sytuacji, kiedy kilku silnych mężczyzn z przestrachem skoczyło na prawo, zaś lektyka w ich rękach wręcz podskoczyła, a w niej oczywiście wampirzyca. Chyba wpatrzeni w ulice nie wiedzieli co się dzieje, ale jej gwałtowny krzyk przecinający ulicę zadziałał niczym bat. Rzucili się na bok pod przeciwną ścianę innej kamienicy wpadając w jakiś opustoszały stragan. Jeden z nich się nawet wywalił co sprawiło, że lektyka poleciała na bruk zaś Agnese wypadła.

- Aaa! - ktoś krzyknął. Gdzieś rozległ się płacz jakieś kobiety, ale przede wszystkim uszy wampirzycy nawiedził potężny huk spadającej ściany, która walnęła rozbijając się o rzymską kostkę. Czy ktoś padł? Wampirzyca wygramoliła się z leżacej na boku lektyki, przewróconej po upadku jednego z niosący, potem kolejnego. Stała na chwiejących się nogach. wokoło wznosiła się wielka masa kurzu, która przykrywała wszystko właściwie. słychać było bardziej, niż widać, ale to, co dostrzegła, że ani ona, ani nikt z jej ludzi nie odnieśli obrażeń. Potknięcie się na ulicy oraz wywalenie lektyki było małą sprawą podle tego, co teoretycznie mogło się wydarzyć, gdyby nie jej refleks oraz błyskawiczny rozkaz. Wampirzyca otrzepała się z kurzu.
- Podnieście lektykę. - Jej głos był spokojny. Sama uśmiechała się lekko mimo, że była bardzo skupiona i zaniepokojona. Uważnie rozglądała się po okolicy, czekając aż słudzy podniosą lektykę. Oczywiście wykonali jej rozkaz. Doskonale wiedzieli, że kiedy ich pani coś mówi, należy jej słuchać. Oczywiście, pomimo ciemnej nocy natychmiast zrobiło się widowisko. ludzie wyglądali z okien nawzajem przekrzykując się, co się stało, ileś osób wybiegło ze swoich domostw sprawdzając, czy może ktoś padł pod gruzem oraz da się go obrobić. Jednak wampirzyca oraz jej świta uniknęli najgorszego. Przypatrując się, Contarini dostrzegała jedynie owych ludzi oraz rozbite cegły. Stara kamienica miała trzy piętra, osłabione pod wpływem starości. Pewnie więc zmurszała ściana po prostu nie wytrzymała, jednak trudno było uwierzyć takiemu przypadkowi. Wampirzyca stała, zaś jej ludzie kręcili się wokoło. Rozglądała się i coś ją zaniepokoiło. To był impuls. Te dziwne odczucie, że coś idzie nie tak, że coś jej zagraża. Wampirzyca błyskawicznie rozpoznała ten zmysł powiązany niekiedy ze wspaniałą Nadwrażliwością.

Pochyliła odruchowo głowę akurat na szczęście, żeby nie trafił ją wystrzelony bełt. Wbił mocno się w drzewce lektyki. Wśród tłumu stał gruby człowiek trzymający w ręku kuszę. Nie wyglądał na zabójcę, raczej sklepikarza. Nie wydawało się także, że chciał kogoś zabić. Raczej przestraszony spoglądał to na trzymaną przez siebie broń, to na osobę, która mało co nie została trafiona. Ewidentnie wydawał się kompletnie przestraszony tym, co zrobił. Agnese wyostrzyła zmysły chcąc zobaczyć jego aurę. Powoli wycofała się w stronę lektyki, starając się osłonić przed kolejnym atakiem. Jeden z jej ochroniarzy błyskawicznie zajął miejsce między nią a kusznikiem. Jednak kusznik ani nie ładował kuszy nowym bełtem, ani nie celował ani nic nie robił. Właściwie wyglądało, jakby niespecjalnie potrafił strzelać. Stał, rozdziawiał gębę, jakby zaskoczony, tym co sam właśnie zrobił.
- Eee, Fred, co ty robisz? - ktoś spytał go. Widocznie była to znana osoba na tej ulicy.
- Eee … - taka była cała odpowiedź stojącego mężczyzny, który nagle opuścił kuszę padł na kolana i złapał się za głowę – Aaa! - jego wrzask dosłownie zwierzęcy poniósł na całą okolicę. Potwornie darł się trzymając się za swoją głowę. Odskoczyli od niego wszyscy inni ludzie, kompletnie wytrąceni z równowagi, właściwie co się dzieje.

Wszystko wyglądało dziwnie, dlatego Wampirzyca sensownie podjęła decyzję zbadania jego aury Nadwrażliwością. Stanowczo bowiem klęczący, ba tarzający się z bólu mężczyzna nie wyglądał na jakiegoś szykującego się do ataku mordercę. Dominowały pomarańczowy, szary, srebrny. Wszystkie te kolory mrugały, jakby wymuszenie nieco, zaś gdzieś w tle była niewielka otoczka jaśniejących, wybuchających gwiazdek, jakby ktoś czegoś na nim spróbował.
 
Aiko jest offline