Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2017, 09:03   #260
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział trzeci. Sieć Pająka

Wave Echo Cave
14 Elesias

Rockseekerowi najemnicy podeszli do ostatniego niezbadanego pomieszczenia w tej jaskini i - wedle ich rachuby - ostatniego w całej Kopalni (jeśli nie liczyć grzybowej jaskini). Prowadzące do niego drzwi były częściowo stopione, a sufit częściowo zawalony. Strach było pomyśleć jaka magia musiała dokonać aż takich zniszczeń. Mimo to kopalnia nadal trwała i według oceny Turmaliny była całkiem bezpieczna w użytkowaniu. Oczywiście nie licząc potworów.
Turmalina znów otoczyła się połyskującą kryształowo barierą tarczy, a Joris z Mardukiem naparli raz i drugi na podwójne drzwi, z wysiłkiem popychając je do środka pomieszczenia, które było chyba pokojem dla pracujących w kopalni ludzi. Przynajmniej tak można było sądzić po wielkości mebli, dłuższych i szerszych niż w innych salach. Osmalone łóżka, zakurzone półki, stołki i niewielkie biurka wypełniały przestrzeń. Obok jednego z posłań stała nieco nadtopiona żelazna skrzynia.
Joris cofnął się, robiąc miejsce ciężkozbrojnej Tori, która wraz z Mardukiem ostrożnie weszła do pomieszczenia. Sekundę później kurz na podłodze zawirował formując się w postać wysokiego mężczyzny w podartych szatach.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/ab/aa/24/abaa24844c5d7138e6a3870c1c3916d9.jpg[/media]


- Moje skarby są tylko moje, wara wam od nich, złodzieje! - wysyczało widmo chrapliwym szeptem. - Sama wasza obecność jest dla mnie obraźliwa! Wynoście się nim stracicie życie!
- A może by tak "Dzień Dobry, miło Was poznać", nieumarły gburze?
- upiorna obecność nie zbiła butności Turmaliny, wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że przybita śmiercią Yarli geomantka wróciła do swojej starej złośliwości.
Joris wyciągnąwszy wstępne wnioski z poprzedniego pokoju, nie strzelił z miejsca do zjawy, która wszelako sama z siebie ich przecież nie zaatakowała.
- Verdui? - spojrzał pytająco.
- Verdui i wynocha - syknęła zjawa.
- Aby było jasne, truposzu, wszystko co stanęło na naszej drodze w tej kopalni padło. Ty jesteś tylko kolejny na liście, ale jako że umiesz gadać, to możemy się dogadać. Ty i tak jesteś trup, więc co Ci szkodzi? - wzruszyła ramionami krasnoludka i pogroziła palcem upiorowi. Upiór prychnął, ale wyglądał na zainteresowanego słowami geomantki - o tyle, o ile można było to wywnioskować z jego niematerialnej fizjonomii.
W tym czasie słoneczny elf milczał i przyglądał się nieumarłemu, szukając czegoś co można by nazwać słabością przydatną w walce. Turmalina próbowała dyplomacji, co niepokojąco przypominało negocjacje z Czerwonymi w podziemiach dworu Tresendar. Jej wysiłki były godne podziwu, ale Marduk wiedział jak to się skończy. Jak to mawiają… “w ostatecznym rozrachunku wszystko smakuje jak kurczak”.
- Zaczynamy jeszcze raz. Witaj nieznajomy, Jestem Turmalina Hammerstorm - Geomantka zaczekała sekundę i dodała - To jest ten moment w którym się przedstawiasz i oznajmiasz że nie oczekiwałeś i nie chcesz gości.
- Witaj Turmalino Hammerstone - wychrypała rozbawiona zjawa. - Jestem czarodziej Mormesk i nie oczekiwałem, i nie chcę gości. Ale… - wbił w najemników przenikliwe spojrzenie - możemy się dogadać.
- Miło mi ciebie poznać, nazywam się Torikha Melune
- kapłanka choć z początku zdębiała na zachowanie krasnoludzicy, zaraz doprowadziła się do jakotakiego porządku… choć miała niemiłe uczucie w środku, że cała ta dyplomacja, to jakaś o kant dupy farsa w której przyszło jej grać błazna. - Nie chcieliśmy ci przerywać spokoju w tejże… jakże.. ładnej… komnacie… - Półelfka od zawsze czuła się dziwnie w obecności nieumarłych, a już zwłaszcza takich, które wyróżniały się elokwencją i inteligencją. Przy banshee przetrwała dzięki sporej dawce alkoholu we krwi… tu jednak była bez zaprawy, toteż i język jej się plątał w nadmiernym stremowaniu.
- Doskonale. Pewnie nie jesteś na bieżąco, więc przedstawię Ci sytuację. Minęło trzysta lat od bitwy z orkami i kopalnia wraca w ręce żywych. Jesteśmy grupą najemników, właściwie skończyliśmy oczyszczanie tego miejsca, tak naprawdę chyba została zagrzybiona grota i Ty. Kopalnia jednak jest duża. Powiedz, czego tu potrzebujesz, i zobaczymy czy uda się dogadać. Bo wiesz, nawet gdybyś nas pokonał, szef przyśle kolejnych, pewnie silniejszych. Warto?
Duch przez chwilę milczał, rozważając zapewne słowa krasnoludzicy.
- Czyli pozbyliście się poczwary w Kuźni? Jak wyglądała? - zapytał beznamiętnym szeptem.
- Poczwary? - Joris zamrugał oczami łącząc kropki ze sobą - Taki wielki… zimniak? Latający. Z dużym wyłupiastym okiem. Jak go zobaczyłem, usłyszałem w głowie… - zawahał się. Sam już nie był pewien, co usłyszał. - Nie pamiętam.
- Telepatia
- podsumował nieumarły mag z lekką pogardą dla jorisowej ignorancji. - Ten ziemniak to obserwator - miał strzec wytwarzanych tam dóbr, ale po zawałach i zwiazanych z nimi magicznych fluktuacjach wszystko mu się pomieszało.
- Możemy pohandlować jeśli macie coś interesującego z zakresu sztuk magicznych
- dodał po chwili. - W zamian za to nie zniszczę was i waszego chlebodawcy - zastrzegł dumnie.
- To nie działa. Groźby znaczy się. Spróbuj dyplomacji, bo na razie dajesz ciała. Kopalnia przechodzi do żywych i to jest nienegocjowalne. Mówimy tylko o Twojej kapitulacji. Jakieś warunki.
- Nie prowokuj mnie, bo nie tacy tu bywali
- warknął czarodziej.
Marduk pokiwał głową, jakby przekonując sam siebie - albo jakby się tylko upewnił w swoim postanowieniu. Po czym runął na zjawę, tnąc Talonem podstępnie i nisko. Błyszczące ostrze wcięło się głęboko w niematerialne ciało.
Widząc jak Marduk kończy negocjacje, Joris nie zwlekał i posłał strzałę w nieumarłego. Jeszcze chwilę wcześniej rozważał wypowiedziane przez zjawę słowa, ale tak naprawdę kogo oszukiwał? Nie zrozumie tych nieziemskich, telepatycznych zawiłości ziemniaczano-fluktuacyjnych. To w co wierzył to było życie. A rozpoczęta walka zagrażała życiu tylko jednej ze stron.
Selunitka stała w bezruchu, patrząc z pogardą na Marduka, którego obserowała przez te wszystkie walki z coraz większą niechęcią. Elf miast zachowywać się z godnością i rozmysłem, jak to mieli w zwyczaju jego pobratymcy, przypominał bardziej barbarzyńskiego orka, który nie mógł zaznać spełnienia o ile nie wykąpał się w krwi wroga.
Zjawa choć pyskata i zdecydowanie godząca w doktryny bogów dobra i życia, nie zasługiwała na traktowanie jej jak worka treningowego, na którym można było przetestować najohydniejsze z taktyk godzących nie tylko w honor przeciwnika ale i samego atakującego.

Słoneczny elf walczył zaciekle, unikając raz i drugi sięgających ku niemu dłoni upiora. Świszczące pociski Turmaliny i Jorisa przeszywały ciało zjawy i powietrze naokoło. Talon kreślił błyszczące łuki, ostrze minęło ciało nieumarłego, wbiło się znowu… i w tym momencie Mormesk chwycił kapłana za ramię eteryczną dłonią, mrożąc go aż do kości. Marduk poczuł jak pole jego widzenia zwęża się na chwilę a serce zwalnia rytm. Ale wyrwał rękę i wbił sztych Talona wprost w mostek zjawy którą impet uderzenia wręcz odrzucił… i rozpadła się, zniknęła niczym starta gąbką, przenosząc duszę czarodzieja tam gdzie sobie ona zasłużyła. Dysząc ciężko i trzęsąc się jeszcze od lodowatego uścisku chłopak wpatrywał się przez chwilę w przestrzeń. Magiczne aury gasły i rozmywały się wokół niego, teraz, gdy przestawały być potrzebne - widomy znak przychylności Stworzyciela. Marduk podniósł miecz salutując swego boga, przytknął jeszcze zmrożone od lodowatego ciała upiora ostrze do czoła.
- Krew dla Ojca - wycedził pod adresem upiora, opuścił klingę i odwrócił się do towarzyszy z błyszczącymi oczyma. Oczyścili Jaskinię! Leuthilspar, nadchodzę!
- Kopalnia jest nasza!

Reszta drużyny spojrzała nieco skonfundowana na elfa, ale wyglądało na to, że miał rację. Pomijając pełną grzybów jaskinię wyglądało na to, że spenetrowali wszystkie wykopane czy odkryte wieku temu komory i korytarze. Kopalnia może nie dosłownie była “ich”, ale obiecany przez Gundrena 10% udziałów w przyszłych zyskach bez wątpienia im się należał.

Po uleczeniu mardukowych ran najemnicy postanowili raz jeszcze sprawdzić kopalnię na okoliczność szwędajacych się tam nieumarłych i innego pochowanego po kątach tałatajstwa. Co prawda Marduk sprawdzał głównie pod kątem zagubionych magicznych przedmiotów ( nic nie znalazł, a blask magii wokół Kuźni prawie go oślepił), lecz Joris podszedł do sprawy bardziej obowiązkowo i z zakrytym nosem oraz ustami przeszedł nawet przez “grzybową jaskinię”, co przypłacił mdłościami i migreną. Tam również nie było żadnej istoty żądnej pożreć nieostrożnych górników, lecz zarodniki, które wzbijały się w powietrze gdy tylko myśliwy zbliżył się do jakiegoś grzyba z pewnością były trujące.
Maszerujące innym korytarzem Turmi i selunitka natknęły się natomiast na żółtawego gluta, przyczajonego w jednym z osuwisk. Na szczęście stworzenie było tak powolne, że Turmalinie udało się je ubić resztkami zaklęć bez większego problemu.

Wyglądało na to, że przy wtórze Echa mogą wreszcie bezpiecznie sprowadzić Rockseekerów do Kopalni Phandelver.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-04-2017 o 09:24.
Sayane jest offline