Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2017, 20:08   #60
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Piękna wampirzyca uśmiechnęła się szczerząc kły.
- Moje zdolności działają i na duchy, jest tu twój wzrok to mi wystarczy, kochasiu. A co do ludzi… wybacz istot które mnie nie lubią. Ah myślę że cała “ta druga” połowa rzymu.
- Owszem jest, ale nie spodziewasz się gdzie. Nieważne, akurat w tamtym dzbanku - wskazał na pewne naczynie, które po prostu uśmiechnęło się do niej. Uśmiechający się dzbanek mógł zaskoczyć wampirzycę. Nawet ją. - To nie druga połowa Rzymu, to właściwie jedna istota oraz jej sojusznicy, ale myśl, jak chcesz - mruknął tym razem dzbanek.
- Pokazałeś mi co nieco to zdradzę ci co nieco o sobie. - Wampirzyca rozsiadła się na ławce, eksponując teraz swoje wdzięki jak to zazwyczaj robiła. Wyrzucenie z siebie nerwów trochę pomogło. - Byłam… jestem mieczem księżnej Florencji. Zajmuje się zabijaniem między innymi takich istotek jak ty. Choć rzeczywiście gdy jakaś napatoczyła się w moim mieście był w nim też mój ojciec. Nie to, że to lubię czy mam na to szczególną ochotę, ale robiłam to przez jakiś czas bo musiałam przeżyć. Wykrycie ciebie w dzbanku wydanie właściwej komendy i potem znalezienie… nie to nie byłby bardzo duży problem. - Uśmiechnęła się życzliwie do postaci faerie. - Ale nie jestem najsilniejszym wampirem tutaj. Jeśli komuś podpadniesz zrobi ci krzywdę, czego sobie nie życzę.
- Dziękuję za miłe słowa. Możesz mi wierzyć, przez 7000 lat można nauczyć się tego i owego. Znam cię Agnese, wiem kim jesteś. Och, nie właziłem ci nigdy w drogę. Bardziej gustuję w krainach południa, ale powiem tyle. Nie mam ochoty być twoim przeciwnikiem, ani niczyim, poza zdegenerowanymi draniami. Jeśli ktoś chce mnie tak traktować, raczej się ulatniam, niż biję. Potrafię przeczekać nawet wampiry - rzekł smutno nieco. - To czego tylko oczekuję od ciebie, to traktowanie jak sojusznika.
- Tylko twoje koleżanki mogę nie mieć czasu na przeczekiwanie. A jak padnę, co groziło mi nawet dzisiejszej nocy, możesz mieć problem ze znalezieniem innego wampirka na tym łez padole.
- Dlatego właśnie z tobą współpracujemy oraz darowaliśmy ci życie, zaś ściślej mówiąc, moja starsza córka darowała - wyjaśnił.
- Dostosuj się do mnie staruszku i do mojego systemu pracy, dobrze?
- Staram się, ale czasem zachodzą sprawy niespodziewane, tak jak teraz oraz bardzo niebezpieczne, tak jak teraz, oraz był dzień, zaś sama wiesz, co porabiasz podczas tej pory doby, kiedy słoneczko przyświeca.
- Nie mam bladego pojęcia bo jestem martwa. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Przydałbyś mi się dzisiaj, przy moim boku, a cię nie było bo wydobyłeś informacje z “mojego” informatora i zniknąłeś.
- Fakt - przyznał nawiązując ponownie do pory dnia, kiedy spotkał informatora - po prostu jednak chyba sama się zgodzisz, że ciężko z jest czynić ustalenia z osobą będącą w takim stanie. Zaś zniknąłem, cóż właśnie dlatego, iż nie chciałem wkurzyć księżnej ze względu, iż darzy cię pewną sympatią. Tylko dlatego, właśnie dbając, żeby twoje interesy nie ucierpiały, bowiem dla mnie księżna jest obojętna, chociaż posiada pewne atrakcje - przyznał uczciwie.
- Sama ocenię czy mi szkodzisz, czy nie. Dobrze? - Agnese wpatrywała się w postać faerie, jednak tak było jej wygodniej. - Tak robią wspólnicy. Chciałam cię mieć przy swoim boku, szczególnie, gdy już wiem że mój mag też jest w Rzymie.
- Od tego należało też zacząć - potwierdził. - Czy mówi ci cokolwiek słowo nephandi? - spytał wampirzycy.

Wampirzyca skrzywiła się. Mówiło.. ale za mało.
- Upadli magowie. - Agnese odwróciłą wzrok. - Nie dziwo że wszędzie zostaje po nim ten smród. - Wampirzyca pociągnęła nosem gdy przed jej oczami pojawiło się wspomnienie aury maga. - Chcę byś zerknął na mężczyznę, którego przyniosłam. Potem chętnie wysłucham co udało ci się dowiedzieć, dobrze? - Wampirzyca podniosła się i otrzepała suknię. - Muszę odbyć jeszcze jedną rozmowę, której nie chcę dłużej odwlekać.
- Dobrze, idę, ale upadli magowie, wiesz, równie dobrze można nazwać wampiry ludźmi na diecie, zaś wilkołaki lekkimi nerwusami - skrzywił się.
- Ja wiem co pod tym stwierdzeniem się kryje w mojej głowie. - Uśmiechnęła się do niego życzliwie. - Ale chętnie skorzystam z twojej wiedzy, staruszku.
- Skoro wiesz, to wiesz, że należy się bać. Bardzo. Nawet ja się boję tego kogoś, lub czegoś. Tak, będziemy musieli porozmawiać na ich temat. Cóż, lecę do tego człowieka, którego przyprowadziłaś. Miłej rozmowy, którą, jak twierdzisz, musisz odbyć - wspomniał. Nagle zarówno postać faerie, jak garnek, zniknęli. To znaczy faerie zniknął, zaś garnek odmaszerował dostając nagle nóg. Jednak za rogiem też się rozwiał. Starszy faerie miał upodobania do popisywania się.

Agnese pokręciła głową. Gdyby jej ojciec zobaczył, że pozwala na takie zachowanie jakiejś wróżce, zakopałby ja do szyi i pozostawił tak na dzień. Jednak ojciec ów wspominał także, by zawsze uważała na te istoty, które strzelając z procy ziarnkiem fasoli potrafią zniszczyć górę. Przy faerie nigdy nic nie wygląda tak, jak jest naprawdę.


Spokojnym krokiem ruszyła w stronę gabinetu. Uśmiechała się teraz już szczerzej. Ona była tylko prostym zabójcą… miłym, ale tylko zabójcą. Powoli wchodziła po marmurowych stopniach, na których pierwszego dnia zabawiała się z markizem i pomyśleć, że z ciekawostki stał się dla niej kimś bliskim. Na chwilę przystanęła przy balustradzie nim ruszyła dalej do swoich pokoi. Jej myśli pędziły wiele mil przed nią. Głowa odtwarzała całą zdobytą wiedzę o magach i wszystkie mądrości jakie wtłaczał jej ojciec o sposobach ich zabijania. tak bardzo pragnęła by móc mieć choćby cząstkę jego siły.

Powoli wkroczyła do gabinetu i przeszła przezeń do swej sypialni, pod którą czekała Gilla.
- Borso polecił mi zająć się czymś, - to określenie zabrzmiało w jej ustach dziwnie słodko. - co nieopatrznie pozostawiłam w sypialni.
- Cóż pani, markiz nie opuścił jej ani na chwilę. Raz podał tylko służącej nocnik - uśmiechnęła się do swej pani. - Myślałam, że śpi, ale chyba po prostu czeka myśląc o tobie.
- Przyprowadź proszę Sophie do saloniku, za jakąś chwilę. - Agnese uśmiechnęła się do ghulicy, a w jej uśmiechu dało się dostrzec odrobinę… smutku? - Chcę z nimi porozmawiać.
- Tak pani.

Ghulica chciała odejść, ale zatrzymała się na moment.
- Życzę powodzenia, bardzo … - potem ruszyła do komnaty sypialnej wspomnieć Sophi o zaproszeniu przez signorę contarini na miłą pogawędkę w saloniku bibliotecznym. Oczywiście dziewczyna była przytomna, ale skoro był przy niej Kowalski, nie wiadomo, czy całkiem dobrze się czuła.

Agnese weszła do swojej sypialni, szeroko otwierając wrota. Rozejrzała się szukając markiza. Był w łóżku, tak, jak go zostawiła oraz kompletnie nagi. Kiedy tylko weszła skoczył do niej porywając agnese w objęcia oraz całując radośnie. uniósł wręcz kobietę w powietrze oraz obrócił dookoła. Wchodzac do tego pokoju Agnese weszła jakby do takiej miłej poświaty ciepłego promieniowania, które ogrzewało jej wampirze serce.

- Wróciłam mój piękny. - Wampirzyca ucałowała go. - Słyszałam, że nie odpocząłeś jak prosiłam.
- Odpocząłem - zaprzeczył - poleżałem sobie myśląc o kimś, kogo pokochałem oraz chętnie udowodnię, jak bardzo odpocząłem - markiz ciągle ją trzymał w rękach i widać było, jak bardzo się cieszy. Colonna miał taką cechę, że był optymistą oraz potrafił zarażać optymizmem innych. Przy nim nawet ciemność ogarniająca wampirzycę nieco się rozjaśniała. - Cudownie, że wróciłaś już. Bardzo się stęskniłem - przyznał. - Wszystko przebiegło dobrze? - spytał po prostu troszcząc się o nią. Nie dostrzegła w owym pytaniu jakiejś niezdrowej ciekawości wściubiającej nosa, lecz zwykła obawę o ukochaną osobę, która miała ważne spotkanie.
- Jesteś cudowny skarbie. - Agnese czuła jak jej cały zły nastrój ulatuje i jedyne co przeszkadza szczęściu to niepokój. - Chciałabym porozmawiać z tobą i Sophie. Może chciałbyś się ubrać. - Mrugnęła do markiza.

Chyba trochę by zawiedziony. Ech, ta szalona młodość! Ale znając ciebie doskonale wiedział, iż cieszysz się na przebywanie z nim i po prostu jest coś istotnego. Tym bardziej, że chcesz się spotkać i z nim i z Sophią. Wampirzyca dostrzegła na jego czole leciutką zmarszczkę zaniepokojenia. Wręcz słyszała jego myśli: czyżby coś ważnego, czyżbyś musiała wyjechać, czyżby jakiś drań wymusza na tobie małżeństwo? Wiadomo wszak, że podczas takich chwil następuje gonitwa myślowa, która wyobraża sobie milion sytuacji prawdopodobnych oraz dziesięć razy więcej nieprawdopodobnych, jednak dla zaniepokojonej osoby bardzo możliwych. Opanował się jednak starając się po sobie nie pokazywać niczego, jednak aktorem był bardzo kiepskim.
- Mam nadzieję, że nie stało się nic złego, jeśli jednak nawet tak, będziemy ci prawdziwym oparciem, pomocą oraz stałym kochaniem - powiedział poważnie.

Colonna szybko ubrał koszulę, szlafrok i papucie domowe, bowiem jedynie tyle miał tutaj, w jej komnacie, kiedy przyszedł.
- Jestem gotowy, choć nie wiem, jak Sophia? Czuła się nienajlepiej. Jeśli chciałabyś coś powiedzieć, co zmartwiłoby ją, może lepiej najpierw mi, zaś jej wtedy, kiedy dojdzie do siebie. Ponadto nieraz powoli tworzą się rozwiązania problemów, które początkowo się nie zauważa – zauważył słusznie, nawet trochę zbyt mądrze, jak na swój wiek. - Więc przekazałoby się jej już lepszą nowinę, choć przyznaję, że nie lubię przed siostrą niczego ukrywać. Ech – westchnął. Chciał jednocześnie chronić Sophię oraz być szczerym. Czasami to bardzo trudno. - Jeśli jednak chcesz teraz, Agnese, proszę chodźmy.
- Twoja siostra jest silną kobietą. - Wampirzyca ruszyła w stronę saloniku. - Dziś starano mnie się zabić i nie mogę dłużej ukrywać pewnych informacji przed wami.
- Zabić? Stanowczo … - przygryzł wargi idąc obok niej. - Zabiciu ciebie musimy stanowczo zaradzić! - wykrzyknął, ale szybko się opanował. - Nie wiem, jakie to informacje, chociaż muszą być istotne. Jeśli uważasz, że to ty jesteś celem. Wiesz Colonnowie bardzo często także bywają na celowniku swoich wrogów. Szczególnie Orsinich, ale nie tylko. Może więc próba zabójstwa, szczęśliwie nieudana, była skierowana nie w ciebie, ale nas … - objął ją ręką, tak naprawdę mocno oraz czule, jakby chciał się jakoś podzielić swoją radosną energią. Przynajmniej własnie tak to wtedy dla wampirzycy wyglądało. - Tak bardzo cię kocham oraz nie chciałbym cię narażać. Jednocześnie zaś nie chciałbym się rozstawać. Nie mogę po prostu … kochanie cudowne moje, jakoś damy radę, prawda, musimy dać - powtórzył.
- Najważniejsze by nic wam się nie stało. - Agnese była poważna. - Korzystając z waszej gościnności naraziłam was i czuje się odpowiedzialna.
- I tobie. My także mamy wrogów - powiedział poważnie.


Signora przeszła do saloniku, w którym czekał już Borso. Brakowało tylko Gilli i Sophie.
-Twoja siostra widziała coś czego nie powinna i myślę, że odrobinę uwiarygodni to co powiem. - Agnese zajęła miejsce w jednym z foteli i dała im znak by usiedli.
- Sophia jest bystrzakiem - przyznał Colonna zajmując miejsce. - Nie wiem, co masz na myśli, ale jeśli pytasz o umiejętność dostrzegania rzeczy istotnych, przy niej trafiłaś pod dobry adres. Masz może ochotę na coś do picia? - spytał, jednak nie zdążył otrzymać odpowiedzi.

Kiedy bowiem tak rozmawiali otwarły się drzwi, w których stanęły obydwie kobiety. Gilla wyglądała jak zwykle, ale stała przy Sophii, chyba leciutko ją podtrzymując. Ale nie jakoś wyraźnie, więc chyba wszystko wyglądało lepiej, zaś ghulica po prostu podjęła działania na wszelki wypadek. Siostra markiza natomiast była ubrana podobnie jak brat, w koszulę długą, zielony szlafrok oraz skórzane papucie. Miała włosy związane w koński ogon. Niewątpliwie spała z rozpuszczonymi, zaś spięła je przed wyjściem.

- Dzień dobry! - powiedziała lekko niewyraźnie, jednak spojrzenie błysnęło jej radością, kiedy zobaczyła Agnese. Podskoczyła do niej szybko przytulić się, powitać i ucałować w policzki wesoło. - Tak się cieszę, że cię widzę. Trochę wtedy osłabłam - przyznała. - Wstyd mi, że nie mogłam nijak pomóc, jeszcze zaś musieliście się mną zajmować podczas powrotu.

Agnese pogładziła jej włosy.
- Cieszę się, że dochodzisz do siebie. Postaram się nie zająć dużo czasu. - Wskazała kobietom dwa pozostałe miejsca. - Usiądźcie, proszę.

Wampirzyca poczekała aż kobiety usiądą i dopiero kontynuowała zwracając się do Sophie.
- Chciałabym byś zadała pytania, które z tego co widziałam cisnęły się ci na usta podczas naszej wizyty u Orsinich.
- Te pytania, to znaczy - Sophia nie była pewna,jak zacząć. - Tam był taki wielki człowiek z psią głową, kiedy wychodziliśmy. Na dziedzińcu. Chyba, że to już wtedy poczułam się słabo i pomieszało mi się. Chyba tak, dziwne. Signora - zwróciła się do Agnese - kto właściwie porwał Alessandro?
- No właśnie Agnese - dołączył jej brat - wiem, że Orsini, ale właściwie, dlaczego? Chyba że dalej mają problemy z naszym rodem oraz naszym ojcem, albo raczej niechlubną pamięcią - mruknął. Sophia przygnębiona skinęła lekko potwierdzając.
- Z tego co przekazał mi Alessio, raczej pojmali cię przeze mnie. - Agnese postukała palcem w blat. Wampirzyca przenosiła wzrok z Sophie na Alessandro. - Jak to ubrać w słowa…

Widać było, że kobieta jest zakłopotana. To nie było typowe dla niej zachowanie. Zarówno Gilla i Borso pamiętali ja taką tylko z czasów gdy to ich wprowadzała do świata mroku.
- A więc… tamten człowiek z psią głową to był wilkołak.
- Eee … czy mogłabyś powtórzyć. Przepraszam, musiałam się przesłyszeć - poprosiła Sophia.
- Wilkołak. Taka istota, która zazwyczaj jest człowiekiem a czasem półczłowiekiem - półwilkiem a czasem po prostu wilkiem. - Agnese uśmiechnęła się niewinnie.

- Czyli legendy o Orsinich mówią prawdę - wyszeptała Sophia wstrząśnięta.
- Podobno - dodał markiz - wiele wieków temu jakaś kobieta chcąc zemścić się na swojej córce, nawet nie wiadomo już za co, przywiązała ją w lesie do drzewa chcąc, żeby dostały ją dzikie zwierzęta. Ale zwierzęta jej nie tknęły, za to córka po jakimś czasie powiła dziecko, które zostało protoplastą Orsinich. Do tej pory myślałem, że to bzdura, jednak …
- … jednak teraz wygląda na to, że to jest prawda - powiedziała przestraszona Sophia, chociaż właściwie, może nie tyle przestraszona, co raczej spięta.
- Ale przecież znamy wielu Orsinich, są, przynajmniej niektórzy, całkiem przyzwoitymi osobami i wcale nie wyglądają na wilkołaki - cóż, rodzina Orsinich, tak jak Colonnów dzieliła się na mnóstwo gałęzi, które często nie zgadzały się ze sobą ostro rywalizując.

- Chętnie wam to wyjaśnię, ale to nie jest główny temat tej rozmowy. - Wampirzyca nawinęła na palec kosmyk włosów i zaczęła się nim bawić. - Widzicie.. jest powód dlaczego uważam że to przeze mnie cię zaatakowali. Otóż pachniałeś mną, a tak się składa, że wilkołaki nie lubią takich… - Przygryzła wargę. - .. istot jak ja.
- Rozumiem - markiz przyskoczył do jej fotela. Chyba nie zwrócił uwagi na końcówkę jej wypowiedzi. - Nie martw się kochanie. Akurat tutaj jesteśmy po jednej stronie, nawet gdybyśmy tak bardzo cię … no wiesz … bardzo. Znaczy Orsini nie cierpią Colonnów. Nasz ojciec był …
- Był … - Agnese przygryzła wargi.
- Był osobą niespełna rozumu - oględnie wspomniał markiz, bo mu zabrakło słów.
- Drań - uzupełniła Sophia.
- Zrobił Orsinim dużą krzywdę, zresztą krzywdził bardzo wiele osób, bardzo … jeśli tam są wilkołaki, to obawiam się, że nawet jeśli cię nie lubią, to nas mogliby nie lubić także. Nie pamiętam, czy powiedziałem im, kim jestem, ale … hm, mówisz zapach. Czyli wilkołaki mają mocne powonienie, jak psy. Tylko jak przed takimi się bronić? - westchnął. - Jak to dobrze, że tobie, Sophi oraz innym nic się nie stało - uśmiechnął się wesoło.
- Alessandro jestem wampirem, wyczują wszystkich którzy mają ze mna kontakt na wiele mil. - Agnese po prostu wypchnęła to z siebie. - Powiedziałam Sophie że mam alergie na słońce… bardzo śmiertelną alergie. - Skrzywiła się.

- Waaampirem? No cóż - mruknął markiz. - Nikt nie jest doskonały - dodał po minucie milczenia, zaś Sophia skinęła głową.
- Skoro istnieją wilkołaki, to właściwie całkiem sensowne, że wampiry również - uznała. - Ale ty jesteś dobrym wampirem, prawda, Agnese? - stanęła przy bracie przy fotelu signory wpatrujac się w nią swym dziewczęcym, niewinnym spojrzeniem.

- Ekhym. - Wampirzyca pewnie zakrztusiłaby się śliną gdyby takową posiadała. - Wiecie co robią wampiry?

Cóż, reakcja rodzeństwa na pytanie Contarini była nieco odmienna:
- po pierwsze: markiz zaczerwienił się mocno: jemu się kojarzyło z postępowania Agnese, co robią wampiry. Akurat jemu to także sprawiało wyjątkową radość,
- po drugie: Sophia najpierw pomyślała o wspólnych kąpielach, super masażu, potem wyprawie i błysnęła jej pochodnia:
- Walczą przeciwko wilkołakom - odparła.

- Zabijają. Jesteśmy martwi i by egzystować musimy pić krew. Nie trzeba zabijać by pić krew, ale… część z nas tak robi. - Agnese siedziała z szeroko otwartymi oczami. - Walczymy z wszystkim co chce nas zabić czyli nie tylko z wilkołakami. Może nie zdajecie sobie sprawy ale macie pod dachem coś co jest utożsamiane z czystym złem...
- Agnese, nie wiem o co ci chodzi, ale skoro tak mówisz, to popatrz, to czyste zło uratowało mojego brata … - powiedziała cicho do Agnese.
- Zaś co do zabijania, nawet nie potrafiłbym zliczyć, ile osób zostało zabitych, odkąd Borgiowe przejęli papieski tron oraz postanowili sobie wykroić księstwo. Jeśli wampiry zabijają, przynajmniej niektóre, wcale nie postępują inaczej niż bardzo wielu ludzi. Oraz wcale się nie uważają za zło, wręcz przeciwnie.
- Nasz ojciec …
- Nie mów - poprosiła Sophia - chcemy zapomnieć.
- Dobrze siostrzyczko. Wierz mi Agnese, może nie wiem, co to wampir, ale wiem doskonale, jak źli potrafią być niektórzy dranie - powiedział Alessandro.

Agnese uśmiechnęła się, teraz jednak pokazała swoje kły i przejechała po nich językiem.
- Cóż skoro traktujecie to w ten sposób… jest nas więcej. - Agnese skinęła na Gillę by ta przyniosła jej krew. - Gilla i Borso są moimi ghulami, ludźmi, którzy piją moją krew.
- Naprawdę? Ale widziałem przecież, jak wcinają też inne rzeczy. Eee, co do tych zębów, wiesz, nie jestem cyrulikiem, czy kowalem, ale bądź ostrożna, żebyś się nie skaleczyła w język - powiedział poważnie markiz z troską w swoim głosie.
- Ah Alessandro, regularnie kaleczę się w język. - Mrugnęła do mężczyzny, ciekawa czy dotrze do niego, że toż pił jej krew. I całkiem możliwe, że tak, bo markiz nagle poczerwieniał oraz zaczął gwałtownie wpatrywać się w swoje buty, ale jednocześnie rzucał także jakieś dziwne spojrzenia w okolice jej bioder i piersi. Co więcej, chyba nie panując nad sobą odruchowo przesunął języczkiem po swoich wargach. Szczęśliwie wpatrująca się w Agnese Sophia nie zauważyła zachowania braciszka.

- Ghule muszą normalnie jeść. Jak już powiedziałam to ludzie, jak każde z was tyle, że… - Wampirzyca uśmiechnęła się smutno. - Krew wampirów daje im długowieczność, zapewnia siłę, pomaga leczyć rany, ale… jest uzależniająca, przywiązuje do nas ludzi. Tak jak sam akt picia, potrafi być uzależniający.

Gilla wyszła na chwilę by powrócić z kielichem dla Agnese. Ustawiła go na stoliku obok, po czym zajęła swoje miejsce.
- Szczęściarze - mruknął markiz niespecjalnie zwracając uwagę na kielich, za to Sophia zerkała lekko niepewnie. widać, że dziewczyna miała konkretne pytania..
- Co to znaczy uzależniający? - spytała Sophia.
- Sprawia wielką przyjemność. - Agnese uśmiechnęła się. - Pamiętasz masaż jaki ci zrobiłam? To coś dużo przyjemniejszego, coś co chcesz poczuć jeszcze raz i jeszcze…. - Agnese dobrze to znała jej ojciec pijał z niej nim ją przemienił. - Inaczej mielibyśmy problem ze znalezieniem ludzi, z których moglibyśmy pić.
- Ale czy po nim - poprosił o dodatkowe wyjaśnienia markiz - jakoś człowiek szaleje, dziwnie się zachowuje, jak po niektórych rzeczach, które przemycają korsarze z Egiptu?
- Z tego co mi wiadomo robi raczej tylko jedną rzecz. - Agnese wyszczerzyła się do Markiza.
- Kurzajki?
- Eee, wstrętny oddech?
- Nie, bo ani Gilla ani Boso nie mają ani tego ani tego.
- Więc niby co? - dyskutujące ze sobą rodzeństwo zdziwione spojrzało na Agnese.
- Pani Gilla oraz Borso wydają się być zadowoleni oraz no właściwie … wyglądają normalnie, nawet bardzo dobrze - uznał markiz.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do Colonny Gilla, podczas gdy małomówny Borso skinął tylko.

Agnese przypatrywała się im z rozbawieniem. Byli tacy niewinni. Tak cudownie niewinni.
- Kochani co jest gdy człowiekowi jest bardzo, ale to baaardzo przyjemnie. Szczególnie gdy się z nim całuje, dotyka …
- Eee, wiecie co, mam pomysł - odezwał się nagle markiz bardzo spiętym głosem. - Znaczy musimy to przemyśleć, porozmawiać, może będziemy mieli jeszcze jakieś pytania, więc też byśmy się spotkali. Nikomu nie powiemy oczywiście .... - Colonnie zaczęło się dziwnie gdzieś spieszyć, jak Agnese zaczęła mówić na temat rozmaitych przyjemności. - Tylko nie wolno nikomu mówić. Mimo wszystko lepiej, żeby słudzy nie wiedzieli …
- Doskonały pomysł - uznała Sophia. - Co ty na to, Agnese, żeby spotkać się ponownie jutro?
- Chętnie, ale nie dotarłam jeszcze do meritum. - Wampirzyca upiła łyk z kielicha. - Możemy do tematu picia wrócić później. - Mrugnęła do markiza.
- Tak tak - wystrzelił markiz.
- Chyba wolałabym, czuje się lekko zmęczona i wiesz, mam wiele przemyśleń. Wywróciłaś świat mój całkiem do góry nogami. Już nie stoi na żółwiach, ale ona na nich - uśmiechnęła się Sophia wstając i dygając wdzięcznie, jak przystało na panienkę szlachetnie urodzoną. Potem skierowała się do wyjścia.
- Odprowadź ją Gillo, jeszcze porozmawiam z markizem. - Agnese dalej sączyłą krew z kielicha. - Borso, sprawdź co z naszym gościem.
- Tak signora - powiedzieli chórem wysuwając się z pomieszczenia niczym cienie. Borso zamknął za nimi drzwi.
 
Aiko jest offline