Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 15:33   #38
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Jak na razie, wizyta pod “Widzącym okiem”, przebiegała tak, jak to sobie wyobraziła bardka. Dobytek był ciemną, zatęchłą i zagraconą dziurą szalonego magika o równie ostrym języku co przerdzewiała brzytwa w rynsztoku.
- A to ciekawostka… - burknęła pod nosem Chaaya, krzyżując ręce na piersiach. - ...ciekawe dlaczego pisany jest ci los kawalera… - mruczała pod nosem tawaif, obchodząc stary rupieć leżący na środku podłogi i gromiąc go takim spojrzeniem, jakby ten obraził ją swoim istnieniem w tej samej czasoprzestrzeni co jej osoba.
Zapatrzyła się na zakurzoną księgę, na której można byłoby rzeźbić całe makiety miast. Tyle zebrało się na niej pyłu.
~ Jeśli twój pokój wygląda podobnie to bogowie mi świadkiem, żywej mnie tam nie zaciągniesz, jeśli ówcześniej nie posprzątasz… ~ pogroziła czarownikowi telepatycznie, zaglądając przez wiszące u sufitu kolorowe szkiełko powiększające.
~ My mamy pokojówki w naszym gniazdku ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik, po czym zwrócił się do Dartuna. - Nie przyszliśmy po wróżby, zresztą nie uwierzę w żadną do której nie użyjesz kart. Szukamy informacji.
- Jakich to? - zapytał wróżbita.
- Vantu… mówi ci to coś? - odbił Jarvis.
- Jak każdemu w tym mieście. To koszmar sprzed paru lat, który ponoć znów powrócił z niebytu - wyjaśnił mężczyzna, siadając przy stoliku. - Od Vantu… lepiej trzymać się z daleka.
~ No proszę… jaki rozpuszczony rozpustnik ~ zakpiła Chaaya, rozbawiona stwierdzeniem towarzysza i przyglądając się nowo poznanemu z cieniem zainteresowania. Głównie jednak przedzierając się przez nagromadzone przez lata, magiczne lub i nie, graty, aż w końcu zapytała zaciekawiona.
- A to czemu? Pomijając jego mało przyziemną aparycję, wydawał się wykształconym i kulturalnym… -Ą istotą…
- Nosferatu są odrażający nawet dla innych nocnych łowców. Ale nie to jest winą Vantu, a jego plany wyrżnięcia miasta i uczynienia z ciał jego martwych mieszkańców siedlisk dla demonów. Vantu jest prorokiem nowego ładu… jak siebie nazywa. A ludzie mieszkający w La Rasquelle, tak jak i wampiry, wolą jednak stały ład. Sam Vantu zginął już raz… ostateczną śmiercią - wyjaśnił Dartun uprzejmie. - Wydany ludziom przez swych nieumarłych pobratymców. O ile klany wampirze zwykle się kłócą, to w zwalczaniu Vantu i jego herezji, były szczególnie zgodne.
- Zgodne czy nie… to jednak mało skuteczne nie sądzisz? - Bardka trąciła sznureczek z dzwoneczkami i podeszła do stolika przy którym siedział wróżbita. - To jaki jest ten jego nowy ład? Może nie jest taki straszny jak go malują? - zironizowała, puszczając do niego oczko.
- Po pierwsze… zwykle publiczne spalenie wampira i wrzucenie jego prochów do rzeki, kończy się jego zgonem. Wobec innych działało, więc czemuż Vantu miałby być wyjątkiem? - spytał retorycznie wróż. - Prawda jest bowiem taka, że istnieją potężne zaklęcia na granicy cudu, potrafiące przywrócić wampira do życia… lub dać Vantu nową powłokę.
- Potężne zaklęcia oznaczają potężnego mocodawcę - ocenił czarownik.
- To też… a ta nowa utopia… to setki zniewolonych dusz i ożywiające zwłoki demony. Nowi poddani nowego władcy… i jego namiestnika Vantu wraz z oddanymi jemu doradcami, obdarzonymi demonicznymi mocami - wyjaśnił Dartun. - Raj dla naiwnych.
- Widzę, że jesteś obeznany w temacie utopijnych bajek, zechciałbyś mi co nieco więcej opowiedzieć na temat tych demonów dla których Vantu przygotowuje podłoże? - spytała się spolegliwym tonem bardka, siadając na wolnym miejscu i podpierając brodę na dłoniach, zwróciła się twarzą do rozmówcy, niczym wierna słuchaczka.
- Belfegor jest… potężnym diabłem mającym jednak pewne koneksje wśród demonów. Jak na markiza.. to daleko zaszedł mając własną domenę niezależną od innych piekielnych lordów. Przynajmniej tych bezpośrednio nad nim. Jego prawdziwy wygląd nie jest znany, a on sam potrafi szpiegować każdego poprzez lustra. Jeśli patrzysz w odbicie lustra, Belfegor może popatrzeć na ciebie. Dlatego ci co mu podpadli, unikają wszelkich lustrzanych powierzchni - stwierdził wróż, przyglądając się bardce jak i staremu znajomemu. - O samych demonach wiele powiedzieć nie mogę... wiem, że miał na swych usługach trochę sukkubów. Może i nadal ma… w zamian za to, sprzedawał informacje lordom demonów. Pewnie komuś innemu nie uszłoby to na sucho. Ale lustrzana domena markiza jest trudno dostępna, nawet dla najpotężniejszych diabłów. Ponoć zresztą nie była zawsze jego. A pierwotny władca lustrzanych odbić śpi głęboko pod jego zamkiem. A może jest zamkiem… niestety wszelkie relacje na temat lustrzanego planu są dość… skąpe w szczegóły.
Chaaya nie odrywała spojrzenia od rozmówcy, wpatrując się w niego i słuchając jak zaklęta. W rzeczywistości, zastanawiała się jakie może być prawdopodobieństwo, że skontaktuje się z demonem przez własne lusterko, które ma w swoim ekwipunku. Pomijając oczywiście taki mały szczególik jak zerowy brak chęci do jakichkolwiek kontaktów z którymkolwiek z czarcich pomiotów na tym czy innym świecie.

~ Starcze wierzysz w naukę na własnych błędach? ~ zapytała nagle z głupia frant, skupiając się na naburmuszonej, czerwonej obecności w swojej jaźni.
~ Tak. Myślę, że czasami można się czegoś… nauczyć ~ przyznał Starzec, wybudzając się z wiecznego milczenia. ~ A czasem nie.
~ A… opowiesz mi kiedyś… jak to się stało, że… do mnie trafiłeś? ~ spytała wyraźnie zmartwiona i zatroskana, nie tylko o swój los jaki zesłali jej bogowie… ale i o samego Pradawnego, który bądź nie bądź był teraz ważną częścią jej osoby. Odzywając się jednocześnie na głos do Dartuna.
- Twa wiedza faktycznie jest imponująca… nie zezłość się na mnie, gdy spytam… czy żałujesz, że tak mało wiesz… lub czy próbowałeś dowiedzieć się więcej na własną rękę?
- Pewnie bym żałował, gdyby nie to, że znam los ludzi, którzy dowiedzieli się więcej. Jest granica, gdy ryzyko przekracza nagrodę - wyjaśnił cicho Dartun i spytał wyraźnie zaciekawiony. - A czemu was Vantu obchodzi?
Bardka zaśmiała sie psotnie, opierając plecami o oparcie krzesła. - Podobno umiesz wróżyć… zajrzyj w karty, kto wie co ci powiedzą - zażartowała przyjaźnie, spoglądając na Jarvisa.
~ W skali od 1 do 10 jak bardzo możemy mu zaufać? ~ zapytała telepatycznie.
- Nie umie… nie tak w każdym razie - stwierdził czarownik, a Dartun wzruszył ramionami dodając. - Odpowiedzi jakie otrzymuję są prawdziwe. Tylko trochę… mętne.
~ Można mu zaufać. W takich sprawach jak kulty demonicznie, nie można polegać na niesprawdzonych osobach ~ wyjaśnił Jarvis telepatycznie i dodał głośniej. - I nie zapomnij, że nie zawsze mówią o tym, o co pytałeś.
- Mój pan interesuje się pewnymi istotami… posłał mnie bym wybadała teren, a najlepiej dotarła do źródła… - odparła po chwili, wracając spojrzeniem na mężczyznę przed sobą. - Powiadasz więc, żeby patrzeć w lustro… a może ono odzwajemni me wejrzenie? - dodała mimochodem, lekko zamyślona.
- Nie polecam zaglądania w lustro - odparł krótko i dość nerwowo Dartun. Nachylił się dodając. - Nie należy szukać Belfegora moja droga. Zwłaszcza nie należy go szukać poprzez wrota, które on kontroluje. W ten sposób nie dotrzesz do źródła tylko do klatki.
- Przepraszam… nie chciałam cię wystraszyć. W moich stronach, często drwimy z naszych lęków dodając sobie animuszu - skłamała, uśmiechając się delikatnie, gdy zobaczyła jak Dartun przeraził się na jej słowa.. - Mam coś jeszcze… może będziesz wiedział co to takiego… zechciej spojrzeć - poprosiła, wyciągając z torby pognieciony zwitek papieru.
- Wygląda jak... imię jakiegoś demona. Może prawdziwe imię… może fałszywe. Może też być toooo… jakieś hasło do… w sumie to nie wiem do czego. Zaklęć ochronnych, magicznych drzwi, tajemnej kryjówki? - zamyślił się, skupiając na zwitku i zapisanych na nich literach.
- To jest powiązane z Vantu i jego małym kultem. Wiesz coś o nich? - zapytał czarownik.
- Nieee... o nowym nie… o starym tak. - Zamyślił się wróż nie odrywając oczu od kartki.
- Opowiesz mi o nim? - zapytała bardka. - O starym kulcie? - sprecyzowała swą prośbę, uśmiechając miło i łagodnie. Z doświadczenia wiedziała, że pomiędzy stanem “stary”, a stanem “nowy”, potrafiły wystąpić nieznaczne, pojedyncze szczegóły tworzące korelacje.
Gdy jakiś kupiec kupował od kogoś przybytek, najczęściej wymieniał tylko szyld z nazwą, tworząc “nowy” sklep, który w zasadzie nie różnił się niczym od starego prócz fasadą. Oczywiście, bywało też tak, że ktoś zamiast szyldu wymieniał całe wnętrze i tak wchodząc do “Rozkoszy podniebienia” zamiast słodkich wypieków dostawało się na przykład zagraniczne trunki. Podstawy jednak były niezmienione… sklep, będzie sklepem, nie ważne pod jaką nazwą się prezentując, lub jakie towary oferując. “Coś” zawsze pozostanie niezmienione.
Wyłuskiwanie drobnych szczegółów z mozaiki popękanego obrazu, było żmudną i trudną robotą.
Jeśli jednak Chaaya chciała spełnić “prośbę” Czerwonego, musiała się jej podjąć.
Poznać Vantu, jego pana i kult go otaczający. Poznać przeszłość, uczestniczyć w teraźniejszości i… dokładnie zaplanować przyszłość.
- Stary kult należał do Gharsteka… starego nosferatu, ojca wielu sfor i był w sumie pozorem. Zbierał wokół siebie tych, którym w La Rasquelle się nie powiodło. Na wierzchu mroczne rytuały i obietnice potęgi, a pod spodem jeno trzoda i drapieżniki. Jeden z potomków Ghasteka to zmienił, tworząc własny kult w oparciu o Belfegora właśnie i wykańczając swych krewnych jak i ojca w ciemności. Dzieci Gharsteka się rozbiegły… a Vantu zorganizował sobie kryjówkę, pod starą świątynią jeleniogłowego boga własne sanktuarium i rozprzestrzeniał przepowiednie o nadchodzącej zmianie. Stare rządy arystokracji miały upaść, a w La Rasquelle… mieli rządzić odrzuceni. Przez długi czas… nikt nie zwracał na to uwagi - wyjaśnił Dartun. - Takich kultów jest kilkanaście w mieście. Większość rządzona przez demony lub diabły, które wyrwały się z rodzimych planów i chciały wykorzystać naiwnych śmiertelników do własnego wyniesienia.
- Gdy demon lub diabeł osiąga pewien poziom potęgi może rozwinąć się w wyższą formę. Nową postać. Każdy czart ku temu dąży, każdy niebianin też…- “I człowiek” pomyślała Chaaya. - ale w przypadku złych istot to jest bardziej obsesja niż odległy cel - wyjaśnił Jarvis, a Dartun kontynuował. - Tyle, że Vantu naprawdę wierzył w tą rewolucję i podkopywał stare struktury wampirzej arystokracji, odsłaniając je śmiertelnikom… to ich deczko zdenerwowało, więc zmietli jego kult z powierzchni miasta, a sam Vantu został złapany i spalony na głównym placu. I taki powinien być koniec tej historii.
- Ale wygląda na to, że nie jest - stwierdził czarownik, co wróż skomentował to tymi słowami. - Ostatnio kultów demonicznych jest więcej niż zwykle i są bardziej aktywne. “Nadchodzi koniec świata…” głoszą. “Nadchodzi era piekła... lub otchłani”: w zależności kogo spytasz.
“Strzelę cię przez łeb jak spróbujesz ziewnąć…” odezwała się surowo babka, mrożąc mimikę na twarzy tancerki, która ni drgnęła, ni nawet mrugnęła przez całą opowieść obu mężczyzn.
“...nie ważne jakie klient pieprzy smutki, ty masz wyglądać na zafascynowaną i uradowaną faktem, że dostąpił cię zaszczyt usłyszenia ich. Uśmiech, skry w oczach, potakiwanie. Powtarzaj!”
- Czyli nie był zły… na początku, dobrze zrozumiałam? Kierował się całkiem zacną ideą… - odezwała się w zamyśleniu, spoglądając to na jednego, to na drugiego mężczyznę.
- Jego idea była prosta: zabijmy tych u władzy by zasiąść na ich miejscu. Zwykły przewrót pałacowy, bo miejsce wampira i tak zająłby wampir - wyjaśnił uprzejmie Dartun.
- Znasz jakieś ich… lokale kontaktowe? - zapytał Jarvis.
- Starego kultu tak... większość została zniszczona. Istnieje jednak nadal karczma pod Czerwonym Wężem. Tyle, że wampirzy lordowie z pewnością też o niej wiedzą. Więc… musi być porzucony - wyjaśnił Dartun. - Zresztą… sługa Vantu, który go nadzorował zawisnął po śmierci swego pana.
- O! Widzę wspólną cechę między wami, nic dziwnego, że dobrze się dogadywaliście - odparła kąśliwie wskazując na obu czarowników, zakrywając uśmiech dłonią. Oboje byli pierwsi do oceniania i dzielenia sie swoimi subiektywnymi i w większości nietrafnymi opiniami. Przez chwilę wpatrywała się rozbawiona we wróża, po czym wstała i przeszła się po pomieszczeniu układając w głowie zasłyszane informacje.
- Dobrze radziliśmy sobie ze zleceniami, póki mu się nie znudziło… i pognał z miasta. - Uśmiechnął się ironicznie Dartun. - Jakbyś jednak szukał roboty, to… coś się zawsze znajdzie ryzykownego, ale i zyskownego. Dla was obojga. - Spojrzał na tawaif. - Bo i ty młoda damo nie wyglądasz na kogoś kto boi się rozlewu krwi i niebezpieczeństwa.
- Bynajmniej… - ozwała się znad stosiku zwierzęcych czaszeczek, spoglądając na chwilę na starszego mężczyznę. - Dla ciebie też się znajdzie… bezpieczna i spokojna. - Uśmiechnęła się kocio. - Macie w tym mieście jakieś tradycje pogrzebowe i smętarze?
- Ciała się całopali i prochy wsypuje do rzeki… Pomijając bogaczy, ci mają własne, spore mauzolea i prywatne cmentarze, co budzi niechęć zwyczajnych mieszkańców - wyjaśnił Dartun. - Przy takiej pladze nieumarłych, każdy z nich może być siedzibą wampirzego klanu.
Chaaya westchnęła cierpiętniczo i wzruszyła ramionami.
- Wielce mi pomogłeś Dartunie - odparła grzecznie, dygając niczym mała, przykładna dziewuszka. - Nie omieszkam wpadać do ciebie częściej ze swoimi pytaniami i problemami… Może wyszlibyśmy razem napić się wina od czasu, do czasu? - zapytała zadziornie, przekręcając lekko głowę, by przeczytać tytuł na grzbiecie jednej z ksiąg.
“Sfery elementarne i para-elementarne i ich wzajemne korelacje.” Dziwna i długa nazwa, a kłódka nie pozwalała zajrzeć do środka.
- Z chęcią się napiję w tak czarującym towarzystwie… i twoim Ragaghu. - Zaśmiał się Dartun, wywołując kwaśny uśmieszek czarownika.
- Hmm… nie potrzebujemy przyzwoitki... zwłaszcza takiej markotnej, ale rozumiem, że się stęskniłeś za przyjacielem. - Mrugnęła do wróża zalotnie, dotykając okładki księgi.
- Są zapisane, czy to tylko atrapy?
- Tak… są zapisane. A wiedza w nich jest niebezpieczna dla umysłu. Nie gotowy na nie czytelnik może postradać rozum.
Trudno było stwierdzić czy wróż mówił prawdę, czy naprawdę wierzył w swe słowa. Bądź co bądź… był też i aktorem swego rodzaju. Niewątpliwie jednak kochał swoje księgi.
- Posiadasz jakąś, która jest mniej inwazyjna na umysł odbiorcy? - spytała z nieukrywaną nadzieją.
- Cóż… zależy o jakiej tematyce mówimy - zaczął się kręcić Dartun, a Jarvis spytał. - Nadal zaczytujesz się w tych tanich romansach dla pomocnic kuchennych?
- Trzeba czasem odpocząć od mrocznych tajemnic odległych planów egzystencji - odparł nerwowo Dartun, zawstydzony pytaniem przyjaciela.
Bardka cmoknęła zdegustowana, spoglądając chłodno na czarownika.
- Podróżuje ze mną chłopiec… - odezwała się w końcu do wróża ciepłym głosem, podchodząc do jego krzesła. - Marzy mu się magia, potężna i mroczna… jest jednak zbyt głupiutki i naiwny by choćby nauczyć się podstaw iluzji… chciałabym jednak, spełnić chociaż część jego marzenia i pozwolić przeczytać mu księgę traktującą o magii. Jestem świadoma, że połowy z niej nie zrozumie, a drugiej nie spamięta… Za twój czas oczywiście zapłacę. Złotem lub przysługą.
- W tym mieście trzeba z takimi pragnieniami uważać. Jest wiele prostych dróg do magicznej potęgi, które pozwalają obejść ograniczenia umysłu. Wszystkie one jednak są przynętą w pułapce na naiwnych. I większość z nich wiąże się z demonicznymi paktami. - Dartun ruszył w głąb swojego pokoju, kierując się do drzwi prowadzących w głąb mieszkania. - Nie ruszajcie tu niczego dopóki nie wrócę!

Chaaya popatrzyła zaciekawiona na Jarvisa, opierając się o stół.
- Co się stanie jak dotkniemy tej kryształowej kuli? - zawołała za odchodzącym, nie odrywając spojrzenia od czarownika. Uśmiechała się przy tym chochliczo, jakby planowała jakiegoś niecnego psikusa.
- Nie wiem… równie dobrze nic… choć znałem hochsztaplerów, którzy umieli nasączać je odrobiną magii… - usłyszała w odpowiedzi za drzwi.
- O-och… a nasączyłeś ją magią? - ciągnęła ten głupi temat z mężczyzną zza ściany, wpatrując się coraz intensywniej w Jarvisa. Jej oczy zaczynały podejrzanie błyszczeć, a policzki różowieć. Skupiła się na połączeniu mentalnym między nimi, wysyłając mu wizję tego, czego chciała by jej zrobił… tu na stole, przy którym stała.
- Ja? Nie. Osobiście nie! Ale płacę za dodanie efektów. Przydają splendoru podczas wróżenia. Robią wrażenie! - odparł głośno Dartun.
Zaś czarownik cicho podszedł do bardki i nerwowo sięgnął po zapięcie jej spodni, zerkając na drzwi przez, które wyszedł jego dawny przyjaciel zapewne szukający owej księgi.
Chaaya czuła dłonie mężczyzny muskające jej uda. I widziała utkwione w niej rozpalone spojrzenie jego oczu.
- Aa-ach… splendoru… - odpowiedziała, jakby wszystko zaczynała rozumieć, a jej oddech niebezpiecznie przyśpieszył. Jarvis czuł jak pragnie by wziął ją w brutalne i szybkie posiadanie tu i teraz. Zanim jego dawny przyjaciel tu wróci.
- A kartyyy? - zawołała niby zaciekawiona, dotykając kciukiem ust czarownika, oblizując przy tym swoje.
- Nieee… Kaaarty to żadne oszustwo. Karty to prawda - usłyszała w odpowiedzi, gdy Jarvis patrząc w jej oczy ukąsił jej kciuk i szybko kucnął przy okazji zdzierając z niej spodnie i bieliznę, aż do kostek. Szybko i gwałtownie…
Wstał i wskazał gestem głowy na stolik. Sam zaś zabierając się od uwolnienia się od swych spodni.
- Karty… to dar który otrzymałem od… Cholera, gdzie jest ten tomik - odpowiadał głośno Dartun.
Chaaya stanęła na palcach, by pocałować zachłannie i z pasją usta czarownika, zarzucając mu ręce na szyję. Nie zamierzała mu się dać tak łatwo… niech się z nią choć trochę posiłuje. Echo rozgrzanych myśli, kołatało w umysłach obojga kochanków, podsycając tylko ich pożądania.
- Mamyyy czaaaas, nieee śpiesz się - zawołała, odrywając się od Jarvisa, dusząc w sobie, jak i we własnym głosie, pragnienie. - A czaszki? Skąd masz tyle czaszek? Nie masz przez to kłopotów w mieście? - Odwróciła się plecami do kochanka, drażniąc go nagimi pośladkami.
- Te czaszki nie pochodzą z miastaaa… zbieraam je podczaas wypraw. - Jarvis brutalnie popchnął bardkę w kierunku stolika. Pragnął jej teraz i to mocno… co zresztą czuła przed chwilą, gdy ocierała się pupą o dowód tych pragnień.
Tancerka obejrzała się przez ramię, powoli opierając się o stół. Starając się niczego nie zrzucić, ani nie poprzesuwać.
- Podróżujesz! To wspaniale! Są jakieś fajne miejscówki do zwiedzenia jakoś blisko poza miastem?
- Wyższe plany są słodyczą dla oka, ale ciężko znaleźć do nich bramę, która jest długo stabilna - odparł Dartun, gdy Chaaya poczuła dłonie mężczyzny na swych pośladkach, a potem… ostrożny szturm jego dumy między nimi. Tak perwersyjne figle sprawiały, że na początku czarownik był ostrożny w swych ruchach… ale bardka wiedziała, że gdy jej ciało przywyknie do tej wyuzdanej inwazji, mężczyzna przyspieszy ruchów w tym zakątku.
Kobieta schowała twarz w zagięciu przedramienia, dusząc w sobie jęk aprobaty i przyjemności. Starała się oddychać równo i w miarę spokojnie.
Jej biodra były sztywno nacelowane na swego partnera, lecz z każdym ruchem, jej ciało stawało się miększe… i bardziej gibkie, zaczynając współredagować na pieszczoty. Niczym żywe srebro.
- Te bramy… - zawołała, napinając się i skupiając by głos jej nie zawiódł. - Znasz może teraz położenie jakiejś… ś… stablinej?
Długo nie było odpowiedzi… długo jedynym dźwiękiem jakie słyszała był jej własny oddech, przyspieszony oddech kochanka i miękki dźwięk ich ciał zderzających się ze sobą. Przeszywana gwałtownie przez coraz bardziej rozpalonego kochanka czuła jak jego obecność powoduje kolejne fale gwałtownej przyjemności, wzmacnianej jeszcze przez możliwość przyłapania. Czy Dartun już tu szedł, czy ich zobaczy? W takiej perwersyjnej pozycji?
- Nieee… nie wydaje mi się, ale…. musiałbym poszukać wśród mych informatorów. To by jednak kosztowało.
Jeszcze nie wychodził. Zapewne sprawdzał dla niej wśród swych zapisków, czy są jakie bramy.
- A teee bramy… to prowadzą też… tam… no wiesz… do tego o którym dziś rozmawialiśmy? Czy to… zupełnie inna bajka? - Chaaya wygięła się w łuk, zagryzając usta, jednocześnie mocniej napierając na Jarvisa. Ta gra była niebezpieczna, acz słodka. Nie chciała jednak zostać nakryta przy pierwszej tego typu rozgrywce. Podniosła się, zarzucając mężczyźnie ręce za głowę, szepcząc ciche obietnice tego co mu zrobi w gorących źródłach.
Czuła mężczyznę mocniej i głębiej w tej pozycji, czuła jego gwałtowność i delikatność, bo stojąc dawała mu dostęp do swego kwiatu rozkoszy i jego palce zajęły się delikatną zabawą tego zakątka, by przyspieszyć jej szczyt ekstazy… sam czarownik był już sam bliski oddania wybuchowego hołdu jej pośladkom.
- Nieee… na szczęście nie. Słyszałem o rytuałach mogących otworzyć bramy poprzez lustra… aaale tylko plotki. Nie znam ich. Być może nie istnieją - odpowiadał Dartun głośno.
Wkrótce ustęksniona chwila przybyła... najpierw dla Jarvisa, a chwilę później dla Chaai. Towarzyszyła im przy tym kamienna cisza, przerywana jedynie oddechami, z początku gwałtownymi, ale powoli powracającymi do normalności.
- Słyszałeś o operze? - zawołała bardka, tuląc się plecami do ramion kochanka i przygotowując na nieuniknioną rozłąkę.
- Tak. Parę starych wampirów musiało obesrać tej nocy swoje trumny ze strachu.
Głos Dartuna był coraz bliższy, gdy Jarvis podciągał szybko majtki i spodnie Chaai, stając tak by osłonić dziewczynę przed ewentualnym wzrokiem wróża.
Tawaif roześmiała się głośno, nie tylko rozbawiona słowami nadchodzącego czarownika, ale i samą sytuacją. Poprawiła pas u spodni, zadzierając głowę i cmokając kompana w brodę, odpowiedziała.
- Wcale bym się nie zdziwiła…
- Z pewnością warto by było… - akurat wszedł, gdy Jarvis poprawiał dopiero co naciągnięte na siebie spodnie.
- ... zobaczyć.
Przez chwilę wydawało się, że coś podejrzewa, po czym to wrażenie szybko minęło, gdy dodał z dumą. - Znalazłem księgę o rytuałach Accal-Yuglu. Pozwalające ściągnąć do siebie potęgę starożytnej istoty. Za pewną i sporą cenę… kiedyś w każdym razie. Obecnie ta starożytna istota już nie istnieje, a rytuały nie dają nic… poza marnotrawstwem czasu i farby. Cena… tysiąc osiemset sztuk srebra, bo to w końcu nadal biały kruk.

“O bogowie… i się zaczyna…” Odezwała się jakaś Chaaya, gdy bardka skrzyżowała ręce na piersiach zasępiając się.
“Nie bądź już taka i daj dziecku się nacieszyć…” Do głosu dołączyła druga.
“Ja to współczuje jej przyszłym dzieciom i wnukom…” Zaskrzeczała babka, która pomimo chłodnego stanowiska do swojej ukochanej tancerki, miała gołębie i szczodre serce.
- Zaaa… kupno, wynajem do domu, wynajem tutaj, czy co… - odezwała się zachowawczo tawaif, odsuwając od czarownika, by móc popatrzeć na przybyłego.
- Za wypożyczenie na czas… jak dla was nieokreślony… Mam nadzieję ją odzyskać, gdy on już się nią znudzi - odparł Dartun przyciskając rękami ową księgę do siebie jak ukochane dziecko.
“Sss Chandarmukhi nie bądź taka zimnaaa.” Zawołały wspólnie dziewczęta, a tawaif wyraźnie się łamała.
“Puścisz się gdzieś w zaułku i odbijesz drugie tyle, przestań być takim skompiradłem.” Dostojna Laboni jak zwykle wywaliła kawę na ławę, nie patyczkując się w dyplomację. “Należy mu się! Za wczoraj!”
- Zgoda - przystała na cenę Chaaya, nawet nie starając się targować. - Wróci do ciebie cała i w nienaruszonym kawałku. Mój brat ceni księgi bardziej niż ludzi. Daję ci słowo, że będzie jej u niego niemal jak w niebie.
- Zgoda… - odparł Dartun, oddając ostrożnie ciężki wolumin z mosiężnymi okuciami. - Język jest trochę toporny, jak to u autorów nie do końca mających władzę nad swymi zmysłami.
- A za rady? - dopytał czarownik.
- Aaaa za rady… co łaska. - Machnął ręką uśmiechając się wesoło.
Tancerka przyjęła księgę, obchodząc się z nią z należytą delikatnością i czcią.
~ Ile u was znaczy “co łaska?” ~ spytała telepatycznie czarownika, sięgając po mieszek złota, by odliczyć należną kwotę za wolumin.
~ Tyle ile uznasz za stosowne… różnie w zależności sytuacji. Pięćdziesiąt srebrnych monet będzie odpowiednie ~ wyjaśnił czarownik z uśmiechem.
Bardka ułożyła w stosikach monety, dodając do ogólnej opłaty, również zapłatę za informacje w postaci 5 sztuk złota.
- Nie zdziw się jak pewnego dnia nawiedzi cię pewien młodzieniec, pytlujący jak najęty o tym co właśnie przeczytał. Może zapomnieć się przedstawić, ale po wyglądzie poznasz… że to nie kto inny, a mój Neron. Rzuca się w oczy - odpowiedziała ciepło do wróża, poprawiając torbę na ramieniu. - I ja też na pewno cię nie raz odwiedzę - dodała łobuzersko, puszczając do mężczyzny oczko. - Na wino.
- Mam nadzieję, że nie z zarzutami, że pożyczyłem fałszywkę. Rytuały naprawdę działają… tylko ich adresat już nie istnieje - zażartował Dartun. A czarownik spytał. ~ Targ, suknie, gorące źródła?
Po czym zwrócił się do Dartuna. - A jak byś dowiedział się czegoś przypadkiem o nowym kulcie Vantu, to daj znać… bylibyśmy wielce zobowiązani.
~ Sukni mam wiele, na prawdę potrzebna mi jeszcze jedna? ~ spytała ostrożnie tawaif, zabierając ze stołu pergamin z nieodgadnionym wyrazem.
- Miło było cie poznać Dartunie. - Chaaya kiwnęła głową i obejrzała się na Jarvisa gotowa do wyjścia.
~ Więc… gorące źródła, czy targ chowańców? ~ zapytał czarownik.
~ Targ… chce mieć to już z głowy ~ zawyrokowała nieco posępnie.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline