Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2017, 12:51   #203
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Chociaż dzień był słoneczny i ciepły, to pierwsze promienie słońca nie obudziły energicznego, radosnego Olega przeskakując pomiędzy falującymi tarczami zielonych liści, jak robiły to większą część tego lata.
Dla odmiany prześlizgnęły się po szarych dachach odbijając się od zniszczonych okien ledwo przedarły się przez ostatnią zaporę brudnego szkła by napotkać chmurną twarz ponurego włóczęgi.

Złym spojrzeniem obdarzył człowieczka, który kazał mu rozpocząć ten dzień, ale pierwszy raz od niepamiętnych czasów on sam chciał coś zrobić, miał cel i nie chciał po prostu znów zasnąć.
Zatem zgramolił się z pryczy, na śniadaniu wpakował w siebie tyle jedzenia ile mógł i odebrał przepustkę. Śmieszny kawałek papieru. Nie omieszkał okazać swojego stosunku do tego przedmiotu (który miał sprawić, że w magiczny sposób będzie mógł robić to, co chce) jawnym parsknięciem i pobłażliwym uśmieszkiem.
Tak, jakby wcześniej jakaś moc ograniczała jego wolną wolę, zmuszają do wykonywania czyiś poleceń. Atrament na papierze sprawia jedynie, że zmienić mogą się konsekwencje podjętych działań - nie narzuca niczyjej woli.

Po powrocie do baraków musiał znów odziać się w znoszone łachy, choć zręcznie połatane to ledwo trzymające się kupy. Jedynie luźna lniana koszula, niegdyś zapewne biała, nie miała ani jednej łaty. Dla kontrastu długi płaszcz miał więcej szarych, brązowych i zielonkawych łat niż oryginalnego czarnego sztywnego materiału. Szkoda było zbroi i munduru, który nosił na ćwiczeniach. Wojskowy topór również zostawił i zastąpił go pordzewiałą siekierką wetkniętą w wypchany plecak, który zarzucił na jedno ramię.

Gdy tylko minęli wartowników wypytał się o cel ataku - nic więcej zdawało się go interesować.
- Daj mi coś na zakupy. Nie wmieszam się w tłum o suchym pysku - Zwrócił się do Barona i wyciągnął rękę po pieniądze

- Oleg. Idźcie do karczmy i tam się napij. Z resztą poczekajcie na mnie tam. Tylko tak byś był w stanie działać jeśli łaska - Odpowiedział świeżo upieczony dowódca grupy - Mam nadzieję, że mogę Tobie zaufać?

- Pewnie, że mooożesz.. mi zaufać - Oleg skwasił się jakby odbiło mu się zepsutym mlekiem i dodał po chwili - tylko, że mnie nie znasz. Ja Ciebie też.

Mimo niepewnej odpowiedzi Baron klepnął pokrzepiająco włóczęgę w ramię i dodał:
- Wyjdziesz na świeże powietrze, na łono natury niebawem. Nie martw się.

Olek wzdrygnął się po dotknięciu i cofnął o krok.
- Będę w okolicy. Spotkamy się później. - chwycił jedno ramię plecaka, zagarnął płaszcz do tyłu chowając dłoń w kieszeni i odszedł stawiając ciężkie, długie kroki. Nie znajdował przyjemności w przebywaniu wśród zgiełku i tłoku, a dodatkowo większości kompanii najzwyczajniej nie lubił.

Idąc przez miasto przyglądał się z obrzydzeniem brudnym ulicom i spasłym mieszczuchom unikając ich dotyku, co nie było łatwe na zatłoczonych ulicach. Umyślnie oddalił się od grupy, gdyż włóczęga (a dało się poznać, że nim był od razu) widziany w towarzystwie grupy jaką byli pozostali z pewnością wyglądałby nienaturalnie.
Nie pierwszy raz zapuszczał się miasta i tak, jak za każdym razem unikał bezpośredniego kontaktu i zbędnych interakcji z miejscowymi. I tak jak zwykle udał się w miejsce, gdzie dał się kupić lekarstwo na smętne życie.

Karczma o której wspominał Baron. Po drodze starał się zapamiętać jak najwięcej zaułków, takich, w których zdarzało mu się sypiać jeśli zostawał na noc w granicach miasta. Takich, których nikt nie odwiedza, zwłaszcza straż. Układy Ulic i uliczek, orientował odruchowo na kierunki świata - nie ma nic gorszego nic zgubić się w takim mieście.

Gdy dotarł do karczmy upewnił się, że nie przyciągał niepotrzebnych spojrzeń i podszedł do szynkwasu.

- Gorzoł - charknął nawet się nie przywitawszy i położył trzymana między kciukiem i palcem wskazującym srebrną monetę - w butelce - dodał.
Od początku nie zamierzał zostać w tym miejscu i czekać na pozostałych.

Szynkarz również nie przywitawszy się sięgnął po srebrnika, lecz Oleg nie puścił dociskając go do zniszczonego, bruzdowatego blatu. Pomyślał sobie o naiwnym Baronie pełnym nadziei, że Oleg nie złoi się wódą do nieprzytomności nim słońce wzejdzie na dobre.
- Winiak - zmienił zdanie uznając, że to dobry kompromis. - w butelce. - puścił monetę.
Teoretycznie Karczma była dobrym miejscem, żeby zacząć wywiad, ale postanowił zostawić to miejsce pozostałym z którymi goście i szynkarz chętniej zechcą rozmawiać. Sam ograniczył się do intensywnego nasłuchiwania rozmów, a słuch miał dobry.

Kiedy na blacie przed nim pojawiła się flaszka mętnego czerwonego wina schował ją za pazuchę.
- dostanę coś do żarcia? - zapytał już uprzejmiejszym tonem i wygrzebał kilka miedziaków z sakiewki w plecaku.

Jedząc cokolwiek dostanie kupi trochę czasu jeśli któraś z zasłyszanych rozmów okaże się ciekawa. Jeśli nie, weźmie żarcie ze sobą pakując je do swoich naczyń i opuści karczmę.

Poza nią zdecydowanie łatwiej będzie dowiedzieć się czegoś o lokatorach domu, który jest ich celem. Miejscowi żebracy to niebotyczna skarbnica wszelakich plotek i wiedzy o miejscowych.

Stojąc przed karczmą Oleg mielił resztki jedzenia i rozglądał się. Żebracy czasami tworzyli niemal gildie mając swoje statusy społeczne i terytoria we władaniu. Oleg postanowił porozmawiać z którymś. Dowiedzieć się czegoś o okolicy i ludziach będących ich celem. Należało także poprosić o wskazanie miejsca, gdzie mógłby zostać by nie narazić się nikomu z ich światka - oczywiście miejsce pozwalające na obserwacje budynku, a najlepiej pod samą jego fasadą. Flaszka wina z pewnością ułatwi mu tą rozmowę, a i podzielenie się jadłem będzie mile widziane.

Ciekawe jest to, że ludzie, którzy zdają się nic nie mieć tak często dzielą się tym, czym mogą i pomagają sobie bezinteresownie, a ci, którzy mają wszystko wolą spalić ochłapy z sytej uczty w piecu niż oddać je umierającemu z głodu dziecku.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 11-04-2017 o 17:04.
Morel jest offline