Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2017, 03:01   #110
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice widząc trójkę nieprzytomnych, zrobiła minę pełną zdumienia i niepokoju. Przyspieszyła swe kroki ile miała jeszcze sił. Będąc już blisko na skarpie, gdy wraz z Fluksem zatrzymali się, a pies posłał jej ‘To’ spojrzenie, popatrzyła na niego, podniosła ręce w bezradnym geście i pokręciła głową.
- Nie pytaj mnie, też nie rozumiem - odpowiedziała psu i znów wróciła uwagą do reszty. Zauważyła powoli schodzącego ze spadzistej skarpy dziadka
- Tylko niech pan uważa! - rzuciła do niego, mając nadzieję, że się nie rozproszy i nie zabije. Przełykając ślinę, Alice rozejrzała się za najłagodniejszym, względem reszty przestrzeni, kawałkiem skarpy w najbliższej okolicy, po czym podeszła do niego. Zerknęła na Fluksa i na dzierżoną smycz. Kurczę, no bała się go sprowadzić ze sobą.
- To chyba nie da rady przyjacielu, nie chcę żeby coś ci się stało. - oznajmiła zwierzakowi, po czym cofnęła się do najbliżej połozonego drzewa, ale oddalonego tak by psiak sobie nic nie zrobił próbując ruszyć za nią, po czym przywiązała go.
- Poczekaj tutaj grzecznie, to potem jak wrócimy, dostaniesz więcej smakołyków, dobrze? Fluksik? - obiecała pieskowi, po czym pogłaskała go i dopiero z powrotem ruszyła do brzegu skarpy, by po upolowanym ‘bezpieczniejszym’ kawałku spróbować ostrożnie zejść na dół, krzyżując mentalnie palce, by nie spaść.
Ostrożnie stawiała kolejne kroki, omijała podejrzane mchy, stroniła od niepewnych, niebezpiecznych uskoków. Minęła staruszka, któremu z rąk wypadła apteczka. Podniosła ją i dalej kontynuowała zejście. Umordowana, lecz w jednym kawałku - znalazła się na plaży. Pięćdziesiąt metrów dalej leżała trójka ludzi potrzebujących jej pomocy.
- Proszę się nie martwić - staruszek wychrypiał, znajdując się w połowie drogi. - Od dawna nie czułem się tak żywy! - dodał z animuszem mającym zamaskować napięcie i strach. Jednakże dalej posuwał się w dół i jak na swoje lata radził sobie wyśmienicie.
Alice, gdy tylko znalazła się na dole, zerknęła na staruszka.
- Tylko proszę bardzo uważać! - powiedziała, bo nie chciała mieć tu kolejnej rannej/nieprzytomnej osoby. Podeszła z apteczką do całej trójki i nie wiedziała za kogo się brać najpierw. W pierwszej kolejności wzięła głęboki wdech.i przypomniała sobie zasady pierwszej pomocy. Po chwili pochyliła się i przytknęła każdemu z leżących palce do szyi w miejscu gdzie powinien, mniej więcej być puls. Sprawdziła też, czy oddychają. Klękając na piasku zaczęła oglądać kto miał jakie oznaki zranień. Spróbowała lekko poruszyć Sharifa za ramię, mając nadzieję, że może go to obudzi. Zaraz tak samo uczyniła z Lotte i chłopcem. Temu ostatniemu przyjrzała się, czy to nie Ismo, którego obiecała spróbować znaleźć.
Alice spostrzegła, że wszyscy mają wyczuwalny puls na szyi, co było uspokajające. Kiedy dotknęła chłopca, ten nagle otworzył szeroko oczy i zaczął krztusić się. Usiadł gwałtownie i ze strachem rozejrzał się dookoła.
- Wieloryb pomógł nam! - krzyknął do Lotte, ta jednak pozostawała nieprzytomna. Następnie zwrócił oczy na Alice. - Wilk! Czy widziała pani wilka?! - dodał spanikowany.
