Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2017, 10:15   #61
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Virginia rzuciła się w ich stronę niczym wygłodniała bestia, z ponurym charkotem i nienaturalną szybkością. I choć ludzie, którzy musieli się przed nią bronić byli przerażeni, to jednak wola walki i przeżycia zwyciężyła strach. Na pierwszą ofiarę maszkara wybrała sobie Saoirse, jednak nim zdążyła do niej dobiec, Wes nacisnął dźwignię gaśnicy i paskudna sylwetka kobiety zniknęła pod całunem białego proszku. Ciśnienie odrzuciło ją w tył i Virginia zawyła przeciągle, przecierając oczy. Seer wykorzystała fakt, że tamta jest oślepiona i cisnęła w nią wazonem. Sporej wielkości waza rozbiła się na głowie opętanej, jednak nie zrobiła jej większej krzywdy. Warcząc gniewnie, ruszyła na oślep w stronę walczących z nią ludzi. Wes znów potraktował ją falą proszku, który zmusił Virginię do wycofania się kilka kroków. Opary i substancja skutecznie uniemożliwiały jej atak, chociaż wyglądało na to, że powoli oswaja się z efektami działania gaśnicy. Normalny człowiek byłby już niezdolny do dalszej walki, jednak nie mieli do czynienia z normalnym człowiekiem i doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

Saoirse wykorzystała moment, w którym Virginia próbowała pozbyć się proszku z twarzy i opróżniła szuflady. W morzu znajdujących się tam szpargałów znalazło się coś, czym można się było obronić - młotek. Nawet duży, dość ciężki. Idealny, by nawet pomiotowi z piekła rodem zadać jakieś obrażenia. Śrubokręt też mógł w tym pomóc. W tym samym czasie Gwen zdążyła zebrać się na równe nogi i doskoczyła do miejsca, w którym leżał dziennik Mossa. Zbierając go z podłogi, dostrzegła jakiś metr dalej coś więcej. Leżący przy schodach dziwny, niewielki wisior, na który składał się cienki rzemyk i niewielki, na oko pięciocentymetrowy kawałek drewna z osadzonymi w nim dwoma kamieniami, na którym ktoś wypalił dziwne wzory. W jaki sposób się tutaj znalazł, Gwen nie miała pojęcia. Może wypadł z dziennika Mossa? Teraz nie miało to znaczenia. Zgarnęła przedmiot i ruszyła do kuchni. Zaraz za nią Emma i Henry.

W hallu potyczka z Virginią wciąż trwała. Seer, pokonując wewnętrzny strach zbliżyła się do oślepionej szkarady i zdzieliła ją szufladą w głowę. Wieko pękło w połowie i kobieta nie wiedziała, czy napędzany adrenaliną cios okazał się być tak silny, czy po prostu wykonanie mebla było tak tandetne. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać - kątem oka ujrzała zbliżające się pazury i machinalnie odskoczyła. Dłoń Virginii minęła ją dosłownie o centymetry. W tym samym czasie Wes znów zaatakował gaśnicą, a ta wypluła z siebie resztki proszku. Nie zastanawiając się długo, zamachnął się butlą i trafił kobietę w bok. Virginia zawyła i odkryła się na ciosy szufladą Saoirse, którą Irlandka atakowała jak w transie, uderzając na wpół leżącą kobietę gdzie popadnie.

W tym momencie z kuchni nadbiegli pozostali, z bronią w ręku. Gwen uzbrojona w długi nóż do mięsa, Emma w tasak, a Henry z tłuczkiem w jednej i nożem w drugiej dłoni. Virginia pod ciosami Wesa i Seer z każdą chwilą traciła siły, a reszta dołożyła swoje. W innej sytuacji może by się zastanawiali, czy warto uciekać się do tak drastycznych metod, ale to, co leżało na podłodze nie miało w sobie nic ludzkiego i nie zawahałoby się zabić ich, gdyby tylko na to pozwolili. Gwen uderzyła pierwsza, a ostrze weszło gładko i głęboko w ciało, tuż pod żebrami, uwalniając z rany ciemną, śmierdzącą krew. Virginia krzyknęła rozrywająco, a moment później przyjęła kolejne ciosy, tym razem tasaka i tłuczka. Stwór słabł z każdą kolejną raną, zamieniającą jego ciało w krwawą miazgę. Ciemna posoka lała się strumieniami, brudząc deski podłogi oraz dłonie, przedramiona i ubrania osób, które zadawały stworowi kolejne ciosy. Gdyby ktoś postronny widział tę scenę, zdawałoby mu się, że grupa psychopatów znęca się nad bezbronną ofiarą. I tylko ta piątka wiedziała, jak bardzo by się mylił.

Przestali dopiero wtedy, gdy Virginia nie wykazywała żadnych oznak życia. Szerokie bruzdy na jej ciele wciąż krwawiły, głowę znaczyły paskudne rany po uderzeniach tłuczkiem. Czymkolwiek była, nie stanowiła już żadnego zagrożenia. Jej "oprawcy" stali nad ciałem, dysząc ciężko, próbując uspokoić oddech i buzujące emocje. Adrenalina wciąż ich napędzała, jednak w końcu opadnie, spychając ich w senność i zobojętnienie. Hotel znów ogarnęła przejmująca, wgryzająca się w uszy cisza, a oni mieli chwilę na odpoczynek i zastanowienie się, co dalej. Obraz za oknami zlewał się w nieprzeniknioną biel. Pogoda wciąż się nie poprawiała, a wręcz przeciwnie - odnosili wrażenie, że na zewnątrz jest coraz gorzej.

 
Tabasa jest offline  
Stary 18-04-2017, 12:29   #62
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Strach napędzał go do działania, bo nie zamierzał tutaj umrzeć. Nie z ręki tego "czegoś". Trzymając odpowiednią odległość naparzał z gaśnicy i aż prawie zaśmiał się na głos, gdy jego ataki przynosiły efekty, zmuszając Virginię do cofania się. Na chwilę ją oślepił, dzięki czemu pozostali mogli działać. Kątem oka zobaczył, jak Emma, Gwen i Henry gdzieś biegną i na początku miał wrażenie, że chcą uciekać, ale niedługo później wrócili odpowiednio uzbrojeni.

Wes powtórzył atak gaśnicą, a gdy substancja wewnątrz butli się skończyła, zaczął nią wymachiwać, trafiając raz i drugi oszołomioną Virginię. Działał instynktownie, zupełnie nie myśląc nad tym, co dalej. Najważniejsze było przeżycie. Niedługo później do posłanej na deski przeciwniczki dopadli uzbrojeni w lepszy sprzęt i dokonali jej żywota. Krew lała się na podłogę i ściany, a ze stwora został jedynie szkarłatny ochłap. Taggart dyszał ciężko, wypuszczając szybko powietrze nozdrzami. Udało im się. Rozwalili to "coś" i nikt nawet nie został draśnięty.

Przetarł pot z czoła i przeszedł się w tę i z powrotem, starając się uspokoić. Emocje wciąż w nim tańczyły, a żołądek zawiązał się w supeł. Dopiero po dłuższej chwili był w stanie się odezwać.
- Robert nie ucieszy się z tego burdelu, który mu zostawiliśmy - rzucił z delikatnym uśmiechem, by rozładować atmosferę. - O ile w ogóle jeszcze żyje.

Przejechał dłonią po trzydniowym zaroście na podbródku i otaksował pozostałych wzrokiem. Całkiem przypadkiem dostrzegł, że Gwen oprócz dziennika Mossa trzyma coś w dłoni.
- Co tam masz ciekawego, Gwen? - Skinął głową w kierunku jej ręki.
 
Kenshi jest offline  
Stary 18-04-2017, 14:17   #63
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Koło trzeciego oddechu, który wzięła po tym, jak stwierdziła, że kobieta zombi jednak nie jest, aż takim zombie jak by się wydawało, Seer zemdlała.
W jej sennych marach wokół lewitujących kart tarota biegła ta pozszywana kobieta, a Saoirse próbowała bezskutecznie poruszyć się, żeby uciec lub chociaż zejść jej z drogi.
Nie wiedziała ile dokładnie była nie przytomna, ale w końcu innym udało się ją ocucić. Podniosła się niepewnie i jeszcze raz ujrzała zakrwawioną bezkształtną breję, która jeszcze dwie godziny temu była hotelowym gościem i wiodła pewnie jakieś mniej lub bardziej uporządkowane normalne życie.
Rozszarpane ciało, wystające tu i ówdzie kawałki kości oraz wnętrzności robiły duże wrażenie. Od tej strony jeszcze nikogo nie udało jej się ani poznać, ani podglądnąć. Najpierw z gwałtownego stresu zawiodła ją głowa, teraz do roboty zabrał się żołądek. Tyle dobrego, że zdążyła zwymiotować do jednej z szuflad, zamiast robić jeszcze większy syf na podłodze. Pozbycie się większej części śniadania otrzeźwiło ją na tyle, że mogła zacząć logicznie myśleć, bez obaw, że zaraz zemdleje ponownie.
- Whiskey, kurwa. Ktoś wie gdzie jest ten pierdolony pokój z barkiem? - zagadnęła przyjaźnie innych proponując prosty plan na najbliższe kilka minut.
Zwymiotowała jeszcze raz, tym razem nie mając już czym i stwierdziła, że chyba jednak ustoi samodzielnie na nogach przez dłużej niż kilka sekund. Zaczęła się rozglądać po holu próbując wydobyć z pamięci, gdzie jest droga prowadząca do tego gabinetu. Bez sukcesu. Potem nieco trzeźwiej spojrzała na utensylia kuchenne w posiadaniu Gwen, Henrego i Emmy. 'W kuchni nie było zombie, natomiast mógł być alkohol.'
Chwilę później wygrzebywała na chybił trafił wszystko z kuchennych szafek rozwalając to bez ładu po całej podłodze. Póki nie znajdzie mocnego alkoholu raczej nie zajmie się czymkolwiek innym.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 18-04-2017 o 14:21.
druidh jest offline  
Stary 19-04-2017, 22:28   #64
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Adrenalina opadał i Henry mógł powoli złapać oddech i w miarę racjonalnie zastanowić nad dalszym działaniem i tym co zobaczył. Na razie lekko skołowany obejrzał z niedowierzaniem to co kiedyś było, a obecnie przypominało zmiażdżone ludzkie kawałki mięśni, kości i skóry.
Widok krwi i wnętrzności nie był czymś co przeraża czy też brzydziło Henrego, praca w szpitalu najwyraźniej uodporniał na takie widoki - nie raz w swym lekarskim fachu widywał gorsze przypadki.
Henry widząc mdlejącą Saoirse ruszył w jej stronę, najwyraźniej dla niektórych ostatnie wydarzenia i widoki nie były czymś co chciało się oglądać.
Szybko sprawdził tętno i oddech, przy okazji postarał się rozpiąć guziki koszuli kobiety i dać jej dostęp do świeżego powietrza. Gdy oprzytomniała, Henry pomógł jej powoli wstać a widząc że zwymiotował szybko odszukał szklankę i nalał zimną wodę podając jej.

-Proszę, powinno bardziej pomóc niż alkohol. Lepiej się nie odwodnić.

Na słowa Taggarta, Henry skrzywił się.

-Mam dziwne wrażenie że spora część hotelu, przypomina to ''coś'' co spotkaliśmy - nie wiem co się dzieję ale na pewno nie jest to żadna znana mi choroba czy też epidemia. Dziennik nie kłamie ten dom naprawdę jest przeklęty.

Po czym Henry zaczął przeszukiwać kuchnie, potrzebował taśmy, ostrych rzeczy, cukru i środków czyszczących i konserwujących. Potrzebował wszystkiego tego co łatwo było znaleźć w kuchni, a razem dawało zabójczą mieszankę.

-Wes jak możesz zabarykaduj wejścia do kuchni, ja postaram się wykorzystać naukę by nam pomogła w każdym razie zrobiła spore zamieszanie.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 19-04-2017, 22:38   #65
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Gwen wpadła do kuchni jako pierwsza. Oddychała szybko, rozglądając się gorączkowo po pomieszczeniu. W jednej dłoni ściskała dziennik Mossa, w drugiej tajemniczy amulet, który znalazła nieopodal schodów prowadzących na piętro hotelu. Spojrzenie jej niebieskich oczu zatrzymało się na solidnym kuchennym nożu, którego ostrze blado zalśniło w ciemnościach. Jednym susem doskoczyła do blatu, na którym leżał ów przedmiot i zorientowała się, że przecież potrzebowała wolnej ręki. Wcisnęła dziennik Mossa za pasek, a amulet przewiesiła rzemieniem na szyi i chwyciła pewnie za nóż.
Wtedy do kuchni wbiegła Emma, a zaraz za nią Henry. Gwen przyjrzała się im. Na ich twarzach malowało się przerażenie, ale i determinacja - by ocalić własne życie. Zauważyła, że również chwycili za przybory kuchenne.
- Załatwmy tę sukę - powiedziała do pozostałej dwójki, skinęła do nich głową i jako pierwsza wyszła z kuchni, przewodząc nadchodzącej odsieczy.

To, co zobaczyła, pewnie w każdej innej sytuacji wzbudziłoby w niej litość dla leżącej na ziemi istoty i wstręt do dwójki oprawców w postaci wątłej Irlandki i całkiem dobrze zbudowanego drwala. Gwendoline brzydziła się przemocą. To właśnie dlatego tak zaciekle walczyła o prawdę, próbując jednocześnie załagodzić istniejące konflikty zbrojne, chcąc uświadomić zwykłych obywateli o tym, co tak naprawdę kryło się w odległych zakątkach ziemi, pośród zgliszczy wojen i niesnasek politycznych. Sama umiała o siebie zadbać, nauczyła się samoobrony, trenowała kilka razy tygodniowo, jednak nie po to, by wyrządzać innym krzywdę, a by móc się w razie czego obronić.
Tym razem jednak nic takiego się nie stało. Kierowana chęcią unicestwienia zagrożenia, dołączyła do dwójki oprawców i wbiła ostrze noża w miękkie ciało potwora, który kiedyś był Virginią Dalber. Nie czuła nic szczególnego. Walczyła o przetrwanie - i to nie pierwszy raz - tylko to się liczyło. Nie myślała o tym, że być może zabijała z zimną krwią. Nie była morderczynią. Chciała jedynie przeżyć, by poznać prawdę.

Kiedy krwawe przedstawienie dobiegło końca, Gwen odsunęła się od martwej istoty, stanęła na równych nogach i wyprostowała się, wpatrując się chłodnym spojrzeniem w ciało leżące u jej stóp. Spojrzała na swoje ręce, które całe ubroczone były krwią zmarłej. Bluza, koszulka, a nawet spodnie były do wyrzucenia - takie plamy z krwi były nie do sprania. Nie było to jednak istotne. Potarła się po policzku, chcąc otrzeć spływające krople krwi, jednak tylko je rozmazała. Spojrzała po pozostałych, kończąc na Wesleyu. Również umazany był krwią Virgini i wtedy Gwen z przerażeniem stwierdziła, że było w tym widoku coś podniecającego.
Wytarła ostrze noża o spodnie i wsunęła nóż za pasek, dochodząc do wniosku, że może jej się jeszcze przydać.
Wtedy też przypomniała sobie o swoim znalezisku, któremu nie zdążyła się przyjrzeć. Wysunęła więc amulet spod bluzki i obróciła go w dłoni.
- Co? Ach, to… - Pytanie Wesa wytrąciło ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się do mężczyzny, co dla kogoś obserwującego to z boku mogło wyglądać całkiem groteskowo, zważając na umazany krwią policzek. - Znalazłam przy schodach. Nie wiem skąd się tam wzięło, być może Virginia… To coś to upuściło rzucając się w naszym kierunku. Sądzę, że to może być amulet, o którym wspominał Moss w swoim wpisie w dzienniku.
Wsunęła z powrotem amulet pod bluzkę i odwróciła wzrok od Wesa, by ponownie utkwić go w ciele leżącym na podłodze.
- Czym ona się stała? - spytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Może nawet trochę się jej obawiała, jednak wciąż chciała odkryć prawdę - jakakolwiek by ona nie była.
- Jeśli to, co wypisywał Moss w swoim dzienniku, jest prawdą - powiedziała w końcu - to… mamy do czynienia z jakimś starym, indiańskim bytem, który uwolnił lata temu.
Wyciągęła zza pasa dziennik i otworzyła na wpisie, który dotyczył dziwnego rytuału.
- Według tego wpisu powinniśmy udać się do zielarni, skąd otworzymy tajne zejście do jamy, w której musimy zamknąć… tę istotę. Wpierw jednak musimy dowiedzieć się czym może być to płonące życie, którym należy pokryć amulet.
Gwen wzruszyła ramionami i schowała dziennik. Miała co prawda kilka pomysłów, lecz były one na tyle szalone i niedorzeczne, że nie odważyła się nimi póki co podzielić.
- Muszę wziąć kilka rzeczy ze swojego pokoju - stwierdziła w końcu, po czym ruszyła w stronę schodów. Gdzieś w głębi duszy liczyła, że Wes pójdzie za nią. Bądź co bądź we dwójkę było zawsze raźniej.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 20-04-2017, 12:04   #66
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
- Też uważam, że ten hotel jest przeklęty - odparł na słowa Henry'ego. - I nie potrzebuję już żadnych dodatkowych dowodów. Zastanawia mnie tylko, gdzie są pozostali... mam nadzieję, że Robert i reszta żyją...

Stanął w drzwiach do kuchni, obserwując, jak Morgan uwija się ze swoimi sprawami. Zerknął na bladą Seer, kobieta chyba nie była w najlepszej formie, ale nie wyglądało na to, by miała ponownie zemdleć. Potem odezwała się Gwen.
- Nie mam pojęcia, czym stała się Virginia i właściwie to wolę nie wiedzieć - powiedział Wes, uśmiechając się delikatnie do blondynki. Wciąż czuł się nieswojo, ale wolał nie okazywać tego przy pozostałych. - Jedno jest pewne: powinniśmy trzymać się teraz bezwzględnie razem i zastanowić się, jak odprawić ten rytuał, bo chyba amulet już mamy.

Na chwilę przejął go z rąk dziennikarki i przyjrzał mu się. Rzeczywiście wyglądał na indiańską robotę, więc to, o czym pisał Moss w swoim dzienniku okazywało się być straszną prawdą.
- Cokolwiek tutaj jest, już się obudziło, więc trzeba odesłać to tam, gdzie jego miejsce, zanim nas pozabija. Co do tej płonącego życia... tak, jak mówiłem wcześniej, może chodzi o krew? Tak przy pierwszej myśli, to życie mi się z tym kojarzy... Poza tym, przecież można spróbować, a jeślli to nie poskutkuje, pogłówkujemy nad innym rozwiązaniem. Henry, masz chyba jakieś igły i strzykawki przy sobie? Zgłaszam się na ochotnika do pobrania krwi i pokrycia nią tego kawałka drewienka. - Wskazał palcem na "amulet".

- Pokaż mi ten dziennik, Gwen, może jest tam jeszcze coś, co przeoczyliśmy.
Gdy kobieta podała mu niewielki notes, Wes zaczął powoli przekartkowywać zawartość i przyjrzał się dokładniej okładce, zwracając uwagę na wszystko, co mogłlo odstawać od normy, a potem ruszył za dziennikarką na górę.
 
Kenshi jest offline  
Stary 20-04-2017, 20:46   #67
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Tak, kurwa, idźcie - rzuciła za wychodzącymi Seer pojawiając się w drzwiach od kuchni. W ręce trzymała butelkę alkoholu, który bezpretensjonalnie pociągała z gwinta. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia nikt inny już z niej raczej nie skorzysta, ale Irlandka nie wyglądała na przejętą tym faktem.
- Porozłaźmy się to tym pierdolonym domu w poszukiwaniu większej ilości zombie. Ubić jednego w pięciu to żaden wyczyn. Jeden na jeden z taką maszkarą, to będzie jakieś wyzwanie. Przepraszam. Jeden na dwóch. - Wróciła do kuchni nie czekając na odpowiedź.
- Czego ci trzeba? - zwróciła się do Henrego - Wywaliłam już połowę rzeczy z tych szafek, mogę wywalić też drugą. Przynajmniej się na coś przydam - rzuciła i zabrała się za przetrząsanie kuchni w poszukiwaniu rzeczy, których potrzebował doktor, no i może jeszcze jakiegoś poręcznego noża lub tasaka.

Nie minęła jednak chwila, gdy w jej umyśle, który powoli odzyskiwała swoje normalne właściwości, narodził się nowy plan.
- Doktorze, przyzna Pan, że Pana była pacjentka przy naszym i jej ostatnim spotkaniu zyskała wyraźnie na możliwościach fizycznych, ale jej sprawność umysłowa ewidentnie spadła. To znaczy, - zabrała się za coraz bardziej precyzyjne przeszukiwanie kuchni - że najważniejsze jest zatrzymać to coś zanim do nas dotrze. Bo to coś, raczej nie wymyśli jak nas przebiegle skonsumować, ale raczej niczym pies Pawłowa, szukać będzie najprostszej drogi do naszego gardła. Nawet jeśli ta droga będzie najeżona trudnościami. Dosłownie najeżona.
Saoirse szukała w kuchni oraz holu długich i wytrzymałych kijów, które można by zaostrzyć lub połączyć z czymś ostrym i używać jako broni. Przede wszystkim uznała, że godne zainteresowania są karnisze na oknach, ale i w kuchni mogły się znaleźć jakieś kije od szczotek lub metalowe drągi. Poza tym potrzebowała solidnej taśmy klejącej. Gwoździe, też w sumie mogły się nadać. Zaczęła obmyślać jak skonstruować broń, która mogła by trzymać zombie na dystans. Nie bez przyczyny MacGyver był jej ulubionym serialem.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 20-04-2017 o 23:34.
druidh jest offline  
Stary 20-04-2017, 23:22   #68
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Tasak był najlepszym, co w danym momencie znalazła. Słowa Gwen wcale nie nastroiły jej bojowo. Bardziej nią wstrząsnęły. W końcu mimo wszystko, mieli właśnie zaatakować coś, co całkiem niedawno było kobietą. Człowiekiem zupełnie jak oni.
Emma poczuła się jakby była bohaterem jakiejś książki z opowieścią grozy. Dziwne wrażenie chwilę nie mijało.
Mrużyła oczy, gdy wrócili i wspólnie zatłukli istotę. Kiedy padła na ziemię, Emma powoli opuściła dłonie po bokach, po czym podniosła jedną i czystym kawałkiem skóry nadgarstka odgarnęła kosmyki włosów do tyłu. Patrzyła na martwe, nie ruszające się ciało i była w szoku. Cała ta scena była dla niej kompletnie nierealna. Kobieta czuła się jak ogłuszona. Pisk w uszach nie ustawał. Wszyscy tu zebrani wyglądali fatalnie, ale bladość Irlandki wskazywała na to, że z nią było zdecydowanie najgorzej. Gdy zemdlała, Harrison nadal stała sztywno i milczała. Zaczęły się rozmowy.
Propozycje i dywagacje. Emma nie mówiła nic. Poszła również do kuchni i ściągnęła brudną koszulę, zostając w bluzce na ramiona, która jeszcze została oszczędzona. Otarła dłonie w skasowany materiał.
Czuła się cholernie brudna po tym co zrobili. I choć miała na co dzień do czynienia z gorszym brudem, to teraz jakoś nie czuła się swobodnie. Zmarszczyła brwi, gdy Gwen oznajmiła, że chce iść do swojego pokoju
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł się rozdzielać, serio. - poparła słowa Saoirse. Nieco się już ocknęła z odrętwienia i rozejrzała się. Zmarszczyła brwi i podeszła do drzwi wyjściowych z kuchni
- Myślicie, że już nie wstanie? - rzuciła jeszcze w temacie Virginii. Powiodła też spojrzeniem po holu
- Sue?! Wróć kochanie! - zawołała po krótkiej chwili ciszy i zagwizdała na sunię. Miała nadzieję, że nic jej nie będzie, a narobili tą walką tyle hałasu, że o ile coś jeszcze było w okolicy, to już by przylazło. Kobieta martwiła się i nie miała nic do dodania w temacie tego dziennika i amuletu, talizmanu, czy co to tam u diabła było. Nie miała teraz do tego głowy. Zdecydowanie chciała się napić i to mocno. Jako iż przywieziona przez nią whisky była na piętrze, kobieta jednak nie odważyła się ruszyć po nią sama, a z Irlandką o flaszkę bić się nie będzie.
Teraz liczyło się dla niej, by zlokalizować Sue...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 21-04-2017, 15:15   #69
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Henry nie miał problemu ze znalezieniem potrzebnych rzeczy, tak samo i Seer. Kije od trzech szczotek i kilka mniejszych noży można było przykleić do siebie taśmą i to już dawało im prowizoryczne włócznie. Wes, pilnując drzwi i oglądając dziennik nie odnalazł nic szczególnego - ot, niewielką przegródkę na grzbiecie, gdzie na oko pasować mógł znaleziony przez Gwen przedmiot. Nie trafił na żadne dodatkowe zapiski na temat płonącego życia, zatem musieli improwizować. Emma kilkukrotnie przywołała do siebie Sue i gdy zaczynała się już poważnie martwić, collie nadbiegła od strony jadalni, machając ogonem i rzucając się w objęcia swej właścicielki. Popiskiwała, dyszała z wywalonym jęzorem i była wyraźnie pobudzona (wystraszona?), jednak znajdowała się w pełni sił, zatem gdziekolwiek czmychnęła, nie wpakowała się na kolejne stwory, jeśli jakiekolwiek tam były.

Hotel zrobił się nagle nieprawdopodobnie cichy, nawet śnieg przestał uderzać o okna, a między nieszczelnymi framugami nie tańczył wiatr. Zgodnie z postanowieniem większości, nie zamierzali się rozdzielać, zatem gdy tylko Henry i pozostali zainteresowani zrobili, co zamierzali, udali się w piątkę na piętro. Wchodząc powoli po schodach z bijącymi sercami i z uniesioną w gotowości bronią odetchnęli z ulgą, gdy nie wyskoczyła na nich żadna kolejna maszkara. Korytarz jednak nie był pusty - mniej więcej pośrodku, w sporej plamie krwi leżało jakieś ciało. Sue znów zaczęła piszczeć, chowając się za nogą Emmy, a gdy podeszli bliżej, rozpoznali zwłoki - Ronnie Schwartz, bokser, który przyjechał tutaj spędzić przyjemne chwile, leżał teraz z rozerwanym gardłem, gniewnym spojrzeniem zmatowiałych oczu wbitym w sufit i ustami otwartymi do krzyku, który nigdy nie opuścił jego gardła. Virginia odpowiednio się nim zajęła, wyrywając kawał mięsa z szyi aż do grdyki.

Przeszedł ich nieprzyjemny dreszcz, a Seer opróżniła zawartość żołądka tuż obok nieboszczyka i jeszcze przez dłuższą chwilę miała niekontrolowane odruchy wymiotne, aż łzy napływały jej do oczu. Gdy w końcu się uspokoiła, ostrożnie ominęli zwłoki, przygotowani, że te mogą w każdej chwili poruszyć się i zaatakować ich z morderczą zaciekłością oraz bezwzględnością. Nic takiego jednak nie miało miejsca; Schwartz naprawdę musiał być martwy. Z duszą na ramieniu zniknęli w pokoju Gwen, który przynajmniej w tej chwili okazał się bezpieczną przystanią. Kobieta zabrała potrzebne jej rzeczy i przygotowani na przeróżne okoliczności całą piątką wyszli na zewnątrz.

Stanęli jak wryci, gdy okazało się, że zwłoki Schwartza... zniknęły. Pośrodku korytarza ostała się kałuża krwi, od której odchodził szeroki, szkarłatny szlaczek wiodący w kierunku schodów. Wyglądało to tak, jakby ktoś niepotrzeżenie i bezgłośnie zakradł się do ciała boksera i zaciągnął je po dywanie na dół. Jak to było możliwe? Przecież w pokoju Gwen nie byli nawet pięciu minut, poza tym coś by na pewno usłyszeli, prawda? Strach zalewał ich umysły, podpowiadając najgorsze i najkrwawsze scenariusze. Ledwo zbliżyli się do schodów, gdzie dostrzegli ślady krwi prowadzące na parter, a rozległo się głośne walenie w drzwi frontowe, od którego Seer i Gwen niekontrolowanie pisnęły. Ktokolwiek próbował dostać się do środka, musiał mieć poważny powód, gdyż natarczywe pukanie z każdą chwilą tylko się wzmagało. Sue zaczęła głośniej piszczeć, chowając ogon pod siebie i kuląc się, jakby chciała zupełnie zniknąć za nogami swojej pani.

 
Tabasa jest offline  
Stary 22-04-2017, 19:06   #70
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wychodziło na to, że Moss ukrył ten cały "amulet" w dzienniku - sprytnie. Szkoda, że przy okazji nie napisał, czym było płonące życie, ale biorąc pod uwagę, że sam najpewniej uczestniczył w podobych wydarzeniach co Wes i pozostali, mógł nie mieć na to zbytnio czasu. Taggart oddał Gwen dziennik i gdy Henry z Saoirse przestali krzątać się po kuchni, znalazł sobie jakiś nóż do obrony. Nie był może największy, ale nada się, jak przyjdzie co do czego. Przynajmniej na pierwsze pięć sekund. W dość ponurym nastroju poczłapał za blondynką na piętro. Wiedział, że jako "wieśniak" - bo tak sobie przecież mogła o nim myśleć - nie miał u niej żadnych szans, ale mimo wszystko chciał ją chronić. Polubił Gwen i spodobała mu się od samego początku, choć dopiero teraz przyznał to przed sobą otwarcie. Do tej pory nie dopuszczał tej myśli do siebie, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że nic z tego nie wyjdzie na dłuższą metę. Jeśli tylko wyjdą z tej szalonej przygody cali, Gwen wróci do swojego życia, zapominając o prostym stolarzu z dziury zabitej dechami, dlatego lepiej było nie robić sobie żadnych nadziei, zwłaszcza, że takie historyjki z podtekstem zdarzały się tylko w tanich romansidłach.

Znalezisko na piętrze szybko zaczepiło go w rzeczywistości. Łysy mężczyzna, którego widział przy śniadaniu rozmawiającego z Gwen leżał martwy w kałuży własnej krwi. Wesowi zrobiło się niedobrze na widok rozerwanego gardła i poczuł żółć w przełyku, zdołał jednak jakoś opanować odruch wymiotny. Wziął kilka głębszych wdechów, starając się nie patrzeć na ciało i ruszył do pokoju blondynki. Co innego było oglądać takie sceny w hollywoodzkich produkcjach, a co innego na żywo. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że po tym, co tu widział, jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Nigdy nie sądził, że wpląta się w coś, za co z przyjemnością wpakowaliby go do pokoju bez klamek, gdyby tylko komuś o tym opowiedział. Nadprzyrodzone zjawiska istniały i teraz wszyscy się o tym przekonywali na własnej skórze. Oby tylko udało im się wyjść z tego w jednym kawałku...

Te i inne myśli przelatywały mu przez głowę, kiedy znaleźli się w pokoju Gwendoline. Gdy kobieta skupiła się na swoich rzeczach, Wes podszedł do okna. Śnieżyca była tak potężna, że niczego poza wszechobecną bielą nie był w stanie uchwycić. Zastanawiał się, na ile to załamanie pogody jest prawdziwym pokazem siły żywiołu, a na ile zaangażowane są w to te dziwne siły, które ponoć drzemały pod hotelem. Jedno nie ulegało wątpliwości - byli tutaj uwięzieni, utknięci, jakkolwiek to nazwać. Po wyjściu na korytarz czekała na nich kolejna niespodzianka; ciało mężczyzny zniknęło, a właściwie zostało chyba przetargane przez kogoś na parter. Wes zastanawiał się, jak to możliwe, że nikt niczego nie usłyszał, przecież łysol nie wyglądał na chuchro, które można sobie bezgłośnie zaciągnąć na dół. Może coś bawiło się ich umysłami? Może byli tylko częścią jakiejś gry i ktokolwiek to robił, teraz śmiał się z nich do rozpuku?

Do tego doszło walenie w drzwi, które sprawiło, że Taggart aż podskoczył w miejscu, a serce znów zabiło mu mocniej. Spojrzał po nie mniej zaskoczonych i zaniepokojonych towarzyszach.
- Na zewnątrz szaleje taka zawieja, że nikt nie byłby w stanie dostać się do hotelu w żaden sposób. Moim zdaniem to jakaś pułapka. Powinniśmy skupić się na tym, żeby odprawić ten rytuał z dziennika Mossa - powiedział Wes, siląc się na przekonywujący ton. - Henry, gdzie masz narzędzia? Pobierz mi krew i sprawdźmy, czy mój pomysł zadziała. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jeśli zejdziemy do piwnicy, to tam będzie dla nas najbezpieczniej. Poza tym i tak nie mamy innego wyjścia, to wszystko co się dzieje jest zdrowo popierdolone.

Z nożem w gotowości ruszył na parter i słysząc nieustanne walenie, podszedł powoli do drzwi mijając zwłoki Virginii i zachowując jednak delikatny dystans krzyknął swoim chrapliwym głosem.
- Kim jesteś?! Przedstaw się!
Oczekując na odpowiedź, skrzyżował spojrzenie z Gwen i pozostałymi. Nie zamierzał podejmować pochopnych decyzji nie wiedząc, z kim ma do czynienia po drugiej stronie. A nawet gdy już będzie wiedział, cóż, zastanowi się.
 
Kenshi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172