Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 09:01   #257
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Najemnicy pomaszerowali na domniemany wschód krętym korytarzem o nieregularnych ścianach. Po kilkunastu metrach dotarli do obszernej kawerny, co najmniej dwa razy większej od poprzedniej. Lwią część podłogi pokrywał dywan fosforyzujących niebiesko i zielonkawo grzybów. Większość była niewielka, ale bliżej ścian rosły grzyby wielkości dorosłego człowieka. Wyglądało to urokliwie, choć nieco strasznie.

[media]http://img05.deviantart.net/7bfb/i/2014/288/8/b/fungal_farm_by_ferdinandladera-d82wxtv.jpg[/media]

- Niżej, w Podmroku, to takie grzyby już chodzą i gadają - mruknęła Turmalina, mocniej ściskając kostur i niejako odpowiadając na Jorisowe obawy.

Marduk skrzywił się nie wiedząc czy krasnoludzica krotochwil sobie aby nie urządza, ale z drugiej strony dotychczasowe doświadczenia z podziemiami podpowiadały mu że mogła mówić prawdę, dlatego nie skomentował tego. Zamiast tego wodził spojrzeniem po wnętrzu, usiłując dojrzeć bezpieczną ścieżkę.
- Jeśli nie musimy - a nie musimy się tędy pchać, przynajmniej na razie - obejdźmy to miejsce - rzucił wreszcie. - Miałem pomysł, ale jak widzę coś takiego - machnął mieczem wskazując największe grzyby - to odechciewa mi się go wprowadzać w życie.

- Taaaak - odparł z niejakim wahaniem myśliwy. Grzyby istotnie sprawiały w tej kawernie równie piękne, co straszne wrażenie. I jeśli miały dodatkowo gadać... - Wróćmy się. Nie uciekną.

Najemnicy okrążyli “pokój ghouli” i dotarli do starego magazynu, pełnego otwartych, pustych już beczek. Ku uldze Torikhi tutaj nie było nikogo ani niczego. Marduk podszedł do miejsca, gdzie korytarz prowadził do jednej z większych sekcji kopalni i przyczaił się, nasłuchując. Nic nie było słychać, ale wyraźnie śmierdziało trupem.

Chłopak zawrócił by poinformować towarzyszy. Może był przewrażliwiony, ale zdecydował się na coś. Z magicznej sakwy wyciągnął wiadro i kilka butelek oliwy, jak również dwie pochodnie. Wlał oliwę do wiadra i polecił towarzyszom by rozpalili pochodnie, sam zaś ostrożnie, bez chlupotania, polał oliwą posadzkę przy końcu korytarza.
- Przygotujcie się do podpalenia tego - szepnął, przezbrajając się w miecz i tarczę. Jednak słowa Jorisa sprawiły że jeszcze przez chwilę realizacja pomysłu miała poczekać - we dwóch przynieśli parę beczek i ustawili je przed plamą w charakterze bodaj lichej barykady.
- No to spróbujmy, zaczniemy od czegoś takiego - rzucił cicho i odezwał się głośniej: - Czy jest tu ktoś? Potrzebujemy pomocy!

Na krzyk Marduka z sali dobiegło szuranie stóp; całkiem liczne szuranie. Wkrótce z półmroku wyłoniła się grupa ghouli, które z rykiem rzuciły się na potencjalny posiłek. Gdy nieumarli podeszli już blisko buchnęły płomienie z podpalonej przez mężczyzn oliwy. Ogień nie zatrzymał ghouli, choć dotkliwie poranił gdy zwolniły, przedostając się przez prowizoryczną barykadę. A i drużyna nie mitrężyła tego czasu na przyglądanie się palącym się ghulom. Cięciwy stęknęły gdy pierwsze z potworów pokonały beczki kładąc poranionych już przeciwników na posadzki. Dosłownie moment później, Marduk przypadł do następnych umiejscawiając się w środku walki i skutecznie szlachtując kolejne potwory, które zdawać by się mogło pokotem padały pod naporem drużyny. Do czasu aż ostatnie osobniki jakby rozwścieczone smrodem rozpłatanych kompanów nie nabrały jakiejś dzikiej siły. Nawet Marduk, który chwilę temu przez przypadek zaliczył swoją pierwszą ranę od stalowej kulki pechowo wypuszczonej przez Turmalinę, nie uniknął tym razem szponów potwora. Chwilę później myśliwy, który musiał zmienić łuk na morgensztern i siekierkę i omal broni przy tym nie pogubił, stęknął boleśnie gdy ostre pazury rozcięły mu bark. Szyjąca do tej pory do ghuli z kuszy kapłanka momentalnie była przy nim gotowa nieść pomoc, ale myśliwy tylko machnął ręką w kierunku rozwścieczonych potworów “Strzelaj!”. Posłany z kuszy bełt dosięgnął jednego z celów, ale trupojad jeszcze nie padł. Za to Marduk i Joris ponownie ugodzeni zaczęli powoli zbliżać się do kresu swoich sił. Tym razem kapłanka nie czekała i od razu użyła różdżki leczenia. Co szczęśliwie już nie było konieczne, bo ostatni z trupojadów, który moment wcześniej dosłownie zagryzł wysłaną z arbaletu Turmaliny kulkę, legł w końcu pod ostrzem Talona. Walka choć krótka, dała się we znaki drużynie przypominając, że Jaskinia Cudów nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Oczyszczonym z trupojadów pomieszczeniem okazała się sala jadalna. Przestrzenna i dwupoziomowa by każdy z górników mógł zawsze znaleźć w niej miejsce dla siebie. Środkowa jej część, w której się znaleźli była obniżona. Na lewo i prawo prowadziły krótkie schody gdzie również stały resztki stołów jadalnych. Tu i ówdzie walały się szczątki dawnych wojowników wśród których dopatrzyli się zarówno krasnoludów i gnomów jak i orków. Co ciekawsze nie zabrakło też większego szkieletu należącego zapewne do ogra.

