Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2017, 11:57   #59
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese uważnie przyglądała się krzyczącemu z bólu mężczyźnie… nie była w stanie mu pomóc. Przygryzła wargę nie mogła walczyć z magią. A teraz zbyt bardzo wyglądało to jakby była jakąś wiedźmą, która rzuciła na niego zaklęcie. Odwróciła się do jednego ze swoich ludzi.
- Sprawdźcie co mu jest i zawołajcie medyka by mu pomógł - Rozejrzała się po tłumie, starając się zwrócić szczególną uwagę na twarze. Mag nie mógł być daleko.
- Tak, pani - przyskoczył jeden spośród jej podwładnych do leżącego. Próbował go utrzymać w ręku.
- Nie jest ranny! - odkrzyknął ten, który go badał.
- Jest tutaj jakiś medyk? - krzyknął któryś do tłumu, co jednak było wątpliwe, bowiem dzielnica należała do stosunkowo biedniejszych. Tutaj ludzie raczej rzadko korzystali z usług drogich specjalistów. Dlatego odpowiedziało mu milczenie, nerwowe przestępowanie z nogi na nogę. - Kto to? - krzyknął ten sam sługa wampirzycy, nazywany Eduardo z Pisy. Inteligentny mężczyzna, ale ogólnie rzec ujmując, Agnese nie zatrudniała bałwanów.
- Fred - odrzekł któryś spośród tłumu, stojący za innymi - piekarz miejscowy, ma żonę i tuzin dzieciaków.

Tymczasem wampirzyca starała się odnaleźć w tłumie maga, zresztą nie tylko w tłumie, bowiem mógł się kryć właściwie wszędzie. Jednak dostrzegła jedynie na ulicy taki lekko ulotny poblask magii. Najpewniej czarodziej był tutaj wśród ludzi na ulicy oraz opuścił to miejsce. Wydawało jej się także, że dostrzegła pozostałą poświatę wstrętu, jakby nawet kamienie dawnej rzymskiej ulicy brzydziły się, by po nich stąpał ktoś tak bardzo zdeprawowany oraz prawdziwie straszliwie podły.
- Da radę iść? - Agnese uznała, że nie są bardzo daleko od pałacu… może byłoby dobrze jakby Kowalski na niego zerknął.

Eduardo podskoczył do swojej pani.


Minę miał nietęgą.
- Nie ma takiej możliwości. Wygląda, jakby po prostu coś mu się stało z jego głową, ale nie widać, co takiego. Ani żeby był ranny, ani cokolwiek takiego.
Tymczasem do leżącego Freda podbiegła jakaś grubsza niewiasta oraz kilka dzieciaków:
- Freeeeeed
- Freeeeeed,
- Tato.
- Tato, co się dzieje?
- Powiedzcie im, że bierzemy go do medyka. Przygotujcie prowizoryczne nosze
. - Wampirzyca podeszła do lektyki. Ale chyba nie doceniła rodziny Freda. Otoczyli go murem. Wiadomo, nie wierzyli nikomu oraz niczemu. Zdaje się, że dwójka przebywających obok Freda ludzi Agnese zaraz zostanie sprana przez coraz agresywniejszą niewiastę oraz jej familię. Agnese westchnęła ciężko i podeszła do tej zbieraniny. Z lekkim uśmiechem spojrzała na rodzinę poszkodowanego.
- Moi drodzy. - Jej głos jak zwykle przy użyciu prezencji był przyjemny, hipnotyzujący.

10,3,3,1,7,7, - 7 - 3 trafienia
ogólnie odlotowy sukces, hurra



Niewątpliwie była uprzejma.
- Widzę, że jesteście liczną rodziną i może was nie być stać na medyka lepszego niżeli najgorszy konował. Ponieważ obawiam się, że wasz ojciec mógł się wystraszyć upadku mem lektyki i to co go dręczy to ból wynikający z przerażenia, chciałabym mu pomóc.

Rodzina, która planowała obrzucić Agnese wyzwiskami i kamieniami nagle zrezygnowała z tej sympatycznej przyjemności na rzecz krzywego uśmiechu.
- Jaaaaa … ufam wam, szlachetna pani. Nie wiem, co się stało, ale my jesteśmy rzemieślnikami, piekarzami. Stary zawsze zajmował się chlebem, ale … dobrze, ufam wam. Tutaj często znikają ci, co nie uważają. Jednak skoro chcesz mu pani pomóc … nie mogę opuscić reszty dzieciaków, ale proszę, pozwól żeby towarzyszyła mu przynajmniej córka. Victorianna ją zowią.


Wypchnęła przed sobą nastoletnią, niedorosłą blondyneczkę z pryszczatą lekko facjatą oraz lekkim obłędem w dziewczęcym spojrzeniu. Była jednak w wieku, gdzie mogła się opiekować swoim papą.
- Jeśli nie obawiasz się z nami puszczać córki. - Agnese uśmiechnęła się i obróciła do swoich ludzi. - Weźcie tego człowieka na nosze i ruszajmy.
- Hehe, jej się nie obawiam
- zarechotała piekarzowa dumna. Widocznie córeczka potrafiła zadbać o siebie oraz była lepszym ziółkiem. Być może umiała zaopiekować się także rodzinką.

Tymczasem ludzie wampirzycy prosto oraz treściwie zabrali się za nosze, robiąc je z tego co mieli pod ręką. Dlatego właściwie, kiedy Agnese wydała polecenie, po prostu ruszyli. Jechała konstatując informację o tym wszystkim. Co ciekawe, wystrzelony bełt dalej tkwił w ściankach lektyki. Wampirzyca była wkurzona, bo nawet ciężko to było nazwać irytacją. Te całe konklawe, które męczyło ją mocniej niż powinno, zauroczenie słodkim markizem i teraz jakiś chory na umyśle mag. Czuła, że nie pozwala swoim nerwom i co za tym idzie zmysłom odpocząć. Chciała się znaleźć w pałacu, upewnić się, że wszystko tam dobrze.

Właściwie udało się spełnić pragnienie. Wampirzyca spokojnie dostała się do Palazzo di Venezia. Miała wprawdzie nieokreślone wrażenie, że ktoś ją śledzi, ale jednak było to jedynie wrażenie. Żadna jej moc nie potrafiła stwierdzić tego nieokreślonego przeczucia, które jakby nie było, mogło wynikać tylko z nerwów. Kto wie, czy nie potrzebna jej była dobra kąpiel oraz łyk świeżej krwi? Wiedziała jedno, równie dobrze mogła wieść szpiega ze sobą, choć może lepszym słowem byłoby nieść.

Brama pilnowana przez ludzi markiza oczywiście otwarła się przed nią. Przy okazji zerkając na pałacowych strażników dostrzegła, iż wśród nich kręci się rzucając od czasu do czasu okiem ktoś spośród ludzi Kowalskiego, taki potężny Walijczyk. Oczywiście był także Borso czekając na rozkazy swojej pani. Agnese wyskoczyła z lektyki i podeszła do Borso. Ruchem głowy wskazała na mężczyznę leżącego na noszach.
- Złóżcie go w jednym z pomieszczeń gospodarczych, dostępnych tylko z bramy, nie chce by miał wstęp do pałacu i poślijcie po Kowalskiego, niech sobie zbada ten obiekt. - Agnese zerknęła jeszcze na dziewczę, które cały czas szło za ojcem. - Mała niech jest razem z ojcem, dajcie jej coś do picia i jedzenia.
- Oczywiście, signora
- potwierdził Borso. - Przydzielimy jej kogoś do opieki - potwierdził, co właściwie oznaczało, że dostanie strażnika. - Podczas twojej nieobecności, pani, nic się nie zdarzyło, poza tym, że wrócił sir Alessio - dodał. - Jeśli go pani szuka, jest w tej chwili w jednym z pokoi gospodarczych w towarzystwie jakiejś pani.
- Wspaniale
. - Agnese utrzymała na twarzy lekki uśmiech. Samo imię faerie przypomniało jej, o tym, że powinna go ukarać. - Będę chciała tej nocy porozmawiać z Sophie i markizem, ale chciałabym byś przy tym był, tak samo jak Gilla. Spotkajmy się po tym jak się już nim zajmiecie w moim gabinecie, dobrze?
- Panna di Colonna podobno odzyskała przytomność. Leży pod opieką Kowalskiego, który niedawno ją odwiedził. Gilla pilnuje pańskiej komnaty, zaś markiz, cóż, wiem gdzie był przed pani wyjazdem, signora oraz od tamtej chwili nie pojawił się na widoku
- powiedział to jak stary sługa, który przypomina pani, że niektóre rzeczy, typu wyciąganie z łóżka swojego kochanka pilnowanego przez swoja ghulicę, musi załatwiać samodzielnie.
- Dziękuję Borso. - Agnese ruszyła w stronę pałacu. Musiała się najpierw rozmówić z pewnym faerie. CIekawe z kim też zajął ten pokoik. Już odzyskał swoją koleżankę, dobrał się do jakiejś kobiety, czy też jedno i drugie.

Spokojnie szła krużgankami, bardzo cicho jak to miała w zwyczaju gdy tylko naszła ją ochota, i nasłuchiwała odkrywając, że raczej wyszło to drugie. Inna kwestia, że faerie od razu stawiał sprawę jasno. Kierując się słuchem dotarła do niewielkiego magazynu, gdzie z rozmowy mogła wywnioskować, że słodka parka siedzi na jakiejś ławie, zaś Alessio zasypuje dziewczynę mającą wdzięczne imię Lilianna takim wodospadem pochlebstw, że chyba tylko kamienna rzeźba nie uległaby owemu czarowi.

Piękna Agnese pewnym krokiem wkroczyła do pomieszczenia. Na jej twarzy nadal pozostawał lekki uśmiech mimo frustracji, która narastała z każdym krokiem. Alessio odpowiedział słodkim uśmiechem także, zaś dziewczyna, lekko piegowata poderwała się na nogi, nie za bardzo wiedziała co powinna zrobić.


Widać było, że jest ubrana, ale jakby się przyjrzeć sukience, to znajdowała się w lekkim nieładzie. Widocznie dopiero planowali zacząć figle, zaś mogąca pochwalić się pewnymi atrybutami dziewczyna nie potrafiła oprzeć się uwodzącemu ją wprawnie Alessio. Wampirzyca otaksowała ją spojrzeniem, cały czas się uśmiechając.
- Nie przerywajcie sobie, chciałam tylko zamienić kilka słów z tym Panem. - Jej głos był spokojny, acz faerie bez problemu powinien wyczuć w nim tą niebezpieczną nutkę złości.
- Jaaaa pani … - pomimo wstępu łagodnego, dziewczyna nie potrafiła się odnaleźć. Mają pewnie w najgłębszej części pragnień uściski Alessio, nie potrafiła się przez moment odnaleźć. Przynajmniej dopóki faerie nie klepnął jej w obfite, słodkie miejsce. Tak czule, albo przynajmniej tak sobie wyobrażała.
- No, pędź mała, mamy do omówienia z signorą kilka spraw.

Kobieta spojrzała na niego oraz signorę znanym spojrzeniem zazdrości oraz zrozumienia. Cóż, słudzy mogą marzyć, że kiedyś stanie się coś, co sprawi, że wejdą na pozycję panów. Dziewczyna chyba także marzyła oraz uważała signorę za swoją rywalkę. Jednak wyszła, bo musiała, aczkolwiek chyba lekko pocieszyły ją słowa faerie.
- Ależ oczywiście, że uwielbiam cię tak, jak nikogo innego …
- Oczywiście, panie, signora
- pokaźna posturą służąca, która była pałacową praczką wyszła pozostawiając ich samych.
- Wzruszyłam się, mój drogi. - Teraz już bez problemu dało się wyczytać w głosie wampirzycy irytację. - Jak tam twoje poszukiwania?
- I dobrze i niedobrze
- przyznał smętnie. - Wygląda to paskudnie, nawet jeszcze gorzej. Zresztą, dowiesz się wszystkiego od waszej księżnej, która zgarnęła mnie w sposób taki, że nie mogłem odmówić jej słodkiemu zaproszeniu. Ledwo mnie wypuściła przed chwilą, chociaż trzeba przyznać, że jej młodsza wersja jest całkiem interesująca.
- Szkoda, że nie zafundowała ci jakiejś rozrywki w “naszym” stylu
- wampirzyca uśmiechnęła się z przekąsem.
- Ooo - wtrącił się - nie bądź taka pewna … - dorzucił zuchowato, ale minę miał mniej wesołą.
- Żyjesz… tak nie zafundowała ci wystarczającej rozrywki. - Agnese spoważniała, by nie powiedzieć że na jej twarzy chyba po raz pierwszy od kiedy faerie pamięta odmalowała się złość.
- Zdaje mi się, że ona ma kłopoty, ja mam kłopoty i ty masz kłopoty - mruknął, ale nawet jego mruknięcie zabrzmiało seksi - tak to trochę wygląda. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, co mi powiedziała oraz co mi się wydaje, że odkryłem oraz czego mi nie powiedziała.
- Asiamanth … - Wampirzyca bez zająknięcia powiedziała prawdziwe imię faerie - jeszcze raz zbliżysz się do meg informatora i cię zabiję. Nie obchodzi mnie o czym sobie gadasz z księżną, jeśli będzie mnie to dotyczyć wezwie mnie. Przed chwilą starano się mnie zabić i nieposłuszny faerie biegający po tych cholernym mieście to ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba.
- Zapominasz się
- powiedział spokojnie. - Pozwolę przypomnieć ci, że nie jestem twoim podwładnym. Jesteśmy sojusznikami, to znaczy, że nie robimy sobie nawzajem rzeczy szkodzących nam, że pomagamy sobie, ale nie wydajemy poleceń. Jeśli raczej słuchałem tego, co mówiłaś, to dlatego, iż uważam cię za osobę mądrą. Daruj sobie więc te groźby, bowiem ani ty ich nie wykonasz, ani ja się nimi nie przejmuję. Nie dlatego, żebyś nie mogła, ale wywoływanie durnej wojny raczej nie leży w twoim stylu. Szczególnie takiej, za którą mogliby płacić inni.
- Nie rozumiemy się
- przerwała jego nudny wywód. - Moja umowa dotyczy odnalezienia trzech dziewcząt a nie ładowania się w kłopoty przez twoje zachowanie. Faerie pałętający się po mieście zagraża mi i moim interesom.
- Jakie kłopoty spowodowało moje zachowanie. Konkretnie oraz bez ględzenia, proszę mów
- tym razem on przerwał.
- Nie wiem jaki stosunek ma księżna do ciebie i twojej nacji, ale wampiry was nie lubią.
- Wampirów także nikt nie lubi, ale czasem współpracujecie z innymi
- Współpracujemy jeśli ufamy, a ja przestaję ci ufać. W momencie mojej największej słabości, snu, wykorzystujesz moich ludzi.
- Nie będę wykorzystywać. Cóż, jeśli zaczynasz mi grozić nie możemy współpracować. Szkoda. Do widzenia. Oczywiście ustalenia pozostają w mocy
- skłonił się przed nią przesadnie.
Agnese przeczesała ręka włosy.
- Idioto martwię się.
- Wobec tego mów, że się martwisz, wtedy wyjaśnię, bo nie zrobiłem nic, co by ci zaszkodziło. Natomiast ty zaczynasz od gróźb. Cenię cię oraz lubię, jeśli tak można powiedzieć, ale na to sobie nie pozwolę.
- Chcę wiedzieć gdzie wychodzisz. Zrozum, jeśli… będę ci grozić jestem cholerną bestią a nie życzliwą miłą kobietką. Jak takiej szukasz to znajdź sobie szlachciankę niech ci pomaga
. - Wampirzyca skrzyżowała ręce na piersi. Były rzeczy, które były od niej silniejsze i na to nie dało się nic poradzić.
- Signora, chyba nie zrozumiałaś umowy. To ty masz je znaleźć. Ja ci pomagam. Nie odwrotnie, chociaż oczywiście mam swoje prywatne powody.
- I co zrobisz jak dorwie cię cholerny mag, a ja w złości zniszczę to miasto razem z tymi dwoma faerie. Uważasz to za pomoc z twojej strony
? - Wampirzyca usiadła na ławce obok niego.
- Mniej więcej taką samą, jak to, że ty opuszczasz pałac od czasu do czasu. Rozumiem, że robisz to ze względu na ważne sprawy. Ja robię to samo i gdybyś nie zaczęła od grożenia, powiedziałbym o co chodzi. Wystarczyło spytać. Nie szukam kobiety milutkiej. Znaczy szukam, jednak jak widzisz, potrafię takie mieć. Ciebie traktuję jako wspólnika, mądrego, którego warto słuchać, ale któremu nie pozwolę sobą rządzić. Tak samo, jak nie próbuję kierować tobą.
- Naprawdę nie widzisz, różnicy między nami
? - Agnese uśmiechnęła się, ale był to uśmiech zaprawiony goryczą.
- Ano widzę, ale tak jak wampiry mają swoje sposoby na ochronę, faerie także posiadają.
- Nie pamiętasz do jakiego stanu doprowadziły cię dwa upośledzone wilkołaki
? - Agnese prawie parsknęła. - Albo kilku kuszników w wiosce.
- Ech
- przyznał - to nie wilkołaki. Markiz wtedy zrobił przerwę na konie. Miałem pół godzinki, no może kwadrans, więc postanowiłem wykorzystać chwilę na coś przyjemnego. Cenna lekcja, niechaj to szlag trafi. Dlatego cóż, obecnie bywam lepiej przygotowany. Jeśli nie wierzysz, spróbuj mnie zaatakować, lub po prostu dotknąć, tak dłonią, albo jakkolwiek choćby kijem, jeśli wolisz - uśmiechnął się krzywo.
- Gdybym ja chciała cię “dotknąć” najpierw wybrałabym ci głowę. - Agnese uśmiechnęła się. - Wierzę, że potrafisz o siebie zadbać. Ale to moje pieniądze nas tu trzymają, opłacają informatorów i szukają, a mogę je łatwo stracić jak wampiry zaczną rozpowiadać na lewo i prawo że z tobą współpracuje.
- Jakbyś ją znalazła, moja droga, bowiem w tym pokoju jej nie ma
- uśmiechnął się faerie bezczelnie.- Natomiast twoje pieniądze opłacają informatorów, ale też moje zdolności się przyczyniają do odkryć. Ot, choćby wiem mniej więcej, kto cię bardzo nie lubi - spojrzał na nią, ale uśmiech spłynął z jego oblicza.
 
Kelly jest offline