|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-04-2017, 19:18 | #201 |
Reputacja: 1 | Z narożnego pokoju na drugim piętrze kamienicy numer 9 (który wynajął Baron) doskonale widać kamienicę, o którą Wam chodzi. Można obserwować front i jedną z jej bocznych ścian częściowo przysłoniętą żywopłotem. Zarówno za "waszą" jak i za obserwowaną kamienicą znajdują się opuszczone (przynajmniej na pierwszy rzut oka) budynki. |
11-04-2017, 00:01 | #202 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
11-04-2017, 12:51 | #203 |
Reputacja: 1 | Chociaż dzień był słoneczny i ciepły, to pierwsze promienie słońca nie obudziły energicznego, radosnego Olega przeskakując pomiędzy falującymi tarczami zielonych liści, jak robiły to większą część tego lata. Dla odmiany prześlizgnęły się po szarych dachach odbijając się od zniszczonych okien ledwo przedarły się przez ostatnią zaporę brudnego szkła by napotkać chmurną twarz ponurego włóczęgi. Złym spojrzeniem obdarzył człowieczka, który kazał mu rozpocząć ten dzień, ale pierwszy raz od niepamiętnych czasów on sam chciał coś zrobić, miał cel i nie chciał po prostu znów zasnąć. Zatem zgramolił się z pryczy, na śniadaniu wpakował w siebie tyle jedzenia ile mógł i odebrał przepustkę. Śmieszny kawałek papieru. Nie omieszkał okazać swojego stosunku do tego przedmiotu (który miał sprawić, że w magiczny sposób będzie mógł robić to, co chce) jawnym parsknięciem i pobłażliwym uśmieszkiem. Tak, jakby wcześniej jakaś moc ograniczała jego wolną wolę, zmuszają do wykonywania czyiś poleceń. Atrament na papierze sprawia jedynie, że zmienić mogą się konsekwencje podjętych działań - nie narzuca niczyjej woli. Po powrocie do baraków musiał znów odziać się w znoszone łachy, choć zręcznie połatane to ledwo trzymające się kupy. Jedynie luźna lniana koszula, niegdyś zapewne biała, nie miała ani jednej łaty. Dla kontrastu długi płaszcz miał więcej szarych, brązowych i zielonkawych łat niż oryginalnego czarnego sztywnego materiału. Szkoda było zbroi i munduru, który nosił na ćwiczeniach. Wojskowy topór również zostawił i zastąpił go pordzewiałą siekierką wetkniętą w wypchany plecak, który zarzucił na jedno ramię. Gdy tylko minęli wartowników wypytał się o cel ataku - nic więcej zdawało się go interesować. - Daj mi coś na zakupy. Nie wmieszam się w tłum o suchym pysku - Zwrócił się do Barona i wyciągnął rękę po pieniądze - Oleg. Idźcie do karczmy i tam się napij. Z resztą poczekajcie na mnie tam. Tylko tak byś był w stanie działać jeśli łaska - Odpowiedział świeżo upieczony dowódca grupy - Mam nadzieję, że mogę Tobie zaufać? - Pewnie, że mooożesz.. mi zaufać - Oleg skwasił się jakby odbiło mu się zepsutym mlekiem i dodał po chwili - tylko, że mnie nie znasz. Ja Ciebie też. Mimo niepewnej odpowiedzi Baron klepnął pokrzepiająco włóczęgę w ramię i dodał: - Wyjdziesz na świeże powietrze, na łono natury niebawem. Nie martw się. Olek wzdrygnął się po dotknięciu i cofnął o krok. - Będę w okolicy. Spotkamy się później. - chwycił jedno ramię plecaka, zagarnął płaszcz do tyłu chowając dłoń w kieszeni i odszedł stawiając ciężkie, długie kroki. Nie znajdował przyjemności w przebywaniu wśród zgiełku i tłoku, a dodatkowo większości kompanii najzwyczajniej nie lubił. Idąc przez miasto przyglądał się z obrzydzeniem brudnym ulicom i spasłym mieszczuchom unikając ich dotyku, co nie było łatwe na zatłoczonych ulicach. Umyślnie oddalił się od grupy, gdyż włóczęga (a dało się poznać, że nim był od razu) widziany w towarzystwie grupy jaką byli pozostali z pewnością wyglądałby nienaturalnie. Nie pierwszy raz zapuszczał się miasta i tak, jak za każdym razem unikał bezpośredniego kontaktu i zbędnych interakcji z miejscowymi. I tak jak zwykle udał się w miejsce, gdzie dał się kupić lekarstwo na smętne życie. Karczma o której wspominał Baron. Po drodze starał się zapamiętać jak najwięcej zaułków, takich, w których zdarzało mu się sypiać jeśli zostawał na noc w granicach miasta. Takich, których nikt nie odwiedza, zwłaszcza straż. Układy Ulic i uliczek, orientował odruchowo na kierunki świata - nie ma nic gorszego nic zgubić się w takim mieście. Gdy dotarł do karczmy upewnił się, że nie przyciągał niepotrzebnych spojrzeń i podszedł do szynkwasu. - Gorzoł - charknął nawet się nie przywitawszy i położył trzymana między kciukiem i palcem wskazującym srebrną monetę - w butelce - dodał. Od początku nie zamierzał zostać w tym miejscu i czekać na pozostałych. Szynkarz również nie przywitawszy się sięgnął po srebrnika, lecz Oleg nie puścił dociskając go do zniszczonego, bruzdowatego blatu. Pomyślał sobie o naiwnym Baronie pełnym nadziei, że Oleg nie złoi się wódą do nieprzytomności nim słońce wzejdzie na dobre. - Winiak - zmienił zdanie uznając, że to dobry kompromis. - w butelce. - puścił monetę. Teoretycznie Karczma była dobrym miejscem, żeby zacząć wywiad, ale postanowił zostawić to miejsce pozostałym z którymi goście i szynkarz chętniej zechcą rozmawiać. Sam ograniczył się do intensywnego nasłuchiwania rozmów, a słuch miał dobry. Kiedy na blacie przed nim pojawiła się flaszka mętnego czerwonego wina schował ją za pazuchę. - dostanę coś do żarcia? - zapytał już uprzejmiejszym tonem i wygrzebał kilka miedziaków z sakiewki w plecaku. Jedząc cokolwiek dostanie kupi trochę czasu jeśli któraś z zasłyszanych rozmów okaże się ciekawa. Jeśli nie, weźmie żarcie ze sobą pakując je do swoich naczyń i opuści karczmę. Poza nią zdecydowanie łatwiej będzie dowiedzieć się czegoś o lokatorach domu, który jest ich celem. Miejscowi żebracy to niebotyczna skarbnica wszelakich plotek i wiedzy o miejscowych. Stojąc przed karczmą Oleg mielił resztki jedzenia i rozglądał się. Żebracy czasami tworzyli niemal gildie mając swoje statusy społeczne i terytoria we władaniu. Oleg postanowił porozmawiać z którymś. Dowiedzieć się czegoś o okolicy i ludziach będących ich celem. Należało także poprosić o wskazanie miejsca, gdzie mógłby zostać by nie narazić się nikomu z ich światka - oczywiście miejsce pozwalające na obserwacje budynku, a najlepiej pod samą jego fasadą. Flaszka wina z pewnością ułatwi mu tą rozmowę, a i podzielenie się jadłem będzie mile widziane. Ciekawe jest to, że ludzie, którzy zdają się nic nie mieć tak często dzielą się tym, czym mogą i pomagają sobie bezinteresownie, a ci, którzy mają wszystko wolą spalić ochłapy z sytej uczty w piecu niż oddać je umierającemu z głodu dziecku. Ostatnio edytowane przez Morel : 11-04-2017 o 17:04. |
11-04-2017, 22:35 | #204 |
Reputacja: 1 | Loftus Ritter podobnie jak w kolegium czasem najpierw działał, a potem podziwiał konsekwencję swoich czynów. Błędy młodości, zresztą nie mógł się spodziewać, że krasnolud wskoczy pomiędzy walczących. Tym razem jednak dopisało mu szczęście i końcowy efekt był zadowalający.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
11-04-2017, 23:58 | #205 |
Reputacja: 1 | Następnego dnia ruszyli w miasto żegnani pełnymi zazdrości spojrzeniami wartowników. Ta część poszła całkiem gładko, udało się nawet nie bawić w pozorowane porwanie podporucznika i wyjść legalnie, choć w nie do końca legalnym celu. Krasnoluda martwił tylko brak uzgodnionego planu działania, a jednocześnie wiele pomysłów na załatwienie sprawy, co mogło być przyczyną zamieszania i potencjalnych kłopotów. Pozostało mieć nadzieję, że na miejscu dogadają szczegóły i wszystko pójdzie gładko. Odgrywali role wojaków na przepustce i trzeba było tak się zachowywać. Udawanie najemnej kompanii odpadało, skoro miejscowe władze siłą wcielały każdego zdolnego do noszenia broni do wojska. W cywilu, czy nie, Detlef zamierzał korzystać z możliwości, jakie dawała ta chwila wolności. W karczmie zaczął od piwa, czego szybko zaczął żałować. Wciąż oczekiwał od człowiekowych browarników więcej, niż potrafili - chociaż na smak piwa wpływ miało jeszcze tuzin innych rzeczy poza samym warzeniem, ze sposobem transportu i przechowywania na czele. Człowieki nawet tego nie potrafili zrobić jak należy. Na szczęście lepiej im szło z miodami, dlatego humor poprawiła mu kwarta niezbyt mocnego, acz aromatycznego jak trzeba trunku. Niemal idealnie zgrane proporcje alkoholu, słodyczy miodu i przypraw były tym, czego potrzebował. Popijając z glinianego kufla zorganizował sobie jeszcze uzupełnienie worka z zapasami - bochen chleba, pęto kiełbasy, kilka jabłek i gomółka sera miały zapokoić głód do czasu powrotu do koszar, a gąsiorek cienkiego wina i bukłak piwa (szynkarz obiecał, że lepsze, niż to w kuflu) miały uciszyć pragnienie. Wody wszak pić nie wypadało - niedobre to i jeszcze pochorować się można. Między jedną a drugą kolejka przeszedł się po okolicy szczególną uwagę zwracając na wloty kanałów, o których wspomniał sierżant. Interesowałało go to, czy da się tamtędy przedostać w pobliże meliny bandytów - jeśli taka droga jest dostępna, to z pewnością służy jako jedna z dróg ucieczki w razie kłopotów. Gdyby ktoś zbytnio zainteresował się krasnoludem zaglądającym w odpływy kanałów naprędce wymyślił historię o tym, jak to kilka dni wcześniej po pijaku zgubił gdzieś tu kilka srebrników. A że pić się chce, a nie ma za co, to samo przez się rozumie, że szuka zguby.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
12-04-2017, 00:00 | #206 |
Reputacja: 1 | - No, no, kogo moje oczy widzą, obrońca ojczyzny we własnej osobie. Jak tam w służbie imperatora i Imperium? - Póty służby, póki Karle się zgadzają. Wysoki i chudy jak tyka mężczyzna o twarzy poznaczonej bliznami i zauważalnych ubytkach w zakresie zębów i uszu zarechotał krótko, po czym wskazał Karlowi krzesło po drugiej stronie prostego, kiepsko wykonanego stołu. - A zgadzają się? - zapytał. - Z tym tematem przychodzę. - odpowiedział Karl, rozsiadając się na krześle naprzeciw osobnika znanego jako Gładki Hans, prominentnej figury półświatka Nuln. Siedzieli w alkierzu speluny w jednej z gorszych dzielnic miasta, służącej za siedzibę jego gangu. - Słyszałeś o hecy w koszarach? Ktoś robi srogie geszefty i trepy chyba oberwały rykoszetem. Przyszedł przykaz od jakiś macherów z wsobnych panków, żeby pozamiatać kilku ludzi z miasta. Co ty na to? - Gdzie mnie, uczciwemu złodziejowi, do intryg jaśniepaństwa? - Gładki Hans spojrzał w powałę. - Tobie i mnie, liczę na to, nic, ale wygląda na to, że nie wszyscy mają nasz kręgosłup moralny. Geofrey Mock i Alfons Ragorn, mówią ci coś te nazwiska? Ja ich nie kojarzę, ani stąd, ani z okolic.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" Ostatnio edytowane przez Cohen : 18-04-2017 o 23:38. |
12-04-2017, 19:07 | #207 |
Reputacja: 1 | Krasnolud krzywił się pijąc podane piwo, uczeń czarodzieja niezbyt wiedział dlaczego, ale nie wnikał piwo jak piwo. Zdarzały się gorsze siki. Dzban był więc już prawie pusty gdy wrócił Gustaw. Oznaczało to koniec odpoczynku, zapytany o możliwość sprawdzenia, czy "tamci" magią się nie bronią. Krótko skinął głową.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
12-04-2017, 19:37 | #208 |
Reputacja: 1 | Najważniejsze w robocie łowcy nagród było trzymanie oczu i uszu otwartych, oraz cierpliwość i to właśnie Bert miał zamiar robić teraz. Niziołek zakupił cały wór jedzenia (w tym zapiekane z serem bułeczki), oraz trzy garnce piwa i zainstalował się na krześle, przy oknie wynajętego przez Barona lokum. Musiał się zorientować ilu jest bandziorów, jakie środki podjęli by zabezpieczyć swoją melinę. Z wieczora być może zrobi mały zwiad, wokół tego domu. |
12-04-2017, 22:54 | #209 |
Reputacja: 1 | Nareszcie! Wolność! Brak krępujących mundurów, porannej musztry i strzelania z łuku. Co może być jeszcze lepszego? Oczywiście że kufel schłodzonego piwa! Walter z wielką ochotą podążył, razem z towarzyszami, do karczmy "Odpoczynek wojaka". Jakże adekwatna nazwa. Widać, że karczmarz posiada umiejętność reklamowania. Człowiek, jak widzi taką nazwę, to od razu ma ochotę wejść, zasiąść do stołu, zjeść i wypić. Akrobata wkroczył do budynku, z wielką, nieukrywaną radością. Zamówił kufel najbardziej zimnego piwa, jakie jest, po czym usiadł przy stole, delektując się smakiem ukochanego trunku. Może nie było w smaku najlepsze, zapewne w przeszłości uważałby je za zwykłego sikacza, lecz nie w tym momencie. Teraz spragniony był odrobiny złotego płynu i nie zważał na jego wątpliwe walory smakowe. Kiedy Baron przedstawił sytuację, Walter odezwał się. -Zawsze mogę wspiąć się na coś wysokiego i stamtąd obserwować okolicę. Nie na takie rzeczy się wchodziło.- w tym momencie zaśmiał się- Tylko powiedzcie, skąd mam obserwować. Albo chociaż którą część budynku. |
13-04-2017, 09:03 | #210 |
Reputacja: 1 | Przez cały czas od otrzymania przepustki do Abelarda jakoś nie docierało, że także on może wziąć (a wręcz na pewno weźmie) udział w choćby marginalnych walkach. Dopiero robiąc zakupy z Baronem uświadomił sobie, że nie mieli żadnego planu odwrotu - bo przecież pod kątem ataku cyrulik robił zakupy za baronowe pieniądze. Gdy w rozmowach z sierżantem wyszło na jaw, że Baron liczy na polubowne rozwiązanie sprawy - choć Abelard zdecydował się nie dzielić tą informacją z resztą oddziału - sens dokonanych zakupów okazał się stać pod znakiem zapytania. Niecierpiąc frustracji, Nossenkrap wykoncypował szybko, że sprawunki przydadzą się na następne wyprawy kompanii - bo też nie był z tych, co rączo ruszali dezerterować. Wynikało to z jednej, podstawowej cechy ambitnego cyrulika. Ostatnio edytowane przez Goel : 14-04-2017 o 14:30. |