Administrator | Esmond odwiedza Bjorfa Esmond był przekonany, że próba zakończy się powodzeniem - końcu był świadkiem tego, co się zdarzyło na arenie. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od tego, czy Sybil nie straci wiary w siebie. No i powiodło się, zgodnie z oczekiwaniami niektórych i ku żalowi innych, bo mag był przekonany, że i tacy się znajdą, nie tylko wśród tych, co byli świadkami zdanego przez nową Walkirię testu.
Ciekawe, co się stało z jej poprzedniczkami, pomyślał, postanawiając jednak na później odłożyć tę kwestię. Sybil miała koło siebie wiernych wyznawców, którzy pomogą jej przy stawianiu pierwszych kroków podczas pełnienia nowej funkcji i będą pilnować jej pleców, a on teraz mógł załatwić swoje sprawy. Przydałoby mu się parę drobiazgów, a i zdałoby się zasięgnąć czyjejś rady.
Wiedział nawet, z kim powinien porozmawiać...
Do siedziby Bjorfa trafił bez większych problemów. "Koniec języka za przewodnika", powiadano, a wszyscy tutejsi wiedzieli, gdzie mieszka były wykładowca magicznego uniwersytetu.
Zapukał.
Drzwi magowi otworzyła znajoma twarz, w progu stała Acelia. W dalszym korytarzu paliło się światło i dało się słyszeć pytający głos Bjorfa:
- Czy dzisiaj są moje urodziny? Od dawna nie miałem w jeden dzień tylu gości.
- A czy przyjmujesz gości, którzy nie przynoszą prezentów, a chcieliby skorzystać z twej wiedzy, a przy okazji ubić interes? - spytał Esmond, skinąwszy Acelii głową na powitanie.
- Czym kopalnia i jej zasoby bogata. Co cię sprowadza?
Ręka Esmonda wciąż wydawała z siebie jęki i westchnienia.
Tuż za Esmondem ponownie rozbrzmiało pukanie. To Olaf, z miną niepokojąco zamyśloną, oczekiwał przed drzwiami do domostwa Bjorfa.
- Szkoda, że nie widzieliście, jak Walkiria zdawała przed kapłanami swój test - powiedział Esmond. - Ale nie to mnie sprowadza, znaczy nie chęć podzielenia się z wami relacją z tego wydarzenia. Chodzą słuchy, że dostaniemy kolejne zadanie i Sybill, znaczy nowa Walkiria, pyta, czy nie zechciałbyś nam towarzyszyć w następnej misji. Cena do uzgodnienia.
- A poza tym chciałbym kupić parę drobiazgów dodał. - Czy nie przeszkadza ci trochę ten nieporządek? - spytał. - Może ci pomóc posprzątać?
Acelia ciężko westchnęła i za prośbą Bjorfa ponowie otworzyła drzwi witając z uśmiechem kolejnego towarzysza. Odprowadziła go salonu. Wpuszczony krasnolud skinął znajomym głową i zachował milczenie.
- Ahh, tak? W sumie czemu nie. Jak to mówiłem już pięknej pani Aceli mogę udostępnić wam moje księgi, wiedzę i usługi w zamian za pomoc w odzyskaniu skradzionych ksiąg i artefaktów z uniwersytetu. Towarzysząc wam na polu bitwy może uda mi się wskazać kilka potencjalnych lokacji, gdzie mogą ukrywać się inne przedmioty.
- Czy jeszcze zanim wyruszymy wolno mi prosić o twą pomoc? - Krasnolud wysunął się zza pleców Esmonda.
- Poszukuję eliksiru niewidzialności i niestety goni mnie czas.
- Tak, gdzieś tu jakiś miałem. - Po kilku minutach dzwonienia po torbach i saszetkach wyjął właściwy eliksir i sprzedał Olafowi za wytyczną cenę.
- Dziękuję. Mam jeszcze jedną rzecz, której wszyscy troje możecie chcieć się przyjrzeć - to mówiąc sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej lekko już obszarpaną księgę oprawioną w czarną skórę. Na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym od większości tomów rozrzuconych po izbie. Olaf otworzył ją mniej więcej w połowie.
- Miałem wizję, jeszcze w rodzinnym mieście. Król Jerzy uwięziony w krysztale błyskającym czerwienią. Tu jest napisane, że można kogoś zamknąć w krysztale za pomocą rytuału krwi. A to pojebana, bluźniercza rzecz. Żaden z bogów cywilizowanych ras nie wymaga takich ofiar. Odkąd tylko wyruszyłem z Miasta pod Górą szukam kontynuacji tej księgi. Wiecie, gdzie powinienem zacząć poszukiwania?
- Magia krwi powiadasz? Hmmm… - Bjorf zawahał się, ale jego oczy szkliły się. Umysł wpadł już galop teorii. - Faktycznie bluźniercza magia, można rzec dosłownie demoniczna. To już daje nam jakiś trop. Co do ksiąg to jakieś mogą być w kościołach Grungniego oraz na terenie Magicznego Uniwersytetu. Jeden z kościołów jest przy samej bramie. Został zbudowany w podzięce za pomoc przy budowie miasta i murów obronnych.
- Skoro o magii mowa... Czy zechciałbyś rzucić okiem na moją rękę? Nie wiem, czy czasem nie powinienem poszukać jakiegoś drwala, by mi ją odciął. - To mówiąc Esmond ściągnął rękawiczkę i pokazał magowi swoją "jęczącą" rękę.
- Ahh, ręka. Tak, spójrzmy co my tu mamy. - Mag sięgnął po zaklęcie Identyfikacji i skupił się na jęczącej ręce. Jego oczy zaświeciły.
- Jej nazwa to Drażniąca Dłoń, jest przeklęta. Będzie wydawać z siebie różne drażniące dźwięki, próba oddzielenia od ciała skończy się śmiercią nosiciela. Przedmiot ma też magiczne zaklęcia. Raz na dzień: Unieruchomienie osoby, Status, Stworzenie szkieletu.
- Więc słusznie ją ukrywałeś jak dotąd. Prawdę mówiąc dopiero wczoraj zauważyłem, że coś się w tobie zmieniło, Esmondzie. Myślałem, że to efekt interwencji Wszechojca.
- Niestety nie - odparł Esmond - chyba że założymy, że to za jego przyczyną to się stało... Nie da się jej jakoś uciszyć? Albo odczarować? - Zwrócił się do Bjorfa. - Takie marudzące coś może trochę przeszkadzać podczas misji. A tak na marginesie... Jak działają te zaklęcia?
- Hmm, grubsza rękawiczka? Nie wiem, każdy przeklęty przedmiot charakteryzuje się jakimś elementem magii, który w jakiś sposób został spaczony lub zepsuty. Może jakiś antymagiczny artefakt lub coś słabiej tłumiącego magię, aby jej całkowity brak nie zabił ciebie. Co do działania zaklęć to musi być odkryta i wskazywać cel zaklęcia. Co do większego opisu zaklęć trudno powiedzieć, przeszkadza to, że przedmiot jest przeklęty.
- Poeksperymentuję... - mruknął Esmond.
- Wielu kleryków potrafi zmusić istoty do wykonania prostego rozkazu przez określony czas. Mnie tego nie nauczono, ale być może jacyś pozostali w Wodnym Krysztale będą potrafili zmusić Drażniącą Dłoń do posłuszeństwa? - zasugerował Olaf.
- Nie jestem pewien, jak kapłani do tego podejdą - westchnął z powątpiewaniem Esmond. - Możemy przejść do dalszej części interesów? - zwrócił się do Bjorfa.
- Oczywiście, w czym mogę jeszcze pomóc? - odpowiedział Mag.
- Przydałaby mi się jakaś porządna szata i może pierścień, który pomógłby mi ocalić skórę w trudnej sytuacji. No i jeszcze jakieś zaklęcia, żebym nie musiał polegać na tych z przeklętej ręki.
Bjorf przyniósł zamówione przedmioty. Esmond zapłacił za swój płaszcz i dwa pierścienie, po czym spytał:
- Według ciebie lepsza jest torba do noszenia ksiąg z zaklęciami, czy taki pas?
- Ja się już pożegnam. Do zobaczenia wieczorem - powiedział Olaf.
- Obie metody są dobre - odparł Bjorf, gdy za Olafem zamknęły się drzwi. - Mniej bojowi noszą w torbach, przekładając ilość nad jakość. Poza tym nikt nie wie, co może być w jej środku. Drudzy wolą szybko sięgnąć do pasa, do zwisającego na łańcuchu tomu, lubią żeby był widoczny, oznajmiając światu kim są.
- Masz może taki łańcuch na zbyciu? - spytał Esmond.
- Hmm, gdzieś jakiś powinien być, poszukaj w tamtym stosie. - Wskazał kupkę gratów rzuconych w kąt. - Jak znajdziesz możesz wziąć.
Esmond pomógł jeszcze Bjorfowi uporządkować bałagan, po czym, w nowej szacie, z księgami wiszącymi na łańcuchu, z pierścieniami na palcach i lżejszą sakiewką, ruszył do gospody. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy stoisku z bronią. Magowie walczyli magią, ale ta miała swoje ograniczenia. Na przykład można było rzucić ograniczoną liczbę zaklęć.
Z tego też powodu Esmond postanowił kupić nietypowy dla maga oręż - łuk.
Trafił na stoisko, gdzie Ryfui sprzedawała łuki, kusze, skóry zwierząt i akcesoria dla myśliwych. Harpia siedziała paląc fajkę i puszczając dymki. Jej skrzydła były obwiązane bandażami, ale wyglądała już znacznie lepiej.
- Witaj, widzę że masz dobre oko do przedmiotów. Półksiężyc jest bardzo dobrym łukiem, drewno pochodzi z elfiego lasu, a magowie z uniwerku wzmocnili go magią.
- Lubię magię - stwierdził Esmond - magiczne przedmioty również. Biorę. Ile ten łuk jest według ciebie wart?
- Wart jest co najmniej 100 sztuk złota, ale biorąc pod uwagę, że dzięki wam żyję i pewnie będziemy razem działać na polu bitwy to policzę 40 sztuk plus wesprzyj mnie w trudnych sytuacjach na misjach. - Ponownie zaciągnęła się kopcąc dymem z fajki.
- Z pewnością będę cię wspierać - odparł Esmond, równocześnie sięgając do coraz chudszej sakiewki. - Jestem przekonany, że nasza współpraca będzie się dobrze układać. O, jeszcze kołczan i strzały poproszę.
- Są w zestawie, kołczan mieści standardowo 20 strzał.
- Dziękuję bardzo - odparł Esmond, zabierając zakupy. - Do zobaczenia zatem na najbliższej wyprawie - pożegnał się z harpią. |