Opatrzywszy rany i zasklepiwszy je mocą magicznej różdżki drużyna przeszukała środkową część pomieszczenia, a następnie lewą. Przed wejściem jednak na prawą, Marduk zasugerował, że wartoby sprawdzić jeszcze północne wyjście. Układ korytarzy sugerował bowiem, że gdzieś tam mogło się znajdować zaryglowane ongiś pomieszczenie, z którego dochodziły goblińskie głosy. Tak też było. Z tym, że goblinoidów już nie znaleźli. Zdaniem Jorisa dlatego, że tych właśnie w akcie desperacji czarny elf rzucił im naprzeciw w ostatniej walce, w której poległa Yarla. I ponownie myśliwemu odeszła ochota na dowodzenie. Samo pomieszczenie poza znamionami niedawnego bytowania tu niedźwieżuków takimi jak rozpalone palenisko i świeże racje żywieniowe, nie było tu niczego ciekawego.
- Wróćmy do świątyni skoro tu jesteśmy - powiedział Joris - Zostało tam trochę rzeczy wartych uwagi. Jak weszliśmy rzuciły mi się w oczy jakieś pergaminy. Głowy se uciąć nie dam, ale chyba nie starodawne. To jakieś papierzyska tego Czarnego mogły być. A jeśli tak to warto by się z nimi zapoznać.- Spróbujmy sprawdzić jeszcze jakieś pomieszczenie, dopóki jesteśmy w formie - mruknął Marduk. - Zanim odgrzebiemy tamte rzeczy spod zawału minie dużo czasu i kto wie czy dzień nie zleci, wraz z łaskami które dziś wymodliłem. Turmalina też chyba ledwo użyła swojej mocy.
- W porządku - odparł Joris - Zatem idźmy na wschód.
Wskazał kierunek przeciwległy do legowiska żuków.
- Pójdę przodem, posłucham znowu - elf schował miecz i sięgnął po wieczną pochodnię. - Pilnujcie wiadra - rzucił żartem.
- Nie zapomnij powęszyć - odbił żart myśliwy.

Kapłan pociągnął wrażliwym, elfim nosem. Jego węch co prawda został mocno nadwyrężony smrodem palonych ghouli, lecz wydawało mu się, że kolejny raz czuje zapach gnijących zwłok. Poza tym wydawało mu się, że z sąsiedniej dochodzi słaby, zielonkawy blask.

Chłopak skrył pochodnię za tarczą i przemknął do schodów by ostrożnie zerkać zza węgła. Po namyśle zaś wrócił do dużej sali [9] i wspiął drugimi schodami by z kolei od południa zajrzeć do komory i zorientować co jest źródłem światła.


Chłopak cofnął się widząc niezwykłą czaszkę i czując jakiś nieokreślony niepokój. Drow, niedźwieżuki, nawet doppelganger, ghoule czy zombie - mniej lub bardziej wiedział już czego się spodziewać po takich przeciwnikach, ale tak nienaturalny przejaw działania nekromantycznych mocy był mu kompletnie obcy i w głowie włączyły mu się dzwonki alarmowe.



Ostrożnie wycofał się aż do schodów po czym wrócił do towarzyszy, sprawdzając czy nieumarła istota nie podąża w ślad za nim. Zrelacjonował swoje odkrycie, cały czas czując ten dziwny niepokój.
- Wiecie co, powinniśmy zaatakować z dwóch stron, żeby tę czaszkę jak najszybciej zniszczyć - powiedział. - I powinniśmy się dobrze przygotować do tej walki…

 
Sayane jest offline