Vágar - jedyny międzynarodowy port lotniczy na Wyspach Owczych nie był ani przesadnie wielki, ani nowoczesny.
[MEDIA]https://i.ytimg.com/vi/eq2BTIkjaVM/maxresdefault.jpg[/MEDIA]
Nic jednak dziwnego, Wyspy Owcze przyciągały najwyżej zapalonych rybaków. Turystycznie był to niemal martwy obszar a ciągle wietrzna i deszczowa pogoda również nie zachęcały bywalców kurortów nadmorskich.
Sophie nie przybyła tu jednak w celach rekreacyjnych. Miała zbadać serię dziwnych i makabrycznych zabójstw, do których doszło na terenie wysp.
Kiedy wysiadła z prywatnego samolotu Andre, powitały ją burzowe chmury, zacinający deszcz i pioruny. Prawie jakby była złym charakterem z bajki. Co gorsza, nie wiedziała ani dokąd ma się udać, ani czy ktoś na lotnisku w ogóle będzie na nią czekał. Póki co miała przed sobą rozpostartą płytę lotniska z 2 samolotami pasażerskimi, prywatnym samolotem Andre i jakimś szybowcem. Kręciło się tu kilku ludzi, wszyscy jednak wydawali się zajęci swoimi pracami. Raczej nikt tutaj nie przybył po Sophie. Wampirzyca poprawiła na ramieniu torbę i ruszyła w stronę zabudowań. Wampir prędzej czy później się znajdzie, a ona musiała choćby rozejrzeć się za noclegiem.
Przelot nie był długi ale była wykończona, głównie psychicznie. Walka pomiędzy tym że nie chce oglądać Andre i tym, że nie chce od niego się oddalać była nie do zniesienia. Myśli nie dawały jej spokoju przez całą trasę, a teraz mimo to musiała się skupić, na zadaniu, które przyjęła.
Kiedy weszła do głównej poczekalni lotniska, była tak zajęta swoimi myślami, że prawie by przeoczyła niewysoką postać z ekstrawagancką fryzurą, odzianą w skórzaną, wytartą kurtkę i postrzępione jeansy.
[MEDIA]https://s3.amazonaws.com/bit-photos/large/4809723.jpeg[/MEDIA]
- Sophie? - zapytał cicho osobnik, którego płci nie była w stanie od razu ustalić. Prawdopodobnie żaden człowiek nie zwróciłby uwagi na tak cicho zadane pytanie. Co innego jednak wampir.
- Tak. - wampirzyca uśmiechnęła się mimo, że odruchowo spięła mięśnie. -
Z kim mam przyjemność?
- Jorge. - odparł wampir, podając imię raczej męskie, na ile orientowała się Sophie -
Miło cię widzieć w domenie księcia Marka. Mam być twoim kierowcą i przewodnikiem. Mogę cię również przenocować. Chyba że wolisz zwykły hotel. To już twoja decyzja. Ja zapraszam w każdym razie. - dodał nonszalancko przeczesując włosy -
Pomóc ci z torbą czy coś?
- Dziękuję. Poradzę sobie. Nie chciałabym ci wchodzić na głowę. - Sophie rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie za bardzo miała teraz ochotę na jakiekolwiek towarzystwo. -
Jeśli polecasz jakiś hotel chętnie skorzystam. Książę chciał bym mu się odmeldowała czy mam się zabrać do roboty?
Jorge ruszył przodem, prowadząc Sophie ku jednemu z trzech wyjść z lotniska.
- To zależy od ciebie, choć z pewnością przyda się z nim pogadać. Tutaj wszyscy są raczej konkretni. No może z wyjątkiem Toreadorki. - nagle wampir uzmysłowił sobie wtopę, którą popełnił -
Ooops, sorry. Oczywiście, są wyjątki. To ta nasza Martha jest dość... odleciana.
Sophie wzruszyła ramionami. Jakoś ani Andre, ani Martin nie wytworzyli w niej przywiązania do własnego klanu.
-
Chętnie się z nim spotkam. Bardzo mi to pomoże z rozpoczęciem pracy. - Z zaciekawieniem rozglądała się po okolicy, w którą ją wrzucono. Sprawdzała czy są na lotnisku jakieś sklepy, które są czynne o tej godzinie, gdyby czegoś potrzebowała, ile jest osób, kręcących się o tej porze, gdyby musiała się posilić. -
Dużo jest nas, na wyspach?
Zauważyła dwa bary, jakąś kawiarnię i sklep z czasopismami i pamiątkami. Na lotnisku nie było wielu ludzi, ale też nie mogła mówić o tym, że jest to miejsce wyludnione. W drodze na parking minęła kilkanaście osób - nie licząc obsługi lotniska.
-
Z gośćmi takimi jak ty czternaście chyba, ale musiałabyś spytać księcia. Pakuj się do auta - Jurge wskazał dziewczynie starego jeepa w kolorze zgniłej zieleni. -
Ja tylko puszczę eska księciusiowi, że do niego jedziemy.
Eska… Sophie uśmiechnęła się. Zapowiada się jej bardzo ciekawy pobyt. Wrzuciła swoją torbę do środka i po chwili namysłu wsiadając, zdjęła kurtkę by nie przemoczyć foteli. Czy powinna dać znać Andre, że doleciała? Pewnie już i tak wiedział, jak o wszystkim.
W ciszy czekała na Jorge obserwując okolicę. Podobało się jej, było trochę jak w Tybecie… pusto. Ciekawe ile zajmie jej to “śledztwo”.
Po chwili Jurge dołączył do niej i ruszyli w drogę do Thorshavn - stolicy Wysp Owczych i zarazem siedziby księcia Kainitów. Wampir za kierownicą nie należał do gadatliwych typów, choć oczywiście uprzejmie odpowiadał na pytania dziewczyny. Niemniej większość drogi minęła im w milczeniu. Sophie miała więc sporo czasu, by przyjrzeć się okolicy.Choć pogoda z pewnością nie rozpieszczała wyspiarzy, amatorzy natury z pewnością potrafili dostrzec piękno w trawiastych krajobrazach od czasu do czasu upstrzonych górskimi szczytami lub urozmaiconych niedużymi domkami. Tutaj niemal każda miejscowość wyglądała jak wioska - skupisko zaledwie kilkunastu lub kilkudziesięciu domów i parę sklepików na krzyż. Zapewne wszyscy tutaj znali się w okolicy. Nawet w Thorshavn zabudowana choć bardziej miejska, składała się raczej z zabytkowych kamieniczek niż drapaczy chmur.
[MEDIA]http://m0.i.pbase.com/u4/flydra/large/741930.Torshavnseintumkvold1.jpg[/MEDIA]
Niemniej było coś urzekającego w tej niewysokiej zabudowie, ciągnącej się wzdłuż nabrzeża.
Jurge zatrzymał samochód pod pubem w angielskim stylu.
- To tutaj. - oznajmił -
Ja pójdę sobie usiąść przy barze, a ty od razu wal na piętro, jakbyś była nie pierwszy, a któryś raz z kolei. Tuziemcy nie lubią obcych. Szczególnie po ostatnich zabójstwach. - skrzywił się mimochodem.
- Dzięki za ostrzeżenie. - Sophie wysiadła z auta, narzucając kurtkę i ruszyła w stronę pubu. Starała się nie rozglądać. Niechęć mieszkańców nie ułatwi jej zadania. Musiała zebrać informacje, a nigdy nie była duszą towarzystwa.
Wchodząc do lokalu zdała sobie sprawę, że równie dobrze może ładować się w pułapkę. Szybko wypatrzyła schody i ruszyła w ich kierunku. Nie rozglądając się, szacowała ile osób jest w lokalu i w jakim są stanie upojenia. Było to trochę ciężkie do ustalenie, bo pomieszczenie miało kształt zygzaka i dziewczyna widziała tylko to, co działo się przy barze. A tutaj tłumów nie było. Jakieś 2 przygarbione pijaczki, łysy barman, parka całujących się małolatów przy stoliku pod oknem i wielki typ w skórzanej kurtce, grający na fliperze.
Schody zaskrzypiały przeraźliwie pod stopami niewiele przecież ważącej wampirzycy, zwracając uwagę barmana. Nic jednak nie powiedział, a Sophie za radą Jurge’a nawet nie przystawała. Dopiero na półpiętrze stanęła w korytarzu wyłożonym starą już, popielatą tapetą. Zarówno w lewo jak i w prawo odchodziły po 3 pary drzwi - w sumie 6. Za którymi mógł kryć się kainicki książę?
- Kim jesteś? - nagle usłyszała głos niedaleko. Okazało się, że to, co wzięła początkowo za element wystroju - lalkę siedzącą na kanapie, to była... dziewczynka!
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/80/dc/60/80dc60157b604222d60c90075683007a.jpg[/MEDIA]