Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2017, 10:15   #61
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Virginia rzuciła się w ich stronę niczym wygłodniała bestia, z ponurym charkotem i nienaturalną szybkością. I choć ludzie, którzy musieli się przed nią bronić byli przerażeni, to jednak wola walki i przeżycia zwyciężyła strach. Na pierwszą ofiarę maszkara wybrała sobie Saoirse, jednak nim zdążyła do niej dobiec, Wes nacisnął dźwignię gaśnicy i paskudna sylwetka kobiety zniknęła pod całunem białego proszku. Ciśnienie odrzuciło ją w tył i Virginia zawyła przeciągle, przecierając oczy. Seer wykorzystała fakt, że tamta jest oślepiona i cisnęła w nią wazonem. Sporej wielkości waza rozbiła się na głowie opętanej, jednak nie zrobiła jej większej krzywdy. Warcząc gniewnie, ruszyła na oślep w stronę walczących z nią ludzi. Wes znów potraktował ją falą proszku, który zmusił Virginię do wycofania się kilka kroków. Opary i substancja skutecznie uniemożliwiały jej atak, chociaż wyglądało na to, że powoli oswaja się z efektami działania gaśnicy. Normalny człowiek byłby już niezdolny do dalszej walki, jednak nie mieli do czynienia z normalnym człowiekiem i doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

Saoirse wykorzystała moment, w którym Virginia próbowała pozbyć się proszku z twarzy i opróżniła szuflady. W morzu znajdujących się tam szpargałów znalazło się coś, czym można się było obronić - młotek. Nawet duży, dość ciężki. Idealny, by nawet pomiotowi z piekła rodem zadać jakieś obrażenia. Śrubokręt też mógł w tym pomóc. W tym samym czasie Gwen zdążyła zebrać się na równe nogi i doskoczyła do miejsca, w którym leżał dziennik Mossa. Zbierając go z podłogi, dostrzegła jakiś metr dalej coś więcej. Leżący przy schodach dziwny, niewielki wisior, na który składał się cienki rzemyk i niewielki, na oko pięciocentymetrowy kawałek drewna z osadzonymi w nim dwoma kamieniami, na którym ktoś wypalił dziwne wzory. W jaki sposób się tutaj znalazł, Gwen nie miała pojęcia. Może wypadł z dziennika Mossa? Teraz nie miało to znaczenia. Zgarnęła przedmiot i ruszyła do kuchni. Zaraz za nią Emma i Henry.

W hallu potyczka z Virginią wciąż trwała. Seer, pokonując wewnętrzny strach zbliżyła się do oślepionej szkarady i zdzieliła ją szufladą w głowę. Wieko pękło w połowie i kobieta nie wiedziała, czy napędzany adrenaliną cios okazał się być tak silny, czy po prostu wykonanie mebla było tak tandetne. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać - kątem oka ujrzała zbliżające się pazury i machinalnie odskoczyła. Dłoń Virginii minęła ją dosłownie o centymetry. W tym samym czasie Wes znów zaatakował gaśnicą, a ta wypluła z siebie resztki proszku. Nie zastanawiając się długo, zamachnął się butlą i trafił kobietę w bok. Virginia zawyła i odkryła się na ciosy szufladą Saoirse, którą Irlandka atakowała jak w transie, uderzając na wpół leżącą kobietę gdzie popadnie.

W tym momencie z kuchni nadbiegli pozostali, z bronią w ręku. Gwen uzbrojona w długi nóż do mięsa, Emma w tasak, a Henry z tłuczkiem w jednej i nożem w drugiej dłoni. Virginia pod ciosami Wesa i Seer z każdą chwilą traciła siły, a reszta dołożyła swoje. W innej sytuacji może by się zastanawiali, czy warto uciekać się do tak drastycznych metod, ale to, co leżało na podłodze nie miało w sobie nic ludzkiego i nie zawahałoby się zabić ich, gdyby tylko na to pozwolili. Gwen uderzyła pierwsza, a ostrze weszło gładko i głęboko w ciało, tuż pod żebrami, uwalniając z rany ciemną, śmierdzącą krew. Virginia krzyknęła rozrywająco, a moment później przyjęła kolejne ciosy, tym razem tasaka i tłuczka. Stwór słabł z każdą kolejną raną, zamieniającą jego ciało w krwawą miazgę. Ciemna posoka lała się strumieniami, brudząc deski podłogi oraz dłonie, przedramiona i ubrania osób, które zadawały stworowi kolejne ciosy. Gdyby ktoś postronny widział tę scenę, zdawałoby mu się, że grupa psychopatów znęca się nad bezbronną ofiarą. I tylko ta piątka wiedziała, jak bardzo by się mylił.

Przestali dopiero wtedy, gdy Virginia nie wykazywała żadnych oznak życia. Szerokie bruzdy na jej ciele wciąż krwawiły, głowę znaczyły paskudne rany po uderzeniach tłuczkiem. Czymkolwiek była, nie stanowiła już żadnego zagrożenia. Jej "oprawcy" stali nad ciałem, dysząc ciężko, próbując uspokoić oddech i buzujące emocje. Adrenalina wciąż ich napędzała, jednak w końcu opadnie, spychając ich w senność i zobojętnienie. Hotel znów ogarnęła przejmująca, wgryzająca się w uszy cisza, a oni mieli chwilę na odpoczynek i zastanowienie się, co dalej. Obraz za oknami zlewał się w nieprzeniknioną biel. Pogoda wciąż się nie poprawiała, a wręcz przeciwnie - odnosili wrażenie, że na zewnątrz jest coraz gorzej.

 
Tabasa jest offline