Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 15:32   #37
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kąpiel, nie ważne jak relaksująca, w końcu musiała dobiec końca. Tancerka wyszła z wanny, wycierając się w szmaragdowy szal, by następnie namaścić ciało olejkiem. W międzyczasie użyła swych mocy do wywabienia plam z białego kombinezonu, który miała w planach założyć na dzisiejszą wyprawę do miasta.
Po ubraniu się w czysty strój, starannym uczesaniu włosów i umalowaniu oczu czarnym kholem, Chaaya zastanawiała się którą z broni zabrać ze sobą… wachlarz, miecz, kunai? Czy może wszystkie na raz?
Wyciągając amazońskie ostrze z pochwy, przysiadła na łóżku przyglądając się wypolerowanej stali. Nie miała zbyt wielu okazji by poznać wszystkie sekrety owej broni. Wiedziała, że kryła w sobie potencjał oraz kawał wspaniałej historii poprzeplatanej magią.
Gdyby tylko wiedziała jak się nią posługiwać by wykorzystać maksimum jej mocy…
Bardka pogrążyła się w myślach, oglądając dokładnie rękojeść i ostrze miecza, starając się przywołać swą własną, jak i przekazaną przez przodków wiedzę, by rozwikłać tajemnicę trzymaną w rękach.
Broń jednak milczała jak zaklęta, nie pozwalając rozpoznać się jakiejś podrzędnej kurtyzanie. Tawaif musiała albo komuś zapłacić, albo zdobyć odpowiednie umiejętności magiczne. Czy jednak chciało jej się przesiadywać wśród opasłych, magicznych woluminów, studiując skomplikowane formuły i rytuały?
- Trudno skarbie… jeszcze trochę będziesz musiał na mnie poczekać… - Dziewczyna schowała broń do pochwy, po czym przypięła pas do spodni. Wachlarz przytwierdzając do uda, a kunai wrzucając do torby, którą przerzuciła za ramię.
~ Idziemy na śniadanie. ~ Przekazała myśli Jarvisowi, wychodząc z pokoju i zamykając drzwi na klucz.
~ Już zamówione ~ odpowiedział Jarvis. ~ Czekam na ciebie.
~ Cooo? Gdzie? Nie wychodzimy? ~ Chaaya podeszła niepewnie do drzwi prowadzących do pokoju czarownika, nie wiedząc czy zapukać, czy wejść… czy może zejść po schodach na dół.
- Zamówiłem przekąskę na drogę… może być. - Jarvis otworzył drzwi tuż przed nosem bardki i podał jej mały placuszek z zapieczonymi w niego warzywami. - Nawet nie wiedziałem jak bardzo jestem głodny. Porządne śniadanie zjemy oczywiście w tawernie na mieście.
- Dziękuję… - Bardka przyjęła placuszek ze zmieszaniem, mało nie uciekając spod drzwi niczym spłoszona łania.
Wgryzając się w chlebek, popatrzyła wyczekująco na mężczyznę, ruszając powoli w kierunku schodów.
Jarvis ruszył za nią, powoli wodząc spojrzeniem po jej osobie. Uśmiechał się łobuzersko, a ona nie potrzebowała sięgać do telepatii, by wiedzieć jakie myśli kłębią się w jego głowie. Wiedziała, że jego spojrzenie skupia się na jej pupie. Nie tylko na śniadanie miał apetyt, choć… możliwe, że także podziwiał jej urodę, tak jak ona podziwiała tutejsze budowle i rzeźby. Miasto to wszak istniało po to, by budzić podziw. Ktoś kto tu się wychował pewnie uczył się doceniać wszelkie piękno.
- Na jakąż to dziś kuchnię masz apetyt? - zapytał, gdy już wyszli z ich karczmy i gdy gestem przywołał gondolę.
- Mam ochotę na sorbet… jadacie tu lodowe przekąski? - Tancerka nie komentowała wilczego spojrzenia swojego towarzysza, przyzwalając by ten rozbierał ją wzrokiem jak, gdzie i kiedy chciał. - No i na ciasto… albo po prostu na coś słodkiego.
- Oczywiście, że mamy lody ucierane ze śmietaną i słodkimi dodatkami - wyjaśnił Jarvis gdy już usiedli w łodzi. Poczuła jak zaborczo otula ją ramionami i dociska do siebie wodząc palcami po jej brzuchu. Odezwał się muskając ustami jej ucho.
- Sorbety także pijamy… winne, owocowe lub z lokalnych owoców. Mrożone sorbety z ihavy.
Słysząc ich rozmowę gondolier ruszył swą łódkę poprzez kanały, kierujac się do wybranego celu ich podróży.

Ten nagły napad czułości w miejscu publicznym wyraźnie ją zawstydził, oblewając rumieńcem na twarzy. Chaaya nie wyrywała się, lecz wyraźnie napięła, spuszczając potulnie wzrok na dno gondoli.
