Ze związaną jak baleron blondynką, Berwyn wszedł do atrium, ale nikogo tam nie zastał, poza leżącym na ziemi, nieprzytomnym kupcem. Przeszedł więc dalej, wchodząc przez dziurę w ścianie do sypialni. Tam, wokół wyrwy w podłodze zgromadziła się większość jego kompanów i ich pracodawczyni. Brakowało tylko Aquilończyka.
Theo wparował szybko do sypialni Thedipidesa. Czuł, że zaczyna mu brakować czasu. Tracił kontrolę nad swoim ciałem. Ciężko oparł się o framugę i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Jego centralną część zajmowało łoże z baldachimem, na którym w nieładzie porozrzucana była jedwabna pościel i poduszki. Pod ścianą stały spora skrzynia i wysoka, sięgająca sufitu drewniana szafa. Theo zabrał się do przeszukiwania mebli. Przez jego ręce leciała bielizna, koszule, pantalony, surkoty, suknie, halki, szarfy i kaptury. W dwóch szkatułkach ukrytych na dnie skrzyni znalazł tylko srebrne monety, ale ani śladu odtrutki. Być może Catalina mówiła prawdę i to naprawdę nie był wąż Thedipidesa...
Dziura w podłodze była wybita od spodu, o czym świadczyły walające się wokoło kawałki desek podłogowych, rozdarty dywan i rozbity szezlong, który wcześniej musiał stać nad szybem i popękana, odrzucona na bok kamienna płyta. W dół wąskiego, pionowego przejścia, mającego nie więcej niż metr średnicy wiodły żelazne klamry wmurowane w kamienną ścianę. Na dole, jakieś trzy metry poniżej podłogi leżały potrzaskane resztki drewnianych drzwi.
- To tutaj - szepnęła Catalina pochylając się nad dziurą. - To jego skarbiec. Otwarty... Bez strażnika... - Po tych słowach przełożyła nogi nad krawędzią dziury, oparła się o pierwsze stopnie i zaczęła schodzić.