Skinęła głową na powitanie.
W odpowiedzi jej strój zaśpiewał tembrem wszytych weń ozdób. Nanizanych na rzemienie kamiennych korali, rzędów metalicznych krążków wytłaczanych w dziwne wzory, lamelkowych tasiemek, tajemniczych wisiorów, pędzli i łańcuszków.
Usiadła na miękkich poduszkach obserwując z zainteresowaniem zgromadzonych przy stole najemników. Sięgnęła po pękatego daktyla rozmiarów niemowlęcej pięści, wsunęła go pod woal skrywający twarz i żuła w milczeniu. Metaliczne paciorki poniżej linii oczu błyskały jak rybia łuska i wydawały z siebie hipnotyczne pobrzękiwania.
- Thoerczyk dobrze prawi - odezwała się po legioniście podejmując wątek pieniężny.
Głos miała niski, bliski mamrotu, który się kojarzył z recytowaniem zaklęć, z obrzędami w imię okrutnych bogów, z wywoływaniem duchów.
- Pięć srebrnych do dobra cena za nadstawianie karku. Jak każdy Rusanamani poważnie podchodziła do handlu. Była przekonana, że gruby Torillczyk gotów odebrać brak targowania jako obelgę. Nie mówiąc o tym, że rzeczywiście ceniła się wyżej niż trzy sztuki srebra.
- Zwą mnie Zahija. Szkolono mnie w magii - Instynktownie obróciła na palcu pierścień. Prosty, z czerwonym oczkiem w kształcie łzy.
W jakiego rodzaju magii? Nie sprecyzowała.
Kolejny daktyl zniknął pod chustą. Cudownie miodowy.
Siedziała na skrzyżowanych nogach, dostojna i wyprostowana. Niewysoka, eteryczna. Pani zagadka, ukryta pod zwojami zwiewnych jedwabi, miękkich kaszmirów, lśniącej satyny i przezroczystych muślinów. Nie sposób było wyłowić spod tych warstw zarysu sylwetki, choć zdradzały ją drobne, odkryte dłonie o długich palcach i delikatne kostki nóg ozdobione bransoletami. Skóra, młoda i napięta, lśniła odcieniem palonego cukru. I tylko oczy miała jasne. Jeszcze bardziej niebieskie przez obramowanie z czarnych rzęs i brwi.
Ostatnio edytowane przez liliel : 19-04-2017 o 22:42.
|