W zaciszu ich prywatnej komnaty mogła wydawać się wyzwoloną i odważną kobietą, która nie ustraszy się żadnej sodomistycznej pozycji by dosięgnąć spełnienia.
- C-co to jest ihava? - spytała, głośniej przełykając ślinę.
- Rodzaj napoju o dość specyficznym smaku, robionym z palonych ziaren tutejszego krzewu… Pewnie piłaś podobnie u siebie - odpowiedział czarownik dodając telepatycznie. ~ Zawstydziłem cię? Wybacz… ale tak tu się postępuje. Kobieta wymaga od swego męża, partnera… podkreślania, że należy do niej. W innym przypadku może być napastowana przez “wielbicieli”... zwłaszcza tych podpitych.
- My sorbetów nie pijamy… - odparła po chwili namysłu bardka. - Jemy jak lody.
Powoli jej ciało przyzwyczajało się do bliskości, choć rumieniec nie chciał zejść z jej policzków, a spłoszone spojrzenie utkwiła twardo w wypaczonych deskach łodzi.
~ A więc stałam się kobietą… i to jeszcze zamężną… ~ Jej przekaz był nieco oddalony, jakby zasnuty cieniutką mgiełką zamyślenia.
~ Kobietą powiązaną z kimś więzami. Czy to małżeńskimi, czy narzeczeństwem, czy miłością, czy wspólnotą losu. Kobietą, mającą swego obrońcę i protektora. Taką na którą napaść wiąże się z ryzykiem. A i zaczepiać bezkarnie nie można ~ wyjaśnił czarownik, gdy płynęli przez kolejne kanały. ~ Pamiętam co obiecałem ci na parowcu… że będę zachłanny i zaborczy, że będziesz moja.
- Na miejscu przygotują ci je tak, jak sobie zażyczysz. Klient, jeśli zapłaci odpowiednio, może oczekiwać spełnienia kaprysu - wyjaśnił czarownik, gdy już dopływali.
Chaaya uśmiechnęła się delikatnie słysząc te… dość górnolotne i pompatyczne słowa. Niemniej… było jej miło i nawet przyjemnie, choć wątpiła by kiedykolwiek przywykła do tutejszych reguł.
- Chcę spróbować po waszemu… to żadna frajda przepłynąć taki szmat drogi, by jeść to co mogłabym zjeść u siebie w domu.
Jej dłoń nieśmiało spoczęła na klatce piersiowej Jarvisa, powoli wsuwając się za połę kamizelki, by tak leżeć niczym w ciepłej kieszonce, gładząc go palcami po brzuchu.
- To Ihava będzie odpowiednia dla spróbowania tutejszego smaku - zaproponował czarownik.
Gdy zapłacił za przejazd i ostrożnie wyszli z łodzi, ruszyli ku budynkowi owej restauracji. W jej środku, kręciło się sporo ludzi. Najwyraźniej gondolier wybrał popularne miejsce.
- Może być - stwierdził Jarvis prowadząc Chaayę do najbliższego stolika. - A więc to samo co ja?
- A co tam… zobaczymy jaki masz gust kulinarny - odparła z łobuzerskim uśmieszkiem, choć ciągle uparcie patrzyła w ziemię, jakby było tam cokolwiek ciekawego.
- To… powiedz mi co robiłeś przez te cztery dni? - zapytała siadając na swoim miejscu i splatając dłonie na podołku.
- Jak wrócę z zamówieniem - rzekł Jarvis, ruszając po nie i dodając telepatycznie. ~ Przypominałem sobie miasto. Zaglądałem na stare śmiecie. Odwiedziłem dawnych przyjaciół i sprawdziłem co u byłych wrogów. Szukałem też rozwiązania naszych problemów. Z różnym skutkiem. Dowiedziałem się też, że wieści z Zerrikanu nie są najlepsze. Pół ich kalifatu to płonące morze lawy.
~ I tak ich nie lubiłam… ~ odparła z przekąsem tancerka, ukrywając lęk jaki zawitał w jej sercu. Obawa o bliskich, których opuściła… o których nie myślała zbyt wiele, lecz ciągle kochała.
~ To powiedz… ilu z tych przyjaciół to kobiety? ~ zażartowała podstępnie, a czarownik niemal podświadomie poczuł, jak ta zaczaja się za nim z zębami gotowymi by zatopić się w jego karku.
~ Kilka… żadna tak ładna jak ty. Żadna nie mogłaby ci dorównać ~ odpowiedział pospiesznie Jarvis. ~ No i Asturia… nie ceni mężczyzn w łożu.
Chaaya długo milczała, podnosząc wzrok i wbijając go w plecy stojącego przy barze czarownika.
