Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2017, 21:23   #151
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Rafael słuchał o przebiegu misji w miarę spokojnie, otwierając szerzej oczy przy bardziej soczystych i zaskakujących zwrotach akcji. Podszedł do krat i przyjrzał się zielonym zabitym przez błyskawicę Esmonda. Ciała dwóch goblinów i brązowego orka znaczyły wciąż blizny po zaklęciu. Czerwony ork podszedł do krat i rozchylił poszarpany fragment ubrania. Pokazał dużą, grubą bliznę przechodzą przez pierś i drugą na plecach. - Jedno cięcie Byka. Pokonać go mogło jedynie niebo. - Wskazał palcem na Walkirię. - My zobaczyć co niebo jeszcze nam powiedzieć. Czerwony ork odsunął się od krat wracając w cień.

Rafael ciężko usiadł na krześle spoglądając na Grzmota. Rag zagryzała już tylko wargę zębami, było odczuwalne, że musiała już powiedzieć o kilka słów za dużo wcześniej. Rafael w końcu odezwał się ponownie. - Nagrodę za swoje czyny dostaniecie, w tych okolicznościach nikt inny lepiej by sobie nie poradził. Jednak boskie interwencje i prorokowania w czasie wojny nie służą najlepiej ludności. Jako następca króla Jerzego muszę mieć na względzie…
-Hahaha, ty Rafaelu następcą? Same wypowiedzenie tych słów przez Ciebie w takim tonie sugeruje zdradę i zamach na tron. Jako rycerz i doradca króla Jerzego III powinieneś wierzyć, że wciąż żyje i walczy z wrogiem w zamku. Czy przypadkiem sam nie wzniosłeś kilku toastów za to, że jesteś siódmy w kolejności do objęcia tronu? Ufam, że masz świadomość, że Lysander jest przed Tobą w tej kolejce i wraz z innymi następcami forsują siły wroga przed miastem nawet w tym momencie? Nawet boję się martwić co by się stało z Tobą, gdyby dowiedzieli się, że główny strateg wraz ze swoim elitarnym oddziałem gnije u Ciebie w lochu. - Kadle wciąż oparty o ścianę powoli zdejmował bandaż z twarzy, która przed uzdrowieniem była ciężko poturbowana.

Rafael momentalnie, aż pozieleniał na twarzy. - Wielki Strategu Królestwa, Kadle, przyjacielu czy, czy to ty? Jaa, eeee…
- Rozumiem, że przez odniesione rany było trudno mnie rozpoznać, ale sama gościnność Złotych Lwów ucierpiała strasznie przez wojnę, szczególnie pomoc niesiona rannym sojusznikom.
- Jaaaa…
- Tymczasem proszę o godne tymczasowe zakwaterowanie dla siebie i moich specjalistów z elitarnego oddziału żołnierzy królestwa.
- Tak, tylko że zieloni są…
- Są częścią siatki szpiegowskiej królestwa i tego oddziału.
- Aleee…
- Długo będę jeszcze czekać, aż otworzysz tą celę?
- Nie, już, już. Straż!


Jeden z wartowników skoczył z kluczami do zamku, niezdarnie przymierzał każdy klucz. Po jego czole spływał pot, po czole Rafaela spływał potok, gdy musiał w milczeniu spoglądać na srogi wyraz twarzy bohatera wojennego i jednego z najbliższych doradców króla.
- Rozumiem, że Studnia Rdzy ma się dobrze?
Rafael tylko kiwnął głową.
- Ufam, że nasze zakwaterowanie się tam nie będzie problem?
Rafael blado się uśmiechnął.
- Oraz posiłki i nocleg są…
- Oczywiście są…
- To dobrze. Na boga chłopcze, użyj tego najbardziej porysowanego.

Po kilku chwilach zamek w końcu się poddał, a Kadle wyszedł i uścisnął Rafaela.
- Kopę lat mój giermku, dobrze widzieć cię żywego. Idziemy wypocząć, zwołaj z rana kapłanów. Czeka nas ciężka debata, a i czekamy na elitarne wynagrodzenie za usługi.

Gdy wszyscy więźniowie wyszli z cel kipiący ze złości Rafael chwycił Grzmota i Rag za ubrania przyciągając do siebie. - Idźcie z nimi, załatwcie noclegi i żarcie. Pilnujcie zielonych i miejcie oczy i uszy szeroko otwarte! Chcę wiedzieć wszystko o czym rozmawiają, szczególnie Kadle! Rag wyszczerzyła się chytrze wyciągając ręce przed siebie. - Będzie potrzebny medalion potwierdzający panie. - Przywódca z wahaniem wyciągnął medalion z emblematem Lwa i wręczył krasnoludce.
 
Ranghar jest offline  
Stary 04-04-2017, 21:29   #152
 
graf zer0's Avatar
 
Reputacja: 1 graf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skałgraf zer0 jest jak klejnot wśród skał
Najlepiej czuł się podczas walki, najgorzej podczas czczych rozmów. Nie dziwota, że Grzmot stał znużony i czekał tylko aż skończą gadać.
Znużenie przeszło jednak w umiarkowane zdenerwowanie, kiedy Rafael chwycił go za ubranie. Przywódca czy nie przywódca, nie mógł pozwolić, by ktoś nim szarpał i w pierwszym odruchu zrzucił z siebie rękę mężczyzny. Miał ochotę coś warknąć, przekląć go, ale skończyło się na niemiłym i niezrozumiałym mruknięciu.
Miał się bawić w cholernego szpiega? Po Grzmota... chciał już pomyśleć, że "po jego trupie", ale przecież zdarzyło mu się zdechnąć.
Dlatego miał nadzieję, że krasnoludka weźmie na siebie ciężar tego zadania, a on będzie jeno zbrojnym ramieniem.
 
__________________
„The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel.”
graf zer0 jest offline  
Stary 09-04-2017, 23:16   #153
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Opuściwszy loch, w którym miał okazję choć krótko odsapnąć bo forsującym biegu powrotnym z areny Olaf spojrzał wysoko na skalną ścianę Wodnego Kryształu. Towarzysze pośród Lisów udali się do karczmy, zaś krasnolud udał się w górę. Tam na podciętej skalnej półce, pokonawszy wiele setek wąskich schodów, odnalazł świątynię Grungniego. Na pierwszy rzut oka budowla umieszczona w pionowej skale nie budziła zaufania, ale każdy krasnolud lub inżynier po chwili dostrzegał ogromne, stalowe kotwy utrzymujące całość na swoim miejscu. Płaska elewacja budynku ozdobiona była wizerunkiem kilofa, pod którym znajdowała się brama podparta solidnymi stemplami.

Olaf wstąpił do świątyni, w przeznaczonym do tego miejscu zapalił świecę i ruszył dalej ku prezbiterium. Nie odbywało się żadne nabożeństwo a jedyną widoczną osobą był starzec stojący na apsydzie. Na widok Feilana uśmiechnął się serdecznie.
- Witaj, ojcze - zaczął młodszy krasnolud, lecz tamten wszedł mu w słowo.
- Nie strzęp języka. Wyglądasz jak wrak. Natychmiast do kwater, nie możesz tak chodzić po mieście nawet w czasie wojny.

Dalej były drzwi, korytarz i wiele innych, kolejnych drzwi. Po godzinie siedział Olaf na niskim stołku w pokoju proboszcza.
- Więc byłeś tam? Dobrze słyszeliśmy?
- Gdzie?
- Na mieście się mówi, że kapłan z daleka przybyły ruszył w grupie Lisów ratować cywili. Nie wkurzaj mnie. Myśl!
- Tak, znaczy… To ja. Nie zrobiłem wiele.
- Zdarzyła się manifestacja Wszechstwórcy.
- Tak.
- Podobno wśród wskrzeszonych były dwa orki i dwa gobliny.
- Prawda. Pilnowałem, by wszyscy zdążyli zejść w kanały.
- Niezwykłe. Nie tylko, bo są wśród odratowanych zielonoskórzy. O ile to faktycznie moc nowej Walkirii, a nie jednorazowy cud. Masz, zjedz coś - powiedział wielebny Bofur wyciągając dłoń z suchym chlebem i kostką sera.
- Dziękuję, wielebny. - Żuł jedzenie krótką chwilę.
- Odpocznij, dużo przeszedłeś. Rano stawisz się na jutrzni. Z boskim uderzeniem.

Olaf zasnął jak dziecko na sienniku w małej celi. Rano obmył twarz, przywdział naprawioną poprzedniego dnia tunikę i boso ruszył do kościoła. Tam, przy pełnym prezbiterium złożył śluby kapłańskie. Śpiewane głośno chorały niosły się daleko wśród skał kopalni Złotych Lwów. Na końcu ceremonii proboszcz zakomenderował krótko.
- Teraz udasz się z wszystkimi na śniadanie i zaczniesz ćwiczenia. Musisz przyswoić wiele informacji w krótkim czasie. Po wieczornych modłach zjawisz się w mojej celi - zakończył, a pojedynczy głos parsknął cicho.

Między pobieraniem kolejnych nauk Feilan ledwo łapał oddech, zmieścił się jednak w czasie także z wizytą u kowala i uratowanego z areny maga, Bjorfa. Z nabytymi przedmiotami poleconymi przez mentorów powrócił do kościoła. Tam modlił się długo choć myślami uciekał ku lśniącemu czerwienią kryształowi i uwięzionemu weń królowi Jerzemu.

W celi wielebnego Bofura odbył długą rozmowę, z której wyszedł bogatszy o wiele rad i wskazówek dotyczących kaplic i kościołów w Mystii. Wiele z nich kryło sekrety, które odnalezione mogłyby przechylić szalę zwycięstwa na stronę oblegających stolicę ludzi. Inne wymagały troskliwej opieki ze względu na ich znaczenie dla wiernych. Najważniejsza pośród wszystkiego mogła okazać się jednak pewna księga ze świątyni stojącej przy samej bramie miasta.
- Przybyłem tu, o wielebny, gdyż gnała mnie wizja króla uwięzionego w krwistoczerwonym krysztale. Do teraz nie wiem co to może oznaczać.
- Z tego co wiemy twoją wizję należy odczytywać dosłownie. Nie dziw się. To jest możliwe, choć niełatwe. W dodatku plugawa to wiedza, jakby magia sama w sobie nie budziła odrazy. Mieliśmy o tym słowo pisane w kufrze zakazanych ksiąg w kościele Grungniego Niewzruszonego Muru.

Gdy spotkanie dobiegło końca opuścił świątynię w Wodnym Krysztale i wyszedł na wąskie ulice. Dalej Olaf swoje kroki skierował ponownie do domostwa Bjorfa, chcąc załatwić na spokojnie wcześniej pominiętą sprawę.
 
Avitto jest offline  
Stary 11-04-2017, 09:16   #154
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
SALA BIESIADNA KARCZMY

Zadowolona Rag dogoniła was z dyndającym medalionem w ręce.
-Nigdy nie widziałam szefa z takim odcieniem zieleni na twarzy. Poszło mu ostro w pięty! Ta, błyskotka zagwarantuje nam przychylność właściciela Studni Rdzy. Tylko trzymajcie na tyłach naszych… - Dyskretnie wskazała kciukiem na zielonych
- Ummm, elitarnych szpiegów? Do czasu, aż wytłumaczę wszystko Caramanowi. Krasnoludka w czarnych szatach z rozmachem wskoczyła do tawerny, wywijając talizmanem trzymanym w palcach.
- Znowu okradłaś Rafaela? - Zapytał potężnie zbudowany właściciel przybytku. Mężczyzna był mocarnie umięśniony z dużym brzuchem mimowolnie przecierającym blaty przy ruchu. Twarz pokrywały długie, brązowe loki spruszone siwizną.
- Skądże, sam mi wręczył. Tym razem. - Krasnoludka wyszczerzyła się w uśmiechu i usiadła przy barze.
- Mam ze sobą elitarny oddział cudotwórców, żołnierzy iiiiiiii tresowanych orków i goblinów! Uwierzyłbyś?! Można? Można!
- W co tyś mnie wpakowała tym razem? Oni wszyscy tak na poważnie?
Krasnoludka w pełną powagą kiwała głową w takt uciekających z krzykiem klientów. Wkrótce została tylko ona i członkowie drużyny.
- Wybacz stary, ale przez dobę nie będziesz miał zbyt wielu klientów, ale jak wszystko pójdzie po myśli to będą walić drzwiami i oknami - Kadle podszedł przywitać się z barmanem.
- Oni na pewno są z Tobą? - Caramon zapytał się cichym szeptem
- Ręczę za większość, z zielonymi może być wesoło jak się spiją, ale powinni być w porządku. W końcu, która nora może się pochwalić, że spiła orka i stoi w całości.
- Obawiam się, że żadna.
- Otóż to, póki co. - Kadle poklepał po plecach starego towarzysza.
Caramon wyprostował się i ryknął donośnie:
- Witam szanownych gości! Co podać? Czym służyć?
- To, czym się szczyci tutejsza kuchnia i piwniczka - odparł Esmond , siadając przy jednym ze stołów.
- Wino, piwo, sikacze i suche porcje dziczyzny, szczurów i innego badziewia jakie zostało zakonserwowane przed atakiem i po. Do tego pyry i kasza ile wlezie do sadła. Lepsze rarytasy zostały w karczmie na powierzchni. Jak uda nam się odbić dzielnice to macie darmową kolejkę, hehehe.
Elfica wyciągnęła swój mieszek złota i przeliczyła je w woreczku, tak pobieżnie.
Hm no trochę tego mam - pomyślała Aci. W woreczku była spora sumka, którą trzeba było w końcu wydać.
- Dla mnie wino, ale nie za mocne bym dożyła jutra - zaśmiała się zapytawszy po ile za szklanicę.
- Ile kosztuje szklanica? - zapytała Caramona.
- Po medalionie, którym wymachuje Rag widzę, że wszystko macie na koszt Rafaela i jego gildii. Nie żałujcie sobie, wystawie mu sowity rachunek.
- A to nie było pytania - wyszczerzyła się elfka i schowała mieszek za plecami.
- No to lej pan, trzeba opić to zwycięstwo - powiedziała Alunia i zasiadła przy pobliskim stole.

Axim Jarnar ominął bar i ruszył prosto do stołu, prowadząc ze sobą Walkirię. Choć ta chyba wracała do formy, to wolał jednak jeszcze we wszystkim jej towarzyszyć. Tak na wszelki wypadek.
- Jesteś głodna? - zapytał Axim, przyglądając się kobiecie z troską.
Sybill natomiast nie zamierzała zgrywać osoby wszechmocnej. Szła trzymając pod rękę Axima, na wypadek gdyby sił miało jej braknąć. Wciąż czuła się nie najlepiej, czasem wstrząsał nią jeszcze dreszcz dogasającej gorączki. Odkąd się przebudziła była milcząca, zamyślona. Jakby chcąc poukładać sobie wszystko w głowie. Słysząc pytanie wojownika, Arunsun, podniosła spojrzenie na jego twarz.
- Tak, jestem - odpowiedziała mu. - I koniecznie jakiś bimber do picia - dodała z westchnięciem Walkiria.
Najemnik uśmiechnął się do niej szeroko i pokiwał zdecydowanie głową.
- Półbóg, czy nie, pić musi - zaśmiał się lekko i odwrócił do krępego oberżysty.
- Karczmarzu, dawaj no tę dziczyznę i bimber jak masz! A jak nie to pełne kufle piwa - zawołał Jarnar, pobudzony. Zaraz też wrócił do Sybill.
- Tylko oszczędzaj się jeszcze, dobrze? - dodał na koniec, patrząc prosto w płomienne oczy i kładąc delikatnie dłoń na jej przedramieniu, jakby chciał ją tym bardziej przekonać.
Syblill pokiwała głową mu w odpowiedzi.
- Myślisz, że muszę być trzeźwa na tej próbie, którą organizują mi kapłani Wszechstwórcy? - zapytała rozglądając się po sali. Zacisnęła mocniej dłoń na jego ramieniu. - Z resztą mniejsza o to, najwyżej wezmę zimną kąpiel - mruknęła do siebie zasiadając przy stole.
- Nie rozumiem, po co w ogóle ma być jakaś próba… - mruknął gniewnie Axim, który w duchu musiał stłumić przekleństwo na kapłanów oraz ich pomysł. - Mało im dowodów? Potrzebują, żebyś im wsadziła miecz w dupska, a potem wskrzesiła? - pokręcił głową zrezygnowany. Zerknął na jej dłoń i pogłaskał ją dyskretnie.
- Jak ciebie zobaczą, to sami staną się twoimi kapłanami - spojrzał ponownie jej w oczy i pokiwał z pewnością siebie głową.
Sybill zaśmiała się z rozbawieniem, gdy wyobraziła sobie to co sugerował jej Axim by zrobiła z niedowierzającymi kapłanami. Kobieta rozsiadła się wygodnie na ławie i ułożyła obok siebie swój miecz i tarczę. Tą drugą bardzo niechętnie odkładała z dłoni, jakby sama utrata kontaktu dotykowego z tym przedmiotem sprawiało jej dyskomfort.
- Na razie za bardzo wyględnie... nie wyglądam - stwierdziła Arunsun patrząc krytycznie po swoim poszarpanym odzieniu. Wciąż było ono zszyte ze skóry orków, co napawało zielonoskórych dyskomfortem do Walkirii. Oparła się łokciami o blat stołu, ale ostatecznie położyła na nim głowę. Kątem oka spojrzała swym płomiennym wzrokiem na Axima. - Myślałam że to będzie koniec - wyznała cichym szeptem.
- Ja… też się bałem. Że nie zdołam cię… - odchrząknął lekko - znaczy was uratować przed tym minotaurem. Gdyby nie twoja pomoc, już byłoby po mnie - odparł cicho, nachylając się do niej lekko.
- Jak się posilimy, możemy pójść do miasta i znaleźć coś odpowiadającego twojej pozycji. Przy okazji zamówisz dla siebie kąpiel w tawernie, ale proponowałbym jednak gorącą. - Axim rozmawiał z nią z przejęciem, jakby na chwilę zapominając o otoczeniu. Co koniec końców gryzło się z jego wyszkoleniem. Jednak przy kontaktach z Walkirią wydawał się bardziej pochłonięty, niż zazwyczaj.
Sybill przysunęła się bliżej Axima. Czuła od niego przyjemne i pozytywne emocje, które w jej odczuciu emanowały od niego niczym ciepło bijące z kominka w zimowy dzień. Więc nic dziwnego, że odruchowo chciała ogrzać się w tym "cieple". Pokręciła głową na słowa mężczyzny.
- Jeszcze zrobi mi się za przyjemnie i będę chciała zostać w tej kąpieli. Albo zasnę i się przypadkiem utopię - stwierdziła nie tracąc dobrego nastroju. - Ale zakupy trzeba zrobić koniecznie. Nie mogę już nosić tej zbroi bo... Nie wypada przy moich wyznawcach - uśmiechnęła się do wojownika.
Axim przyłapał się na tym, że odruchowo chciał już objąć Walkirię i przytulić do siebie. Zamrugał jedynie powiekami parę razy i potrząsnął lekko głową. Sam już nie wiedział, czy jego tęsknota do bliskości drugiego człowieka przywodziła go do takich myśli, czy też miała z tym coś wspólnego moc, którą została obdarzona Sybill. Koniec końców skarcił się w duchu, że tak łatwo poddawał się emocjom. Wszak nie miał już dwudziestu lat…
- Taak, chyba powinnaś się tego pozbyć. Przynajmniej dopóki twoi nowi przyjaciele chodzą za nami - odparł najemnik, obrzucając jej skórzaną zbroję wzrokiem. Problem polegał na tym, że zbroję wykonano ze skór… orków. Pobratymców czwórki zielonych z ich drużyny. Mimo wszystko Jarnar nie ukrył lekkiego uśmiechu rozbawienia tą sytuacją.
- W takim razie postanowione - pokiwał w zamyśleniu głową i mimowolnie spojrzał po sobie. - Też będę potrzebował lepszego sprzętu. Mam nadzieję, że do tego czasu pojawią się ludzie Rafaela z naszą nagrodą. Chyba nie ma co ukrywać, że zasłużyliśmy na niemałą sumkę - powiedział z lekkim uśmiechem i mrugnął do Walkirii, przyglądając się jej opartej na stole i siedzącej blisko niego. Myśli szybko wróciły.
Sybill przyglądała mu się przez cały ten czas gdy mówił.
- Pasowałaby do ciebie rycerska zbroja - stwierdziła nagle. - Ciekawe czy taką znajdziemy tu - zamyśliła się.
- Rycerska zbroja? - powtórzył zaskoczony Axim i uniósł lekko jedną brew. Wojaczka nie była mu obca i zdołał jej zasmakować znakomicie, krwawiąc i zabijając w pierwszych szeregach. Jednak rycerstwo i szlachta… krótko mówiąc, gardził nimi. Jak już walczyli, to głównie na pokaz albo w głupich turniejach. Nigdy w życiu nie widział rycerza, który stałby z nim ramię w ramię, nacierając na wroga. Byli na to zbyt cenni, jak uważali niektórzy. Jarnar nie ukrywał, że miał co do tego inne zdanie.
Jednak widząc zamyślenie, Walkirii… jakby ona naprawdę pragnęła, by Axim nosił się w takiej zbroi. Chciała mieć własnego rycerza przy boku, czy jak?, zdawał się pytać siebie najemnik. Ostatecznie, nie wiedząc czemu, zaczął się nad tym zastanawiać na poważnie. W końcu zakładając taką zbroję, nie stałby się automatycznie jednym z tych, za którymi nie przepadał. A mocny pancerz dawał więcej ochrony.
- Ja… rozejrzę się za czymś takim. Ale nic nie obiecuję. Wątpię w ogóle, że znalazłbym taki rarytas w tej dziurze - Axim wzruszył ramionami, ale uśmiechnął się do niej lekko, dodając nadziei na spełnienie jej pomysłu.

Grupa zielonoskórych towarzysząca drużynie weszła do tawerny. Stoją w progu rozglądając się po wnętrzu. Przeważnie w tym momencie rozpoczyna się plądrowanie i grabienie. Tym razem nie potrafili określić czy mają poczekać na zewnątrz, czy chwycić karczmarza za fraki i wyrzucić przez okno.
Balkazar rozglądnął się po karczmie. Gdy zauważył drużynę, od niedawna swoich “sojuszników”, po chwili namysłu ruszył z determinacją w kierunku szynku.
- Mięsa! Dwie porcje dziczyzny i dwa tuziny szczurów! Trzy bukłaki piwa! Spakuj do worka! Nie będziemy zawadzać. Trzeba nam miejsce do spania… może być w stajni. Na suchym sianie!
Na pytanie o zapłatę wskazał resztę drużyny i odparł.
- Jesteśmy z nimi.
Dał chwilę karczmarzowi na zrozumienie znaczenia tych słów.
Sybill słysząc poruszenie przy wejściu wyprostowała się i spojrzała w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się do zielonoskórych.
Balkazar nie odwzajemnił uśmiechu. Być może dlatego, że nikt jeszcze nie widział uśmiechającego się Orka. Zamiast tego skinął głową, na znak przywitania, w kierunku Sybill. Nie było w tym wiele sympatii, ale nie było również wrogości. Zawsze jakiś początek.
- Chyba jednak najpierw się przebiorę - stwierdziła cicho Walkiria do Axima, widząc niepewne miny orków widzących Walkirię odzianą w zbroję wykonaną z orczej skóry. Powoli wstała od stołu i nieśpiesznym krokiem przeszła do karczmarza, którego uprzednio odwiedził jeden z jej nowych “wyznawców”. Rzuciła mu krótką prośbę o wiadro ciepłej wody i komplet kobiecych ubrań, by zaraz udać się do pokoi, w których mieli nocować.
Balkazar znowu zwrócił się do karczmarza.
- Obudź nas rano. Chcę informacji gdzie oni wtedy będą. Muszę do nich dołączyć. Zrozumiano?
Karczmarz skinął potwierdzająco, po czym wręczył rozmówcy worek z jedzeniem jaki przyniosła mu służebna z kuchni. Grupa zielonych opuściła karczmę w kierunku stajni aby w spokoju najeść się do syta i odpocząć
Balkazar leżąc na sianie i czekając na sen nadal zastanawiał się nad obecną sytuacją. Jeśli chce przeżyć to musi się dostosować. Nie będzie to proste, ale chcąc nie chcąc nie ma innego wyjścia. Został wskrzeszony i dostał polecenie od Wszechstwórcy. Brązowy ork nie znał go do tej pory, ale wygląda na to, że wszyscy inni bogowie, których znał, go opuścili. Stajnia była wystarczającym schronieniem na potrzeby kilku zielonoskórych. Kiedy zaczęli dzielić się jedzeniem, zaczęli dzielić się także imionami. Czerwony ork w brązowych skórzanym pancerzu przemówił jako pierwszy. - Razzdan z Krwawych Liści (grupy szamanów doradzający szefom watach), Byk nie chciał słuchać rad z kości przodków. Zechciał dołączyć mnie do przodków, ale wróciłem dzięki sile płomienia. Płomień kazał doświadczać, pamiętać, przekazywać innym plemion to co kobieta płomienia uczyni w miasto. Ciemnozielony goblin o krótkich czarnych włosach wyprostował się i uderzył ręką w pierś - Zidemo z Soli Ziemi (grupy goblińskich wojowników), żem się iskrzył i palił z wami, alem mi się polepszyło. Słupy ognistej soli tańczyły przed gałami. Iskrząca sól zesłała by przestać solić różowych, a zacząć solić zielonym, alem skąd wiedzieć, którym zielonym solić, a którym nie solić, to jam niewiem. Jasnozielony goblin, o długich brązowych włosach zamknął pięści i dostawił po bokach głowy. - Glele z Szperaczek w Soli (żeńskie grupy przeszukujące pola bitew za wartościowymi rzeczami), jam tańczyć z błyskawicą śmierci, nie zdążyć szperać w piaskownicy. Iskrząca sól tańczyć z Glele, kazać tańczyć z różowymi i szperać w zielonej soli. Póki jam szperać, jam zadowolona.
Balkazar słuchał jak jego współplemieńcy się przedstawiają, ale coś go niepokoiło. Czuł pewien dyskomfort gdyż nie potrafił ich traktować jak równych sobie. Czuł się od nich lepszy, bardziej inteligentny. Jeszcze przed walką na arenie byli tacy sami, a teraz wydają mu się prostakami.
- Balkazar z Czarnych Kłów. Elitarna gwardia Wodza. Teraz mówcie mi Balkazar Zdrajca.
Ze zdziwieniem spostrzegł, że w jego głowie pojawiły się zwroty jakich wcześniej nawet nie znał. Moc Wszechstwórcy widać musiała również wpłynąć na jego umysł. Odkrycie tego faktu spowodowało, że tym bardziej poczuł się samotny. Jedyne co go pchało naprzód to jego obecna misja.

W tym czasie Axim odprowadził Walkirię wzrokiem. Miał na szczęście tyle rozsądku, by nie iść za nią do pokoju. Zamiast tego został przy stole i cierpliwie oczekując na napitek oraz posiłek, zaprosił wszystkich do siebie. Wszak to było zwycięstwo ich wszystkich, więc powinni świętować razem.
 
Raga jest offline  
Stary 11-04-2017, 09:30   #155
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Walkiria W Kąpieli

Do drzwi Sybill rozległo się ciche pukanie. Żona właściciela o rudych, długich lokach przyniosła dwa wiadra gorącej wody. Dziewczyna za nią trzymała suknię, ręczniki, szczotki i olejki do ciała. - Jestem Tika, to moja córka Laura. Pomożemy ci przy kąpieli. Laura wyjęła balię stojącą w rogu i zaczęła zalewać wrzącą wodą. Tika próbowała nie patrzeć w płonący wzrok Sybill i zaszła ją od boku przyglądając się zbroi ze skóry orków. - Mój mąż często wracał z wypraw w podobnym stanie. Zbroje, które na niego nakładam z największą pieczą, rozerwane niczym kartka pergaminu na wietrze lub każdy skrawek rozszarpanej zbroi łatany zbrojami poległych towarzyszy i wrogów. Znalazła wiązania na plecach i pod pachami, zaczęła powoli je rozwiązywać.
Sybill doskonale wiedziała o czym mówiła kobieta. Nie raz i nie dwa musiała po powrocie z misji przynieść żonom tą trudną do przekazania wiadomość o śmierci ich męża. Nigdy to nie było łatwe dla niej do wypowiedzenia, nawet z czasem, ale nawet nie wyobrażała sobie smutku tych kobiet które po jej słowach przestawały już mieć nadzieję i stawały się wdowami. Arunsun choć już taką młodą panną nie była to jednak sama nigdy nie zdecydowała się na związek, głównie przez tą wrytą w nią obawę przed utratą. Dużo łatwiej było zaakceptować śmierć towarzysza gdy się nie angażowało uczuciowo.

Ciężkie płaty skóry zaczęły się ruszać wpuszczając powietrze pod przepoconą i zakrwawioną koszulę. Każda zdejmowana warstwa przynosiła ulgę plecom i piersi. W końcu ostatnia przepocona warstwa opadła z mokrym pluskiem. Kobieta spojrzała na walające się resztki skóry z grymasem.
- To straszne do czego zmusza nas wojna.- Następnie chwyciła za rękawy koszuli i pomogła ją zdjąć, następnie spodnie, kalesony i bieliznę. Córka dotknęła ręką wodę - Można już usiąść.- Obie kobiety chwyciły Sybil za ręce i pomogły zanurzyć się w bali z gorącą i parującą wodą. Córka zaczęła obmywać szmatką stopy i nogi. Matka przecierała delikatnie twarz usuwając z niej bruzdy krwi, piachu i krople potu. - Czy to prawda pani co gadają ludzie w mieście? Wszechstwórca przemówił do pani i zesłał na ziemię by rozgromić zielonych i wskrzesić naszych ukochanych? - Zapytała podekscytowana córka. - Nie wierz, temu co gadają ludzie dziecko. Sama widziałaś z kim pani wkroczyła do tawerny. Wyroki i przykazania bogów, nigdy nie są takie proste, jakby mogły wydawać się ludziom. Wraz z Caramonem przekonaliśmy się o tym niejeden już raz na naszych wyprawach.

Sybill spojrzała po kobietach.
- Wszechstwórca nie daje prostych zadań - zaczęła Arunsun po chwili zadumy. - On chce tworzenia, harmonii. Wojna i mordowanie są tym czego nasz stwórca chce uniknąć. Orkowie z mojej świty są najlepszym świadectwem tego, że tym czego chce nasz bóg to pojednanie. Sądzę... że ich rasa została podstępem wrobiona w walkę przeciw nam. Oni są prymitywni, ale nikt nie pokazał im jak być dobrym, dbać o innych - stwierdziła Walkiria.
Kobiety obmyły resztę ciała i zaczęły pielęgnować mokre włosy wcierając w nie pachnące olejki. Słodki zapach kwiatów wypełnił pokój zapachem łąki. Laura złapała za szczotkę i zaczęła rozczesywać włosy. - Pani, a czy te płonące oczy bolą, gdy płoną? Czy palą się podczas snu, bo co jakby spaliły poduszki i prześcieradła? Czy nie jest trudno widzieć przez te płomienie? Czy widzi pani kto jest dobry, a kto zły? - Nastolatka miała zadać grad jeszcze innych pytań, ale matka spojrzała na nią karcąco. - Ja już dokończę czesanie włosów, idź do ojca pomóc przy gościach. Dziewczyna kiwnęła głową i opuściła pokój. Kobieta w ciszy, czesała włosy, a następnie układała w warkocz. Empatia podpowiada Sybill, że Tika walczy z własnymi myślami i licznymi obawami.
Kleryczka uśmiechnęła się do nastolatki.
- Nie, nie bolą mnie te płomienie - odparła z starając się skryć rozbawienie. - Widzę podobnie jak wcześniej... No może odrobinę lepiej, choć tego nie jestem całkiem pewna - na kolejne pytanie pokręciła głową. - Nie widzę kto jest dobry a kto zły. Jedynie czuję... Czy ktoś ma dobry nastrój czy też jest smutny - dodała, choć tego sama w pełni pewna nie była. Zamyśliła się wspominając uczucie jakie towarzyszyło jej w otoczeniu towarzyszy, a szczególnie to, które było obecne gdy Axim był przy niej blisko. Mimowolnie uśmiechnęła się.

Po skończonej kąpieli pomogła wstać i osuszyła ręcznikami. Położyła Sybill na łóżku i zaczęła wcierać olejki w plecy. Krążyła po szyi i barkach - Te olejki stworzył brat Caramona, mają długotrwałe działanie lecznicze, wspierają użytkowników tajemnych mocy ułatwiając ich przepływ i co najważniejsze pomogą wyspać się przed jutrzejszymi próbami. - Jej ręce zaczęły wirować po łopatkach, spłynęły pod pachy i krążyły wokół piersi. Kobieta pochyliła się do ucha kleryczki i wyszeptała - Uważaj pani na kapłanów, zbyt zapatrzeni są w stare pergaminy i księgi, aby potrafić otworzyć się na nowe zmiany. - Jej ręce wróciły na łopatki i zaczęły spływać po okolicach nerek w kierunku bioder i pośladków. Wciąż z ustami przy uchu wyszeptała - Dumni mężczyźni nigdy nie będą gotowi na powrót kolejnej Walkirii Wszechstwórcy, mogą przyjąć cię w swe progi, miło się uśmiechać, ale przy najbliższej okazji zatrują twój kielich lub pozbędą się wbijając sztylet w plecy czy spalą na stosie jako heretyka przy najmniejszym potknięciu. Pilnuj się! - Kobieta zacisnęła dłonie mocno na nagich pośladkach Sybill, która odwróciła się by na nią spojrzeć. Oczy kobiety wskazywały sufit. Lekka, niezauważalna dla zwykłego człowieka złotawa mgiełka unosiła się w powietrzu, ktoś musiał używać kapłańskiego czaru na wysokim poziomie do obserwacji i podsłuchiwania. Tika zakryła plecy kleryczki ręcznikiem. - Dokończymy masaż innym razem pani, mąż pewnie się już niecierpliwi przy tylu gościach w tawernie. - Kobieta pogładziła ręką czystą suknie wiszącą na krześle po czym zabrała wiadra i wyszła.

"Kolejnej Walkirii..." te słowa echem dudniły w myślach Sybill, gdy ta przyglądała się magicznej aurze dostrzeżonego zaklęcia. Zastanawiało ją kim była żona karczmarza, że tyle wiedziała. Ale nie musiała być nikim wyjątkowym. Wystarczył dobry obserwator, inteligentny na tyle by potrafić znaleźć przyczyny i powiązać je z faktami by na koniec wyciągnąć właściwe wnioski.
Arunsun wstała, ręcznik się z niej zsunął na podłogę i naga podeszła do tej mgiełki. Wyciągnęła ku niej rękę i pomachała, jakby chcąc ją w ten sposób rozgonić. Było to dość dziecinne zachowanie, ale na koniec Sybill uśmiechnęła się sama do siebie. Odwróciła na pięcie i podeszła do krzesła na którym leżało jej świeże ubranie. Czuła się wspaniale po kąpieli i masażu. Jak nowonarodzona.
Sięgnęła po suknię i narzuciła ją na siebie. Kleryczka już nawet nie pamiętała kiedy ostatni raz było jej tak dobrze. Zaraz jednak ukróciła swoje rozpamiętywanie. Była tu tylko z jednego powodu. Bo dostała wieści o oblężeniu zamku i niewiele myśląc chciała ruszyć na ratunek siostrze, która tam się znajdowała. Jeśli w ogóle jeszcze żyła.

Sybill zdała sobie sprawę, że gdyby nie to wydarzenie i jej potrzeba ruszenia na ratunek jedynemu członkowi rodziny jakiego miała, to nie stałaby tu teraz, z płomiennym spojrzeniem i grupą nawróconych na Wszechstwórcę istot.
Skończyła się ubierać i w końcu opuściła pomieszczenie.

Kadle kończył dzielić złotem ze szkatuły, a swoją część złota oddał Walkirii.
- Musisz się zastanowić co chcesz zrobić z zielonymi. Jeśli chcesz uczynić z nich straż przyboczną to warto zainwestować w uzbrojenie dla nich, aby nikt nie miał śmiałości fikać samej Walkirii lub jej świcie. Stan ich wyposażenia na polu bitwy może zaimponować innym zielonym, którzy albo uciekną ze strachu, albo będą chcieli dołączyć do nas. Z drugiej strony można kilku zostawić w mieście i przyuczyć ich jakiegoś zawodu, umiejętności lub żeby zarabiali na utrzymanie innych. Można też, któregoś odesłać na powierzchnię by dla nas szpiegował lub zwerbował więcej sił. Przydałby się też jakiś widoczny symbol, że są częścią naszych wojsk, aby nie dźgnąć ich w ferworze walki lub nie zostali zamordowani przez straż i mieszkańców miasta.

Sybill nie wyglądała na szczęśliwą, że już miała zajmować się tym tematem.
- Zadecyduję o tym po dniu jutrzejszym, gdy porozmawiam z kapłanami - stwierdziła wbijając swój płomienny wzrok w Kadla. - Na teraz rozdajcie im wszystkim szarfy z symbolem Wszechstwórcy. Jutro wrócimy do tematu.
- Kapłani nie dają szat ot tak, ale coś się wymyśli po jutrzejszych próbach w takim razie. Nasi goście biesiadują w stajni, wyglądają na spokojnych. Możliwe, że nie zrobią nic głupiego. - Mężczyzna podrapał się po głowie, jego myśli zaczęły schodzić na inne tematy. - Siadaj do przyjaciół, wznieście toasty i korzystajcie z uroków wieczora. Mnie czeka długa rozmowa z Rafaelem. Trzeba naprawić ten ruch oporu, bo zapadnie się pod własną ambicją.
- Dziękuję - odparła mu Sybill ze skinieniem głowy. - Jutro jeszcze o wszystkim pomówimy - zapewniła go.
Nie czekając na jego odpowiedź Walkiria ruszyła dalej, by dołączyć do biesiadujących. Arunsun była głodna ale też spragniona mocnego alkoholu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 11-04-2017, 17:22   #156
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Aci po skończonym posiłku chciała pójść znaleźć Bjorfa, który pomoże jej w nauce nowych czarów, a raczej przestudiowaniu ich wraz ze sposobem “inkantacji” i gestykulacji, Więc wyszła z karczmy w poszukiwaniu tego “Norwega”.
Pytając ludzi na ulicy udało się ustalić, że mieszka w dawnych archiwach kopalni, które znajdowały się przy starych wykopach.
A gdzie to jest? - pomyślała sobie elfica. Ludziska wskazywali kierunek palcami, po pół godzinie udało się znaleźć większy opuszczony obiekt.Tylko z okien jednego pokoju w kompleksie było widać wydobywające się światło. Mężczyzna musiał się szwędać po parterze.
Dotarła do kopalni ujrzawszy światło zapalone na parterze. Podeszła do drzwi i zastukała trzy razy, jak to miała w zwyczaju.
Łomot spadających książek przedarł się przez ciszę. Następnie pojawiły się kroki i utyskiwania.
- Co za licho do diaska? - Starszy mężczyzna powoli uchylił drzwi świecąc magicznym kosturem w twarz elfki.
-Słucham dziewczę?
-Witam. Nazywam się Acelia. Czy mógłby mi pan pomóc w nauce zaklęć z tej księgi? - zapytała elfka wskazując na torbę, którą miała po zabitym szczurołaku. W niej lekko wystawała księga, która też była wraz z torbą obok truchła potwora.
- Moje dni nauczania przeminęły wraz ze zniszczeniem magicznego uniwersytetu, ale wejdź do środka zobaczymy co da się zrobić.
Mężczyzna otworzył szerzej drzwi wpuszczając elfkę, powoli rozejrzał się czy ktoś jej nie śledził i zamknął drzwi.
- Jakie zaklęcia wymagają nauki?
Poprowadził korytarzem do następnych pomieszczeń. Weszliście do salonu, wypełnionego zakurzonymi księgami. Kilka półek złamało się pod ciężarem książek. Różne pergaminy i zapiski walały się po większym stole.
Przytulnie tu - skwitowała krótko w myślach to co ujrzała, gdy weszli do salonu.
-To tak… - usiadła na sofie kładąc torbę na kolanach
-...przywołanie potwora, uśpienie i otumanienie - Wyrecytowała najpotrzebniejsze jej czary (tomy), które czuła żeby mogła stosować na aktualnym poziomie jej umiejętności.
Starzec kiwał głową słysząc poszczególne zaklęcia i wyszukiwał odpowiednie tomy wzrokiem na półkach.
- Zgadza się, te kilka posiadam. Ten znalazłem w ruinach domu. Ten leżał przy zwłokach.- Przytakiwał sobie pół głosem starzec. Wrócił wzrokiem na elfkę.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś od tych ludzi z grupy Kadle i od tego jak mu tam był, tego bez ręki z ręką?
-Tak jestem z grupy Kadle’a - stwierdziła fakty elfica i poprawiła włosy. Sprawdziła ile ma miejsca w torbie i przeliczyła w główce, że powinny się te tomy zmieścić obok “Ostrowiatru”, o którym musi przeczytać.
- To dobrze się składa. Otóż niewielu magów zostało w mieście podczas ataku orków, a jeszcze mniej w nim aktualnie żyje. Więc, tak sobie myślę, że możemy wzajemnie sobie pomóc. Ja udostępnie wam tomy akademickie i pomogę w nauce nowych zaklęć, a wy pomożecie mi odzyskać księgi i artefakty wykradzione z uniwersytetu przez szabrowników i orków.
-To będzie czysta przyjemność - oznajmiła Acelia i jakby mogła to by przytuliła Bjorfa.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 13-04-2017, 00:56   #157
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
+21

Plany Walkiria miała wielkie: najeść się do syta i upić do nieprzytomności. Niestety, choć podana pieczeń była bardzo smaczna, to Sybill zdołała zjeść raptem połowę porcji którą miała na talerzu. Zapiła to winem o dobrym aromacie, lecz wychyliła do końca tylko jeden kielich.
Przez ten cały czas Walkiria czuła się coraz bardziej i bardziej przytłoczona emocjami otaczających ją istot. Oparła się łokciami o blat stołu i wbiła rozkojarzone spojrzenie w dzban z winem, a palcami dłoni zaczęła sobie rozcierać odruchowo skronie, jakby bolała ją głowa.
- Karczmarz coś nie śpieszy się z tym bimbrem - mruknęła z niezadowoleniem i tęsknie spojrzała w kierunku pokoi.

Siedzący nieopodal Axim przeżuł kawałek suszonej dziczyzny i popił ze swojego kielicha łyk wina. Z pozoru wydawał się rozluźniony, jednak kątem oka obserwował wszystkie wejścia do gospody. Czuwał nad bezpieczeństwem drużyny.
Kiedy zobaczył chwilę słabości Walkirii, pochylił się do niej z troską.
- Wszystko w porządku? - zagaił do niej cicho. - Pamiętaj proszę, co mówiłem. Nie przesilaj się.
Sybill zamknęła oczy i pokręciła głową.
- Wydaje mi się, czy zrobiło się tu duszno? - zapytała Janrara.
Jarnar spojrzał po sobie. Wykorzystując moment, w którym Sybill brała kąpiel, sam postanowił doprowadzić się do porządku. Zdjął zapaćkany krwią napierśnik i przebrał koszulę na świeżą, wcześniej jednak szorując skórę w zimnej wodzie.
Mężczyzna nie był jeszcze tak spocony. Koniec końców siedzieli w ogromnej jaskini z jeziorem, gdzie nie panował za ciepły klimat. Jednak mała dawka alkoholu i posiłek pomogły mu się trochę rozgrzać.
- Nie jest jeszcze tak źle, ale… Może powinnaś udać się na odpoczynek? - zapytał, zmartwiony, zdając sobie sprawę, że Walkiria może faktycznie mieć problem z duchotą.
Kobieta wyprostowała się i spojrzała na Axima. Pokiwała głową.
- Tak... Chyba tak zrobię - odparła i wstała od stołu. Ale zrobiła to za szybko i się zachwiała. Usiadła na powrót na swoim miejscu. - Może za chwilę…
Najemnik bez zastanowienia podał jej ramię.
- Odprowadzę cię, dobrze? - zapytał spokojnie.
- Tak będzie pewnie najlepiej - odparła z wdzięcznością w głosie Arunsun. Bez zawahania położyła mu na ręce swoją dłoń i powoli wstała z ławy, rozglądajac się za swoją bronią.
Axim pomógł jej wstać, a drugą ręką zgarnął oparty o ławę miecz oraz tarczę Walkirii. Następnie skinął głową biesiadnikom i poprowadził pod zajmowany przez półboginię pokój.

Otworzył drzwi i bez zastanowienia wprowadził ją do środka. Wciąż trzymając ją pewnie, pomógł jej usiąść na łóżku, odkładając przy tym jej broń.
- Łatwo zapomnieć o odpoczynku, kiedy życie wymaga od nas ciągłego działania - powiedział łagodnie, stojąc przed nią i wciąż trzymając jej dłoń na swoim przedramieniu.
Ulga pojawiła się na twarzy Sybill gdy znalazła się w spokojnym miejscu, w towarzystwie tylko jednej osoby. Puściła rękę Axima.
- Pewnie moje ciało dopiero się przyzwyczaja do tej całej energii, którą zostało obdarzone przez boga - stwierdziła szukając wytłumaczenia swojego osłabienia. - Jeśli możesz to zostań ze mną - dodała i opadła plecami na łóżko. - Chyba, że pójdziesz tylko po alkohol. Chcę się po raz ostatni nim sponiewierać - westchnęła ciężko i zakryła przedramieniem oczy.
Jarnar podrapał brodę, przyglądając się kobiecie w zamyśleniu. Z jednej strony czuł potrzebę, by zostać przy niej i pilnować jej odpoczynku. Z drugiej zaś rozumiał jej chęć spicia się do nieprzytomności. Sam przerabiał to wiele razy, kiedy wracał z potyczek do garnizonu. Dlatego bez dłuższego zastanowienia odsunął się od łóżka.
- Poczekaj więc chwile - powiedział, wychodząc z pokoju.

Wrócił po paru minutach. Wszedł po cichu, jakby spodziewał się, że zastanie Sybill już śpiącą. Wyglądało na to, że Walkiria nie poruszyła się od czasu, kiedy wyszedł. Zbliżył się jednak do łóżka, w jednej ręce niosąc zakurzoną butelkę z jakimś przezroczystym napojem, w drugiej zaś trzymając dwa drewniane kubki.
Usiadł ostrożnie na skraju łóżka i zerknął na kobietę, sprawdzając czy śpi.
- Robi się cieplej kiedy pojawiasz się w pobliżu - stwierdziła Sybill, zdradzając tym samym, że nie śpi. Powoli podniosła się na łokciach i spojrzała na mężczyznę.
- Nieco mi lepiej - uprzedziła jego pytanie. Uśmiechnęła się widząc, że nie wrócił z pustymi rękami, a dwa kubki wskazywały, że zamierzał jej towarzyszyć w wypełnianiu jej planu na ten wieczór.
- Ciepło? - zapytał mimochodem, otwierając butelkę i biorąc się za rozlewanie jej zawartości do kubków. Był ciekaw tego, co czuła Sybill po jej… zmianie. Nie miał jeszcze okazji z nią o tym porozmawiać.
- Wyczuwam samopoczucie istot mnie otaczających - odparła bez skrępowania. Była bardzo otwarta względem Janrara. - Te które emanują od ciebie są najbardziej dla mnie przyjemne. Rozgrzewające i uspokajające niczym grzane wino zimą.
Axim o mało nie rozlał alkoholu, przysłuchując się słowom Sybill. Był lekko zaskoczony jej szczerością i wrażeniami, które odczuwała, kiedy właśnie on był w pobliżu. W pewien sposób poczuł się wyróżniony z tego powodu. Ukrywał to przed sobą, ale podobało mu się to, co przy nim czuła i nie chciał tego zmieniać. Dawno już stracił osoby, którym mogło mu na nim zależeć. Niemal zapomniał już, jak to jest, kiedy ktoś cię potrzebuje. Nie ze względu na majątek czy umiejętności. Kiedy potrzebuje cię dla ciebie samego.
- Proszę - powiedział cicho, podając jej kubek. - Co prawda nie wino, a bimber, który w końcu udało mi się wyszarpać z prywatnych zapasów karczmarza, ale mam nadzieję, że rozgrzeje tak samo dobrze, jak emocje, które odczuwasz od innych istot - dodał i nieśmiało zajrzał jej w oczy.
- Cudownie! - ucieszyła się biorąc do ręki kubek. Od razu wypiła pierwszy łyk i skrzywiła się. - O tak, tego mi trzeba - prychnęła ledwo powstrzymując się od rozkaszlenia się. Uniosła zaraz spojrzenie na wojownika. - No i jak zawsze moje maniery kuleją - zaśmiała się i wyciągnęła kubek w jego kierunku. - Toast by się przydał - uśmiechnęła się do Axima i przysunęła bliżej niego.

Najemnik uśmiechnął się lekko, widząc zadowolenie Walkirii. Skinął jej głową i sięgnął po swój kubek, zbliżając go do jej naczynia.
- To za twój boski powrót i ocaleniem nam wszystkim tyłków? - zapytał, lekko rozbawiony.

- Nie bądź taki skromny - odparła mu Sybill, lekko szturchając go łokciem w bok. Ale stuknęła ten toast. Upiła drugi łyk bimbru. Ten już przeszedł jej gładko przez gardło. - Jesteś ojcem tego sukcesu. Gdybyś nie uwolnił tarczy z łap minotaura... To pewnie żadnego cudu byśmy się nie doczekali - stwierdziła Arunsun z powagą. - Myślę... Że Wszechstwórca docenił nas za to wspólne poświęcenie. Że walczyliśmy do końca mimo że wszystko wskazywało, że jesteśmy na straconej pozycji.
Najemnik bez słowa zrobił spory łyk z kubka, tylko nieznacznie się przy tym krzywiąc. Odłożył naczynie na kolana i przetarł usta przedramieniem, wzdychając przyjemnie.
- Ja… no cóż, nie jestem najpilniejszym wyznawcą Wszechstwórcy - odparł trochę zakłopotany, drapiąc się po karku. - Wierzyłem w nasze zdolności bojowe i tyle. Kiedy jednak widziałem, jak padają nasi towarzysze a później ty… - zerknął jej w oczy. - Bałem się, że już cię straciłem. Że zawiodłem i pozwoliłem ci umrzeć - dopowiedział trochę przygaszony i spuścił wzrok na jej kolana.
Jego zasmucenie natychmiast się jej udzieliło. Wypiła zawartość kubka do końca i położyła pusty na swoich kolanach. Sybill objęła go ramieniem i przytuliła, kładąc głowę mu na barku.
- A ja nigdy nie byłam najwybitniejszym klerykiem z zakonu - wyznała. - Pyskata i czepliwa. Ale robiłam swoje. A wtedy, na arenie... - przysunęła się całkiem blisko by mocniej go objąć. - Dałeś z siebie wszystko. Wiem o tym. Ja też oddałam wszystko co mogłam. To byłaby piękna śmierć. Już dawno temu pogodzona byłam z myślą zginięcia na polu bitwy. Ale bóg nas oszczędził. Dał drugą szansę - mówiła cicho.
Najemnik znieruchomiał, widząc reakcję Walkirii. W jednej chwili poczuł, jak zalewa go fala ciepła. Zadrżał lekko na ciele, chyba nie będąc przygotowany na taką dawkę czułości.
Nie był do końca pewien, jak powinien zareagować. Odsunąć się? Wyjść z pokoju? Bo co jeśli to wszystko było spowodowane chwilą słabości albo dawką alkoholu. Powinien to wykorzystać?
Myśli przemykały jak opętane. Ostatecznie uznał, że przecież nie było w tym nic złego. Każdy, nawet półbóg potrzebował czasem na kimś się oprzeć. Dlatego wyciągnął swoje ramię i objął ją za łopatkami, przytulając do siebie. Ostrożnie, jakby obejmował coś kruchego. Pozwolił jej się na siebie wesprzeć, jakby zasłaniając przed otaczającym światem.
- Zostałaś wybrana jako jego zbrojne ramię. Głosząc Jego imię spełniasz Jego wolę - powiedział z namysłem. - Moją jednak wolą jest wspierać ciebie, Walkirio Wszechstwórcy. Ja… w życiu straciłem bardzo wielu przyjaciół na polu bitwy. Wszyscy zginęli i nikt nie wrócił z martwych. Poza tobą - dodał, biorąc wdech. - Nie… nie zniósłbym tego, gdybym miał cię stracić po raz drugi - powiedział ciszej i nieśmiało pogłaskał ją po ramieniu.
- Axim... To dopiero pierwszy krok na trudnej drodze - szepnęła Sybill i mocniej się przytuliła. - Przeciw nam już nie będą tylko orkowie, gobliny i inne cholerstwa. Teraz zacznie się dopiero zamieszanie - westchnęła. - Kiedyś byłam nikim i nikogo nie obchodziłam. Teraz będziemy na świeczniku, oceniani... - zamilkła w zamyśleniu nad tym co powiedziała jej żona karczmarza. Mocno zastanawiała się nad tym czy wspomnieć o tym Janrarowi.
Mężczyzna objął ją drugim ramieniem, kładąc dłoń na jej głowie i nieśmiało przyciskając ją czule do piersi.
- Cokolwiek to nie będzie… poradzimy sobie. Musimy tylko trzymać się razem i ufać sobie nawzajem. Może nie znam się na wyrabianiu sobie opinii publicznej… ale zrobię, co w mojej mocy, by nie zachwiać twojego autorytetu.
Sybill zaśmiała się z rozbawieniem po słowach Axima. Odrobinę się odsunęła od niego, by spojrzeć mu w oczy.
- Mój drogi, chyba nikt nie jest w stanie bardziej zaszkodzić mojej opinii niż ja sama - odparła z szerokim uśmiechem. - Dlatego masz ważne zadanie, pilnowania mnie, żebym nie piła publicznie - stwierdziła w udawanie poważnym tonie. - Żadnych audiencji po pijaku dla mnie!
- No chyba, że w znajomym gronie - zaśmiał się lekko Axim i przekrzywił głowę, zerkając na Walkirię. - Chyba szybko z tej pyskatej i czepliwej kleryczki będziesz musiała się przeistoczyć na wzorowe bóstwo, jeśli chcesz, by ludzie cię zaakceptowali - mrugnął do niej i upił duży łyk z kubka, aż go skrzywiło. Spojrzał na nią ponownie z trochę delikatniejszym uśmiechem.
- Oczywiście ja cię akceptuje taką, jaką jesteś.
Sybill wyciągnęła do niego rękę i pogładziła dłonią go po policzku.
- Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego bez ciebie - stwierdziła patrząc mu prosto w oczy. - Tak jak na polu walki tak i zawsze będę obdarzać cię największym zaufaniem. Zawsze przyjdę ci z pomocą, choćbyś w najgorsze bagno się wpakował - uśmiechnęła się czule.
Najemnik uśmiechnął się do niej ciepło i delikatnie położył dłoń na jej dłoni, głaszcząc ją kciukiem.
- Tego samego możesz spodziewać się po mnie, Sybill - pokiwał lekko głową, wpatrując się z lekką fascynacją w jej oczy.
Kobieta wyciągnęła przed siebie pusty kubek dając Janrarowi sygnał, że słabo pilnuje polewania.
- Mam plan być najbardziej upierdliwą Walkirią jaką nosił ten świat - powiedziała Sybill z dumą w głosie i z jakiegoś powodu spojrzała w sufit. Lekkie zarumienienie na policzkach wskazywało, że alkohol zaczynał działać swoje czary. Odsapnęła cicho i oparła się o Axima, kładąc głowę na jego barku. - Bardzo ciebie lubię. I to jeszcze zanim to wszystko się stało - mruknęła.
Mężczyzna jednym haustem dopił zawartość swojego kubka. Szybko też napełnił ponownie oba naczynia, odkładając je na bok. Zerknął na Walkirię z wyrazem zadowolenia.
- Ja także poczułem się dobrze w twoim towarzystwie, tuż po tym, jak cię poznałem - odparł trochę nieśmiało. - Nawet nie zauważyłem, kiedy zdałem sobie sprawę, że zależy mi na twoim życiu… bardziej niż na innych.
Arunsun odwróciła spojrzenie i wbiła je w kubki z alkoholem.
- Ja... Z zasady nie angażuje się emocjonalnie z tymi, z którymi przychodzi mi walczyć - przygryzła lekko wargę wspominając swoje zasady. - Wtedy jest łatwiej. Szczególnie gdy na polu walki poleje się za dużo krwi... - mruknęła i sięgnęła po kubek, by od razu wychylić go do połowy. Skrzywiła się i zacisnęła mocno powieki, gdy gorący trunek przelał się przez jej przełyk do żołądka. - Odcinałam emocje by móc pełnić swoją posługę, której wymaga się od kleryków. Wiele żon uczyniłam wdowami, gdy przekazywałam im wieści o poległych mężach - westchnęła ciężko i dopiero wtedy otworzyła oczy. - Wielu zginęło, bo zabrakło mi sił by ich utrzymać przy życiu…

Najemnik pokiwał wolno głową, jakby dając wyraz zrozumienia. Zerknął na swój kubek i jednym większym łykiem wypił połowę zawartości. Poruszył szyją, rozluźniając mięśnie i przetarł twarz, która dawała wyraz lekkiego upicia oraz wyczerpania.
- Postaramy się, by tym razem było inaczej - odparł tylko i spojrzał na Walkirię. - Musisz być zmęczona.
Kleryczka opróżniła swój kubek i chwilę kontemplowała swój stan ducha w skupieniu.
- Nie jest tak źle - stwierdziła. - Żona karczmarza naprawdę o mnie zadbała. Chyba nigdy nie było mi tak dobrze jak po masażu jaki mi zrobiła Tika - westchnęła na wspomnienie tego doznania. - To będzie dla mnie jedno z tych miłych wspomnień, do których warto wracać gdy zrobi się nieprzyjemnie - westchnęła i przytuliła się do Janrara. - Axim... Nie chcę być dziś sama... - szepnęła nieśmiało.
Mężczyzna również przytknął ponownie kubek do ust i dopił z niego resztę. Zerknął na kubek, krzywiąc się nieznacznie. Wreszcie odłożył go na bok i odwrócił się do przytulonej kobiety, obejmując ją ostrożnie.
- Sybill ja… mam już swoje lata. Jesteś pewna, że chcesz mojego towarzystwa tej nocy? - zapytał łagodnie, patrząc jej niepewnie w oczy.

- Ale ja... - słowa ugrzęzły Sybill w gardle, a jej mina wskazywała na lekkie zmieszanie. Kleryczka zamilkła i wstrzymała oddech, zamierając w bezruchu na kilka uderzeń serca. Po długiej chwili Arunsun wreszcie rozluźniła się. Dłońmi powiodła do jego twarzy, delikatnie gładząc go po policzkach. W końcu objęła wojownika za szyję i ucałowała go w usta, składając gorący i miękki pocałunek. Przysunęła się tak blisko niego, że własną piersią oparła się na jego, przez co Axim mógł poczuć jak prędko bije jej serce.
Twarz najemnika w jednej chwili zarumieniła się jeszcze bardziej, a jego oddech zrobił się ciężki. Axim odebrał zachowanie półbogini jako oczywiste zaproszenie. Dlatego też jedną ręką objął Walkirię w pasie, przyciągając ją do siebie, drugą zaś złapał ją za kark. Spojrzał jeszcze w te płonące oczy i przekrzywił głowę, sięgając jej ust i kradnąc kolejne, łakome pocałunki.
Z każdą kolejną chwilą Sybill z coraz większym zapałem oddawała się dzieleniu tej przyjemnej bliskości jaka powstała między nią a Aximem. Arunsun nie czuła żadnych barier, a ciepło jakie biło od mężczyzny tylko przybierało na sile. Będąc w jego objęciach naparła na niego, by opadł plecami na jej łóżku. Wtedy też usiadła mu na kolanach, przylegając do niego całym swoim ciałem. Serce biło jej coraz mocniej, a oddech przyśpieszył. Czuła jak ogarnią ją euforia, a jej pocałunki stały jeszcze bardziej łapczywe.
Dłonie Sybill wkrótce zaczęły sięgać od barków i ramion Janrara, po jego piersi w dół.
Axim nie pozostawał bierny. Trzymając ją mocno za kark, przylgnął do jej ust, całując je namiętnie, zachłannie i z pasją. Drugą dłonią zsunął po jej plecach w dół, zahaczając o bok oraz zjeżdżając na jej udo, zaciskając na nim palce. Następnie wrócił z ręką na lędźwie, wsuwając dłoń pod jej koszulę i przesuwając nią po nagich plecach w górę.
Kleryczka poszła w jego ślady, lecz ona zaczęła rozsznurowywać mu koszulę. Robiąc to, zdradzała zniecierpliwienie, możliwe też że w myślach wolałaby po prostu to z niego zerwać. W pewnej chwili usiadła na nim wyprostowana i obejmując się, zaczęła zsuwać z siebie sukienkę, podciągając ją w górę. Powoli, w lekkim blasku świec, Sybill odsłoniła mu się cała, ukazując jego oczom, swoją całkiem nagą sylwetkę. Nigdzie, na jej skórze nie było znać ani jednej blizny. Albo ich tam nigdy nie było, albo te które miała, musiały zniknąć razem z tą, która szpeciła jej twarz.

Arunsun rzuciła swoje ubranie na podłogę i wtedy wróciła do rozbierania Axima z jego koszuli, by zaraz sięgnąć do jego spodni.


I tak to się dalej potoczyło. Pobudzeni płonacym uczuciem oraz ośmieleni alkoholem, zanurzyli się w swoim pożądaniu. Tej nocy nie spali jeszcze długo, ciesząc się swoją bliskością oraz dotykiem i pieszczotami.
A kiedy wyczerpani opadli już na łóżko, zasnęli w swych objęciach. Dwa ciała jak jedno ciało. Połączeni czymś nieziemskim. Półbóg i człowiek.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 13-04-2017, 14:09   #158
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nadeszła pora wyruszenia do Świątyni Wszechstwórcy, by podjąć się udowodnienia kapłanom, że Sybill wróciła na ziemię za jego błogosławieństwem. Tak jak słyszała czekają ją próby w świątyni przed zgromadzonymi wiernymi. Karczmarz zbudził zielonoskórych tak jak tego żądali. Przygotował śniadanie w postaci jajek z kaszą, które podał zebranym. Karczmarz był dzisiaj niemrawy, siedział za barem i obserwował zbierająca się drużynę. Twarz Caramona była wyraźnie opuchnięta, mina surowa, niewzruszona niczym głaz. Wzrok mężczyzny skierowany był na Sybill. Z każdą nadarzającą się okazją patrzał bezpośrednio na płonące oczy kobiety. Był pierwszą napotkaną osobą, która nie spuszczała wzroku, gdy Sybill odwzajemniała spojrzenie. Jej świeżo wykształcona empatia nie potrafiła z niego wyczytać żadnego uczucia. Po pewnym czasie skierował swoje kroki do kuchni. Po kilku minutach Tika wraz z Laurą zeszły po schodach niosąc rzeczy do prania. Kobieta oddzieliła się od córki i podeszła do Walkirii.
- Chciałam życzyć powodzenia na próbach pani. Próby te różnią się w zależności od czasów w jakich się dzieją. Nie da się na nie przygotować. - Kobieta uśmiechnęła się lekko dodając otuchy.
Ze strony podwórza dobiegła trąbka.
- Sybill Arunsun pora udać się do świątyni!
Przed tawerną zebrała się grupa zbrojnych strażników z halabardami, wśród nich był wysłannik kapłanów cierpliwie czekający na pojawienie się kleryczki. Kadle zaczął odgradzać strażników od zielonych, aby nie doszło do jakiś spięć i wymiany ciosów. Zieloni zostali poproszeni o pozostawienie broni w stajni jeśli chcą uczestniczyć w wydarzeniu.
Balkazar wyszedł na czoło zielonych. Emanował raczej dumą niż chęcią skrzywdzenia kogokolwiek.
- Odłożę broń tylko i wyłącznie na polecenie mojej Pani.
Gdy kleryczka zebrała się w sobie by wyjść na zewnątrz Tika złapała ją za ramię.
- Przyjmij otaczające cię uczucia i otwórz się na czystą miłość palącą w sercu. Pokaż swój płomień światu.

Kobieta zawróciła na pięcie by zabrać miskę z brudnymi rzeczami. Gdy Sybill wyszła na zewnątrz odwróciła się w jej kierunku i uśmiechnęła się zagryzając wargi. Następnie wyszła z rzeczami do kuchni.
Młody kapłan pokłonił się przed Sybill.
Walkiria mogła się tylko cieszyć tym, że płomienie w jej oczach nie pozwalały zdradzić jej emocji. Bo choć jej postawa była pełna dumy, to w myślach Sybill miała pełno wątpliwości. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej decyzja o przyjęciu zielonych nie była popularna, a nawet potępiana przez wielu. Ona jednak wiedziała, że był w tym wszystkim plan Wszechstwórcy, który ona musiała wykonać. To było jej zadanie, któremu musiała podołać. Czuła, że od tego zależy sukces nowego porządku.

Gdy Balkazar dostrzegł Walkirię wychodzącą na zewnątrz odwrócił się do niej i podszedł na kilka kroków. Następnie pochylił głowę i uderzył prawą pięścią w lewą pierś.
- Moja Pani. Strażnicy każą nam złożyć broń w stajni. Mam tak uczynić?
- Twoją wolą jest abym ja sam Ci towarzyszył czy my wszyscy?
Ork gestem obu rąk zasugerował, że jego pytanie dotyczy obecności zielonych.
Walkiria miała okazję się mu teraz lepiej przyjrzeć. Nie wyglądał on na młodego orka. Jako jedyny z ich grupy doprowadził się jako tako do porządku. Kałuże wody przy studni nieopodal sugerowały nawet, że prawdopodobnie się umył, a sposób w jaki się zachowywał i mówił dowodził, że dotknięcie przez Wszechstwórcę miało na niego nieco większy wpływ niż na pozostałych zielonych.
Arunsun, która odziana teraz była w zwykłą prostą suknię u pasa której umocowane było zaufane ostrze, trzymając w dłoni tarczę, spojrzała na Balkazara, po czym nieznacznie skinęła mu głową.
- Tak, chcę, żebyście przy tym byli. Broń zostawcie - po tych słowach wbiła spojrzenie w kapłana.
- Prowadź - odezwała się gromkim głosem do wyznawcy Wszechstwórcy.
Balzakar podał swoje topory czerwonemu orkowi i krzyknął gardłowo kilka dźwięków do pozostałych zielonych. Walkiria chyba jako jedyna była w stanie zrozumieć iż było to polecenie złożenia broni w stajni i dołączenia do jej orszaku.Czerwony ork i gobliny, jak się spodziewała, odbiegły za karczmę aby po kilku chwilach powrócić już bez broni.
- Tak, pani. - Mężczyzna spojrzał po zebranych towarzyszach kobiety, a następnie dał sygnał do wymarszu strażnikom, którzy gęściej otoczyli zgromadzenie zielonoskórych.

Grupa szła przez miasteczko górnicze niczym procesja. Wszyscy cywile spoglądali zaciekawieni, część z nich porzucała swoje zajęcia by dołączyć do orszaku. W szybkim tempie grupka wzbogaciła się o wskrzeszonych z areny. W następnej kolejności pojawiali się ich bliscy. Im więcej przybywało ludzi tym odważniej nucili pieśni ku Wszechstwórcy. Nucenie zmieniało się w słowa i krzyki pozdrowienia. Wraz z głośnością i gorliwością śpiewów, płomień Sybill nabierał na sile, wzniecał się i kołysał ruszany niewidzialnymi podmuchami wiatru. Walkiria czuła słowa i intencje wrzące w jej żyłach, dodające jej sił i wzmacniające drążące z obawy nogi. W końcu jej grupka dotarła przed kaplicę. Przed nią stał tłum ludzi o bardziej zimnym nastawieniu, obojętnym lub po prostu ciekawskim.


Na schodach prowadzących do wnętrza zebrani byli w grupach klerycy, kapłani Wszechstwórcy i Grungniego. Aktualne głowy, które przewodziły tym grupą stały na podium na środku schodów skierowane do tłumu przed nimi.
- Oto przybyła Sybill Arunsun, kleryczka, która dostąpiła objawienia Ojca, Wiecznego Płomienia, Wszechstwórcy. Podejdź dziecko. Starszy kapłan wysunął rękę wskazując na podium.
Walkiria przyjrzała się uważnie każdej osobie zasiadającej na podium. Każdy jeden kapłan poczuł na sobie choćby przez chwilę jej spojrzenie. Sybill skupiła się na emocjach jakie biły od jej towarzyszy, bo one dodawały jej sił. Rzuciła jeszcze przez ramię, przelotne i krótkie spojrzenie na Axima i Balkazara. Bezgłośnie westchnęła i ruszyła przed siebie.

Gdy kobieta stanęła przy podium drugi kapłan powoli okrążył ją.
-Bez wątpienia nosisz na sobie piętno pierwszego widzenia Wszechstwórcy. Wzrok z dołu nie potrafi znieść spojrzenia Ojca patrzącego z góry. Zatem wypełnił oczy płomieniem, abyś mogła dostrzec Jego plan. Co zatem wskazał Ojciec, że przychodzisz do nas uzbrojona w miecz i tarczę wraz z przedstawicielami wybijającej nas armii na powierzchni? Czy wolą Ojca jest, abyśmy wycierpieli jeszcze więcej? Czy może kryje się za tym większy spisek bogów zła, chaosu i zepsucia życzących sobie naszego wyginięcia? Może odłożysz swoją broń i tarczę na bok w dobrym geście?
- To są tylko narzędzia. Tak samo jak moje ciało - odparła Sybill rozkładając ręce. - Narzędziem, które kroczy wedle woli boga. Obawiać się muszą jedynie ci, którzy działają wbrew woli Wszechstwórcy - stwierdziła głośno tak, żeby każdy na sali ją dobrze usłyszał. - Bóg wskrzesił martwych, również tych którzy przyszli ze mną, a których się tak lękacie. Wszechstwórca chce harmonii, jedności wszystkich istot, które wspólnie dążą do celu i oddają mu cześć.
Pierwszy kapłan pokiwał głową w milczeniu.
- Zatem widzenie z Ojcem nie wypaliło twego umysłu i godzisz się być jego narzędziem w trudnych czasach. Owe czasy, które nastały charakteryzują się sianiem i zbieraniem na polu bitwy. Dzieleniem się dobrem, szczęściem oraz bólem i cierpieniem.

Drugi kapłan nie ustawał w podejrzeniach.
- Członkowie społeczności, którzy zostali w domniemaniu wskrzeszeni okrzyknęli cię Walkirią Wszechstwórcy. Nie ty pierwsza nią zostałaś i nie ostatnia. Trzymasz w ręce artefakt, który spoczywał w Kościele Wszechstwórcy w wewnętrznych murach miasta. Tarczę tą nosiły poprzednie Walkirie, kobiety które musiały przejść próby, aby być godne dzierżenia jej i korzystania z jej mocy lub w przypadku tych, którym się nie udało oddania tarczy płonących w nich resztek boskiej mocy. - Kapłan wskazał palcem na tarczę.
- Odłóż narzędzie, które zasila cię mocą Wszechstwórcy i pokaż nam moc i wolę płynącą z dedykacji i miłości płonących w twym sercu.
Najwyższy kleryk podszedł do pozostałych kapłanów.
- Sybill Arunsun czy podejmiesz się próby Walkirii Wszechstwórcy na oczach wszystkich tu zebranych?
- Moja wiara nigdy się nie zachwiała i nigdy nie zgrzeszyłam przypisywaniem Wszechstwórcy winy swych niepowodzeń - odparła kleryczka. - Ja już swój test przed bogiem przeszłam, w czego efekcie stałam się narzędziem w jego ręku. To on włożył w moją dłoń tę tarczę i tylko on może mi rozkazać ją odłożyć. Dzięki Wszechstwórcy dostrzegam to na co dawniej byłam ślepa. Czuję kto wątpi, a kto wierzy pełnym sercem.
Ludzie w tłumie zaczęli szeptać, a szept i rozmowy zaczęły wzbierać niczym morze przy sztormie. Sybill poczuła, że słabnie. Każdy negatywny komentarz czy wątpiąca osoba w tłumie stawała się igła uciskającą Sybill na duszy.
-Walkiria, która nie chce poddać się próbie?
- To przecież tradycja prawda?
- Każda musi się jej podać
- Walkirie muszą być przedłużeniem woli kościoła
- Jest za słaba.
- Coś ukrywa
- To agent orków
- Zdrajca, który ma nas zająć na tyle, by mogli nas wybić
Negatywna fala uczuć przeszła przez tłum i uderzyła w Sybill. Faktycznie czuła kto wątpi, a fala zwątpienia zbierała coraz większe żniwo. Ludziom potrzebny był cud, taki w który uwierzą doświadczając go i dotykając po swojemu.

W tej chwili przez tłum przecisnął się Axim Jarnar. Odziany w błyszczącą rycerską zbroję, z groźnie wyglądającym młotem bojowym w jednej ręce oraz ze stalową tarczą w drugiej. Taki niecodzienny widok musiał rzucać się w oczy, zważając na fakt, że prawdziwi rycerze raczej nie byli codziennością w takiej sytuacji.
- Co z wami, poddani króla Jerzego?! - zabrzmiał jego donośny głos spod podniesionej przyłbicy hełmu, kiedy wreszcie przystanął nieopodal Sybill, odwracając się do niej plecami. Spojrzał po zebranych z rosnącą irytacją w oczach.
- Tak okazujecie swój patriotyzm bohaterom królestwa?! Ludziom, krasnoludom oraz elfom, którzy byli gotowi oddać życie w waszej sprawie? Wstydźcie się! - zawołał i uderzył młotem o tarczę, czego łoskot poniósł się echem po jaskini.
- Ta oto kobieta, znana do niedawna jako Sybill Arunsun, a obecnie zwana Walkirią Wszechstwórcy umarła dla was i tylko dla was, by zaraz po tym powrócić z mocą darowaną jej przez samego Boga! Wskrzesiła waszych bliskich, uzdrowiła ukochanych, posiadła władzę nad naszym wrogiem! I wszystko, o co prosi, to móc służyć Jego woli. Służyć królestwu. Służyć wam. I jak wy na to zareagowaliście? Zapytajcie samych siebie! - Axim przerwał, by złapać oddech. Był cały czerwony na twarzy, a jego oczy mogły ciskać błyskawice. Największym zaś zaskoczeniem był fakt, że naprawdę dobrze prezentował się w zbroi. Tak, jakby się do tego urodził.

Walkiria usłyszała znajomy głos za swoimi plecami.
- Moja Pani! Wsłuchaj się w słowa jakie osobiście przekazał mi Wszechstwórca.
Balkazar ruszył jej kierunku mówiąc głośno i donośnie tak żeby wszyscy go słyszeli.
- "Posyłam na ziemię Walkirię, będzie ona moim mieczem i ogniem. Ty zaś będziesz jej tarczą i zdrajcą starego porządku rzeczy"
Te słowa Baklazar zaczął powtarzać z każdym krokiem jaki pokonywał w kierunku swojej Pani.
Najpierw w języku ludzi, potem po elficku, potem po krasnoludzku, a na koniec w mowie orków. Gdy zrównał się z Walkirią, przykląkł i wyciągnął do niej ręce.
- Ja jestem Twoją tarczą, oddaj mi to narzędzie na przechowanie i przejdź próbę. Te marne istoty nie uwierzą dopóki nie zobaczą.

Kleryczka skrzywiła się na twarzy jakby poczuła fizyczny ból ukłucia gdy tłum zaczął wątpić.
"Są tak małej wiary" przeszło jej przez myśl, gdy spojrzała w górę, jakby współczując samemu Wszechstwórcy. Drażniło ją to i irytowało niczym wbita zadra.
Sybill spojrzała po swoich obrońcach, skupiając się na ich emocjach, które były dla niej niczym balsam.

- Wątpicie, choć dowody macie przed nosem - Arunsun mówiąc to wzrokiem wodziła po tych, od których owe zwątpienie wyczuwała. - Przyszliście tu dla wiary czy widowiska? - zapytała retorycznie. - Skoro chcecie widowiska to wam je zapewnię, lecz każdy wątpiący będzie musiał odbyć pokutę, za wątpienie w osąd samego boga - zagrzmiała. Pewnym siebie krokiem zbliżyła się do Janrara i Balkazara. Orkowi skinęła głową, a na rycerzu zawiesiła dłużej spojrzenie. Była im obu wdzięczna.
Jednak mimo, że to ork namawiał ją do złożenia broni to tarczę oddała do rąk Axima ze względu na to jaką reakcję mogłoby wywołać, gdyby trafiła w ręce Balkazara. Po chwili odwiązany od pasa miecz również znalazł się w dłoni wojownika. Arunsun zdjęła również pierścienie i amulet, a te złożyła już w rękach Balkazara, dając tym gestem do zrozumienia, że jest on również cenionym przez nią towarzyszem.

"Naga", bo taka się czuła jako wojownik bez swej broni, w samej tylko tunice, wróciła na podium gotując się do tego czego od niej oczekiwano.
Pokaż im, co potrafisz, pomyślał z sympatią, ale i odrobiną ironii, Esmond. Rozumiał aż za dobrze kapłanów, którym z pewnością nie w smak była 'konkurencja' w postaci kolejnej Walkirii, ale co widział na polu bitwy, to widział. Trudno było nie uwierzyć w to, co się widziało na własne oczy.
Mimo wszystko wolał w bardziej widoczny sposób nie wspierać kapłanki. Gdyby tak pomachał swoją nową ręką przed oczami jakiegoś z kapłanów, pewnie trafiłby na stos, a Sybill zaraz za nim...
Balkazar wstał i wrócił do pierwszego rzędu tłumu. Starał się nie pokazać po sobie jak wpłynęła na niego decyzja Walkirii. Do tej pory czuł się wyjątkowy. Myślał, że mianowanie go przez Wszechstwórcę tarczą Walkirii znaczy coś więcej. W tym momencie zalała go fala wątpliwości. Być może tarcza ma zupełnie inne znaczenia niż sądził. Może nie on sam został na tarczę wyznaczony tylko wszyscy w jej orszaku. Nawet zadał sobie pytanie czy to Walkiria dobrze interpretuje przekaz Wszechstwórcy. Po chwili jednak Balkazar odrzucił ostatnią myśl. Jest wojownikiem, nawet nie szamanem. Przemawia przez niego duma, a nie wiedza i doświadczenie w sprawach duchowych. Zauważył, że po raz pierwszy ma aż takie wątpliwości jaką decyzję ma podjąć. Pierwszy raz też w ogóle zaczął się nad czymś tak zastanawiać. Tak jakby odkrył w sobie zupełnie nową umiejętność. Przyszło mu do głowy, że może będzie musiał zmienić tytuł ze “Zdrajca” na “Oświecony”... zaśmiał się sam do siebie… nagle zamarł… właśnie odkrył znaczenie słowa żart. Za dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Będzie musiał porozmawiać z Walkirią na osobności. Może ona rzuci trochę więcej światła na jego wątpliwości i jej oczekiwania względem jego osoby. Póki co musi ją wspierać. Jej próby są ważniejsze.

Tłum stawał się na powrót zaciekawiony. Najpierw stanął naprzeciwko nich rycerz w lśniącej zbroi, który z wyglądu musiał być rycerzem zza wewnętrznego muru miasta. Następnie z tłumu wynurzył się ork przemawiający ojczystymi językami zebranej ludności, który w ślady rycerza zajął miejsce przy boku Walkirii. Kobieta obu oddała swój dobytek i dała znak kapłanom, że jest gotowa wypełnić tradycję związaną z próbami. Fala negatywności i zwątpienia przeszła w oczekiwanie.
Pierwszy kapłan wysunął się naprzód.
- Przejdźmy zatem do pierwszej próby z trzech prób inicjacji. - Z progu kaplicy wyszedł kleryk niosący dużą tacę z talerzem. Gdy się z nią zbliżał zauważalny stawał się rój much latający nad nią. Drugi kapłan przejął tacę i położył na jednym z trzech filarów na podium. Na talerzu leżało pełno mięsa w zaawansowanym stadium rozkładu. U podstawy pływała zielona ciecz przypominająca wielkiego gluta. Bijący z tego odór wykręcał nozdrza i sprawiał, że łzy same napływały do oczu.
- W czasie wojny panuje choroba i zgnilizna. Wraz z zwiększającą się ilością ciał po obu stronach konfliktu przychodzi mór rozkładający żywych i umarłych. Jego ofiarą padają zwierzęta i plon, które spożywamy. Fioletowe żyły wychodzą z mięsa, zielona trucizna trawi wodę. Walkiria Wszechstwórcy potrafi przegonić morderczy mór, oczyścić skażone mięso i zneutralizować zatrutą wodę. Pobłogosław tą strawę, by na powrót była zdatna dla dzieci Ojca.
Sybill stojąca przed talerzem, skierowana twarzą do tłumu wyczuwała dwa silne płomienie. Od Axima i Balkazara biła niewątpliwa wiara w siły kleryczki. W morzu szumu przebijały się kolejne. Kadle, Esmond, Razzdan, Zidemo, Glele i reszta wskrzeszonych na arenie. Małe ciepłe płomienie tliły się również za jej plecami i po bokach. Młodzi klerycy i kapłani wpatrywali się z wiarą. Nawet od trójki starszyzny było czuć płomień nadziei.
Arunsun skupiła się na tych płomieniach. One sprawiały, że czuła się silniejsza. Odór zgnilizny tego co leżało na talerzu przed nią był nie do zniesienia, nawet dla zaprawionej w boju kleryczki, która nie jednego wojownika z rozprutym brzuchem ratowała.

Sybill spojrzała w górę i uniosła ręce.
- Wszechstwórco, pokornie proszę cię o zesłanie na mnie łaski błogosławieństwa - zaczęła. - Ty który wszystko tworzysz, pozwól by teraz rozkład, trucizna i choroba opuściły to jadło, by mogło się znów stać dobrym pokarmem dla twych wyznawców!
Wewnątrz ciała Sybill wybuchnął płomień wiary, którego światło rozlało się z piersi na zewnątrz. Ciepłe światło objęło talerz i padło dalej na wiernych. Na oczach zgromadzonych fioletowe mięso stawało się zdrowe i świeże. Pleśń i zielona maź zanikały zostawiając czystą wodę. Wśród zgromadzonych ludzi, na których padło światło cofały się schorzenia skóry, narośla i przebarwienia.
Pierwszy kapłan skinął głową - Znakomicie, bardzo silna manifestacja oczyszczenia. Przejdźmy do drugiej próby.
Ponownie z progu kaplicy wyszedł kleryk niosąc tym razem dużą, pustą miskę.
Drugi kapłan ponownie rozpoczął monolog.
- Podczas wojny i suszy panuje niezaspokojone pragnie i łaknienie. Wszelkie żywe istoty schną i więdną bez wody życia. Zaczerp z wody wiary i przekaż ją pragnącym wiernym.
Walkiria czuła jak wokół zapalały się płomienie w sercach ludzi
Arunsun czuła się wspaniale będąc skąpaną w blasku energii, którą napełnił ją Wszechstwórca. Kobieta z dumą przyjrzała się temu co dokonała. Lecz kapłani nie zamierzali czekać, aż emocje ostygną.
- Stworzenie - mruknęła pod nosem kleryczka patrząc na niesioną misę, która po chwili została postawiona przed nią. Sybill wzięła ją w dłonie. Przymknęła oczy i zaczęła szeptać modlitwę o zesłanie boskiej wody.
Gdy Walkiria otworzyła oczy misa była wypełniona wodą, przezroczysty płyn falował delikatnie. Tym razem, bez większych efektów wizualnych, ale czyn sam w sobie dokonał się szybko.
Pierwszy kapłan wziął miskę w ręce i potwierdził tłumowi, że pojawiła się w niej woda.
- Doskonale, dokonało się stworzenie wody.
Z tłumu wydobyły się krzyki radości i wiwaty. Większość ludzi była wypełniona już nadzieją. Zaraz potem ponownie pojawił się kleryk niosący pustą tacę.
Drugi kapłan rozpoczął monolog:
- Wraz z pragnieniem przychodzi łaknienie, zapasy pożywienia kończą się, a żołądki kurczą się i zjadają organizm. Zaczerp z płomienia duszy, aby stworzyć posiłek dla potrzebujących.

Tymczasem Axim Jarnar stał pokornie w pierwszym szeregu tłumu, jaki zebrał się w świątyni. Swoją nieskromną sylwetką, dodatkowo poszerzoną przez zbroję rycerską, musiał zasłaniać niektórym widok. Nie przejmował się tym jednak w tamtej chwili. Jak zaczarowany wpatrywał się w poczynania Walkirii Wszechstwórcy, skupiając na niej całą swoją uwagą. Swój młot miał przyczepiony u pasa, stalową tarczę z kolei zawieszoną przez plecy. W lewej ręce trzymał tarczę Sybill, prawą wspierając się na jej mieczu.
Czuł, jak przelewa się w nim ekscytacja spowodowana pokazem mocy półbogini. W jego sercu ani na chwilę nie zagościła wątpliwość. Był pewien, że Walkiria przejdzie ostatnią próbę. Czekał tylko, aż to się skończy, a wtedy znów będzie mógł do niej podejść. Wesprzeć i osłonić. W duchu pluł sobie w brodę, że nie mógł w tej chwili zrobić nic, by jej pomóc. Gdyby tylko wiedział, jak ją wzmocnić…
Balkazar mając doświadczenie tylko z orkowymi szamanami. patrzył z zaciekawieniem na poczytania Walkirii. Nie było kwestią czy jej się uda tylko w jaki sposób. Po prostu nie docierała do niego możliwość porażki jego Pani.

Cała ta próba, w opinii Sybill, przestała wydawać się tak głupia jak to początkowo zakładała. To właśni tu miała po raz pierwszy okazję doznać tego jak działa wiara i jaki daje efekt dla niej samej. Rozgrzewała swoją duszę w płomykach które paliły się w każdym z wierzących. Jedne były niczym płomień świecy, inne jak pochodnie, a jeszcze inne niczym długo palące się ognisko.
Arunsun skupiła się na tym cieple, chcąc przyciągnąć je do siebie. Rozłożyła ręce na boki, zamknęła oczy i skierowała dłonie nad naczynie, wierzchem ku górze.
- Pozwól mi nakarmić istoty, które sam stworzyłeś - wypowiedziała, próbując energię płomienia duszy przemienić w pokarm.
Płomienie wystrzeliły z rąk Sybill w górę. Kołysały się i tańczyły, a gdy zgasły w rękach pozostała pustka. Przez długą chwile wszyscy wpatrywali się w ręce, ale nic się nie zmieniło. Kleryczka zagryzła nerwowo wargi i spróbowała jeszcze raz czując obecność Axima i Balkazara, ich siła stała się jej, stała się wiarą, która przeistoczyła się w posiłek. Powoli w rękach zaczęło rosnąć pieczywo, pojawiły się małe winogrona i kawałki wędliny. Z wyrazem ulgi odetchnęła mocniej, patrzała jak jedzenie rosło do swoich przeciętnych rozmiarów i odstawiła na talerz. Szybko przetarła spocone czoło.
Kapłani pokłonili głowy, a kleryk zadął w uroczysty róg.
Pierwszy kapłan zakrzyknął:
- Oddajcie hołd Walkirii Wszechstwórcy, pokłońcie głowy nad cudami, których dokonała oraz przyjmijcie jej błogosławieństwo!
Drugi kapłan podszedł z wysuniętymi przed siebie rękoma, na których trzymał złote berło. Zdobione było rysunkami płomieni, skrzydeł, rzeki i pól pszenicy.
- Pobłogosław berłem Wszechstwórcy swój lud Walkirio Wszechstwórcy.
Tłum krzyczał, wrzeszczał, śpiewał i wiwatował. Z tłumu szła fala energii przenikającej przez ubranie i skórę Sybill. Energia była ciepła niczym promienie słońca, pieściła jej skórę doprowadzając do szału zmysłów. Euforia doznań krążyła po ciele, a jej dusza wrzała łagodnym ciepłem.

Walkiria wzięła w dłonie berło jakby to był najcenniejszy artefakt. Uważnie mu się przyjrzała, badając dokładnie każde żłobienie na nim. Kiedyś nawet nie wyobrażała sobie, że będzie dane jej spojrzeć w kierunku tego przedmiotu, a dziś trzymała je w dłoni i proszono ją o błogosławieństwo. Dłuższą chwilę napawała się tymi doznaniami, robiąc pełną napięcia pauzę w całym tym wydarzeniu.
W końcu objęła rękojeść berła w dłoń i uniosła prawą rękę w górę, nad swoją głowę.
- Niech płomień Wszechstwórcy nigdy w nas nie zagaśnie. Błogosławię wyznawców stworzyciela, który zastał pustkę i rozpalił w niej życie!

Walkiria wypowiedziała błogosławieństwo i wzniosła berło w górę. Berło zabłysło światłem i oblało zgromadzonych intensywną świetlistą mgiełką.

(Esmod +1PŻ. Walkiria, Axim, Balkazar, Czerwony ork, gobliny, Kadle otrzymują +1PM)

Wszyscy zgromadzeni wierni czują się zdrowsi, jakby odzyskali dziecięcą witalność lub pozbyli się trawiącej ich od dawna choroby. Światło znikło, a wraz z nim rozpłynęło się w powietrzu berło. Kapłani zgromadzili się wokół dziewczyny i zaczęli jej pojedynczo gratulować. Klerycy zaczęli rozdzielać jedzenie i picie wśród wiernych, przynosząc zapasy z kaplicy.
Drugi kapłan podszedł - Gratulacje Walkirio, kiedy będziesz gotowa kontynuować treningi wróć do nas po więcej nauk.
Pierwszy kapłan wtrącił się - Tymczasem zejdź do swojego ludu i daj im się poznać z bliska.

Stojący w tłumie Esmond usłyszał nagle jakieś stłumione westchnienia, następnie jęki i płacze. Rozejrzał się wokół, spojrzał na pobliskie gobliny myśląc, że to ich głosy. Jednak zieloni też się rozglądali w zaciekawieniu słysząc coraz głośniejszy, stłumiony głos. Esmond ponownie rozejrzał się, aż w końcu spojrzał na swoją rękawiczkę. To spod rękawiczki dobiegał nasilający się płacz. Koścista dłoń przykryta rękawiczką emitowała odgłosy, które zwracały na siebie uwagę pobliskich wiernych.
Zdawać się mogło, że działalność Walkirii w jakiś sposób nie spodobała się nowej ręce Esmonda, któremu dla odmiany nie spodobał się sposób, w jaki ta ręka wyrażała swe odczucia. Co prawda niektórzy spodziewali się po magach różnych nietypowych zachowań, ale co za dużo, to niezdrowo.
By nie stać się obiektem zainteresowania tłumów Esmonda obrócił się na pięcie i odszedł, nie czekając na oficjalne zakończenie uroczystości.

Balkazar towarzyszył Walkirii krocząc kilka metrów za nią, mając czujne oko na wszystkich zbliżających się do niej i stanowiących potencjalne zagrożenie.
Zachowanie Esmonda wzbudziło alert w brązowym orku, ale Balkazar stracił nim zainteresowanie gdy mag się oddalił.

Axim zaś podszedł do kobiety i oddał jej tarczę oraz miecz, wiedząc, że z nimi będzie się lepiej prezentować.
- Schodzimy do twoich wiernych? - zapytał cicho, będąc gotowy jej towarzyszyć.

Sybill skinęła głową Janrarowi i przejęła od niego swoje przedmioty. Następnie posłała pełen zadowolenia uśmiech Balkazarowi. Ruszyła w tłum, by pozwolić się dotknąć zebranym, wryć swój wizerunek w ich wspomnienia.
- Czas spić śmietankę póki jesteśmy w blasku chwały - szepnęła kleryczka do wojownika w rycerskiej zbroi, gdy przeszła obok niego idąc do wiernych. Miała poważny wyraz twarzy i skupiona była na wyczuwaniu emocji bijących spośród członków kleru. W towarzystwie swoich dwóch najwierniejszych kompanów zeszła z podium.
Udawany rycerz podążył zaraz za nią, po jej prawicy. Prostował się i dumnie unosił głowę, robiąc za godną ozdobę półbogini. Odsuwał co bardziej nachalnych mężczyzn, przodem puszczając do Walkirii kobiety oraz dzieci.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 13-04-2017, 15:09   #159
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Esmond odwiedza Bjorfa

Esmond był przekonany, że próba zakończy się powodzeniem - końcu był świadkiem tego, co się zdarzyło na arenie. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od tego, czy Sybil nie straci wiary w siebie. No i powiodło się, zgodnie z oczekiwaniami niektórych i ku żalowi innych, bo mag był przekonany, że i tacy się znajdą, nie tylko wśród tych, co byli świadkami zdanego przez nową Walkirię testu.
Ciekawe, co się stało z jej poprzedniczkami, pomyślał, postanawiając jednak na później odłożyć tę kwestię. Sybil miała koło siebie wiernych wyznawców, którzy pomogą jej przy stawianiu pierwszych kroków podczas pełnienia nowej funkcji i będą pilnować jej pleców, a on teraz mógł załatwić swoje sprawy. Przydałoby mu się parę drobiazgów, a i zdałoby się zasięgnąć czyjejś rady.
Wiedział nawet, z kim powinien porozmawiać...

Do siedziby Bjorfa trafił bez większych problemów. "Koniec języka za przewodnika", powiadano, a wszyscy tutejsi wiedzieli, gdzie mieszka były wykładowca magicznego uniwersytetu.
Zapukał.

Drzwi magowi otworzyła znajoma twarz, w progu stała Acelia. W dalszym korytarzu paliło się światło i dało się słyszeć pytający głos Bjorfa:
- Czy dzisiaj są moje urodziny? Od dawna nie miałem w jeden dzień tylu gości.
- A czy przyjmujesz gości, którzy nie przynoszą prezentów, a chcieliby skorzystać z twej wiedzy, a przy okazji ubić interes? - spytał Esmond, skinąwszy Acelii głową na powitanie.
- Czym kopalnia i jej zasoby bogata. Co cię sprowadza?
Ręka Esmonda wciąż wydawała z siebie jęki i westchnienia.

Tuż za Esmondem ponownie rozbrzmiało pukanie. To Olaf, z miną niepokojąco zamyśloną, oczekiwał przed drzwiami do domostwa Bjorfa.
- Szkoda, że nie widzieliście, jak Walkiria zdawała przed kapłanami swój test - powiedział Esmond. - Ale nie to mnie sprowadza, znaczy nie chęć podzielenia się z wami relacją z tego wydarzenia. Chodzą słuchy, że dostaniemy kolejne zadanie i Sybill, znaczy nowa Walkiria, pyta, czy nie zechciałbyś nam towarzyszyć w następnej misji. Cena do uzgodnienia.
- A poza tym chciałbym kupić parę drobiazgów dodał. - Czy nie przeszkadza ci trochę ten nieporządek? - spytał. - Może ci pomóc posprzątać?
Acelia ciężko westchnęła i za prośbą Bjorfa ponowie otworzyła drzwi witając z uśmiechem kolejnego towarzysza. Odprowadziła go salonu. Wpuszczony krasnolud skinął znajomym głową i zachował milczenie.
- Ahh, tak? W sumie czemu nie. Jak to mówiłem już pięknej pani Aceli mogę udostępnić wam moje księgi, wiedzę i usługi w zamian za pomoc w odzyskaniu skradzionych ksiąg i artefaktów z uniwersytetu. Towarzysząc wam na polu bitwy może uda mi się wskazać kilka potencjalnych lokacji, gdzie mogą ukrywać się inne przedmioty.
- Czy jeszcze zanim wyruszymy wolno mi prosić o twą pomoc? - Krasnolud wysunął się zza pleców Esmonda.
- Poszukuję eliksiru niewidzialności i niestety goni mnie czas.
- Tak, gdzieś tu jakiś miałem. - Po kilku minutach dzwonienia po torbach i saszetkach wyjął właściwy eliksir i sprzedał Olafowi za wytyczną cenę.
- Dziękuję. Mam jeszcze jedną rzecz, której wszyscy troje możecie chcieć się przyjrzeć - to mówiąc sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej lekko już obszarpaną księgę oprawioną w czarną skórę. Na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym od większości tomów rozrzuconych po izbie. Olaf otworzył ją mniej więcej w połowie.
- Miałem wizję, jeszcze w rodzinnym mieście. Król Jerzy uwięziony w krysztale błyskającym czerwienią. Tu jest napisane, że można kogoś zamknąć w krysztale za pomocą rytuału krwi. A to pojebana, bluźniercza rzecz. Żaden z bogów cywilizowanych ras nie wymaga takich ofiar. Odkąd tylko wyruszyłem z Miasta pod Górą szukam kontynuacji tej księgi. Wiecie, gdzie powinienem zacząć poszukiwania?
- Magia krwi powiadasz? Hmmm… - Bjorf zawahał się, ale jego oczy szkliły się. Umysł wpadł już galop teorii. - Faktycznie bluźniercza magia, można rzec dosłownie demoniczna. To już daje nam jakiś trop. Co do ksiąg to jakieś mogą być w kościołach Grungniego oraz na terenie Magicznego Uniwersytetu. Jeden z kościołów jest przy samej bramie. Został zbudowany w podzięce za pomoc przy budowie miasta i murów obronnych.
- Skoro o magii mowa... Czy zechciałbyś rzucić okiem na moją rękę? Nie wiem, czy czasem nie powinienem poszukać jakiegoś drwala, by mi ją odciął. - To mówiąc Esmond ściągnął rękawiczkę i pokazał magowi swoją "jęczącą" rękę.
- Ahh, ręka. Tak, spójrzmy co my tu mamy. - Mag sięgnął po zaklęcie Identyfikacji i skupił się na jęczącej ręce. Jego oczy zaświeciły.
- Jej nazwa to Drażniąca Dłoń, jest przeklęta. Będzie wydawać z siebie różne drażniące dźwięki, próba oddzielenia od ciała skończy się śmiercią nosiciela. Przedmiot ma też magiczne zaklęcia. Raz na dzień: Unieruchomienie osoby, Status, Stworzenie szkieletu.
- Więc słusznie ją ukrywałeś jak dotąd. Prawdę mówiąc dopiero wczoraj zauważyłem, że coś się w tobie zmieniło, Esmondzie. Myślałem, że to efekt interwencji Wszechojca.
- Niestety nie - odparł Esmond - chyba że założymy, że to za jego przyczyną to się stało... Nie da się jej jakoś uciszyć? Albo odczarować? - Zwrócił się do Bjorfa. - Takie marudzące coś może trochę przeszkadzać podczas misji. A tak na marginesie... Jak działają te zaklęcia?
- Hmm, grubsza rękawiczka? Nie wiem, każdy przeklęty przedmiot charakteryzuje się jakimś elementem magii, który w jakiś sposób został spaczony lub zepsuty. Może jakiś antymagiczny artefakt lub coś słabiej tłumiącego magię, aby jej całkowity brak nie zabił ciebie. Co do działania zaklęć to musi być odkryta i wskazywać cel zaklęcia. Co do większego opisu zaklęć trudno powiedzieć, przeszkadza to, że przedmiot jest przeklęty.
- Poeksperymentuję... - mruknął Esmond.
- Wielu kleryków potrafi zmusić istoty do wykonania prostego rozkazu przez określony czas. Mnie tego nie nauczono, ale być może jacyś pozostali w Wodnym Krysztale będą potrafili zmusić Drażniącą Dłoń do posłuszeństwa? - zasugerował Olaf.
- Nie jestem pewien, jak kapłani do tego podejdą - westchnął z powątpiewaniem Esmond. - Możemy przejść do dalszej części interesów? - zwrócił się do Bjorfa.
- Oczywiście, w czym mogę jeszcze pomóc? - odpowiedział Mag.
- Przydałaby mi się jakaś porządna szata i może pierścień, który pomógłby mi ocalić skórę w trudnej sytuacji. No i jeszcze jakieś zaklęcia, żebym nie musiał polegać na tych z przeklętej ręki.
Bjorf przyniósł zamówione przedmioty. Esmond zapłacił za swój płaszcz i dwa pierścienie, po czym spytał:
- Według ciebie lepsza jest torba do noszenia ksiąg z zaklęciami, czy taki pas?
- Ja się już pożegnam. Do zobaczenia wieczorem - powiedział Olaf.
- Obie metody są dobre - odparł Bjorf, gdy za Olafem zamknęły się drzwi. - Mniej bojowi noszą w torbach, przekładając ilość nad jakość. Poza tym nikt nie wie, co może być w jej środku. Drudzy wolą szybko sięgnąć do pasa, do zwisającego na łańcuchu tomu, lubią żeby był widoczny, oznajmiając światu kim są.
- Masz może taki łańcuch na zbyciu? - spytał Esmond.
- Hmm, gdzieś jakiś powinien być, poszukaj w tamtym stosie. - Wskazał kupkę gratów rzuconych w kąt. - Jak znajdziesz możesz wziąć.
Esmond pomógł jeszcze Bjorfowi uporządkować bałagan, po czym, w nowej szacie, z księgami wiszącymi na łańcuchu, z pierścieniami na palcach i lżejszą sakiewką, ruszył do gospody. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy stoisku z bronią. Magowie walczyli magią, ale ta miała swoje ograniczenia. Na przykład można było rzucić ograniczoną liczbę zaklęć.
Z tego też powodu Esmond postanowił kupić nietypowy dla maga oręż - łuk.
Trafił na stoisko, gdzie Ryfui sprzedawała łuki, kusze, skóry zwierząt i akcesoria dla myśliwych. Harpia siedziała paląc fajkę i puszczając dymki. Jej skrzydła były obwiązane bandażami, ale wyglądała już znacznie lepiej.
- Witaj, widzę że masz dobre oko do przedmiotów. Półksiężyc jest bardzo dobrym łukiem, drewno pochodzi z elfiego lasu, a magowie z uniwerku wzmocnili go magią.
- Lubię magię - stwierdził Esmond - magiczne przedmioty również. Biorę. Ile ten łuk jest według ciebie wart?
- Wart jest co najmniej 100 sztuk złota, ale biorąc pod uwagę, że dzięki wam żyję i pewnie będziemy razem działać na polu bitwy to policzę 40 sztuk plus wesprzyj mnie w trudnych sytuacjach na misjach. - Ponownie zaciągnęła się kopcąc dymem z fajki.
- Z pewnością będę cię wspierać - odparł Esmond, równocześnie sięgając do coraz chudszej sakiewki. - Jestem przekonany, że nasza współpraca będzie się dobrze układać. O, jeszcze kołczan i strzały poproszę.
- Są w zestawie, kołczan mieści standardowo 20 strzał.
- Dziękuję bardzo - odparł Esmond, zabierając zakupy. - Do zobaczenia zatem na najbliższej wyprawie - pożegnał się z harpią.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-04-2017, 08:26   #160
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Późne popołudnie, karczma.

Balkazar przekroczył próg karczmy. Klienci zaczęli się już zbierać. Widok brązowego orka przy drzwiach spowodował lekkie zamieszanie. Balkazar skierował się w kierunku schodów prowadzących na górę i ruszył prosto w ich kierunku jasno dając do zrozumienia swoje zamiary. Być może to spowodowało to, że ludzie patrzyli na niego z uwagą, ale nie próbowali reagować. Po wejściu na górę podszedł do drzwi pokoju Arunsun. Przystanął na chwilę z prawą ręką w górze, zalała go fala niepewności. Następnie uderzył ręką. Efektem tego było skrzyżowanie pukania i walenia w drzwi. Zaraz potem odruchowo zrobił krok do tyłu w oczekiwaniu na otworzenie się drzwi.

Wkrótce w wejściu pojawiła się twarz Arunsun, która widząc umięśnioną postać ubraną w zdezelowaną skórzaną zbroję, uśmiechnęła się szczerze. Balkazar górujący o głowę nad młodą Walkirią opuścił wzrok na jej twarz i odezwał się głębokim głosem, który brzmiał już o wiele przyjemniej niż przy pierwszym ich spotkaniu.
- Moja Pani, chcę porozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Jest kilka rzeczy budzących moją… - chwilę szukał odpowiedniego zwrotu - niepewność.
- Oczywiście - skinęła głową Sybill. - Porozmawiajmy - dodała i przepuściła go w wejściu.

Wpuszczony do środka Balkazar omiótł pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu czegoś do siedzenia. Mimo swojego wieku sprawiał wrażenie bardzo sprawnego, a pod skórą widać było pracę każdego mięśnia. Ork miał też dosyć przyjemny ziemisty zapach. Balkazar ocenił, że każdy widoczny sprzęt będzie powodował, że w dalszym ciągu będzie dominował wzrostem nad swoją Panią, więc usiadł na podłodze pod ścianą ze skrzyżowanymi nogami. Odezwał się ponownie gdy poczuł się bardziej komfortowo.
- Proszę, mów co cię trapi - zachęciła go Arunsun, która zaraz podeszła do wolnego krzesła by przysunąć je sobie i wygodnie rozpocząć rozmowę.
- Przekonałem się, że moje rozumienie wytycznych Wszechstwórcy jest błędne.
Sybill zmrużyła oczy w zamyśleniu.
- Czy mógłbyś tą myśl rozwinąć? - poprosiła
- Pozwól, że zanim odpowiem to zadam jeszcze kilka pytań.
Kobieta skinęła mu głową.
- Jako, że ja również zostałem osobiście dotknięty przez Niego, na pewno w mniejszym stopniu - Balkazar szybko się zreflektował - to czy możesz powiedzieć jak bardzo Cię to Pani odmieniło?
- Byłam klerykiem, wiernym wyznawcą Wszechstwórcy, który nigdy nie prosił go o więcej niż było to konieczne. Byłam też istotą pozbawioną nadziei na to, że świat może wyglądać lepiej - westchnęła. - Żyłam z dnia na dzień, robiąc to co do mnie należało. A teraz... Widzę więcej, czuję bardziej. Wiem, że jesteś pełen wątpliwości, zagubiony. Nie martw się, choć droga będzie trudna to wierzę, że wszyscy podołamy temu zadaniu - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Rozumiem, powiedz mi zatem jasno czego ode mnie oczekujesz. Jeśli uznasz mnie godnego to będzie dla mnie zaszczytem poznać jakie masz plany na przyszłość.
- Przykro mi jeśli cię zawiodę, mówiąc, że nie mam jeszcze bardziej szczegółowych planów na przyszłość, niż to by wypełniać wolę Wszechstwórcy - wyznała mu szczerze Sybill. - Łaska naszego boga każdemu, który został nią dotknięty, diametralnie zmieniła życie. Wiedz jednak, że nie będę przed tobą ukrywać swoich planów. Jesteś moim towarzyszem w tej misji, którego zesłał mi sam bóg, a twoja rola w tym wszystkim będzie znaczna.
- Wróćmy teraz do Twojego pytania. Moje rozumowanie świata zmieniło się diametralnie - Balkazar zdawał się delektować właśnie wypowiedzianym słowem - od kiedy zostałem dotknięty przez Wszechstwórcę. W połączeniu z moją naturą i tradycjami w jakich dorastałem, traktowałem Cię jako silnego wodza, a moim zadaniem miała być tylko ochrona Ciebie swoim życiem. Popraw mnie jeśli się mylę, ale jednak wcale nie jesteś silna, nie jesteś Avatarem Wszechstwórcy, jesteś jego narzędziem, wykonawcą jego woli.
- Może jednak zmieni się to z czasem - odparł po chwili zastanowienia.
- Do tego czasu jednak muszę Cię chronić. Zrozumiałem, iż moja rola nie polega tylko na byciu Twoją bierną tarczą. Nie mogę zapominać iż jestem też Zdrajcą Starego Porządku Rzeczy, cokolwiek to znaczy. Wierzę jednak iż to Ty pomożesz mi odkryć prawdziwe znaczenie tych słów.
Balkazar, trafnie czy nie, wypowiedział te słowa w bardzo rzeczowy sposób. Nie sprawiał wrażenia iż chciał w jakiś sposób urazić swoją rozmówczynię. Wyglądało to bardziej jak próba rozłożenia obecnej sytuacji na czynniki pierwsze i poskładanie tego w logiczną całość.
Sybill skinęła głową na jego spostrzeżenie.
- Zgadza się, nie jestem jego ucieleśnieniem. Jestem narzędziem tak samo jak ty i inni wskrzeszeni. Choć różnię się od was tym, że zostałam pobłogosławiona przez boga możliwością lepszego odczuwania otoczenia, rozumienia istot w moim otoczeniu. Znam języki których wcześniej nie rozumiałam. Wyczuwam magię i moje zdolności stały się silniejsze. Potrafię również robić rzeczy, o których nie miałam wcześniej pojęcia, tak jak to miało miejsce na próbach. Cieszy mnie twoja chęć chronienia mnie, bo to z czasem może się okazać być konieczne. Tak jak i całkowite zaufanie, przynajmniej między naszą trójką, bo choć Axim nie doświadczył zmartwychwstania jak my dwoje, to jednak jego udział w tym cudzie był nie mniejszy.
- Poległem i zostałem przywrócony przez Wszechstwórcę. On wyznaczył mi zadanie chronienia Ciebie. Tradycja Orka nie pozwala mi zrobić nic innego jak być posłusznym najsilniejszemu wodzowi. Nie wiem czemu ale traktuję Cię jak jedno z orczych dzieci z mojego starego obozu, które trafiały na arenę i nie wszystkie stamtąd wracały. Jedyne co mogłem dla nich zrobić to uczyć je jak przeżyć. Aby stały się silniejsze, aby nabyły zdolności, aby miały jakąkolwiek szansę. Nie wiem czy to samo uda mi się zrobić z Tobą, ale spróbuję znaleźć jakąś metodę. Jeśli nie, to pozostanie mi tradycyjna próba utrzymywania Cię przy życiu - Balkazar wydał z siebie gardłowy pomruk, który Sybill zrozumiała jako parsknięcie śmiechu.
- Axima obserwuję, ale pozwól, że opinię o nim zachowam na razie dla siebie - kolejny identyczny gardłowy pomruk.
- Myślę, że to w jaki sposób o mnie myślisz jest całkiem trafny - odparła Sybill z uśmiechem. - Twoim wodzem teraz jest po prostu Wszechstwórca - stwierdziła. - Ja postaram się z całej swojej mocy unikać narażania się, lecz los niestety bywa nieubłagany. Co do Axima... Nie zmuszę ciebie do lubienia go. Jednak szczerze ci wyznaję, że mnie łączy z nim uczucie, które powstało jeszcze nim to wszystko się stało. Miłoby mi było gdybyście byli względem siebie serdeczni - dodała, ale nie było nacisku w jej głosie.
- Zapewniam Cię, że nie mam zamiaru okazywać mu wrogości. Jednak musisz zrozumieć iż w mej naturze nie leży pilnowanie czy zbroja błyszczy się na mnie wystarczająco jasno - Balkazar mówiąc to lekko przekrzywił głowę i mogłoby się wydawać, że w jednym z jego oczu pojawił się błysk. Walkiria poczuła aurę rozbawienia bijącą od brązowego Orka.
- Ah - Sybill roześmiała się z rozbawieniem. - To był mój pomysł. Musiałam go do tego przekonać. A to przez to, że on walczy nie zważając na swoje bezpieczeństwo. Ta zbroja ma po prostu go chronić. A, że my, ludzie, lubimy dbać o swoją broń i pancerz to nic dziwnego, że błyszczy - wyjaśniła mu.
- To właśnie nas różni. Żadna ilość błyszczącego pancerza nie pokona wroga. Wroga pokonają tylko umiejętności i ostra broń, a pancerz przede wszystkim powinien nie krępować ruchów. Ale nie marnujmy czasu na przekomarzanie się, dam mu szansę jeśli taka jest Twoja wola.
Arunsun skinęła głową na słowa towarzysza.
- Oczywiście masz rację, lecz style walki są różne. Jedni stawiają na zwinność i szybkość, a inni na siłę. Tym drugim zapewniam cię, że bardzo pomaga.
Balkazar zmrużył oczy i popatrzył na swoja rozmówczynię z powagą.
- Siły może Ci brakuje, ale zapewniam Cię iż nadrabiasz charakterem i uporem. Dobrze.

Balkazar podniósł się z podłogi i odezwał się ponownie.
- Będąc Twoim zbrojnym ramieniem jestem zmuszony prosić Cię o pomoc w naprawie mojego ekwipunku - mocno on ucierpiał w naszym ostatnim starciu.
- Oczywiście, z Aximem mogę się udać po ekwipunek dla ciebie. Jednak jeśli życzysz sobie nam towarzyszyć, to będzie mnie to tylko cieszyć - zapewniła kleryczka.
- W obecnej sytuacji wręcz nalegał bym aby udać się z Tobą. Moje topory i zbroja są w opłakanym stanie, a również jakaś tarcza mogłaby się przydać. Znając już Wasz gust wolałbym jednak wyposażenie wybrać sobie sam - Balkazara w dalszym ciągu nie opuszczał świetny humor, chyba rozmowa z Sybill mocno podbudowała jego poczucie wartości. Walkiria wręcz poczuła jakąś iskrę jaka zapaliła się jej gwardziście.
- Poza tym, muszę zacząć budować sobie pozycję w tym siedlisku. Nie chcę być od Ciebie zbytnio zależny. Moja duma nie pozwala mi Cię obarczać swoją osobą bardziej niż to konieczne.
- Rozumiem - odparła kobieta ze zrozumieniem, a nawet zadowoleniem. - Cieszy mnie twoja chęć do działania i angażowania się. Jak tylko wróci Axim to wybierzemy się, by ciebie odpowiednio przygotować do nadchodzących misji. Natomiast jeśli chodzi o twoich pobratymców… Myślałam o tym, żeby zostawić ich tu, przyuczyć do zawodu. Co o tym sądzisz Balkazarze?
- Zidemo i Glele proponował bym zabrać. Wojownik będzie miał problem z nauczeniem się wykonywania poleceń człowieka przy zwykłej pracy fizycznej. Szperaczka na pewno przyda się w terenie. Co do Razzadana to można byłoby mu znaleźć jakieś zajęcie w tym siedlisku. Może w jakiś sposób poprawiłoby to wizerunek zielonych wśród ludzi.
- Widzisz, bo ja tak sobie myślałam, żeby zabrać z nami Glele. Natomiast Zidemo poszukać jakiejś fizycznej pracy, a Razzadana przyuczyć do zawodu kucharza - wyjawiła swój pomysł Sybill. - Ale to ty ich znasz lepiej ode mnie. Chcę, więc decyzję co z nimi począć pozostawić tobie, Balkazarze.
- Nie wiem czy ludziom przypadłoby do gustu jedzenie przygotowane przez Orka - kolejna fala rozbawienia - ale bardzo jestem ciekaw efektów tego eksperymentu. Widziałem natomiast, że w karczmie serwują szczury. Jeśli towarzystwo Zidemo Ci nie odpowiada, to może można byłoby go zatrudnić w roli łapacza? Przysłuży się siedlisku, a i jego duma nie ucierpi zarabiając na siebie. Może dogadają się z pracodawcą razem pracując w kuchni.
- Dobrze też będzie zapytać tej trójki czego chce, bo może walka nie jest już tym co leży w ich kręgu zainteresowań - stwierdziła Sybill. - Każdemu z nich zaproponuje, by podjęli się pracy tu, w mieście. Dodatkowo fundusze niestety mamy ograniczone, więc nie będziemy w stanie każdego obkupić do walki. A nieprzygotowanego nikogo nie zabiorę w bój.
- Dobrze. Zostaw to mnie.
Balkazar wykonał sztywny ukłon wojownika, odwrócił się i wyszedł zostawiając Arnsun samą.

Następnego dnia Balkazar czekał na Walkirię przed karczmą. Arnsun wyszła przed budynek razem z Jarnarem tak jak się tego spodziewał. Po krótkim przywitaniu ruszyli w miasto. Kobieta wraz z mężczyzną szli przodem, a ork trzymał się kilka kroków za nimi.
Balkazar miał świadomośc co ozaczają spojrzenia ludzi których mijali i wiedział, że tylko i wyłącznie obecność półbogini, która dzień wcześniej przeszła rytuał prób, powodował iż był on tutaj tolerowany.
Po kilkunastu minutach dotarli na rynek. Odwiedzili płatnerza i kowala. Za każdym razem gdy wchodzili do budynku widok brązowego orka budził zdenerwowanie i silny opór, ale widok tarczy Sybill w połączeniu z jej retoryką działały cuda. Balkazar wybrał nową skórznię i dobrej jakości stalową tarczę, a u kowala zlecił naprawę i ostrzenie jego toporów. Miały być do odbioru po dwóch dniach.
- Jest nadzieja, że jakoś to będzie - pomyślał Balkazar. - Nie, nadzieja to matka głupich - poprawił się i skupił wzrok na sylwetce Walkirii kroczącej przed nim. - Wierzę, że jakoś to będzie.
 

Ostatnio edytowane przez Raga : 14-04-2017 o 08:29.
Raga jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172