Nie można powiedzieć, by było w smak Jahleedowi jego położenie względem pośladków Liri - zdecydowanie wolałby miejsce Bofnana. Z drugiej jednak strony po ostatnich wydarzeniach seksistowskie (bądź co bądź) nastawienie do Liri nieco zmieniło się. Fakt, nadal wiele oddałby za upojne chwile z koleżanką z oddziału - jednak jej sprawność w walce i cynizm sprawiały, że Jahleed po prostu lubił Liri. Nie ciało, a osobę, towarzyszkę broni. "Dziwne.", przeszło przez myśl karłowi gdy drzwi odsunęły się i stanał w nich...
Jahleed Von: ... Barrius?! - sapnął zduszonym i przerażonym głosem Von.
Nikt jednak nie reagował okrzykami zdziwienia i zaskoczenia, tym samym uspokajając małego adepta. Nowy przełoży był również turianinem - po prostu, i Jahleed skarcił się w myślach za łatwe popadanie w złudzenia. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku.
Przybyły zaczął od milczenia - pierwsza różnica względem poprzedniego zwierzchnika. Gdy wreszcie odezwał się, był oszczędny w słowach i zasadniczy, acz nie arogancki. Gdy zarządził rozejście się i zbiórkę w sali odpraw, Jahleed trącił Liri łokciem i szepnął):
Jahleed Von: I jak, droga koleżanko? ... Znowu gad, co? He he ...
Gdy wreszcie dotarli do sali wielki duchem adept wdrapał się się na siedzisko i czekał na dalsze polecenia dowódcy. Gdy padła prośba o raport, Jahleed odezwał się (prawdopodobnie wpadając w słowo pozostałym):
Jahleed Von: ... Jahleed. Kapitan ruszył do walki bez włączonych tarcz ... i zmarł od bezpośredniego trafienia w głowę. ... I już.