Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 21:54   #149
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Stój zaczekaj, nie idź sama - rzuciła Becky, w pośpiechu odpinając pasy bezpieczeństwa. Gdy jednak spojrzała potem przed siebie, zobaczyła jak Isabell wskakuje właśnie przez właz do hangaru - tak po prostu... A niech to!... Przecież nie mogła pozwolić jej iść tam samej. Teraz nie było już innej opcji. Czy naprawdę nie mogły wymyślić nic innego? Zorganizować jakiś atak z dwóch stron? Wtargnąć na statek wrogów? Wykorzystać Rovera?! Nic? Musiały się po prostu pchać się na wrogów? I to nieuzbrojone?!
No cóż, przynajmniej na to ostatnie Becky mogła coś poradzić - bardzo skromne coś. Zanim wysiadła, otwierając drzwi, wyciągnęła spod deski rozdzielczej “pistolet”. Oczywiście nie była to prawdziwa broń, a jedynie flara sygnalizacyjna... w dodatku jednostrzałowa, ale lepsze to niż nic. Samych flar były zaś tylko trzy.
Pilotka załadowała flarę i po zarzuceniu żurawia w głąb szybu, niewiele myśląc skoczyła za Isabell.

Po kilku sekundach powolnego opadania w dół, obie dziewczyny przeleciały przez niezbyt silne pole energetyczne, znajdujące się 3 metry nad podłogą, gdzie działała już sztuczna grawitacja… trochę więc bolały nogi po wylądowaniu na podłodze pustego hangaru.
Ostatni z napastników znikał właśnie w śluzie, prowadzącej w głąb samej bazy. Były więc same, jeśli nie liczyć leżącego kilkanaście metrów od nich jakiegoś zabitego nieszczęśnika, należącego do miejscowych. W samej śluzie rozbrzmiewało przytłumione coś, co chyba było odgłosami kanonady.
Becky nie mogła pozbyć się wrażenia, że na zewnątrz były nieporównywalnie bezpieczniejsze.
- Iss, zaczekaj - powiedziała niezbyt głośno, ale na tyle wyraźnie aby macolitka ją zrozumiała.
Nie tracąc czasu doskoczyła do leżącego na podłodze osobnika. Jeśli załatwili go ci którzy tu weszli, może mogła coś jeszcze poradzić?
Niestety od razu widać było, że przypadek był beznadziejny. Był martwy i nic już nie mogło tego zmienić. Mężczyzna... nastolatek, wręcz jeszcze dziecko, został poważnie postrzelony w tors, co rozwaliło mu płuca i serce... a był taki młody...
- Co teraz? Masz jakiś plan? - zarzuciła Becky, zabierając młodzianowi pistolet, który miał przy pasie, a którego nie zdążył nawet wziąć do ręki zanim go zamordowali.
- W sumie nie... - Odparła z rozbrajającym uśmiechem Isabell - ... ale wychodzi po drodze, czy nie? Do tej pory tak było. Jesteśmy wewnątrz, a tu zdziałamy więcej, niż na powierzchni księżyca. Ja tam nie będę siedziała i zbijała bąki, jak nas tu potrzebują! - Dodała na końcu nieco głośniej, niż powinna, co rozniosło się po hangarze, aż obie uniosły swe brewki w górę w zdumieniu… nikt, ani nic się jednak nie wydarzyło. Gdzieś za to blisko nich, chyba i w samej śluzie, rozległa się niezła kanonada oraz wybuchy. Toczyły się tam chyba walki na całego…
- Dobra, przede wszystkim: cicho - powiedziała szeptem scenicznym Becky, upewniając się, że znaleziony pistolet jest w pełni sprawny. Świadoma sytuacji, musiała przejąć dowodzenie ich dwuosobowej drużyny, gdyż macolitka najprawdopodobniej nie miała doświadczenia w sytuacjach bojowych. Na początek oddała flarę Isabell, nie chcąc pozostawiać jej całkiem bezbronną.
- Ruszamy powoli i skradajmy się - powiedziała szeptem Ryder i machnęła zachęcająco ręką, po czym obie ruszyły powoli przed siebie. - Póki nas nie widzą mamy ogromną przewagę, więc wykorzystamy panujący tam bałagan aby pozostać w ukryciu - wyjaśniła.
- Tak jest - Isabell niedbale zasalutowała pilotce, robiąc przy tym durną minkę i gdyby nie napięta sytuacja, Becky mogłaby się nawet uśmiechnąć.
Rozglądając się uważnie, weszły ostrożnie do pierwszej śluzy, a następnie nie otwierając drzwi, Becky zajrzała dyskretnie przez okienko, do kolejnej śluzy… a tuż obok niej stanęła Isabell, również tam zaglądając. Wnętrze było spalone i poszatkowane odłamkami, co jednak ważniejsze, w środku leżało 4 martwych napastników w Space Combat Suit. I co jeszcze ważniejsze, mieli oni przy sobie karabiny, i pewnie jeszcze inny sprzęt na sobie. Macolitka poruszała wymownie brewkami, po czym wpakowała się od razu do owej śluzy, szybko zajmując się łupieniem trupów. Zdobyły całkiem niezłe łupy.



Karabin dla Isabell, dla Becky również. Pistolety dla obu dziewczyn - zdaniem Becky znacznie lepsze od tego co dorwały wcześniej, a do tego od każdego zabitego po 3 granaty! Teraz mogły wojować… i chyba miały okazję tuż pod nosem, bowiem za kolejnymi drzwiami śluzy, już w korytarzach bazy, trwała kolejna kanonada. Isabell zaczęła oglądać zdobyczne granaty, podsuwając je pilotce pod nos.
- Znasz się na tym? Jakie są jakie? - Spytała, z poważną tym razem miną.
- Ten... ten jest odłamkowy... - zaczęła Becky, przyglądając się znalezionym granatom. Niestety nabawiła się do nich poważnego wstrętu i w pierwszej chwili od samego patrzenia zrobiło jej się niedobrze... nie mniej jednak wyglądały dość obiecująco.


Miały trzy rodzaje granatów, po cztery sztuki każdego. Czy to słusznie, że każdy zabity miał różne rodzaje? Nie byłoby lepiej mieć swój jeden, najlepiej znany i lubiany, no i w razie czego nie zastanawiać się jakiego użyć tylko brać i rzucać? Cóż, chyba oni myśleli inaczej - najwyraźniej chcieli być przygotowani na różne ewentualności i mieć odpowiedni granat na każdą okazję... Niestety w kwestii ich przydatności, oprócz odłamkowych Becky nie wiedziała który granat jest jaki. Pozostałe dwa rodzaje były głupie, bo nie miały na sobie żadnych oznaczeń, jakby kształt i ciężar miały mówić same za siebie. Wiedziała tylko tyle, że temu małemu można ustawić czas do eksplozji... chyba.
- No nie wiem, co do reszty. Piłka-cycek i mały-czasowy - nazwała pozostałe egzemplarze. - Ale to właśnie jedno z takich cholerstw ujebało mi rękę, więc przy tej ilości mamy dużą siłę rażenia - wyszeptała, starając się rozpiąć swój skafander. Musiały to wszystko jakoś zabrać, a żadna z nich nie miała przy sobie torebki. Tamci mieli je bezpośrednio przy zbrojach, ale rozebranie ich zajęłoby wieczność... nie wspominając o tym, że były uszkodzone.
- Pomóż mi zdjąć koszulkę. Zrobimy z niej tobołek na te granaty - dodała pilotka.
- Będziesz się rozbierać? - Parsknęła Isabell - Nie pora na wygłupy… poupychamy po kieszeniach kombinezonów?
- Hmmm - mruknęła Becky zastanawiając się nad tym. Z granatami trzeba było postępować bardzo uważać. A co jeśli wyciągając jednego z kieszeni zawleczka się zaczepi? No cóż, nie było innego wyjścia.
- No dobra. Ale ostrożnie z nimi - odpowiedziała cicho i zgodnie z ich postanowieniami, pakowała granaty po kieszeniach kombinezonu najbezpieczniej jak się dawało.

Po minucie dziewczyny wyjrzały na korytarze. W kierunku spa, dłuuuugi korytarz był pusty. Za to po prawej od obu awanturniczek, ledwie kilka metrów od nich samych, 5 sukinkotów oblegało kogoś w jakimś pomieszczeniu, strzelając do wnętrza, a nawet robiąc użytek z… Mini-granatnika! To był idealny cel, i aż było szkoda przegapić taką okazję, by nie załatwić aż pięciu z nich na raz. Wrogowie zaś ich kompletnie nie zauważali, zwróceni plecami.
Obie szybko przeszły trzy kroki dalej, aby z punktu widzenia zbirów znaleźć się za rogiem.
- Załatwimy sukinsynów. Najpierw obrzucamy, a potem rozwalimy ogniem ciągłym... - zaproponowała dziarsko Isabell.
- Tak, ale zaczekaj. Musimy wykorzystać element zaskoczenia, więc warto zrobić jedno duże bum - szepnęła Becky. - Masz jakiś pomysł jak podrzucić im kupę granatów na raz? - spytała.
- Hmm - Zastanowiła się Isabell, po czym z bezczelnym uśmiechem… ściągnęła własny but. Mógł się do tego nadać, w końcu był to dosyć wysoki kozak. Macolitka wzruszyła ramionami, jak improwizować, to improwizować.
Pilotka uśmiechnęła się zadowolona.
- Dobra, pakujemy zawleczkami do góry. Odłamkowe i te piłko-cycki - zagadała, sama stosując się do tych wytycznych.
- Cokolwiek te drugie robią, huknie nieźle i jeszcze rozrzuci podrasowane odłamki. I schowamy się za drzwiami śluzy - wyjaśniła cicho.
Cały plan wydawał się dobry, a poświęcenie buta za jego powodzenie to dość kalkulowana cena.
 
Mekow jest offline