Tymczasem staruszek zdołał zejść ze skarpy. Miał tylko otarcie na ramieniu. Podbiegł z zadyszką do Irakijczyka i złapał go za to same ramię, co wcześniej Alice.
- Panie policjancie! - wychrypiał. - Czy słyszy mnie pan?!
Chłopiec jakby dopiero wtedy ujrzał Sharifa. Chwycił go mocno za dłoń, niczym tonący tratwy.
- Dziękuję panu, uratował nas pan! - wdzięczność wylewała się z niego. - Jest pan bohaterem!
Sharif tylko jęknął. Jego powieki zadrżały, co sugerowało, że był na skraju świadomości. Alice natomiast spostrzegła drobne, płytkie rany, z których sączyła się krew. Zapewne powstały w trakcie schodzenia ze skarpy. Mogłaby spróbować je opatrzeć, jako że miała przy sobie apteczkę.
Alice lekko drgnęła, gdy chłopiec poderwał się, odkaszlnął i zaczął mówić o wielorybie. Natomiast gdy wspomniał o wilku, kobieta uniosła brew. Rozumiała jego uczucia, zmrużyła oczy. Nie widziała wilka, ani wieloryba, ale nie chciała też by ten poczuł się niezrozumiany
- Nie widziałam wilka, musiał już stąd uciec. Spokojnie, jesteście już bezpieczni. - gdy wszyscy zwrócili swą uwagę na Sharifa i ona to zrobiła. Pochyliła się nad Sharifem i przebiegła wzrokiem po płytkich ranach, kręcąc głową.
- Ty to lubisz się obijać, prawda? - powiedziała niemal rozczulonym i troskliwym tonem, widząc że Sharif zaczyna reagować na głosy. Dotknęła ciepłą ręką jego policzka, po czym w końcu zajrzała do apteczki, by zorientować się co jest w środku. Na pewno przyda się woda utleniona i milion plasterków. A może powinna go okleić jak mumię, tak zapobiegawczo, przed następnymi urazami? Uśmiechnęła się lekko do tej myśli, jednak zaraz wróciła do niego uwagą. Wyciągnęła wacik i nasączyła go wodą utlenioną, po czym zaczęła leciusieńko przytykać do nowych ran Sharifa. Zerknęła również na Lottę, która nie wymagała interwencji. Miarowo oddychała, jej puls zdawał się w normie… jedynie nie wybudzała się.
- Jak się czujesz? - zapytała chłopca, bo musiała teraz poświęcić uwagę całej trójce, a pielęgniarką to nigdy nie była. Cały czas zadawała sobie pytanie, czy to on może być poszukiwanym synem. Kiedy uśmiechnął się w odpowiedzi, nabrała pewności. Nagle wyglądał jak znacznie starsza wersja chłopca, którego ujrzała na zdjęciu. Był wyższy, szczuplejszy, a jego włosy miały nieco ciemniejszy odcień. Chyba pytanie Alice sprawiło mu przyjemność.
- Dziękuję, dobrze - odpowiedział Ismo. Wydawało się, że obecność Alice uspokajała go. Kobieta wykazywała mu pełne zrozumienie i dostrzegała jego istnienie. Nie mógłby prosić o więcej. Niespodziewanie ściągnął z siebie koszulkę i podał go Alice. - Proszę spróbować, woda jest słona! - rzekł, jak gdyby oczekując, że Harper zacznie próbować smaku materiału. - W jeziorze! Normalnie powinna być słodka! A jest słona! - kilka razy powtarzał.
Alice sięgnęła po koszulkę i ścisnęła ją nieco.
- Ty jesteś Ismo, prawda? Po drodze tutaj spotkałam twoją mamę, bardzo się o ciebie martwiła… - powiedziała do niego spokojnie, a potem przytknęła dłoń na krótką chwilkę do ust, by zobaczyć, czy rzeczywiście jest słona. Tak, była!
- Mama - chłopiec mruknął do siebie. Powtórzył te dwie sylaby, jak gdyby były zupełnie obcym słowem. Spojrzał gdzieś daleko w zadumie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline