Koło trzeciego oddechu, który wzięła po tym, jak stwierdziła, że kobieta zombi jednak nie jest, aż takim zombie jak by się wydawało, Seer zemdlała.
W jej sennych marach wokół lewitujących kart tarota biegła ta pozszywana kobieta, a Saoirse próbowała bezskutecznie poruszyć się, żeby uciec lub chociaż zejść jej z drogi.
Nie wiedziała ile dokładnie była nie przytomna, ale w końcu innym udało się ją ocucić. Podniosła się niepewnie i jeszcze raz ujrzała zakrwawioną bezkształtną breję, która jeszcze dwie godziny temu była hotelowym gościem i wiodła pewnie jakieś mniej lub bardziej uporządkowane normalne życie.
Rozszarpane ciało, wystające tu i ówdzie kawałki kości oraz wnętrzności robiły duże wrażenie. Od tej strony jeszcze nikogo nie udało jej się ani poznać, ani podglądnąć. Najpierw z gwałtownego stresu zawiodła ją głowa, teraz do roboty zabrał się żołądek. Tyle dobrego, że zdążyła zwymiotować do jednej z szuflad, zamiast robić jeszcze większy syf na podłodze. Pozbycie się większej części śniadania otrzeźwiło ją na tyle, że mogła zacząć logicznie myśleć, bez obaw, że zaraz zemdleje ponownie.
- Whiskey, kurwa. Ktoś wie gdzie jest ten pierdolony pokój z barkiem? - zagadnęła przyjaźnie innych proponując prosty plan na najbliższe kilka minut.
Zwymiotowała jeszcze raz, tym razem nie mając już czym i stwierdziła, że chyba jednak ustoi samodzielnie na nogach przez dłużej niż kilka sekund. Zaczęła się rozglądać po holu próbując wydobyć z pamięci, gdzie jest droga prowadząca do tego gabinetu. Bez sukcesu. Potem nieco trzeźwiej spojrzała na utensylia kuchenne w posiadaniu Gwen, Henrego i Emmy. 'W kuchni nie było zombie, natomiast mógł być alkohol.'
Chwilę później wygrzebywała na chybił trafił wszystko z kuchennych szafek rozwalając to bez ładu po całej podłodze. Póki nie znajdzie mocnego alkoholu raczej nie zajmie się czymkolwiek innym.