Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 15:21   #258
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
To miejsce było bez wątpienia sercem kopalni - Turmalina aż westchnęła widząc olbrzymie palenisko i równie potężny miech. W podłodze wykuto szeroki tunel, w który zapewne przekierowywano strumień z zachodniej części podziemi by napędzał wielkie koło młyńskie i w konsekwencji - miech. Teraz koryto było suche, a stos węgla i nieobrobione rudy cennych metali piętrzyły się nieopodal paleniska. Dla każdego krasnoluda był to przygnębiający widok.
Wzrok przyciągały jednak nie górnicze urządzenia, ani nawet nie tuzin szczątków kolejnych ofiar wojny o kopalnię, a unosząca się nad nimi ludzka czaszka, otoczona zielonymi płomieniami. Gdy odwróciła się w stronę intruzów część zwłok podniosła się z ziemi, okazując się być kolejnymi nieumarłymi mieszkańcami podziemi - zombie.
Melune przywołała moc swej patronki, otaczając się srebrzystym i oślepiającym światłem. Wydawać by się mogło, że oto same gwiazdy zeszły z nocnego nieba, by wesprzeć swą mocą w walce z przedziwnym przeciwnikiem.
Świetliste promienie, wystrzeliły z oczu kapłanki, uderzając w latająca czaszkę, żłobiąc z sykiem starą kość.

Marduk na te ostatnie niemal nie zwrócił uwagi - skupiony na płonącej czaszce mknął ku niej, łopocząc niematerialnymi, lśniącymi skrzydłami i wznosząc się ponad zasięg zombie. Z jakiegoś powodu oczekiwał niespodziewanego, czegoś co wywróci do góry nogami jego plan bitwy i do granic przetestuje przezorność drużyny. Dopadł nieumarłego - cicho, szybko i bezwzględnie, jak zabójca którym był ku chwale Corellona. Magiczne ostrze Talona, rozsiewając krople poświęconej wody, zatoczyło łuk i wgryzło się w kość. Na ułamek sekundy serce chłopaka zapałało radością i triumfem… ale czaszka wcale nie rozpadła się ani nie runęła na posadzkę. Pocisk Jorisa świsnął blisko, promienie srebrzystego światła przywołane przez służkę Selune dotknęły czerepu żłobiąc kość - nadal bezskutecznie! Powrotne cięcie Marduka minęło zadziwiająco trudny do trafienia cel a młodzieniec spoglądał teraz wprost w płonące oczodoły.
- Krew dla Ojca! - warknął wyzwanie.
- Z drogi, Pralin! W prawo, bo walę! - usłyszał zza pleców. To Turmalina wezwała geomantyczne moce. Po pierwszym magicznym pocisku, którym siepnęła z różdżki, bo elf zwyczajnie zasłaniał jej drogę, efekt był mizerny. Dlatego postanowiła sięgnąć po swoją własną magię.
- Haaaaa - krzyknęła, a kamienie zawirowały wokół jej dłoni i wystrzeliły do przodu, niczym salwa stu procarzy. Marduk cudem zdążył uniknąć potężnym uderzeniem skrzydeł, tylko kilka mniejszych odłamków zadzwoniło po jego zbroi, a kamienowanie zrobiło z przeciwników istną makabrę. Popękane czaszki, połamane kości, mięso poodrywane od nieumarłych ciał... fakt, ruszali się jeszcze, ale wystarczyło tylko stuknąć, by ich dobić. Co Marduk zresztą zaraz uczynił, a Turmi poprawiła, tym razem z przykucu, by ściąć nogi zombiaczy nie narażając drużynowego wąskodupca. Wokół nich ucichło, tylko zza miechu dobiegały odgłosy pozostałych walczących z ostatnimi zombimi. Turmi chwyciła za kuszę i zerknęła z prawy korytarz, ale było tam pusto.
- I tak to się robi! Dawaj Pralin, pomożemy reszcie! - I pobiegła zająć pozycję strzelecką by porazić nieumarłe niedobitki pociskami.

Marduk wyszczerzył zęby; czaszka była niewiarygodnie trudna do trafienia, zupełnie jakby kombinacja przepełniających ją mocy i manewrowości sprzysięgła się przeciwko sięgającemu ku niej ostrzu Talona. Toporne manifestacje magii Turmaliny nie pomagały mu w skupieniu się na zniszczeniu dziwacznej potworności i długa klinga raz i drugi ominęła czerep, nim w końcu wzmocnione boską mocą ramiona kapłana wyprowadziły celny cios który sięgnął głęboko i sprawił że eteryczny ogień otaczający czaszkę zgasł a ona sama zaklekotała o podłogę, niemal niczym nie różniąc się od zwykłych pozostałości. Marduk przez jedno czy dwa uderzenia serca spoglądał na nią niepewnie, łopocząc niematerialnymi, opalizującymi skrzydłami. W chwilę później musiał się bronić przed sięgającymi ku niemu łapami orków i krasnoludów - a raczej nieumarłymi potwornościami powstałymi z ciał pozostałych po zaciekłej bitwie.
- Uważaj, Baryła! - krzyknął do Turmaliny tytułem ostrzeżenia. Na szczęście niepotrzebnie - nieumarli rzucili się na niego, chyba jako na najlepszy cel wokoło. Marduk nie miał nic przeciwko; przeszedł dobrą szkołę jeśli chodzi o zombie i teraz rąbał i szlachtował z wprawą rzeźnika.
- Krew dla Ojca!

Torikha wiedziała, że dotkliwie raniła przeciwnika swoimi srebrzystymi promieniami, choć ten z pozoru wyglądał na nienaruszonego.
Ale wszak czuła moc łaski swej bogini przepływającą przez jej ciało, tak samo jak gniew i niechęć do umarłych wstających samoistnie z grobów. Pozostawiając kwestię „dobicia” czachy Mardukowi, który za punkt honoru postawił chyba sobie branie na klatę każdego przeciwnika. Selunitka sięgnęła po modlitwę, chcąc odstraszyć nadchodzące fale zombie.
Bezskutecznie.
Światło księżyca nie sięgało tak głęboko pod ziemię, toteż i jego wrogowie mogli się tu czuć bezkarnie. Niezrażona jednak półelfka, wyciągnęła swe ostrze, by przejść do ataku. W ciszy i skupieniu, z emocjami ukrytymi głęboko pod zbroją.
Joris uczynił podobnie. Zorientowawszy się, że wypuszczona strzała, choć celna, nie zrobiła większego wrażenia, na przerażającej Czaszce, musiał liczyć na magię innych. A w nią nie wątpił. Torikha stojąca obok rozbłysła takim światłem, że aż musiał zmrużyć na chwilę przyzwyczajone do mroku oczy. Co przypłacił rzecz jasna bólem, bo stojący nieopodal zombi jak i on nie zamierzali wpatrywać się w kapłankę jak w boską istotę. Zaraz jednak wrócił do walki, która z tak powolnym przeciwnikiem szczęśliwie nie była zbyt trudna i w ciągu pół minuty zaledwie uporali się z całym umarlactwem w jaskini.

Marduk opadł na posadzkę, dysząc ciężko i czując ból ręki dzierżącej tarczę. Wściekłe ciosy zombie kilkukrotnie spadły na twarde drewno, naprawdę ciężko doświadczonej przez ostatnie dni. Rozkawałkowane ciała leżały wszędzie naokoło. Chłopak powinien je pozbawić głów, ale to mogło trochę poczekać. Zamiast tego podszedł do zagasłej już czaszki i wpatrzył w nią. Nie wiedział czym była i to go martwiło.
- Może by to wziąć jako trofeum? - mruknął, ale zaraz wzruszył ramionami. Marna to była pamiątka - od razu znać było że to ludzki szczątek i Marduk machnął ręką. Pochowa się ją wraz z innymi.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline