Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 15:33   #39
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Widok targu przypominał Chaai rodzinne strony. Zatłoczony przez osoby noszące długie szaty, przypominające stroje kupców… tutaj najwyraźniej zaś wyznaczające status maga.
Pstrokate, kolorowe, ozdobne stroje i kapelusze, zdobione kostury… magiczne i nie tylko.
Brody.
Dookoła rozbrzmiewało przekrzykiwanie się i targowanie, oraz skrzeki z dziesiątek klatek z zamkniętymi w nich zwierzętami różnego rodzaju. Od kolorowych ptaków, przez małe ssaki do różnego rodzaju gadów i płazów.
Przez większą część czasu, bardka obserwowała magów, zaintrygowana ich kupieckim ubiorem. Bo… czarodzieje z jej rodzinnych stron, jeśli nie byli wezyrami, ograniczali sie w swojej ekstrawagancji do minimum. Nawet ich brody, nie były tak długie i skołtunione, jak u niektórych osobników mijających tancerkę.
Dziewczyna rozglądała się na boki, wyraźnie roztargniona i zagubiona, nie do końca wiedząc, od czego zacząć. Nie wspominając, iż nie była pewna, co do słuszności jej pomysłu i planu względem podmiany swej osoby u Nveryiotha.
A więc…
...hmmm…
...może ptaszki?
Chaaya osobiście je lubiła, choć... nie… wróć. Wychowywała się w Pawim Tarasie, po którym chodziły wspaniałe, dumne pawie albinosy, tradycyjnie ubarwione pawie szmaragdowe, czy tak zwane feniksy.
Były ładne, były mądre i co najważniejsze… dobrze jej się kojarzyły. Dla siebie więc… kupiłaby ptaka, ale czy Nvery lubił ptaki? Lubił trupy… to na pewno… więc, czy ucieszyłby się z kanarka? Rzecz wątpliwa.
Więc może gad? Ale… wszak sam był gadem. Nie uznałby tego za afront wobec siebie?

~ Myślisz… myślisz, że można kochać więcej niż jeden raz w życiu? ~ zapytała nagle Jarvisa, przyglądając się tłustym ropuchom, bijących się o robaczka.
~ Myślę, że tak… że można kochać wiele razy. Za każdym razem inaczej. Każde uczucie jest wyjątkowe na swój sposób ~ stwierdził czarownik, rozglądając się dookoła. ~ Nie bardzo mogę ci doradzić w kwestii zwierząt. Mam tylko Gozreha, a on… daleko mu do kotów. Choć pewnie ma część ich manier.
Kobieta milczała, przechodząc powoli wzdłuż wystawionych klatek, obserwując śpiące jeże, małe małpki, szczurki, węże, żaby, kolorowe ptaszki. Zatrzymała się przy młodych, podobnych do nutrii z rodzimych lasów Janusa, zwierzątkach, przyglądając się, jak biegają wesoło w kółeczka.
Swym kształtem przypominały jej Nverego. Podobno (według starego rycerza) z charakteru, były równie uparte i nie do zdarcia co sam zielonołuski.
~ Myślisz, że da się zastąpić kimś… miejsce w swym sercu, przeznaczone dla kogoś innego?
~ Myślę, że nie ma czegoś takiego jak miejsce w sercu. Natomiast można zapomnieć o jednej miłości na rzecz drugiej. ~ Jarvis dość wolno odpowiadał na jej myśli, zapewne długo się namyślając nad odpowiedzią.
~ Nie wiem… ~ odezwała się zamyślona, patrząc na śpiącą kobrę w koszyku. ~ U nas ciężko o miłość… właściwie, jest to niemal rzecz niemożliwa… ~ Grzechotnik obok, zasyczał ostrzegawczo, grzechocząc końcówką ogona, gdy jakiś nieuważny magik trącił jego klatkę kosturem.
~ Wierzysz w miłość platoniczną? ~ Chaaya pochyliła się nad kolorowymi jaszczurkami, które zadzierały łebki zaciekawione bielą jej ubrania.
~ Myślę, że istnieje, to bardziej pewność niż wiara. Są różni ludzie na tym świecie. I różne rodzaje miłości ~ odparł Jarvis, przyglądając się bardce, wyraźnie zaniepokojony jej nastrojem.

Kobieta wyprostowała się i odezwała do kupca.
- Zna pan wredną, terytorialną oraz w miarę wierną jaszczurkę na tym świecie? - Pytanie było mocno od czapy, ale tonący brzytwy się łapał, a bardka swoje wiedziała i potrafiła przefiltrowywać informacje na potrzebby własne.
- Od groma jest takich… zwłaszcza w okresie godowym, jeśli chce pani wyzwania dla swych talentów to gekon smoczy… - Wskazał na małą, zamkniętą w klatce jaszczurkę ze skrzydłami. - ... będzie idealny. Gdzieś tak po tygodniu nawiązuje empatyczną więź z karmicielką, ale, że jest zimnokrwistym gadem, to z początku czuć głównie pogardę i niechęć. Wymaga cierpliwości w okiełznaniu.
Bardka wymieniła spojrzenie z małym stworzonkiem, które po chwili oblizało jedno ze swoich oczu.
Z opisu był wypisz wymaluj jak jej smok. Pytanie tylko, czy oba gady dogadaliby się ze sobą… oraz jeśli tak, to czy by nie założyli przypadkiem komitywy i loży szyderców przeciw niej samej.
- A iiile takie cudo kosztuje? - spytała zachowawczo, wytrzymując spojrzenie paciorkowatych ślepek.
- Ten skarb… pięćdziesiąt srebrnych monet - rzekł dumnie kupiec, czyli rzeczywiście połowę z tego była warta ta jaszczurka.
- Chyba z klatką i tygodniową wyprawką… - skwitowała chłodno dziewczyna, odrywając spojrzenie do zwierzątka i po raz pierwszy oglądając się na sprzedawcę.
- To rzadka gadzina i tak sprzedaję ją prawie po kosztach… wliczając w zakup klatkę oczywiście - oburzył się kupiec słysząc słowa bardki.
- Zwierze coś jeść musi… - odparła beznamiętnie, przesuwając spojrzeniem po reszcie klatek. - Czym się właściwie żywi?
- Lubi owady, ale zje każde mięso. A jak już się go zmieni w chowańca to żywi się sam - wyjaśnił kupiec, przyglądając się z dumą jaszczurce, która z wyraźną niechęcią ignorowała mężczyznę.
Kobieta zadumała się, wzdychając wyraźnie niezdecydowana. ~ Jarvisie… co powiesz? Nada się na substytut pięknej tawaif o boskich wdziękach?
~ Dla mnie nieszczególnie… dla Godivy na pewno nie… ale Nveryioth? Z pewnością nada się na maskotkę dla niego, tym bardziej, że czarodziej musi mieć chowańca. A okiełznanie takiego stworka będzie zajmujące ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik.
~ Targować się z nim? ~ spytała wyraźnie zniechęcona ową myślą.
Najwyraźniej wiele ją kosztowało samo wybranie się tutaj.
~ Jeśli masz ochotę na to. Stać nas na zakup tej jaszczurki, więc nie ma potrzeby ~ ocenił Jarvis krótko.
- Niech stracę… - odezwała się do sprzedawcy. - Wezmę ją… to samiec, czy samica? - spytała sięgając do torby.
- Samiczka… - rzekł kupiec podając klatkę Jarvisowi. - Pierwsze karmienia należy robić za pomocą mięsa na patyczku. Kąsać może. Po dwóch, trzech dniach się przyzwyczai.
- Zapewne… - mruknęła pod nosem, płacąc należną kwotę i spoglądając na gekonicę w rękach czarownika. - Obyś mu się dała nieźle we znaki maleńka… tak jak on mi - odparła czulej, uśmiechając się do stworzonka.
~ Oddaje ci się w pełni w twoje ręce ~ odezwała się z ulgą w głosie, spoglądając na Jarvisa z uśmiechem.
~ A więc gorące źródła ~ zaproponował Jarvis z uśmiechem na obliczu.
~ Zdecydowanie. ~ Chaaya ruszyła w ślad za czarownikiem. Pełna obaw, ale i nadziei co do stosowności zakupu małej jaszczurki dla… trochę tej większej.


Gorące źródła wymagały opuszczenia centrum miasta na rzecz bardziej zarośniętych i dzikich peryferii. Nad leśnymi budynkami, ukrytymi w prawdziwej dżungli, unosiły się obłoczki pary. Miejsce prawdziwe “dzikiego” relaksu, nadzorowane przez prawdziwy kult natury, łączący jednak swe działania z zyskiem. Po opłaceniu z góry, Jarvis i Chaaya mieli jedną taką chatynkę dla siebie, ukrytą wśród zielonych chaszczy wraz z przygotowanym w niej owocowym posiłkiem, schłodzonym winem oraz… gorącym źródełkiem do własnej dyspozycji.