~ Może zapoznaj Asturię z Godivą? ~ odparła słodko, lecz nieprzyjemne uczucie nagłego ataku nie ustąpiło, choć nieco zmalało.
~ Nie jestem pewien, czy to bezpieczne. Godiva nie jest zbyt doświadczona w związkach, a wolałbym by Asturia nie dowiedziała się o tym, że mieście są dwa smoki do okiełznania ~ odpowiedział telepatycznie Jarvis, wracając z dwoma pucharami pełnymi śmietankowo brązowej cieczy o kremowej konsystencji, polanej czerwonym winem. W każdym z nich wystawała pojedyncza czcinka.
- Pije się przez nią… powoli - wyjaśnił czarownik siadając. - Asturia to manipulatorka, choć o dobrym sercu. Chce oczyścić miasto ze zła i pomścić brata i… zrobi wszystko w swojej mocy by to uczynić. Dwa smoki do podporządkowania wzmocniłoby siłę jej małego bractwa.
- Hmmm niegłupie - odezwała się bardka, upijając drobny łyczek przez słomkę i na chwilę przymykając oczy by skupić się na smaku.
- Moglibyśmy jej pomóc… w pomście, a ona pomogłaby nam z demonem… - Tancerka wzruszyła ramionami, spoglądając na Jarvisa z uśmiechem.
- Możliwe, że przyjdzie nam z nią współpracować - potwierdził czarownik, wypijając odrobinę. - Nie zdziw się więc wtedy jej powłóczystym spojrzeniom, jakimi może ciebie i Godivę obdarzyć. Smoczyca byłaby dobrą kochanką, gdyby miała więcej doświadczenia w związkach i łóżku. Teraz jednak jest za wcześnie. Asturia takie niewiniątka, jak Godiva, owija wokół swego palca i czyni swoimi oddanymi towarzyszami broni.
Tawaif smakowała chłodnego napoju od czasu, do czasu mieszając rurką w pucharku. Sorbet miał smak nieco pikantny i ożywczy, lekko kawowy acz ostrzejszy… i słodszy. Coś co rzeczywiście pobudzało zmysły i ciało. A i inne składniki czyniły go bardzo sycącym deserem.
- Jak się nazywa ten do którego dziś idziemy? Czym się zajmuje oprócz demonologią?
- Kartami. Jest hazardzistą… i wróży ze specjalnej talii. Nabiera naiwnych na swe talenta profetyczne, które nie są u niego tak potężne jak wmawia innym. Poza tym, bada przedmioty magiczne… i łączy ich magię ze swoją. Chyba… Tak naprawdę to nigdy nie rozumiałem natury jego mocy. Tak jak on nie rozumiał mojej - wyjaśniał Jarvis, popijając swój sorbet i zerkając na bardkę.
Chaaya wsparła głowę na dłoni, obserwując swojego rozmówcę z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Poznaliście się w latach dzieciństwa, czy na Uzurpatorze? - spytała, leniwie siorbiąc swój deser z pucharka.
- Z tego co wiem jestem jedynym ocalałym z Uzurpatora - wyjaśnił ostrożnym tonem Jarvis. - Natykałem się na pogłoski o innych… także i tutaj. Ale żadnej nie udało mi się potwierdzić. Natomiast Dartun, pochodzi stąd i nigdzie na dłużej nie rusza, chyba, że do innych światów.
- Przed czy po Uzurpatorze? - Kobieta ciągnęła dalej temat, jakby nie zauważyła zachowawczości w tonie rozmówcy. Najwyraźniej koniecznie chciała rozmieścić sobie pewne informacje na osi czasu.
- Przed… po Uzurpatorze nie wróciłem już do La Rasquelle. To moja pierwsza wizyta, odkąd opuściłem miasto. Za dużo nieprzyjemnych wspomnień - zamyślił się czarownik uśmiechając lekko. - Nie czułem potrzeby wracać. Nic mnie tu nie ciągnęło. Asturia też nie. Ani żadna inna kobieta.
Chwycił za dłoń Chaai lewą ręką, a palcem prawej wodził po niej mówiąc. - Teraz też żadna inna nie. Pochwyciłem cię tam w parostatku i już nie wypuszczę, będę zachłannie obłapiał cię każdej nocy.
Tancerka uśmiechnęła się szerzej, kręcąc nosem na jego słowa. Zbyt wiele razy je słyszała.
- Przykro mi, że cię zmusiłam do powrotu - odezwała się po chwili, ściskając mocniej jego dłoń.
- Nie przejmuj się tym. To był mój pomysł. To jedyne miejsce, gdzie można szukać lekarstwa na nasze problemy. - Uśmiechnął się Jarvis i wzruszył ramionami. - Zresztą … prędzej czy później Godiva by mnie przymusiła do powrotu. Ciekawa miasta i… mająca rację, że powinienem się zmierzyć z przeszłością. A sam Dartun jest całkiem znośnym jej kawałkiem… rozsądny i wiedzący sporo o mieście i bramach między nim, a innymi planami egzystencji.
Bardka pokiwała posłusznie głową, dopijając rozpuszczony już sorbet, zastanawiając się nad niedorzecznością kapryśnego losu, który przygnał do tego miejsca piątkę całkiem sobie zgoła odmiennych istot.
- Macie tutaj targ zwierząt? - spytała nagle, odsuwając od siebie pusty pucharek.
- Tak… nawet kilka… w zależności jakich to zwierząt szukasz - stwierdził Jarvis. - Niewolników też… tyle, że oficjalne niewolnictwo nie jest tu mile widziane, więc oferuje się… spętane słabsze kreatury z innych światów.
Chaaya powiodła spojrzeniem po zebranych w pomieszczeniu, na chwilę zatrzymując wzrok na pękatej kelnereczce z piegami na twarzy i dekolcie. Jak to miała w zwyczaju, tancerka automatycznie zaczęła zastanawiać się kim była i jakie życie wiodła owa kobieta. Czy miała męża, dzieci, kota? Lubiła tańczyć, czy śpiewać… a może była z tych, co to woli oglądać lub tworzyć namacalną sztukę. Rozwodząc się nad domniemanym życiorysem obserwowanej dziewczyny, tawaif zastanowiła się, czy ktoś kto kiedykolwiek minął ją na ulicy, również snuł o niej podobne myśli. Czy według wyimaginowanego obserwatora wiodła życie spokojne, dostatnie i pełne? Czy może smutne, tułacze i nijakie.
- Zaprowadzisz mnie na jeden z takich targów… w wolnej chwili oczywiście - poprosiła, ponownie spoglądając na mężczyznę przed sobą.
- To nie będzie problem, ale… jakiego zwierzaka poszukujesz? Targi te są… tematyczne, że tak powiem. Na jednym sprzedają zwierzęta pociągowe, na innym wierzchowce, na kolejnym domowych “obrońców”, na kolejnym potencjalnych chowańców dla magów - wyjaśnił czarownik, przyglądając się dziewczynie.
- Nie wiem… - odpowiedziała szczerze, marszcząc czoło ni to w złości, ni zamyśleniu. - Coś… coś małego. Może… nie wiem. Chowańce brzmią dobrze - mruknęła pod nosem. - Chodźmy już.
- Zgoda. - Czarownik wstał czekając, aż i ona wstanie. - Chowańce przeważnie są małe, więc pewnie idealne do tego co planujesz.
Bardka popatrzyła na Jarvisa z miną świadczącą, że ta chyba nie do końca wie co planuje, ale nie skomentowała jego słów w żaden sposób. Wstając i uśmiechając się pogodnie. Oby bogowie byli jej łaskawi i wskazali słuszną drogę, kiedy przyjdzie podjąć decyzję co do Nveryiotha i jego fiksacji na jej punkcie.


Wizyta w przybytku ruchomych obrazków, choć niewyobrażalnie droga, okazała się niesamowitym przeżyciem dla tancerki, która wychowana w dukt myśli, iż tradycja powinna być ważniejsza od postępu, po raz pierwszy mogła zetknąć się z błogosławieństwem najnowszych osiągnięć cywilizacyjnych, bez zbędnych i sarkastycznych komentarzy swojej matki, czy babki.

Samo „kino”, które okazało się przerobionym w ciemnicę teatrem. Było przytulne i zadbane. Widownia była przeznaczona dla mniejszej ilości osób, a fotele wygodne i niewyrobione przez tysiące zadków amatorów wyższej kultury.

„Film” zaś choć krótki, zachwycał starannością wykonania, całkowitą innowacją w podejściu do fabuły, jak i świata prezentowanego. Bo… któżby pomyślał, by iść na sztukę w której głównym bohaterem jest czarna myszka nosząca spodnie? Nie było możliwości utożsamienia się z bohaterem, ani z jego problemami, o przeżyciu katharsis nie wspominając. A jednak… sala wypełniona była po brzegi, a ludzie oglądający arcydzieło, śmiali się, płakali lub bali… żywo współsympatyzując z postacią, a wraz z nimi i tawaif, której najbardziej z trzech pokazów różnych i niezależnych od siebie historii, najbardziej spodobał się odcinek o nawiedzonym domu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3hoThry5WsY[/media]

Nawet brak dźwięków, nie był w stanie umniejszyć poziomu zachwytu i podziwu dla ludzkiej wyobraźni oraz rękodzieła, a sama Chaaya musiała przyznać, że sam postęp miał też swoje przyjemne i piękne strony.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline