- Ianus Accipiter - ozwał się nieco niewyraźnym głosem kędzierzawy mężczyzna w czerwonej prosto skrojonej tunice i zawiązanej na szyi chuście - Legion czarnogórski, trzecia - wypowiedź przerwał pociągnięty z kielicha łyk - kohorta.
Siedział wygodnie, wręcz biesiadnie rozluźniony na jednym z szezlongów i z uśmiechem jaki najwyraźniej wywołały na jego twarzy słowa Okara, dolewał sobie wina. Oczywiście czerwonego, które miało jakoby z południowych stoków doliny Albis pochodzić. Nie trzeba było sokolego oka by widzieć, że nie jest to jego pierwszy kielich ani dziś, ani wczoraj, ani nawet w tym tygodniu. Postury był raczej średnio wysokiej, co zwyczajnym było dla synów Thoeru, choć dobrze zbudowanej, by nie rzec wręcz krępej. Lewe jego ramię zdobił tatuaż składający się z kilku liter symbolizujących prawdopodobnie legion, oraz znaku przedstawiającego czarny szczyt górski.
Obok niego spoczywała nienagannie wyczyszczona pełna lorika folgowa, oraz pas z przypiętym doń i zabezpieczonym w pochwie długim obosiecznym mieczem i kolista tarcza.
Dobrał w niezajętą kielichem drugą dłoń, garść prażonych orzechów, z których część natychmiast wrzucił do ust i spojrzawszy na Okara, odparł:
- Mieczem robię, ale… mleć każden jeden umie, to i co wam po tym co tu naopowiadamy? A spodziewać się Okarze, możesz, że krwią własną dopełnimy starań co by towar pana Hamadrio jak i on sam z ludźmi swymi, bezpiecznie dotarł do Kies. Na chwałę i sławę - po czym ni to drwiąc ni to poważnym będąc wzniósł kielich ku nadzorcy, oraz współ kolegom i koleżankom i opróżnił go błyskawicznie. Otarł już nie tak śpiesznie usta i spojrzał na Torillczyka - Tyle że krew ma swoją cenę. A trzy denary dziennie można dostać za ochronę w Baranim Ogonie. Z jedzeniem, napitkiem i alkową u Jolity. Także dobijcie do pięciu i myślę, że się dogadamy.