Co prawda, gospodarze wyraźnie byli zdziwieni ich ilością… bowiem jak wspomniał telepatycznie Jarvis, do takich źródełek udawały się całe grupki amatorów kąpieli, jak i baraszkowania w wodzie.
Tancerka pierwsze co zrobiła to dopadła półmiska z owocami, przebierając w znanych i nieznanych smakach, by w końcu posilić się dorodnymi i słodkimi winogronami. Była wszak głodna, może nie aż tak bardzo, jak rankiem, ale jednak.
Gekonica w swojej klatce spoczywała obok, obserwując jedzącą kobietę i otoczenie dookoła. Chaaya złapała się na tym, że chciałaby pogłaskać stworzonko i nakarmić świeżym owocem, ale wiedziała, że nie powinna… dla dobra przyszłej więzi stworka z Nveryiothem.

- Czym jest więź empatyczna z chowańcem? Działa podobnie jak ta, którą mamy ze swoimi wierzchowcami? - zapytała, przyglądając się skrzydlatemu gadzikowi o pyszczku, który wyglądał jakby się cały czas uśmiechał.
- Nie mogę mówić z własnego doświadczenia, ale z tego co słyszałem od magów to… tak… z czasem. Im dłużej czarodziej posiada chowańca i im większą potęgę uzyskuje. - Jarvis rozdziewał się, przynajmniej od pasa w górę, odkładając na bok ubrania. - To ta więź może przypominać nieco prostszą więź z wierzchowcami. Nie wejdą ci do głowy by przejrzeć wspomnienia, ale w pozostałych aspektach… tak. Na początku jednak to tylko zwykła wymiana emocji.
- Hmmm… kim jest dla ciebie Gozreh jeśli nie chowańcem właśnie? - zaciekawiła się tancerka, odrzucając pustą łodyżkę po gronach i obierając sobie mandarynkę.
- Jest moją kreacją. Istotą którą kształtuję według własnych potrzeb i emocji. W pewnym sensie dzieckiem, w pewnym sensie tworem moich snów i lęków zarazem... - Jarvis usiadł z boku gorących źródeł. - ...i dowodem mojej porażki bo… nie potrafię z nim nawiązać takiej więzi, jaką mógłby ktoś inny posiadający me talenta. Gozreh jest częścią mnie i jednocześnie niezależnym bytem. Jest moją pewnością siebie, moją analityczną stroną. Chłodnym obserwatorem świata. I jednocześnie niezależnym bytem mającym własne poglądy. Moim opiekunem za młodu. Rodziną. Gozreh jest tym wszystkim na raz.
Tawaif zadumała się nad słowami czarownika, powoli rozbierając do naga. Para buchająca z ciepłego basenu, była ciepła i oblepiająca niczym lepka pajęczyna, toteż szybko zaczynało robić jej się duszno i gorąco.
- Aaa… nie próbowałeś spojrzeć na niego z trochę innej strony? - odezwała się kładąc brzuchem na ławeczce i machając nogami w powietrzu, podparła brodę na dłoniach, obserwując jaszczurkę przed sobą. - Jest też powodem do dumy. Stworzyłeś go sam, bez niczyjej pomocy, nie wzorując się na niczym i nikim. Faktycznie… ktoś mógłby lepiej wykorzystać twe moce… ale czy Gozreh byłby wtedy Gozrehem, czy czymś innym? A co… jeśli ktoś nie umiałby stworzyć nic dobrego i równie długotrwałego co ty?
- Gozreh jest unikalny… - Czarownik podszedł do Chaai i jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, które masował powolnymi leniwymi ruchami, ugniatając z wprawą godną osobistego masażysty. - ...to nie jest tak, że się go wstydzę. Jestem jednak świadom moich ograniczeń w tej materii. I moich przewag w innych.
- Bycie świadomym, a umniejszanie sobie własnej wartości to dwie różne sprawy - burknęła nadąsana, kładąc pięty na pośladkach. - Źle ci było nad wodą?
- Lepiej mi koło ciebie… - odparł Jarvis wystawiając język. Wstał i potarmosił dłonią włosy tawaif, dodając. - Jesteś strasznie nieprzewidywalna… ale ma to swój urok.
Po czym ruszył do jeziorka powoli zdejmując resztę ubrań z siebie. - Nigdy właściwie nad tym nie myślałem, wiesz? Gozreh to Gozreh… moja prawa ręka.
- Niemyślenie… czasami ma swój urok… i mówię to z perspektywy osoby, która myśli na okrągło, non stop, bez przerwy. Gdy jednak cię obserwuje… mam wrażenie, że wolisz nie myśleć, bo tak prościej. Zamykasz oczy i myślisz, że ciebie nie ma, tak samo jak problemów dookoła ciebie. A takie zachowanie… ogranicza… tak samo jak roztrząsanie jednej sprawy na tysiąc sposobów.
- Z mojej strony usilnie robię wiele, by nie dawać ci czasu na rozmyślania… przynajmniej w nocy - odparł ze śmiechem czarownik, zanurzając się do pasa w gorącej wodzie i przyglądając bulgotaniu na środku małego baseniku.
- Widzisz… znowu to robi - odezwała się konspiracyjnym szeptem do gekonicy, wskazując oskarżycielskim palcem na mężczyznę w wodzie. - Myśli, że go nie widzę. - Prychnęła rozbawiona, siadając i rozplatując włosy.
- Ktoś musi myśleć… by ktoś inny miał od tego wolne - odparła wielkodusznie, wzruszając ramionami. - Jak woda?
- Więc… woda jest dość rozgrzewająca, ale nie tak gorąca by było to nieprzyjemne - odparł Jarvis, odwrócony tyłem do tawaif. - I wierz mi… jestem ci wdzięczny moja droga za twoją łaskawość. Masz już plany na jutro?
- I dobrze, byłabym zła gdybyś mnie nie docenił - odparła nonszalancko, podchodząc cicho nad brzeg jeziorka. Umoczyła z gracją paluszek u stopy, stwierdzając z uśmiechem, że woda jest “idealna” jak na jej potrzeby temperaturowe. Po czym bez słowa ostrzeżenia, z głośnym piskiem, dała susa na plecy czarownika.
Jarvis zaskoczony tym nagłym atakiem, wpadł do wody wraz z bardką i przez chwilę zanurzeni oboje byli pod wodą. Ta była jednak dość płytka, więc ciężko było się w niej utopić. Wynurzając głowę czarownik zagroził. - Jak cię złapię… to dostaniesz klapsy… zobaczysz… tym razem się nie wymigasz.
Kobieta roześmiała się serdecznie, wpływając w ramiona mężczyzny. - Pertraktujmy! - zamruczała znad powierzchni tafli, przytulając się do niego i całując za uchem.
- Jaka jest twoja oferta? Moja zakłada kilka klapsów na pupę… i język w tej samej okolicy - wymruczał czarownik, obejmując tancerkę w pasie.
- Język powiadasz… - zamyśliła się, zjeżdżając ustami na jego szyję. - A czy przywiążesz mnie do łóżka i będziesz gnębić, aż do kresu mych sił? - zapytała zalotnie, oplatając czarownika ramionami w pasie.
- Aż zaczniesz błagać o uwolnienie od… tej nieznośnej tortury niespełnienia… - mruczał jej do ucha Jarvis, po czym zaczął je całować, a następnie pocałunkami zszedł na policzek dziewczyny.
- A co jeśli nie będę błagać? Nie znasz wszystkich moich sztuczek. - Zaśmiała się podstępnie, wodząc opuszkami po lędźwiach partnera.
- Hmm… wtedy będę miał okazję je poznać prawda? Jak mam odpowiedzieć na twoje sztuczki, jeśli ich nie poznałem jeszcze? - zamruczał czarownik, chwytając za pupę bardki i wodząc palcami pomiędzy jej pośladkami. Leniwie i bez pośpiechu.
- O nie mój słodki, nie myśl, że ci je wyjawię… poznasz ich tylko efekty - pogroziła rozbawiona, bawiąc się przez chwilę językiem na płatku jego ucha i skroni. - A więc zastanów się dobrze… co zrobisz, jeśli przez calusieńką noc… nie pisnę słowa: Proszę?
- Sam twój widok… zmysłowo wijącej się pod doznaniami. Sama możliwość pieszczenia tak uroczej istotki… ma swój niezaprzeczalny urok - mruknął, wpatrując się wprost w oczy bardki i uśmiechając się ciepło.

- Pfi… - Chaaya prychnęła wyraźnie rozczarowana, wyswobadzając się z uścisku i odpływając w tył pod brzeg jeziorka. Zacmokała niezadowolona, ostatecznie przerywając połączenie między ich spojrzeniami, zajmując się widokami natury wokoło. W jej głowie toczyła się prawdziwa debata między tancereczkami, jak i jej babką. Większość podzielała zdanie swej tworzycielki i nosicielki zarazem.
Nie chciały bawić się w odgrywanie kolejnej roli wiernej tawaif wobec swojego pyszałkowatego klienta. Bycie piękną zabawką, dawno przestało je zadowalać.
Jarvis popłynął za nią powoli i zanurzony prawie całkiem w wodzie. Niczym krokodylowi, wystawał mu tylko czubek głowy z oczami. I tak jak ten drapieżnik wyraźnie podkradał się ku Chaai.
- Daruj sobie aligatorze… nie znajdziesz tu głupiutkiej gazeli - odpowiedziała spokojnie, przyglądając się girlandzie drzew nad nimi. Złość powoli mijała, uwolniona wraz z krzykiem dziesiątek Chaaj w jej umyśle. Kobieta zaczynała odczuwać przemożną potrzebę rozmyślania nad dalszymi jej… ich poczynaniami.
Co po kąpieli? Powrót do pokoju? Rozmowa z Nveryiothem? Czy będzie u siebie, czy może w ruinach? Może od razu zaczekać na niego w ich odosobnionym miejscu? A co jeśli nie będzie chciał z nią mówić? Co jeśli wzgardzi księgą. Odrzuci gekona? Co z nocą? Czy ma się spakować i faktycznie wynieść do czarownika? I tu kolejne pytanie. Czy Nvery pozwoli jej zabrać rzeczy? Czy w ogóle jeszcze tam były? Może gdy wrócił z pracy to je wyrzucił przez okno? To by było w jego stylu.
“A to niby ja stałam się zrzędą…” Odezwała się z nagła Laboni, a młode bardki zachichotały wspólnie, przyłapując tawaif na zamartwianiu się na wyrost.
“Ty masz klucz głupiutka… ty tu jeszcze rządzisz!” odezwała się rezolutnie jedna z bardek
- Jeśli nie gazelę… to co znajdę? - zapytał czarownik, wynurzając głowę i przyglądając się obliczu towarzyszki. Powoli usiadł naprzeciw niej i nachylił się, by dłonią odgarnąć mokre kosmyki przylepione do jej czoła. - Jesteś jak morze.. wiesz? W jednej chwili spokojne i ciche, by w następnej zmienić się w szkwał, albo figlarną bryzę. Ja natomiast nie jestem marynarzem, który zna doskonale ten akwen. Musi minąć trochę czasu nim nauczę się żeglować.
- Nie co… a kogo - odezwała się cicho tancerka, ogniskując spojrzenie na rozmówcy, głośno wzdychając. - I nie morze… a człowiek. Doświadczony przez życie… może, aż za bardzo. - Wzruszyła ramionami, podpierając głowę na ręce, opartej o brzeg akwenu.
- Powiedz mi szczerze Jarvisie… kim chcesz być dla mnie? Klientem? - spytała spokojnie. W jej głosie nie było ani nuty wyrzutu, czy smutku. - Bo czasem zachowujesz się jak klient, mówisz jak klient. Bogaty i kapryśny. Zarozumiały i samolubny. Mam być twoją słodką tawaif, którą zdobyłeś otwierając swój rodzinny sejf?
- Nie… - czarownik podparł dłonią policzek i przyglądał się dziewczynie. - Masz mi dać pstryczka w nos, gdy zacznę zachowywać się jak klient. Bo nim… na pewno nie jestem. Nie chcę używać słowa kochanek, choć ono najbardziej pasuje do sytuacji. Ja… naprawdę chcę, by było ci dobrze i przyjemnie w moim towarzystwie. Byś robiła to na co masz ochotę. Nie będę udawał, że nie kusi mnie… do częstych figlów z tobą. Ale nie chcę byś się czuła zmuszona do nich. Chcę by to była przyjemność dla nas obojga. Więc… pstryczek w nos, by przywołać mnie do porządku?
Chaaya wyciągneła ku niego rękę i… pstryknęła go w nos. Raz, drugi, trzeci… zatrzymała się na ósmym, uśmiechając smutno, gdyż wypowiedź mężczyzny była pełna pustych frazesów. Nie odezwała się słowem, ponownie spoglądając na drzewa i chowając dłoń pod wodą.

- Coś cię martwi? - zapytał czarownik nie odrywając spojrzenia od jej oblicza.
Kobieta wiedziała, że póki Jarvis się nie określi. Póki nie stanie się pewny w swych zamierzeniach i nie powie: Chcę byś była mi kochanką, przyjaciółką, wrogiem, czy zwierzątkiem domowym. Ona nie będzie mogła wyzbyć się tego przykrego uczucia, jakie zawsze jej towarzyszyło przy klientach. Znała jednak sytuację czarownika i nie mogła być na niego zła, że nie wiedział, nie umiał, czy nie potrafił ubrać swych pragnień w słowa. Pozostało jej więc jedynie czekać cierpliwie… choć jak widać z trochę mizernym skutkiem.
- Nie raczej nie… - odpowiedziała miękko, podziwiając falujące na parze liście.
Jarvis pogłaskał ją po policzku mówiąc cicho.
- Wiesz, że jesteś ważna dla mnie, bardzo ważna. Prawda? Wiesz, że postaram ci się pomóc w każdym kłopocie i zmartwieniu jakie cię trapi.
Bardka wynurzyła dłoń ze złożonymi jak do pstryczka palcami, ale o dziwo pogładziła tylko mężczyznę po policzku, całując go czule w drugi. - Wszystko w porządku - zapewniła, zmniejszając dystans między nimi.
- Jak się ma Godiva? Dobrze jej w straży? Poznała ciekawych ludzi? - zmieniła temat, opierając się barkiem o jego bark
- Dostanę pstyczka w nos jeśli zechcę cię przytulić? - zapytał żartobliwie czarownik i zamyślił się. - Krótko mówiąc… nudzi się. I odrzuca kolejne próby podrywu strażników. Wiesz… nie czuje mięty do mężczyzn. Co pewnie jest moją winą i jej… karą za wścibstwo.
Chaaya prychnęła rozbawiona, biorąc rękę czarownika i zarzucając ją sobie na szyję jak szal.
- Nveryiotha nie pociągają ani mężczyźni… ani kobiety. Myślę więc, że nie jesteś winny za gusta smoczycy… aż tak.
- Ona widzi ludzi moimi oczami, a mnie mężczyźni nie pociągają. A w straży jest wielu mężczyzn i każdy sądzi, że ma u niej szanse. Znasz zresztą Godivę, wiesz jak impulsywna z niej dziewczyna… i jak niewyparzoną ma gębę. No i… oczekiwała, że będzie walczyła z gangami na cóż... “ulicach”, polowała na wampiry. A nie tłukła pijaczków podczas burd w karczmach. - Uśmiechnął się ironicznie Jarvis, tuląc bardkę czule, acz zaborczo, do siebie. - Ona wręcz marzy o jakiejś akcji.
- Może warto by więc przyjąć jakieś zlecenie od Dartuna? Mogłaby się sprawdzić i wyszaleć. Mój też by z chęcią wypróbował swoje umiejętności na czymś bardziej wymagającym niźli ściana w ruinie, lub ja. - Chaaya przymknęła oczy, rozluźniając się w objęciach rozmówcy.
- Pomówię o tym z Dartunem jutro. Jakieś proste i mało groźne zlecenie, co by Godiva i Nveryioth mogli się na nim wykazać. A my tylko ich przypilnujemy… co ty na to? - zapytał czarownik, głaszcząc ją czule po włosach. Po czym zapytał pół żartem, pół serio. - A może powinnaś być moją księżniczką co? Którą bym rozpieszczał i nosił na rękach i spełniał każde kaprysy?
W odpowiedzi dostał pstryczka w brodę, a następnie w nos, zanim zdążył się uchylić.
- Tak się składa… że nią jestem, a ty w większości je wypełniasz - syknęła, powoli obracając się w jego ramionach, by go opleść jak to miała w zwyczaju. Patrzyła na niego jednak surowo, choć muskając, od czasu do czasu, ustami jego policzek w dość obcesowy i władczy sposób.
- Będę o tym pamiętał… - mruknął czarownik, a jego dłonie ześlizgnęły się na biodra kobiety, a potem na pośladki. - Więc… załatwię u Dartuna kwestię misji oraz popytam co tam się dowiedział o kulcie Vantu. I może o bramach… a nuż trafi na jakąś ciekawą.
Na razie jego ciekawskie dłonie badały pośladki tawaif, wodząc po nich powoli.
Dziewczyna zaczesała rozmówcy włosy do tyłu. Znacząc jego policzek coraz delikatniejszymi pocałunkami. Czarownik miał w sobie coś, co nie pozwalało jej zbyt długo się na niego złościć. I choć problem dalej istniał…
Wargi Chaai zjechały na szyję Jarvisa, równocześnie odginając rękoma jego głowę do tyłu, by mieć lepszy dostęp do napiętej skóry.
„Dziwka zawsze pozostanie dziwką. To jest w twoim krwioobiegu. Nie próbuj z tym walczyć… ani żadna z was!” Odezwała się twardym głosem babka, gdy tymczasem tancerka podgryzała mężczyznę, ssąc ostrożnie każdy fragment jego szyi. Robiła to z coraz większym pietyzmem.
„Mężczyźni są jak słodkie wino… z każdym łykiem coraz bardziej upajają i otumaniają, przez to łatwo zapomnieć o bolesnych skutkach kaca, jaki czeka cię następnego dnia po nierozważnym biesiadowaniu.” Laboni snuła swoje prawidła, wyjątkowo realnym jak na te okoliczności głosem.
„A co jeśli jutro nie będzie nas boleć ciało i umysł? Co jeśli ta czara nie jest trująca jak inne?” Jedna z bardek odezwała się butnie, tak jak wtedy, kilka lat temu pijąc z kielicha Ranveera.
„Nonsens… wszyscy są tacy sami. Wszyscy przysparzają cierpienia. Czyżbyś się niczego nie nauczyła głupia perliczko przez te wszystkie lata tułaczki? Może wtrącić cię znowu do lochu? Byś przypomniała sobie jak niebezpieczna jest ta gra?” Stara tawaif skutecznie uciszyła młodą dziewczynę, jak i podszepty reszty Chaaj.
Usta tancerki, muskały łagodnie miejsce za płatkiem ucha czarownika, łaskocząc ciepłym językiem.
- Dobrze - przytaknęła z nagła, odsuwając się od kochanka by na niego spojrzeć.
- A co ty chcesz jutro robić? - zapytał z ciepłym uśmiechem Jarvis, przyglądając się obliczu tancerki, nadal pieszczotliwie wodząc dłońmi pośladkach. Nie zdawał sobie sprawy z natłoku jej myśli, ale starał się poprawić jej nastrój. - Są jeszcze ciekawe miejsca do zobaczenia w tym mieście.
- Może i są. I choć przypadku końca świata, wypadałoby zaszaleć póki jeszcze można, to wolałabym jednak trochę powęszyć i wywiedzieć się o co tyle krzyku. Demony nie istnieją od wczoraj, tak samo jak walka sił dobra ze złem. - Kobieta wzruszyła ramionami, gładząc delikatnie opuszkami po klatce piersiowej czarownika.
- Spotkamy się jutro wieczorem w naszym pokoju i wymienimy zdobytymi kąskami informacji? - zaproponował, przyglądając się roziskrzonym spojrzeniem jej krągłym piersiom.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając na swój biust w połowie zanurzony w wodzie.
- Uważaj bo cie zahipnotyzują - zażartowała z przekąsem.
- Za późno… już jestem zahipnotyzowany… - wymruczał czarownik, nachylając się ku bardce by pocałować jej usta.
Chaaya nie mogła się zdecydować, czy się śmiać, czy odwzajemniać pocałunek. Robiła więc wszystkiego po trochu, oplatając Jarvisa rękoma za szyję. Piersi zafalowały pod naporem wody, gdy dystans między ich ciałami niebezpiecznie zmalał.
- Mój ty biedaku… - wyszeptała czule, trącając noskiem o nos czarownika.
- Twój, twój... cały twój… - odparł Jarvis, ocierając się nosem o jej nosek. - Tak jak ty… cała moja, bo obiecałem, że będę zaborczy. Zachłanny. Że będę taki… jakim chcesz bym był. Że… za dużo gadam, co?
- Jamun… - odparła troskliwie, wzdychając ciężej. - Chcę byś był sobą. A nie udawał przede mną w obawie, że nie spodoba mi się ten kogo mi ukażesz…
- Dobrze… - mocniej przytulił do siebie Chaayę. - Ale pamiętaj o pstryczku w nos...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline